Głos głosowi nierówny

W tle próby podważenia przez PiS wyniku wyborów czai się szerszy problem: wskutek zaniedbań poprzednich Sejmów znacznie spadła siła głosu wyborców z wielkich miast.

28.10.2019

Czyta się kilka minut

Orzesze, 13 października 2019 r. / ŁUKASZ KALINOWSKI / EAST NEWS
Orzesze, 13 października 2019 r. / ŁUKASZ KALINOWSKI / EAST NEWS

Jeszcze na początku roku stwierdzenie, że PiS uzyska samodzielną większość, wywołałoby u zwolenników opozycji depresję, a u zwolenników obozu władzy euforię. Dziś taki właśnie wynik przyjmowany jest znacznie bardziej powściągliwie. Widoczna już w wieczór wyborczy frustracja Jarosława Kaczyńskiego pogłębiała się tylko, w miarę jak obraz się dookreślał. Już to jest nagrodą pocieszenia dla zwolenników opozycji.

Warto jednak przyjrzeć się uważnie źródłom tej frustracji – to, dlaczego zwycięzca się nie cieszy, jest z reguły ważne także dla przegranego.

Będzie trudniej

Wyjaśnienie podał od razu sam prezes – jego zdaniem „zasługujemy na więcej”. Przeliczenie wyników europejskich na sejmowe dawało partii rządzącej 253 mandaty, więc w tym sensie PiS „stracił” od wiosny aż 18 miejsc w Sejmie. Na to nakłada się utrata większości w Senacie – to nie tylko spowolnienie parlamentarnych manewrów, ale i symboliczna porażka – oraz kwestia przyszłych relacji z koalicjantami. Nadzieja na silne zwycięstwo oznaczała, że przy wyniku porównywalnym do 2015 r. Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin będą skazani na łaskę Kaczyńskiego – tak to wyglądało pod koniec zeszłej kadencji, kiedy prezes miał nadwyżkę dzięki podebraniu kilku posłów z Kukiz’15.

A w następnych wyborach Prawu i Sprawiedliwości będzie jeszcze trudniej.

Opozycja z prawej strony nie jest wprawdzie aż takim problemem – w poprzedniej kadencji było tyle samo posłów z Ruchu Narodowego i nie przeszkadzało to w rządzeniu. Po wyskokach Korwina-Mikkego rządzący mogą mówić, że mają ofertę dla wyborców centrum. Widać też jednak, że samo pojawienie się zauważalnej konkurencji na twardym prawicowym skrzydle powoduje, że wyborcy zniesmaczeni aferami – takimi jak sprawa prezesa NIK – mają jak to wyrazić. Przy generalnie wyrównanej sile obozów nawet skromny odpływ głosów w tym kierunku może przeważyć szalę. Chociaż wyniki Konfederacji nie wskazują, żeby to była partia konkurencyjna w reprezentowaniu tradycjonalistycznej części społeczeństwa: wyższe poparcie zyskała w Warszawie niż w Galicji.

Mniejsze niż dotąd poparcie w Galicji ma też PSL, którego elektorat przesunął się na zachód i do miast. Ale potencjał budowy przez ludowców umiarkowanego centrum to już realne zagrożenie dla PiS. Gdy okazało się, że PSL nie jest na równi pochyłej, znów zaczęły się zmieniać układy w Polsce lokalnej. Zakłóceniu uległ proces przejmowania przez partię Kaczyńskiego tamtejszych sieci społecznych, szczególnie instytucji takich jak straże pożarne – nic z tego nie zostanie oddane przez ludowców walkowerem.

Część komentatorów uważa, że zmianą jest pojawienie się lewicy. Ale w kadencjach 2007-15 miała ona w Sejmie reprezentację o połowę większą. Jej obecność w kolejnej kadencji nie będzie wpływała na kierunek rządzenia. Zyskała natomiast okazję zacieśnienia więzi: w kampanii wyborczej kandydatom lewicy udało się zachować równowagę i nikt nie został dramatycznie pokrzywdzony. SLD i Wiosna per saldo wyszły trochę lepiej niż Razem, jeśli chodzi o zdobyte mandaty w stosunku do wystawionych kandydatów, ale z kolei Razem jest pierwszy raz w parlamencie. Czy uda się z tego stworzyć nową tożsamość, czy raczej wszystko skończy się jak z Nowoczesną i Ruchem Palikota? Potrzebny jest realny pomysł: mniej głoszenia idei, które w tym Sejmie nie mają szans na przeforsowanie, tylko przygotowanie do dalszej ofensywy.

Czy jest na sali Kurz?

Radość liderów Lewicy i PSL w wieczór wyborczy nie była na miarę przejęcia władzy – to była ledwie satysfakcja. Co może ich ocalić przed popadnięciem w pychę i przekonanie, że się jest czarnym koniem, co kiedyś zgubiło Palikota. Dostali szansę: to zdrowy stan w polityce. Świadomość, że mogło pójść lepiej, ale i mogło pójść gorzej, gwarantuje największą skuteczność działania.

