Miłego horrorku

URSZULA HONEK, pisarka nominowana do Międzynarodowej Nagrody Bookera: Moim największym marzeniem jest zamieszkanie na opuszczonej farmie. Żeby wokół było wiele mil pustki. Żeby latem było wściekle gorąco. Żeby noce były diabelnie ciemne. Strasznie, idealnie.
[ZDJĘCIA]

26.03.2024

Czyta się kilka minut

Urszula Honek, pisarka, poetka. Kraków, 20 marca 2024 r. / Fot. Jacek Taran
Urszula Honek. Kraków, 20 marca 2024 r. // Fot. Jacek Taran

Monika Ochędowska: Twoja nominacja do Międzynarodowej Nagrody Bookera – to po prostu musiało się udać.

Urszula Honek, pisarka: Nasza historia rzeczywiście przypomina trochę partyzanckie początki wydawnictwa Czarne z lat 90. Kasia Zmarzły i jej partner, Ricardo Torres, marząc o założeniu własnej oficyny długo przyglądali się temu, co dzieje się na polskim rynku. W katalogu Instytutu Książki natknęli się na przełożony przez Kate Webster fragment jednego z moich opowiadań. Byłam jedną z niewielu autorek w tym katalogu, a Ricardo i Kasia postanowili, że będą wydawać wyłącznie książki napisane i tłumaczone przez kobiety. Zaintrygowana kawałkiem „Dzwoneczka” Kasia przeczytała „Białe noce” w całości i napisali razem z Ricardem do Czarnego – tak się poznaliśmy.

Wszyscy jesteście w tej historii debiutantami.

„Białe noce” to mój debiut prozatorski. Angielski przekład „White Nights” to pierwsza pozycja w katalogu MTO Press, a Kate Webster tłumaczyła wcześniej tylko debiutancką książkę Basi Sadurskiej.

Wiedziałam, że „Białe noce” nie będą miały szerokiej promocji ani dystrybucji, ponieważ wszystko – łącznie z moim pobytem w Anglii podczas premiery – finansowane było z prywatnych środków wydawcy, który nie miał doświadczenia w branży. Śmialiśmy się, że Ricardo będzie chował drukowane przez siebie książki w domu po szafach i wersalkach, bo przecież nie ma magazynu. Naprawdę mieli z Kasią odwagę, by postawić w życiu wszystko na jedną kartę.

Poza tym oni mają taki szalony plan, by część zysków ze sprzedaży każdego tytułu przeznaczać na cel charytatywny wybrany wspólnie z autorką – w przypadku „White Nights” jest to organizująca pomoc dla uchodźców Fundacja Ocalenie.

Podczas trasy promocyjnej woziliście ze sobą „Białe noce” pociągami, w walizce.

I mieszkaliśmy razem, we trójkę. Na początku Ricardo sam jeździł z moją książką do małych, niezależnych księgarni, bo nie mieliśmy dystrybutora. Po prostu pisał do ludzi z pytaniem, czy może im wysłać moje opowiadania.

Zresztą nie wszystkie egzemplarze trafiły do sprzedaży – pierwsza wersja nie wydrukowała się najlepiej, tusz się źle rozlał. Kiedy dostaliśmy książkę do rąk, wszyscy mówili: „o, jaki piękny papier, tylko jakiś taki sztywny”…

Ktoś się pomylił, ktoś inny nie zrobił czegoś na czas, coś trzeba było zmienić. Wszystko na wariackich papierach.

A jak Wam było w tych malutkich księgarniach w Brighton, Glasgow i Oksfordzie, gdzie miałaś wieczory autorskie?

W Oksfordzie okazało się, że wszyscy bez wyjątku zajmują się Zbigniewem Herbertem. A poważnie – bałam się, że moja książka poza granicami kraju nie będzie zrozumiała. Tutaj wiele mówiło się o tym, że „ona jest taka polska”, że „znowu książka o polskiej wsi”. Ale podczas spotkań z tamtejszymi czytelnikami i czytelniczkami dotarło do mnie, że ludzie doskonale wyłapują w niej te uniwersalne rzeczy. Czują, że to jest opowieść o samotności, odrzuceniu, pustce i pustych terenach wokół nas.

Każdy kogoś stracił, przeżył jakąś tragedię – gdziekolwiek mieszkamy, skądkolwiek pochodzimy, znamy takie historie jak te z „Białych nocy”. I to mnie uspokoiło, bo zależy mi, żeby książka docierała do różnych czytelników.

