Higiena żywienia

Ekologiczna kasza. Depresja luksusu.

28.12.2019

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

Siedem lat temu Ewa Lipska zapisała ten emblemat w wierszu „UE”, który zaczyna się od słów: Droga pani Schubert, czy pamięta pani jeszcze / Unię Europejską? XXI wiek. Ileż to już lat... Jest coś obraźliwego w mówieniu o poetce czy poecie, że są „proroczy”. Bo cóż po poecie w czasie marnym, jeśli nie jest proroczy? Dokładnie tego oczekujemy: by lepili z tworzywa mowy kształt Istotności. Wydobywali z szumu przygodnej paplaniny te kilka-kilkanaście zdań, które wystarczą, by każdy samodzielnie nakreślił szkic orientacyjny świata, w który został wrzucony.

Ekologiczna kasza. Już nie luksus, lecz rozsądny wybór – a może rozsądek staje się formą luksusu? Istotna część kaszy gryczanej obecnej na polskim rynku spożywczym niedawno okazała się skażona ponad dopuszczalne normy glifosatem – substancją podejrzewaną o działanie rakotwórcze. Nie każdy kojarzy jej nazwę, ale na pewno słyszeliście inną, nawet jeśli nie macie działki pod miastem, gdzie agrest wadzi się z porzeczką, a boża krówka huśta się na smukłym listku melisy: Roundup. Świetny symbol diabelskiej alternatywy, którą proponuje nauka sprzężona z wielkim biznesem: natychmiastowa skuteczność na dziś w zamian za długofalowe uzależnienie i skutki dla równowagi biologicznej w przyszłości. Prawdziwa czarnoksięska moc: wszelki chwast znika w okamgnieniu, a wraz z nim znój wyrywania i straty, które powoduje jego ekspansja. Ale kto widział, jak wygląda zniszczona przez długotrwałe stosowanie ziemia i zajrzał do statystyk stosowania roślin zmodyfikowanych pod kątem odporności na ten środek, ten zaczyna żałować grosza, który zaoszczędził na tym, że rzodkiewka i marchew stały się takie tanie. No i do tego wisienka na torcie – rakotwórczość: nawet jeśli nie jest całkiem solidnie udowodniona, przynajmniej działa na opinię publiczną skuteczniej od opowieści o systemowych szkodach dla żyjątek w glebie.

Wśród opowieści są bowiem i te prawdziwe, i te ważne. To dlatego czytam Lipską zamiast porannej gazety, żeby wzmocnić w sobie tkanki logosu, tak jak pochłaniam owsiankę z jabłkiem, żeby dostarczyć komórkom błonnika i rozmaitych minerałów. Składamy się w równym stopniu z komórek, co ze słów. Komórki jakoś sobie same radzą – o ile nie przesadzimy z jedzeniem glifosatu i preparatów dietetycznych. Ale słowom należy się codzienny detoks. Nauczył mnie tego w liceum mój pan od polskiego, Witold Kaliński. Jeśli raz czy drugi sprawia wam frajdę moje pisanie, to w co najmniej połowie jego zasługa. Za każdym razem, gdy stawiam końcową kropkę, słyszę jego głos: no, kochany, jeśli wystarczy ci trójka, to możemy na tym poprzestać.

Z liceum wyszedłem ale moja druga pani od polskiego przez te lata przychodzi raz po raz z nowym zbiorem wierszy. Słowa o egzaminie z historii, który naraz wszyscy uczniowie oblali, czytane około matury jak jednozdaniowy klucz do rocznego wykładu o wojnie, niedawno wróciły do mnie w swojej strasznej aktualności. Pamięta pani jeszcze Unię Europejską? Ile już razy, uprawiając fenomenologię współczesnego stołu i lodówki, potykałem się o historie takie jak ta z glifosatem, kaszą i bezradnością wobec wielkiego koncernu? Z cukrem, tłuszczem palmowym, paniką glutenową czy laktozową. Czy jest sens się zamartwiać?

XXI wiek. Ileż to już lat...

Sieciowe sklepy z książkami przypominają alejki supermarketu, pełne ładnego, niepożywnego badziewia. Uczę się do nich wchodzić z czujnością, jaką zachowuję w spożywczym czy na targu, gdzie już wiem, jak poprzestać na podstawowych produktach. Lipska jak woda. Chleb Miłosza, czarny, z grubym ziarnem, żuć powoli. Posolić Herbertem. Sok malinowy z butelki Leśmiana, byle z umiarem, bo zakręci w głowie. Gorzką czekoladę wziąć z szuflady Szymborskiej. Ostatnio sporo jadłem Dehnela, jak lekko podsmażone szlachetne mięso. Małymi kęsami, ale bardzo mnie wzmocnił. Znalezienie dobrej księgarni to jak wydeptanie sobie ścieżek do straganów z dobrymi warzywami. Wtedy warto ostrożnie w palce coś nowego, odwinąć z papierka, ugryźć. Niekiedy da się połknąć.

Ale nie ma co narzekać z samym początkiem roku. XXI wiek trwa dopiero 19 lat. To nasza młodość, droga pani Schubert i chociaż zegary / upierają się przy swoim, trzymam ten czas mocno / w garści.

Ospałość pierwszych poranków nowego roku mogą wam rozjaśnić orzeźwiające racuszki z pomarańczą. Obieramy bardzo starannie – także z białej skórki, zwanej uczenie mezo­karpem, kroimy na cienkie plasterki, skrapiamy cytrusowym likierem triple sec (najbardziej znany to ten marki Cointreau) lub innym alkoholem, który pasuje nam do cytrusów, i posypujemy ­cukrem. W misce łączymy 120 g mąki z żółtkiem i 250 ml lodowatej wody gazowanej i szczyptą soli, odstawiamy na kwadrans do lodówki, po czym ubijamy białko i dodajemy je do masy. Zanurzamy w niej plasterki pomarańczy i smażymy krótko z obu stron, aż się ozłocą w głębokim oleju roślinnym. Odsączamy z nadmiaru tłuszczu na papierowych ręcznikach, na wydaniu można posypać cukrem pudrem (także z niewielkim dodatkiem zmielonych goździków). ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2020