Ceny, inflacja, bezrobocie. Czy jest ratunek dla naszych portfeli

Rządzący, bagatelizując wzrost cen, skazują nas na przeciągającą się stagnację gospodarczą i narastające bezrobocie. To będzie jak jazda autem, w którym kierowca jednocześnie wciska gaz i hamulec.

04.11.2022

Czyta się kilka minut

Warszawa, lipiec 2022 r. /  / Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl
Warszawa, lipiec 2022 r. / / Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl

Po wielu miesiącach bicia rekordów inflacji rządzący znaleźli wytłumaczenie tej sytuacji: co prawda mamy znaczne wzrosty cen, ale gdybyśmy chcieli im zaradzić, rzesze Polaków straciłyby pracę. „Rodzi się pytanie: czy wolicie 17-procentową inflację, czy 17-procentowe bezrobocie. Liberałowie krzykną, że bezrobocie, ale po cichu dodadzą, że pod warunkiem, iż to nie oni będą bezrobotni” – stwierdził 20 października podczas Krynicy Forum prezydent Andrzej Duda. Wtórował mu premier Mateusz Morawiecki, który w wywiadzie udzielonym „Dziennikowi Gazecie Prawnej” oświadczył, że „jeśli ktoś chce mnie namawiać na duszenie inflacji poprzez bardzo wysokie bezrobocie, to mu się to nie uda”.

Kto zapłaci najwięcej

Albo inflacja, albo bezrobocie – to fałszywa alternatywa i chwyt retoryczny mające zamknąć usta tym, którzy krytykują rząd za marne efekty walki z galopującymi cenami (we wrześniu inflacja sięgnęła w Polsce 17,2 proc.). Do słownika władzy wróciło określenie „wstrętny liberał”, czyli człowiek nieczuły na los ludzi tracących zatrudnienie. Bezrobocie zaś, choć wciąż jedno z najniższych w Unii Europejskiej, znowu oddziałuje na wyobraźnię milionów Polaków. Lepiej przecież mieć pieniądze, nawet tracące na wartości, niż nie mieć ich wcale.


GOSPODARKA TRZESZCZY: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Takie myślenie może nas doprowadzić do sytuacji, w której będziemy mieć i jedno, i drugie. Przedłużająca się, podwyższona inflacja ma bowiem negatywny wpływ na aktywność gospodarczą. Jest jak mgła, z powodu której trudno spojrzeć dalej i planować przyszłe posunięcia, łatwo za to zniechęcić się do podejmowania odważnych kroków na rynku. Inflacja oznacza też rosnące koszty prowadzenia działalności, z którymi mogą sobie nie poradzić zwłaszcza małe i średnie firmy. A na nich opiera się nasza gospodarka. Zwolnienia przyjdą przede wszystkim w branżach, w których koszty działalności rosną szybciej, a cen nie da się łatwo podnieść, nie tracąc klientów. Chodzi przede wszystkim o usługi, małe sklepy czy gastronomię, w której już widać załamanie, przekładające się na liczne upadki restauracji w ostatnich tygodniach.

Trzeba też pamiętać, że w Polsce ponad 9 mln osób pobiera emerytury i renty. Dla dużej części z nich to jedyny dochód, a w 2021 r. udział comiesięcznych, niezbędnych wydatków w nim wzrósł: dziś wynosi on dla rencistów 79,7 proc., dla emerytów zaś 69,6 proc. Waloryzacje świadczeń poniżej stopy inflacji, a nawet kolejne dodatki uchwalane przez Sejm sprawy nie załatwią. Jeśli inflacja będzie nadal rosła w takim tempie, przedstawiciele tych grup społecznych będą musieli ograniczać wydatki, przejadać oszczędności lub wpadną w spiralę zadłużenia.

Decydenci nie chcąc wytoczyć inflacji epickiej bitwy, skazują nas na długotrwałą wojnę podjazdową, której efektem będzie przeciągająca się stagnacja gospodarcza i wzrastające bezrobocie. Na dodatek sporą część kosztów walki rządu o ochronę miejsc pracy poniosą ci, którym już należy się zasłużony odpoczynek albo ci, którzy z powodu stanu zdrowia pracować nie mogą.

