Chłodzenie

Dwa kilo dziesięć deko. Tyle waży cegła „Wierszy wszystkich” Czesława Miłosza.

17.06.2019

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

Gdym zdobył to wydanie, zamarłem ze zdumienia – jak u licha edytorzy sobie wyobrażali, że można z niego korzystać? Przy stole w czytelni może, w trybie wypisywania cytatów do referatu. Bo w kuchni przy kawie to już raczej niemożliwe – za duży ten buch, żeby się wygodnie zmieścił między filiżanką a talerzem z croissantem, próba sięgnięcia nożem do słoika z konfiturą grozi upaćkaniem kartek. Aż wreszcie przez przypadek pojąłem, że za tą inicjatywą wydawnictwa kryje się przebiegły zamysł. Wiersze Miłosza to nie przelotna znajomość na moment, jak jakiś tani kryminał w miękkiej oprawie, którego miętosi się przez parę wieczorów w dowolnej pozycji i porzuca. Jak z Czesławem, to tylko do łóżka i na długo! Trzeba usiąść prosto, rozłożyć wygodnie przed sobą na pościeli, zamiast tacy ze śniadaniem, otworzyć i czytać strona po stronie.

Śniadaniowe porównanie jest absolutnie na miejscu, bo ostatnio jem właściwie samą poezję, za dnia mi to zupełnie wystarcza, czasem z dodatkiem powiewu jaśminu i lip, rozgrzanych do perfumeryjnej wręcz intensywności przez upał. Wiele osób pyta mnie ostatnio, co i jak jem w ten gorąc, co polecam od siebie – i cóż ja mam im odrzec? Mamroczę więc pod nosem sakramentalne rady, żeby zamiast jeść, dużo pić. I od razu dodaję ze szczerym entuzjazmem, żeby korzystać z wyjątkowej, jedynej takiej w Europie sytuacji, iż łatwo i tanio możemy mieć na zawołanie świetne wody w pełni godne nazwy „mineralna”, z Muszynianką i Piwniczanką na czele, w dobrym towarzystwie Wielkiej Pieniawy (dobra na kaca, tak przynajmniej piszą), Słotwinki (bogatej w lit; o tym, jaki jest ważny, powie wam neurolog lub psychiatra... a może lepiej pijcie jej dużo, to do nich nie traficie), Staropolanki i wianuszka innych źródlanych panien. Radzę więc pić, najlepiej lekko podgrzaną do temperatury ciała, wtedy żołądek się nie kurczy w odruchu obronnym i można jej wciągnąć nawet na pusty brzuch z pół litra. Przy czym, żeby nie zmarnować zdrowotnego kapitału, nie należy stosować sposobu mojego kolegi, który po prostu wlewa Muszyniankę do czajnika i włącza go na kilkanaście sekund.

Zdrowie zdrowiem, przecież jednak reakcja obronna w upale rozgrywa się nie tylko na skórze poprzez zbawienne wydzielanie potu, ale przede wszystkim w pamięci, skąd czerpiemy najważniejsze emocjonalnie dodatnie jony orzeźwienia wyniesione z pierwszych doświadczeń dzieciństwa. Pytam więc każdego, jaki jest dla niego ten noumen ochłody, i radzę, żeby sobie zreplikował to intymne doznanie. Zsiadłe mleko – „takie krojone nożem” – jest zaskakująco wysoko na liście, szkoda że przy okazji jest to jednocześnie lista strat kultury polskiej, bo tego nowoczesny zakład mleczarski stosujący standardy bezpieczeństwa bakteriologicznego nie wyczaruje. Woda gazowana z sokiem malinowym, dla pokolenia 50+ w wersji z saturatora – co dodawało dreszczyk ryzyka złapania mikroba z niedomytej szklanki. Lemoniady albo kompot u babci. Herbata pół na pół z miętą, niegdyś must-have w bukłaczku turysty idącego czerwonym szlakiem beskidzkim. Zimna coca-cola z plastrem cytryny – przy całej niechęci do koncernu i tej przesłodzonej cieczy, muszę przyznać, że skutkuje, chociaż trzeba dodać, że czeska Kofola dzięki zawartości lukrecji cuci jeszcze skuteczniej.

Dla mnie to praźródło letniej ulgi wiąże się z podróżą w samochodzie rozgrzanym jak prodiż na kółkach po włoskich bocznych drogach i wypatrywaniem lichego straganu z arbuzami, zanurzonymi w gigantycznej balii podpiętej do płynącego obok strumienia. Długi stół z ceratą pokrytą muchami zlizującymi sok, na nim tęga jejmość stawia ćwiartkę świeżo rozciętego arbuza z nożem wbitym w środek. I te kęsy odkrawane łapczywie, ta banalna słodycz, tandetny różowy kolor i krystaliczny chłód na podniebieniu z rozgniatanej namiętnie struktury miąższu.

Kiedy urządzam sobie arbuzowe sesje w domu, do pełni szczęścia brakuje nie dobrego owocu, ale otoczki: już żadna cerata nie będzie nigdy taka lepka, a muchy w mieście są nieliczne i nienatarczywe. Ale od czego mam wyobraźnię, organ człowieka prawdziwie służący płodzeniu. Moc ducha wyrażona w języku pozostanie źródłem najtreściwszego pokarmu, przynajmniej dopóki będą poeci. Miłosz tuż po masakrze powstania warszawskiego potrafił usiąść w dworku w Goszycach i napisać pod adresem kipiącej na zielono natury pogróżkę: „Dachau koników polnych! Mrówek Oświęcimie! / Próżno zbrodnie maskujesz zieloną peruką. / Kiedy nasz ludzki sztandar glob ziemski owinie / Nic nie będzie Naturą – wszystko będzie sztuką”. ©℗

Kiedy już wam się znudzi arbuz pałaszowany łapczywie rękoma, możecie spróbować pobawić się z nim albo melonem przy wariantach hiszpańskiego chłodnika gazpacho. Są to w istocie owocowo-warzywne smoothies, tyle że sprytnie zagęszczone miękiszem chleba i doprawione oliwą oraz pieprzem. Na przykład: bierzemy 400 g miąższu arbuza, dwa duże pomidory obrane ze skóry, pokrojone w kostkę i odsączone z nadmiaru wody na sicie, małą posiekaną szalotkę lub delikatną czerwoną cebulę, solidną garść miękiszu białego chleba lekko namoczonego w roztworze octu i wody (1:1), miksujemy blenderem, dolewając cienką strużką dwie łyżki oliwy, solimy, dodajemy pieprzu. Chłodzimy w lodówce. Na wydaniu dajemy parę kosteczek fety. Albo: miksujemy w równej proporcji miąższ melona i truskawki, do tego trochę cebuli, oliwa, garść zakwaszonego miękiszu, solimy i dodajemy pieprzu. Na wydaniu można ozdobić cieniutkimi paseczkami fenkułu, który wcześniej posoliliśmy i zmacerowaliśmy w soku z pomarańczy. Z powodu obecności surowej cebuli nie można tych zup przechowywać w lodówce zbyt długo (np. na drugi dzień).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2019