Pierwszy raz poleciałaś tamtej jesieni sama za granicę.

Tak, to była pod wieloma względami przygoda życia. I wiesz, okazało się, że bardzo lubię latać samolotem.

Nic a nic się nie boisz?

Przeciwnie, kiedy jestem w powietrzu, ustępują wszystkie moje lęki, także ten przed śmiercią. To zresztą chyba w ogóle jedyna sytuacja, w której absolutnie nie boję się śmierci. Na co dzień myślę o niej bardzo dużo, natomiast kiedy z pokładu samolotu patrzę w dół, wszystko wydaje się tak małe i mało ważne, że mogłabym żyć w ten sposób, pozbawiona ciężaru odpowiedzialności.

A z drugiej strony, gdybym miała sobie wymarzyć jakąś śmierć, bardzo bym chciała zginąć w katastrofie lotniczej. Oczywiście pod warunkiem, że byłabym na pokładzie sama.

A jak Ci się podobały – już po udanym lądowaniu – angielskie i szkockie krajobrazy?

Wiesz, przejeżdżaliśmy pociągiem przez Szkocję, a ja siedziałam i patrzyłam przez okno jak dziecko: nie odrywałam nosa od szyby. Wyobrażałam sobie, że chodzę z psem po tych pustych zielonych górkach, że gdzieś tam sobie wśród nich wynajmuję domek, wprowadzam do niego na pół roku i piszę. Urzekła mnie tamtejsza intensywna, nasycona zieleń, chyba jeszcze takiej nie widziałam.

Co z tego w Tobie zostało?

Teraz, po podróży, moim największym marzeniem jest zamieszkanie na takiej opuszczonej farmie w Szkocji albo w Stanach: żeby wokół było wiele, wiele mil pustki. Żeby latem było wściekle gorąco. Żeby noce były diabelnie ciemne. Strasznie, idealnie.

Czekaj, ma być zielono i mokro jak w Szkocji czy piaskowo i pustynnie jak w Teksasie albo Nevadzie?

Właściwie to wszystko jedno. Jest taki horror Bryana Brentino „Szept i mrok”, którego akcja rozgrywa się na teksańskiej farmie… Matko Boska, najbardziej przerażający film, jaki widziałam w ostatnich latach... Więc ja sobie wyobrażam, że siedzę na takiej właśnie farmie i piszę powieść albo zbiór opowiadań z elementami grozy.

Urszula Honek. Kraków, 20 marca 2024 r. // Fot. Jacek Taran

Marzysz, by mieszkać w najbardziej przerażającym miejscu, jakie widziałaś. Tak bardzo lubisz się bać?

Uwielbiam. Od czwartego roku życia regularnie oglądam horrory. Mojego wujka, który miał w latach 90. mnóstwo kaset wideo, jako mała dziewczynka błagałam, żeby „przyniósł mi jakiś horrorek”. A jak nie miałam VHS-ów, siedziałam po nocach przed telewizorem i wyczekiwałam. Przeglądałam „Tele Tydzień”, sprawdzając, o której godzinie będzie leciał jakiś straszny film. Jeżeli tata akurat w tym pokoju spał, oglądałam bardzo cichutko, żeby go nie obudzić.

Co daje strach?

Wydaje mi się, że najpełniej pobudza wyobraźnię. Bojąc się, intensywnie przeżywam emocje. Być może strach w ogóle pozwala mi przeżywać emocje? Może w codziennym życiu jakoś się blokuję, a strach mnie otwiera?

Nigdy nie zasłaniasz oczu?

Wręcz przeciwnie. Lubię przekraczać tę granicę, za którą strach odczuwa się fizycznie. Kiedy mam gęsią skórkę na przykład. Albo kiedy nie mogę się ruszyć, boję się wstać, żeby przejść do innego pokoju.

Pisząc ostatnią książkę poetycką siedziałam sama w mieszkaniu, nie spałam po nocach i oglądałam horrory, żeby głęboko poczuć ciemność, ciszę, pustkę. Wyostrzyć zmysły. Czułam się jak po narkotykach.

Jakie horrory są najlepsze?

O duchach i nawiedzonych domach. Lubię sobie wyobrażać, że ktoś może wrócić z zaświatów, żeby się nam objawić. Od czasu do czasu śni mi się też, że jestem opętana – to chyba moje najpiękniejsze sny.

