Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W rozgrywce z Madrytem zwolennicy niepodległości Katalonii zyskali mocny punkt: hiszpański Sąd Najwyższy wycofał europejskie nakazy aresztowania organizatorów referendum niepodległościowego z października 2017 r. Zrobił to po tym, gdy trybunał w Szlezwiku-Holsztynie nie przystał na bezwarunkową ekstradycję przebywającego w Berlinie b. premiera Katalonii. Niemcy uznali, że Carles Puigdemont może być sądzony tylko za sprzeniewierzenie środków publicznych, a nie za bunt. Gdyby podobnie jak sąd niemiecki postąpiły te w Belgii, Szkocji i Szwajcarii (dokąd zbiegli inni oskarżeni), Hiszpania zostałaby całkiem skompromitowana.
Rząd w Madrycie ze spokojem przyjął decyzję sądu – nie jest to ten sam gabinet, który chciał drakońskich kar dla ekipy Puigdemonta. Po tym, gdy w czerwcu socjalista Pedro Sánchez zastąpił na stanowisku premiera konserwatystę Mariano Rajoya, zaczęło się łagodzenie kursu. Sánchez zaprosił do Madrytu nowego premiera zbuntowanego regionu i zdecydował o przeniesieniu dziewięciu uwięzionych liderów „procesu” niepodległościowego do aresztów w Katalonii. Nawet gdyby chciał, nie może jednak wypuścić ich na wolność. Decyzja o przerwaniu trwającego od wielu miesięcy aresztu prewencyjnego należy do sądu. A ten, próbując ratować twarz, pewnie nie będzie skłonny do kolejnych ustępstw. ©℗