Najtrudniejsza jest sytuacja obozu Grzegorza Schetyny. Patrząc na liczbę mandatów, PO i Nowoczesna mają najmniejsze przyrosty ze stałych partii opozycji. Warto też zwrócić uwagę, że koncepcja KE z wiosennych wyborów europejskich okazała się porażką, i że potwierdziła się teza, iż najbardziej niebezpieczna dla PiS jest sytuacja, w której idą przeciw niemu trzy wyraźne bloki.

Schetyna nie wziął odpowiedzialności ani za wiosenną porażkę, ani za marny wynik swojej partii jesienią. Nie wiadomo, kiedy i jak rozstrzygnie się wewnętrzna walka o władzę, lecz nowe kierownictwo będzie musiało ułożyć relacje z PSL i Lewicą. Co zrobić, jeśli te dwa ugrupowania będą chciały rozebrać między siebie Platformę – jedni odbić Arłukowicza, drudzy Kowala z Poncyliuszem? Przewagą partii centrowych jest zwykle sprawność organizacyjna, ale w tym punkcie PO jest teraz znacznie słabsza niż dwie pozostałe formacje opozycji.

Oczywiście nadal ma swoje atuty. Najważniejszym jest silna pozycja w samorządach: rzesze sprawdzonych ludzi we władzach powiatowych i miejskich. Sęk w tym, że trzeba umieć te zasoby uruchomić.


Czytaj także: Rafał Matyja: W sidłach superkontroli


Jeśli PO ma znów się stać realną siłą i naturalnym wyborem dla sporej części społeczeństwa, musi znaleźć swojego Sebastiana Kurza – zaledwie 33-letniego odnowiciela austriackich chadeków. Kogoś, kto znajdzie równowagę między skrzydłami i odbuduje zaufanie do sprawności organizacyjnej, dramatycznie nadwyrężonej przez Schetynę i jego wiernych druhów – Sławomira Neumanna czy Roberta Tyszkiewicza.

Puste kartki

Atmosferę powyborczego moszczenia się w nowej rzeczywistości zakłócają protesty. Maniakalna reakcja PiS jest chyba próbą wyjścia z powyborczego dołka. Opowieści o źle kwalifikowanych nieważnych głosach przypominają tę samą narrację po wyborach samorządowych roku 2014. Wtedy jednak nic nie zostało udowodnione – po prostu karta do głosowania w formie sławetnej książeczki myliła wyborców. Kwestionując fakt tak licznych głosów nieważnych, PiS ignoruje przy tym regułę dobrze znaną z innych krajów, że skoro do Senatu było mało kandydatów, to wyborcy małych partii oddawali puste kartki. Takie zjawisko widać w najprostszym zestawieniu danych na stronach PKW: zjawisko nasila się w tych okręgach, gdzie duże partie stawiały na kandydatów w ten czy inny sposób skompromitowanych. Np. w okręgu nowosądeckim, gdzie do wyboru był ścigany przez prokuraturę były senator PiS i jego były asystent. Trudno się dziwić, że wyborcy opozycji wrzucali tam puste kartki.

Warto zauważyć, że operację podważania wiarygodności wyborów zaczęła opozycja, oprotestowując zbyt późny termin zgłoszenia kandydata na miejsce zmarłego Kornela Morawieckiego. Tamten protest był zgodny z prawem, ale niezgodny ze zdrowym rozsądkiem, stanowił więc raczej przejaw czepialstwa. Protesty PiS narażają partię na śmieszność – nie ma w nich choćby próby uwiarygodnienia postawionych zarzutów.

O ryzyku, jakie niesie podważanie wyborów, świadczy niedawny przykład Stambułu – prezydent Erdoğan poniósł tam bolesną porażkę. Jego partia wpierw doprowadziła do wątpliwego administracyjnego unieważnienia wyborów, a po ich powtórzeniu przegrała jeszcze wyraźniej. Wszędzie bowiem wybory organizowane w trakcie kadencji mobilizują bardziej przeciwników rządu. Starczy przypomnieć, że gdy w 2008 r. zmarł senator PiS z Podkarpacia, to pomimo ogromnego wysiłku PO, PiS bez trudu obronił tamten mandat.

Można się spodziewać, że w przypadku powtórzenia wyborów upokorzenie PiS jeszcze się zwiększy. W okręgu koszalińskim partia Kaczyńskiego zdobyła 36 proc. w wyborach do Sejmu – z takim bazowym poparciem nie była w stanie wygrać w żadnym z pozostałych okręgów senackich. Poza tym cała operacja spowoduje nasilenie oskarżeń o nadużywanie demokracji. I może się odbić negatywnie na wynikach wyborów prezydenckich w maju, bo w tych wyborach upadł także mit, że elektorat jest odporny na afery.

