Gwóźdź w niebie

Kiedy w okresie żałoby wdarły się pomiędzy nas dotychczasowe podziały, większość z nas była zgorszona. Zgorszenie podpowiada nam, czego nie chcemy. Ale nie powie nam, co powinniśmy zrobić.

19.04.2010

Czyta się kilka minut

Pierwszym wierszem, jaki przypomniał mi się w dniu smoleńskiej katastrofy, była "Identyfikacja" Wisławy Szymborskiej:

Dobrze, że przyszłaś - mówi.

Słyszałaś, że we czwartek rozbił się samolot?

No więc właśnie w tej sprawie

przyjechali po mnie.

Podobno był na liście pasażerów.

No i co z tego, może się rozmyślił.

Dali mi proszek, żebym nie upadła.

Potem mi pokazali, nie wiem kogo.

Cały czarny, spalony oprócz jednej ręki.

Strzępek koszuli, zegarek, obrączka.

Wpadłam w gniew, bo to na pewno nie on.

Nie zrobiłby mi tego, żeby tak wyglądać.

A takich koszul pełno jest po sklepach.

A ten zegarek to zwykły zegarek.

A te nasze imiona na jego obrączce

to są imiona bardzo pospolite.

Dobrze, że przyszłaś. Usiądź tu koło mnie.

On rzeczywiście miał wrócić we czwartek.

Ale ile tych czwartków mamy jeszcze w roku.

Zaraz nastawię czajnik na herbatę.

Umyję głowę, a potem, co potem,

Spróbuję zbudzić się z tego wszystkiego.

Dobrze, że przyszłaś, bo tam było zimno,

a on tylko w tym takim gumowym śpiworze,

on, to znaczy ten tamten nieszczęśliwy człowiek.

Zaraz nastawię czwartek, umyję herbatę,

bo te nasze imiona przecież pospolite -

Wiersz ten umieszcza nas tak blisko tragedii, jak to tylko możliwe. Oto monolog kogoś, kto jeszcze nie może "zbudzić się z tego wszystkiego" - kobiety, która w katastrofie straciła męża. Identyfikacja ciała była w tym przypadku formalnością: ocalała obrączka, zegarek, a nazwisko było na liście pasażerów. Jednak prawda o tym, co się stało, jest nie do przyjęcia. Kobieta mnoży zastrzeżenia, żeby odsunąć moment, w którym będzie musiała przyznać sama przed sobą: on nie żyje. Nieprawdopodobne wtargnęło w jej życie i zatrzęsło jego podstawami.

Kiedy tydzień później na pl. Piłsudskiego rozpoczynały się uroczystości żałobne, myślałem przede wszystkim o tych dwudziestu rodzinach, które wciąż czekały na swoich zmarłych... Dla nich identyfikacja (inaczej niż dla bohaterki wiersza Szymborskiej) była żmudnym procesem "odzyskiwania" swoich bliskich. Odzyskiwania - żeby móc pożegnać...

My, którzy stoimy dalej - stoimy w tłumie, wzruszeni, niektórzy ze łzami w oczach - także będziemy powoli "budzić się z tego wszystkiego". Do czego się zbudzimy? Tydzień temu napisałem: do pojednania. Nie jestem pewien, czy wszyscy tak samo rozumiemy to słowo. Powtórzę: chodziło mi w pierwszej kolejności o to, by każdy z nas w duchu, w sumieniu pojednał się ze zmarłymi. Z tymi zmarłymi, wobec których czuł niechęć, złość, może nawet nienawiść, których wyśmiewał lub którymi gardził.

Te uczucia były; nie ma co mówić, że ich nie było... Każdy z nas wie, z kim powinien się pojednać. Nie chodzi o zewnętrzne gesty, ale o wewnętrzną pracę, którą mamy do wykonania. To się nie musi stać dziś ani jutro. Ale im wcześniej się stanie, tym prędzej będziemy mieli prawo z pełnym przekonaniem powiedzieć: "Wieczne odpoczywanie...".

Mówimy: Polska potrzebuje pojednania. Co to znaczy? Jeżeli znaczy to: mniej sporów na różnych poziomach władzy, to chyba nie rozumiemy, czym jest demokracja.

Pojednanie to nie bieg w stronę jakiejś fatamorgany, jakiejś nieokreślonej "zgody narodowej", lecz troska o to, w czym wszyscy uczestniczymy. W polityce, inaczej niż w przysłowiu, bywa, że niezgoda buduje. Czasem sprzeciw mniejszości ratuje zadufaną większość.

Pojednanie nie polega na jednomyślności, bo jednomyślność jest na ogół lekkomyślnością. Czym zatem jest pojednanie? Ujmując rzecz najprościej - jest powiedzeniem sobie w duchu: nie mam nic przeciwko tobie. Także wtedy, gdy fundamentalnie się nie zgadzamy: nie zgadzam się i nie mam nic przeciwko tobie. I gdy nie akceptuję twego sposobu postępowania: ­ nie akceptuję i nie mam nic przeciwko tobie.

