Homoheretycy

Mój drogi Piołunie, bez zbędnych wstępów spieszę z doskonałą wiadomością. W nadwiślańskim Kościele szerzy się herezja. Dokładnie: homoherezja.

25.02.2013

Czyta się kilka minut

Ostatni raz tak świetnie bawiłem się podczas sprzedaży odpustów, gdy w Rzymie zabrakło pieniędzy na budowę tego ohydnego gmaszyska. Tyle że wtedy wciskano głupcom wejściówki do raju, a dziś na odwrót – wystawia się wilcze bilety. Ogłasza się mianowicie, kto na pewno NIE trafi do nieba. Chociażby: homoseksualiści. Hurtem. W gruncie rzeczy powinniśmy się czuć, drogi Piołunie, nieco urażeni. Bo katolicy w tym kraju zaczęli de facto rozporządzać piekłem, naszym piekłem! Ale skoro czują się akurat do tego powołani... Niegrzecznie byłoby odmówić. Zapraszamy, na pewno się dogadamy, a miejsca ci u nas dostatek.

Szkoda zresztą, że homoheretycy nie pisali tych czterech bzdurnych opowiastek o Nieprzyjacielu. A właściwie ich nie cenzurowali i nie poprawiali. Pamiętasz dwóch łotrów, których przybito obok Cieśli? Jeden bezczelnie się nam wymknął, i to na samym finiszu. A co z drugim, który nie przestał złorzeczyć? Nawet słowa o jego potępieniu, cisza absolutna. Ani tak, ani siak. Co to w ogóle ma znaczyć? Homoheretycy na pewno też by się od razu zorientowali, że coś tu nie gra. Że przydałaby się spektakularna kropka nad i. Nieprzyjaciel odwraca się w drugą stronę, patrzy łotrowi głęboko w oczy i drżącym z wysiłku głosem (wisi przecież na krzyżu) oświadcza: „Zaprawdę, powiadam ci, jeszcze dziś będziesz tam, gdzie płacz i zgrzytanie zębów”. Albo: wkurzony Tata naszego Nieprzyjaciela precyzyjnie ciska piorunem. Rachu-ciachu, bezczelny delikwent spalony na popiół, a setnik i jego ludzie drżą ze strachu i mówią: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. To przemawiałoby do wyobraźni, byłoby klarowne, logiczne i sprawiedliwe. A nie jakieś tam scenariuszowe niedoróbki i niedopowiedzenia...

Bądźmy, drogi Piołunie, szczerzy aż do bólu. Było naszą porażką, że chwilowo słudzy Nieprzyjaciela postanowili nie wysyłać bliźnich do piekła. Że nie osądzali i nie przesądzali, chociaż pokusa była wielka. Cudne były to np. czasy, gdy samobójców chowało się pod cmentarnym płotem, poza poświęconą ziemią. Nad czym tu deliberować? Odebrał sobie życie, czyli Boży dar. Grzech ciężki przeciw piątemu przykazaniu. Pacjent dokonał wyboru, a pech chciał, że w tym samym momencie klamka ostatecznie zapadła. Niestety – po wiekach przejrzystego porządku moralnego katolicy zaczęli się wahać, że może to nie tak, przecież nie wiemy o drugim człowieku wszystkiego, wprawdzie odrzucamy samobójstwo, ale niech Nieprzyjaciel sam decyduje, i takie tam. Po prostu ględzenie mięczaków i jajogłowych, relatywizm do kwadratu.

Na szczęście wracamy na właściwy kurs. Powoli nasi podopieczni zapominają, że między grzechem a potępieniem rozciąga się gigantyczna przepaść nazywana Miłosierdziem. Brr, sam dźwięk tego słowa sprawia, że zbiera mi się na mdłości.

Zbawienie, potępienie, sąd? Nieprzyjaciel twierdzi, że koniec końców wygra. Załóżmy nawet, że to prawda. Jako diabeł działam i tak bezinteresownie, kierowany czystą nienawiścią, dla idei samego zła. Jestem zbyt dumny, by ukorzyć się jedynie dlatego, że Nieprzyjaciel ponoć ustawił wynik.

W pozostawionym sługom Nieprzyjaciela opisie sądu uderza mnie jednak przede wszystkim jedno: zaskoczenie pacjentów. Jedni nie mogą się nadziwić, że nikt nie rozkłada przed nimi czerwonego dywanu i nie prowadzi na zielone pastwiska. Inni nie postawiliby na siebie złamanego grosza, a tu proszę – autostradą wjeżdżają wprost do nieba. Celnicy i nierządnice, co uwierzyli i wyprzedzają innych w drodze do Królestwa Niebieskiego?

Myślę, drogi Piołunie, że powinniśmy zacieśnić współpracę z homoheretykami. Bo po prostu tak dalej być nie może. Skoro jest piekło, niech będzie pełne. No i żądamy jasnych kryteriów. W tych mętnych wywodach o karmieniu chorych, pojeniu spragnionych, przyjmowaniu przybyszów, przyodziewaniu nagich, odwiedzaniu chorych i więźniów – po prostu nie idzie się połapać.

Twój kochający stryj Krętacz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2013