Stary podział

W tle protestów podważających prawidłowość liczenia głosów w kilku okręgach czai się jednak poważniejszy problem strukturalny, którego nie rozwiążą żadne wyroki Sądu Najwyższego. Problem z równością wyborów.

Zgodnie z kodeksem wyborczym powinno się regularnie korygować liczbę mandatów do zdobycia w poszczególnych okręgach – dostosowywać ją do zmian liczby ludności. Obecny podział mandatów był ustalony przed wyborami roku 2011 na podstawie danych ludnościowych GUS za rok 2010. PKW przedstawiła w grudniu zeszłego roku wyliczenie, które sugerowało zmianę w części okręgów. W 2015 r. zresztą też takie wyliczenie przedstawiła, a Sejm zdominowany przez PO nie podjął sprawy.

O co chodzi? Liczba ludności przyrasta w wielkich miastach oraz np. w okręgu podwarszawskim. A wyludniają się takie miejsca jak Świętokrzyskie – jeden z bastionów PiS – a także Zagłębie. W efekcie głos mieszkańca Legionowa jest o 1/4 słabszy niż mieszkańca Sosnowca, bo okręg podwarszawski ma do obsadzenia mniej mandatów, niż wynikałoby to z liczby jego obecnej ludności, gdy gdzie indziej jest ich za dużo.

Dodatkowym czynnikiem wpływającym na siłę głosu jest frekwencja – im wyższa, tym wpływ pojedynczego wyborcy na obsadzenie mandatów mniejszy. W największych miastach jest ona najwyższa – bo jest m.in. funkcją wykształcenia i bogactwa. To trochę skrzywiło wynik wyborów na korzyść PiS. Procentowy udział głosów oddanych na jego listy podniósł się tam, gdzie jest niska frekwencja (np. na ziemach zachodnich), a osłabił tam, gdzie jest wyższa frekwencja.

W przypadku Warszawy dochodzi jeszcze jeden czynnik – głosy oddane za granicą, które przypadają na warszawską listę. Kiedy dawniej chodziło o garstkę dyplomatów, którzy i tak w większości mieszkali poza okresem służby w Warszawie, to było logiczne. Jeszcze w 2005 r. głosy zagranicy odpowiadały jednemu mandatowi, co po dorzuceniu do 19 ­mandatów warszawskich nie robiło większej różnicy. W tych wyborach jednak głosy oddane za granicą liczebnie odpowiadały ośmiu mandatom, których oczywiście nie było – zostały wszystkie „dorzucone” do podziału mandatów warszawskich i to zmniejszyło o 40 proc. wagę głosów warszawiaków.

Tak więc głosy z zagranicy i różnice we frekwencji razem z brakiem korekty demograficznej w rozdzieleniu mandatów między okręgi wpływają negatywnie na równość wyborów. Wybrnięcie z problemu, jaki stwarzają różnice we frekwencji, jest trudne. Sprawa zagranicy wymaga odważnej decyzji – powołania osobnego okręgu wyborczego, tak jak to ma miejsce we Włoszech czy Rumunii. Ale tego, że ostatnie Sejmy nie dokonały korekty demograficznej, nie da się obronić.

Polak nie lubi orać

Kodeks wyborczy zawiera sprzeczność: nakazuje coś zrobić, ale zostawia to w rękach parlamentu. Można więc słusznie się obawiać, że następne wybory będą jeszcze bardziej skrzywione, wszak PiS nie będzie miał żadnego powodu, żeby­ cokolwiek korygować. Mógłby to rozstrzygnąć Trybunał Konstytucyjny, gdyby miał autorytet. Jednym z możliwych wyjść z sytuacji byłaby w przyszłości taka nowelizacja kodeksu wyborczego, żeby to sama PKW ustalała liczbę mandatów na podstawie danych z GUS.

Dziś chyba nie ma sensu podważać z powodu takich skrzywień wyniku wyborów – nawet jeśli PiS ostateczne zdobycie większości zawdzięcza splotowi ustawowych fuszerek i wątpliwych mechanizmów. Wyborcy trzech głównych sił opozycji chyba woleliby, żeby rząd nie opierał się na posłach Konfederacji, a taka tylko byłaby alternatywa.

Jest bowiem jeszcze jedno źródło frustracji rządzących i pociechy opozycji. Trudno uciec po tych wyborach od wniosku, że choćby nie wiem, jak się chciało, to się przeciwnika nie „zaora”. Naród najwyraźniej nie jest skłonny do bezwarunkowego poparcia żadnej ze stron sporu. Zaś na warunkowe poparcie trzeba sobie naprawdę mocno zasłużyć. Opozycja ma do wykonania sporo pracy, lecz rządzący już dziś mogą poczuć na plecach jej oddech. Oby to ich otrzeźwiło, gdy już przetrawią sobie ten wynik wyborów. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2019