Gospodarka trzeszczy do wstrzyknięnia

Najbardziej – bo o 24 proc. – zdrożała żywność, na czele z cukrem, którego ceny w rok poszły w górę aż o 85 proc. Na szczęście wolniej drożały usługi oraz paliwa, czemu zawdzięczamy to, że w lutowym odczycie nie zobaczyliśmy liczby z dwójką na przodzie.
Przywykliśmy już do fatalnych wieści inflacyjnych, które z morderczą, comiesięczną regularnością podsuwa Główny Urząd Statystyczny. Gdyby trzy lata temu ktoś pokusił się o prognozę sugerującą wzrost inflacji z ówczesnego poziomu 4,7 proc. do aktualnego pułapu, z pewnością zostałby okrzyknięty panikarzem. A przecież trzy lata w życiu gospodarczym to jak mrugnięcie: 36 miesięcy jest popularną cezurą na przykład przy zakupach ratalnych, bo pozwala rozbić koszt na dogodne do spłaty transze i nie winduje jeszcze mocno ceny kredytu. Oczywiście, dokonując zakupów, klienci zwykle przymierzają taki wydatek do swej bieżącej sytuacji finansowej, a jeśli zakładają zmiany, to raczej na korzyść.
W ostatniej trzylatce te kredytowe szacunki okazały się warte funta kłaków. Stopy procentowe w nieco ponad rok wystrzeliły 0,25 do 6,75 proc. Inflacja to samo zrobiła z kosztami życia. Wspominam o tym jednak nie po to, by po raz kolejny pochylać się z troską (to nie ironia) nad dolą kredytobiorców, zwłaszcza tych, którzy pożyczyli na mieszkania tuż przed gwałtownym wzrostem oprocentowania i raty nagle urosły im nawet o 100 proc. To głównie z myślą o nich Rada Polityki Pieniężnej już jesienią ub. roku zatrzymała podwyżki stóp procentowych, a prezes NBP Adam Glapiński na każdej kolejnej konferencji podkreśla od tej pory, że ich poziom jest „adekwatny do sytuacji”. W tym miejscu trzeba jednak zapytać: czy poziom stóp procentowych, zdaniem prezesa był adekwatny również do sytuacji milionów mieszkańców Polski, którzy nie mają wprawdzie kredytów, ale codziennie robią zakupy? Czy ich portfele, choćby przez ostatnie pół roku, nie zasługiwały również na ochronę?
We wrześniu ubiegłego roku, kiedy prezes Glapiński ostatni raz anonsował wzrost stóp, inflacja w Polsce wynosiła 17,2 proc. Dziś – 18,4 proc. A przecież ten sam Adam Glapiński kilkanaście miesięcy wcześniej, ogłaszając pierwsze podwyżki, uspokajał, że pierwsze pozytywne efekty wzrostu stóp procentowych da się zauważyć w koszyku inflacyjnym najwcześniej po dwóch-trzech miesiącach! Cóż, nie pierwszy to raz, kiedy słowa prezesa NBP nie znajdują pokrycia w rzeczywistości. Inflacja w Polsce nie zwalnia dzięki polityce banku centralnego. Przeciwnie, od ostatniej podwyżki stóp procentowych jeszcze odrobinę przyspieszyła – choć akurat odpowiedzialność za to prezes Glapiński współdzieli z Mateuszem Morawieckim, którego rząd systematycznie szkodzi działaniom antyinflacyjnym NBP, i z Władymirem Putinem – architektem wojny, która doprowadziła do szokowego skoku cen ropy i gazu.
Wiele wskazuje na to, że w kolejnych miesiącach inflacja zacznie już wyraźnie hamować. W głównej mierze stać będzie za tym właśnie spadek cen surowców energetycznych i widoczne spowolnienie gospodarcze, choć NBP i Glapiński, niczym przysłowiowa żaba u kowala, z pewnością spróbują ogłosić się autorami tego sukcesu. Słuchając zadowolonego z siebie prezesa nie zapomnijmy więc, że gdyby nie jego dobre samopoczucie przed dwoma laty i zapewnienia, że Polsce grozi deflacja, wracalibyśmy teraz z nieco krótszej i na pewno o wiele tańszej podróży.
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 115 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)