No dobrze, powiedzmy, że wierzę, ale teraz to jest opinia wygłaszana na jawie, już z dystansu.

Oczywiście, budzę się zlana potem, ale wolałabym żyć we śnie, niż pamiętać z nich tylko trochę. Po tamtej stronie jest wszystko. I ty możesz być wszystkim. Możesz być opętana. Możesz spotykać ludzi, których nigdy nie spotkasz. Albo tych, których już nie ma.

Nie masz także kontroli nad niczym. Wszystko może się zmienić w ułamku chwili, odwrócić się, zniknąć. Nic nie jest tym, czym się wydaje.

Czy to nie wspaniała przygoda? Wiesz, ja jestem po długiej, wieloletniej, intensywnej pracy nad sobą. Myślę, że pisanie też w jakimś sensie mi w tej pracy pomaga. Po wydaniu pierwszych tomików byłam bardzo onieśmielona, nie dało się ze mną porozmawiać o tym, co napisałam. Z każdym wierszem biegałam do męża i pytałam, czy jest dobry. A potem zaczęłam przychodzić do niego coraz rzadziej, albo przynosić większe partie tekstu: trzy wiersze, pięć, pół książki. Ostatnią książkę pokazałam mu już w zasadzie dopiero w całości.

Zaczęłam sobie bardziej ufać. Pomyślałam, że muszę nauczyć się sama weryfikować, czy napisałam dobry czy zły wiersz.

I kiedy wiesz, że wiersz jest dobry?

Kiedy go przeczytam na głos i on brzmi. Czuję to od razu, po prostu wiem.

Co to znaczy, że wiersz brzmi?

To dość intuicyjne: każde słowo musi być na swoim miejscu, nie ma przestrzeni na pomyłki. Wiersz musi mieć jakąś tajemnicę, zostawiać pole dla tego, kto czyta.

A jak i gdzie się pisze wiersze?

Książkę, która ukaże się w kwietniu, napisałam w zupełnie inny sposób niż dotychczas: w telefonie. Kładłam się do łóżka, zakrywałam kołdrą, poduszką i klepałam w ekran. Żeby nie budzić męża. A potem latem, podczas samotnych wakacji w Wyszowatce na Podkarpaciu. Podobnie.

Samotne wakacje to był czas odosobnienia?

Zupełnego, byłam tam z trzy miesiące z przerwami, tylko z moją suczką Iwką. Oglądając horrory bardzo intensywnie myślałam o tym, co piszę i o osobie, o której piszę.

Pisałaś o zmarłej przyjaciółce, Urszuli Tes – filmoznawczyni, wykładowczyni. To jej dedykujesz tom „Poltergeist”, który ukaże się niebawem.

To była niespodziewana śmierć. Ula była bardzo młodą osobą, zaledwie dziesięć lat starszą ode mnie. Zmarła w czasie, gdy ukazały się „Białe noce”.

Przez pierwsze dwa, trzy tygodnie odczuwałam brak Uli bardzo fizycznie, nie mogłam się ruszyć, chodzić, wydawało mi się, że mdleję. Nigdy czegoś podobnego nie przeżyłam. Ale po tym czasie lamentu, płaczu i niedowierzania, gdy zaczęło się dużo dziać wokół książki, wiedziałam, że muszę się jakoś pozbierać, żeby to wszystko przetrwać. I tę odwleczoną żałobę przeżyłam dopiero podczas wakacji w Wyszowatce.

Nie wierzę w życie pozagrobowe, ale z drugiej strony, popatrz, jestem w stanie sobie pomyśleć, że ktoś mi się objawia, że widzę kogoś, kto zmarł. Chciałam wręcz wymusić na rzeczywistości, żeby Ula mi odpowiedziała, przysłała do mnie jakiegoś ducha. Większość horrorów o duchach jest przecież tak naprawdę o żałobie. Pragnienie widzenia kogoś, kogo nie ma, bierze się z tęsknoty po stracie.

„Poltergeist” relacjonuje cały proces żałoby – zaraz po otrzymaniu pierwszej wiadomości o śmierci emocje nabrzmiewają, zmieniają się razem z kolejnymi fazami Księżyca oznaczonymi na marginesach wierszy. One są dla mnie w tej książce symbolem bardzo fizycznego odczuwania płynącego czasu.