Krzywa przekłamana

Założenie rządzących, że mamy do czynienia z prostą zależnością między inflacją a bezrobociem, opiera się na wulgaryzacji tzw. krzywej Phillipsa. W 1958 r. nowozelandzki ekonomista William ­Phillips napisał artykuł, w którym na podstawie brytyjskich danych statystycznych z lat 1861-1957 dowodził, że niskie bezrobocie zazwyczaj towarzyszyło wysokiej zmianie płac nominalnych, i odwrotnie. W tym miejscu wkradają się dwa przekłamania. Zmiana, w tym przypadku utrata wartości zarobków nominalnych, jest tylko inflacją płac, a nie wzrostem cen towarów i usług konsumpcyjnych, co powszechnie określa się jako inflację. Oba zjawiska mają ze sobą związek, nie są jednak tożsame. Sam Phillips nie twierdził, że są zależne od siebie, tylko że ze sobą współwystępują. Jednak w państwach o gospodarce rynkowej zakorzenione zostało przeświadczenie, że mają one ze sobą nierozerwalny związek. I to pomimo, że od odkrycia Phillipsa minęło już ponad sześć dekad, a liczne wydarzenia w historii gospodarczej ukazały, iż relacja ta nie występuje zawsze i wszędzie. Dla przykładu, już kilkanaście lat po publikacji artykułu Zachód nawiedziła stagflacja, czyli splot inflacji i stagnacji gospodarczej, który doprowadził do wzrostu bezrobocia.


CZYTAJ TAKŻE: JAK SAMEMU ZROBIĆ TARCZĘ ANTYINFLACYJĄ >>>


Z dzisiejszej perspektywy ważniejsze są jednak doświadczenia pandemii COVID-19. To ona zakończyła długi okres, w którym w licznych gospodarkach Zachodu (m.in. USA, Wielka Brytania, Niemcy) niskiej inflacji towarzyszyło niskie bezrobocie. Z pandemią jest bowiem związany jeden z ważnych czynników proinflacyjnych, czyli zwiększenie podaży pieniądza na rynku, za którym nie idzie odpowiedni wzrost gospodarczy. Miało to miejsce w latach 2020-2021, kiedy to w wielu krajach – w tym w Polsce – ilość pieniądza na rynku wzrosła znacznie bardziej niż PKB. Państwa na całym świecie prześcigały się wtedy w pompowaniu w rynek pieniędzy w ramach kolejnych pakietów pomocowych, żeby przedsiębiorstwa, zmuszone restrykcjami do przestojów, nie musiały zwalniać ludzi lub całkowicie zamykać działalności. Udało się, jednak obecnie płacimy za to wysoką cenę. Gospodarka z rosnącą inflacją jest jak rozpędzający się samochód na ulicach miasta. W końcu trzeba wcisnąć hamulec.

Rządzący i bankierzy centralni mogą odpowiedzieć na to podnosząc stopy procentowe (Rada Polityki Pieniężnej), podwyższając podatki albo przeprowadzając cięcia w wydatkach (rząd). Gdy tak się dzieje, konsumenci mniej wydają na swoje potrzeby, a producenci mniej inwestują. Ma to wpłynąć na spowolnienie wzrostu cen, ale może także spowodować ograniczenie działalności gospodarczej, a więc i zatrudnienia. Wolniej też rosną wtedy marże firm i wynagrodzenia pracowników. Można rzec, że dzięki przełożeniu nogi z gazu na hamulec, samochód jedzie wolniej. Jeśli jednak kierowca naciśnie go zbyt mocno, pasażer wyleci przez szybę. Nadmiernie ostra polityka monetarna może doprowadzić do recesji i wzrostu bezrobocia.