Paradoks? Przeczytajmy to literalnie. Nie mam nic przeciwko - to znaczy: nie mam żadnego argumentu przeciwko tobie jako tobie. Jesteś, kim jesteś, i ja się na to zgadzam. Nie szukam w tobie kogoś innego, nie przypisuję ci takich czy innych intencji, nie podejrzewam cię o to czy o tamto. Innymi słowy: nie boję się ciebie i nie chcę nad tobą zapanować, żebyś ty mnie nie ubiegł i nie zapanował nade mną. Głoszę co innego niż ty i postępuję inaczej niż ty - a jednak na głębszym poziomie jest coś, co sprawia, że jesteśmy jedno. Co to takiego? Przekonanie, że należymy do jednej wspólnoty, chociaż nie wszystko jest nam wspólne...

Kiedy mówimy: Polska potrzebuje pojednania, nazywamy tą głębszą wspólnotę, którą jesteśmy. Jest to wspólnota ludzka, ale jest to równocześnie - wspólnota polska. Wspólnota ta zaczyna lepiej rozumieć samą siebie, kiedy dotyka ją tragedia. Nie ma w tym nic dziwnego. Zebrana wokół ofiar wspólnota pyta siebie: w imię czego? To nie znaczy, że świadomość wspólnoty jest "świadomością nieszczęśliwą" i że jej tożsamość buduje się na klęskach.

Im większe klęski, tym więcej Polski? Nie. Myślę, że dziś jest inaczej. Że - podobnie jak po śmierci Papieża - jest w nas oczekiwanie pozytywnej zmiany. Dlatego napisałem: każda utrata jest dla zmartwychwstania. To się czuje w powietrzu.

Zbigniew Herbert pisał przed laty w jednej ze swoich małych próz: "To był najpiękniejszy błękit mojego życia: suchy, twardy i tak czysty, że zapierało oddech. Wychodziły z niego wolno anioły powietrza. Aż nagle zobaczyłem gwóźdź, zardzewiały, wbity ukosem w niebo. Starałem się o tym zapomnieć. Daremnie, kątem oka wciąż zawadzałem o gwóźdź. I co zostało z mego nieba? Błękit w sińcach".

Tekst jest wieloznaczny. Wieloznaczne jest niebo, wieloznaczny jest wbity weń gwóźdź, także sińce, którymi pokrył się błękit...

Czy mowa o wojnie? Zapewne. O pierwszym kryzysie wiary? Być może. Ale obraz, który nakreślił Herbert, jest tak ogólny, że można go odnieść również do naszej sytuacji. Tragedia, o której mówimy, jest jak gwóźdź w niebie. Bardzo długo nie będzie można o nim zapomnieć, ominąć go spojrzeniem. "Kątem oka" wciąż będziemy widzieć ofiary tragedii. Nasze niebo jest posiniaczone, okaleczone... Nawet kiedy osłabną emocje, ślad pozostanie.

O czym ma nam przypominać ten gwóźdź? O czym mamy pamiętać, patrząc na niebo w sińcach? Czy chodzi tylko o to, żeby odtąd politycy ostrożniej dobierali słowa? Żeby dziennikarze nie szczuli ich przeciwko sobie? Żeby opinia publiczna - my - odsuwała się od tych, którzy manipulują uczuciami? O to też. Ale to może przyjść tylko jako efekt głębszej refleksji i głębszej zmiany. Czy jest w nas wola takiej zmiany?

Myślę, że jest w nas taka wola. Czy jest słaba, czy silna, to już inna sprawa. Niemniej ten gwóźdź został wbity głęboko... Kiedy w okresie żałoby wdarły się pomiędzy nas dotychczasowe podziały, większość z nas była zgorszona. Zgorszona nawet nie samymi podziałami, ale tym, w jaki sposób się manifestują. Zgorszenie podpowiada nam, czego nie chcemy. Ale nie powie nam, co powinniśmy zrobić. Klękając przed trumnami tragicznie zmarłych, trzeba nie tylko uderzyć się w piersi. Trzeba również zdobyć się na konkretne decyzje. Dotyczące nas samych, naszego sposobu bycia w tej wspólnocie, która się ujawniła.

"Zbierają się, zbierają dziwne moce w sumieniach ludzkich", mówił w 1944 r. ks. Jan Zieja do żołnierzy Armii Krajowej. "Może Bóg pozwoli, że one wyraźniej się ujawnią, dojdą do głosu, połączą i zaczną lepiej niż dotąd świat urządzać. My ludzie dobrej woli kiedyś się odnajdziemy wszędzie i może o linijkę jedną drobną posunie się wzrost sprawiedliwości w duszach naszych i to dzieło, które nazywamy królestwem Bożym na ziemi".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2010