Rzeczywiście, mam poczucie, że te wiersze odbiły się na moim ciele. Ostatni cykl, tych sprozaizowanych wierszy, powstawał wręcz w jakimś transie. Nie spałam, nie jadłam. Przychudłam.

Pierwszy idzie tak: „Nie spać po nocach, oglądać horrory, robić herbaty: czarną, malinową, oolong. Prosić o zwiększenie dawki leku, mieć nieregularne miesiączki. (…) Patrzeć na księżyc (dziś był jak z kolorowanki dla dzieci; przypominał mały kruchy rogalik). Albo patrzeć w czarną noc na wsi. Przebudzać się, gdy sąsiadka wyprowadza o świcie krowy z obory i woła je po imieniu”.

Tak dokładnie było: budzisz się i zasypiasz sama. Jest ciemno. Nie ma nikogo bliskiego obok oprócz psa. Chodzisz sama dzień, noc, dzień, noc.

Odcięłam się od wszystkiego i byłam właściwie wyłącznie w obecności zmarłej. Wzięłam ze sobą rzeczy, które kojarzyły mi się z Ulą. Odprawiłam sobie taki rytuał pożegnania, bardzo intensywnego pożegnania, po którym przyszła łagodność i niebo się przejaśniło.

„Zbudzić się nad ranem. Po raz pierwszy, od wielu miesięcy, cieszyć się, że jasno.”

Widzisz, ja chyba muszę coś tak bardzo intensywnie przeżyć, żeby to się we mnie jakoś zasklepiło. Żeby odpuścić, pożegnać się.

Zawsze tak było?

Byłam bardzo cichym dzieckiem, długo bawiłam się lalkami, stwarzałam sobie alternatywny świat. Dorośli się nawet dziwili, że jestem już taka duża, chodzę do szkoły, a ciągle gadam do lalek. A dla mnie to było jak film, fikcja, ucieczka. Zresztą jak mam bardzo stresujące momenty w życiu, albo takie bardzo nieszczęśliwe, to w ogóle dużo oglądam, maniakalnie: wiele godzin, aż do znużenia, mdłości.

I tak, jako dziecko wywoływałam już duchy, próbowałam też naciągać inne dzieci, żeby mi w tych ceremoniach towarzyszyły albo proponowałam, że będziemy sobie wspólnie opowiadać straszne historie. Siadaliśmy wszyscy razem na schodach w domu i każdy musiał opowiedzieć swoją.

Jakie były Twoje?

Pewnie zmyślone na podstawie tego, co zobaczyłam w horrorku. Ale babcia opowiadała mi o swoim zmarłym mężu, czyli moim dziadku, którego nigdy nie poznałam. Ona bardzo wcześnie, niedługo po czterdziestce, owdowiała i potem już nigdy nie wyszła za mąż, mieszkała tylko z pieskami. Opowiadała mi też o wojnie, o tym, jak uciekała gdzieś konno, na wozach. O tym, jak słyszała wystrzały, jak strasznie się bała.

Po śmierci babci mieszkał w jej domu wujek, któremu też się jakoś życie nie ułożyło. Więc ten dom w Bieczu, który po nich odziedziczyłam, jest naznaczony samotnością. Zresztą już jako dziewczynka spędzałam dużo czasu w domu babci i często sama tam tęskniłam – za mamą. Pewnie dlatego, że nikt nigdy mi nie mówił, na ile do Biecza przyjechałam. A jeżeli nawet mówił, to byłam zbyt mała i nie pamiętałam. Może byłam tydzień, a wydaje mi się, że trwało to rok.

Druga babcia ciągłe wspominała pożar, w którym zginęły jej mała siostrzyczka i kuzynka. Absolutnie wierzyłam w to, że babcia widuje swoją siostrzyczkę, że Eleonorka po prostu przechadza się po pokoju, kiedy my w nim jesteśmy.

O Eleonorze, której „najpierw zapaliły się włosy”, napisałaś wiersz do tomu „Zimowanie”. „Łuna ognia rozświetliła całą dolinę”. Opowiedz jeszcze o tej babci z Biecza.