Właśnie takim scenariuszem straszą nas Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki. Niewiele jednak wskazuje na to, że mają rację. Bezrobocie jest w Polsce wciąż bardzo niskie (5,1 proc., prawie najniższe w historii III RP), wzrost gospodarczy (5,3 proc. w II kwartale) też niczego sobie. Produkcja we wrześniu urosła o 9,8 proc. rok do roku. W tym czasie RPP podniosła stopy procentowe jedenastokrotnie, a stopa referencyjna wynosi już 6,25 proc., najwięcej od 2002 r. Mimo to inflacja nie zwalnia, we wrześniu mieliśmy wręcz najwyższy jej wzrost (miesiąc do miesiąca) od maja – 1,6 proc.

Co można zrobić

Trudno oczywiście stwierdzić, że podwyżki stóp nie działają. Gdyby nie one, inflacja mogłaby być znacznie wyższa. Statystyki pokazują, że zmiany stóp zniechęciły firmy, jak i osoby prywatne do zadłużania się. Drastycznie spada zwłaszcza wartość udzielanych Polakom kredytów hipotecznych (w sierpniu, rok do roku, o 70,9 proc.). Jednocześnie, jak wynika z analiz GUS, rośnie odsetek Polaków, którzy uważają, że inflacja będzie wciąż rosła – we wrześniu było to aż 74 proc. badanych. To niedobrze, bo na samą inflację wpływają także oczekiwania społeczeństwa, które działają jak samospełniająca się przepowiednia.

W efekcie, ponieważ oczekiwana inflacja jest wyższa od stóp procentowych, i to o kilkanaście procent, nie mają one takiego wpływu na gospodarkę, jakiego się po nich spodziewają rządzący. To w dużej mierze wina prezesa NBP Adama Glapińskiego, który swoją nieudolną i wprowadzającą w błąd komunikacją nadwyrężył zaufanie Polaków do polityki monetarnej. Dlatego żeby dziś zbić inflację, być może potrzebna jest ostrzejsza reakcja. Do tego namawia prof. Joanna Tyrowicz z Rady Polityki Pieniężnej. Ale także ona nie chce osiągnąć tego pułapu od razu – oznaczałoby to bowiem podwyżkę do co najmniej 18 proc. Chce, by czynić to stopniowo, co dałoby sygnał, że RPP inflacji nie odpuści.

Taka polityka miałaby jednak poważne konsekwencje dla kredytobiorców, którzy chętnie brali kredyty jeszcze w połowie ubiegłego roku, gdy stopy procentowe wynosiły zaledwie 0,1 proc. Robili to nie z naiwności, ale kuszeni optymizmem Adama Glapińskiego, który w styczniu 2021 r. uważał, że grozi nam nie podwyższona inflacja, lecz... deflacja, a w marcu 2021 r. to potwierdził mówiąc, że prawdopodobieństwo podwyżek stóp procentowych wynosi zero.

Dziś, niestety, dalsze podwyżki są konieczne, jeśli nie chcemy latami męczyć się z wysokim wzrostem cen. Na szczęście nie znaczy to, że musimy wrócić do radykalnej polityki monetarnej z lat 90., zwłaszcza jeśli dzięki stopniowym, ale jednoznacznym podwyżkom zacznie w końcu topnieć inflacja.

Oczywiście ważne jest też, by władze kierowały się spójną polityką. Dziś jest tak, że nawet gdy RPP lekko wciska hamulec, to rządzący rozpędzają samochód kolejnymi dodatkami. A to może się skończyć źle w czasach, w których mimo dobrych wyników naszej gospodarki, musimy przygotować się na ogólnoświatową recesję. Tę zaś lepiej powitać bez inflacyjnego balastu. Na ceny surowców energetycznych nie mamy większego wpływu, jednak po odjęciu cen żywności i energii inflacja wynosi już tylko 10,7 proc. I tu rządzący oraz bank centralny mogą zrobić wiele. Nie tylko podwyższając stopy, ale też bardziej restrykcyjnie spinając budżet i uważnie konstruując wydatki. Na to jednak, z powodu zbliżających się wyborów, nie ma chyba co liczyć. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Fałszywa alternatywa