Miała w sobie ciemną energię. Była chyba po prostu bardzo samotna. Czasem leżałyśmy razem w łóżku i nieustannie albo się modliła, albo opowiadała o śmierci. To leciało tak na przemian: modlitwa i śmierć, modlitwa i śmierć, modlitwa i śmierć. A potem oglądanie seriali. Ciemność. W okolicy nie było żadnych innych dzieci. Ale ta babcia bardzo mnie kochała: przygotowywała smakołyki, pyszne obiady, piekła ciasta. Jej dom był zawsze czysty i pachnący. Pamiętam, że budziłam się rano i słyszałam jej krzątanie, wstawała wcześniej, żeby wszystko było gotowe na czas. W ten sposób okazywała uczucia.

Budząc się tam, oglądałam plamy światła na podłodze i nasłuchiwałam radia, którego ona słuchała.

Niedługo zamieszkacie w tym domu.

Nie mogę się doczekać, aż wszystko będzie gotowe. Usiądę przed oknem, zapadnie pierwszy zmrok. Jestem ciekawa, co nam się przydarzy. Wiesz, ja zawsze bardzo chciałam, by istniał ten świat, o którym opowiadała babcia: duchów i zjaw.

Gdyby taki świat istniał, to co?

To byłabym upiorem.

Urszula Honek przed domem babci w Bieczu. 14 sierpnia 2023 r. / Fot. Jacek Taran

Urszula Honek jest poetką i pisarką, autorką „Tygodnika Powszechnego”. Za debiutancki zbiór opowiadań „Białe noce” nominowana była do międzynarodowej nagrody Premio Grand Continent 2022, Paszportów „Polityki” i Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza. Jesienią 2023 r. otrzymała również Nagrodę Conrada. Kilka tygodni temu angielski przekład jej prozy, autorstwa Kate Webster, znalazł się na liście książek nominowanych do Międzynarodowej Nagrody Bookera, najważniejszego wyróżnienia dla książek tłumaczonych na język angielski (jej laureatami byli m.in. Alice Munro, Philip Roth i Olga Tokarczuk). W kwietniu ukaże się jej najnowszy tom poetycki „Poltergeist”. 


Wybrane książki Urszuli Honek

Zimowanie, WBPiCAK, 2021 

Dom, który wraca w snach. Bliscy, którzy niebawem odejdą. Rozgrzany asfalt, zamulony staw i zarastający powoli cmentarzyk w porzeczkowym ogródku. Album rodzinnych i sąsiedzkich zdjęć albo pamiętnik z dzieciństwa spędzanego w domu babci, słuchającej przedwojennych piosenek o miłości. Na okładce obraz „Śliwy” Karola Palczaka.

Zimowanie Urszula Honek

Białe noce, Czarne, 2022 

Drugie spotkanie z bohaterami „Zimowania”, tym razem w rozszerzonej, narracyjnej formie. Czuła opowieść o samotności, odrzuceniu i śmierci rozsnuta na tle beskidzkiej wsi. Autorką okładki jest artystka wizualna Alicja Biała – jej prace ilustrowały m.in. wiersze Marcina Świetlickiego.

Białe noce Urszula Honek

Poltergeist, Warstwy, 2024 

Dziennik żałoby po utracie najbliższej przyjaciółki – pisany w samotności i transie, w obecności duchów i zjaw, na tle lecących w telewizji horrorów. Całość dopełnia księżycowy kalendarz, silnie wpływający na fizyczne doznania opowiadającej historie kobiety. Autorką okładki oraz ilustracji wewnątrz tomiku jest nominowana do Nagrody Literackiej Nike poetka i graficzka Kira Pietrek.

Poltergeist Urszula Honek

Literatura faktu i eseje, poezja, powieści i opowiadania. Recenzje nowości wydawniczych i rozmowy z twórcami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Fotoreporter i dziennikarz, fotoedytor „Tygodnika Powszechnego”. Jego prace publikowane były m.in w „Gazecie Wyborczej”, „Vogue Polska”, „Los Angeles Times”, „Reporter ohne Grenzen”, „Stuttgarter Zeitung”. Z „Tygodnikiem” współpracuje od 2008 r. Jest też… więcej
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej
Autorka tomów poezji „Sporysz”, „Pod wezwaniem” i „Zimowanie” oraz zbioru opowiadań „Białe noce”. Laureatka m.in. Nagrody im. Adama Włodka oraz Nagrody im. Stanisława Barańczaka w ramach Poznańskiej Nagrody Literackiej. Nominowana do Nagrody Literackiej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Miłego horrorku