Gdy zawodzą porównania

Kilkuset Ukraińców przyjeżdża codziennie na główny dworzec kolejowy w stolicy Katalonii. Hiszpania przyjmuje pierwszych swoich uchodźców wojennych ze wschodu kontynentu. I usiłuje sobie wytłumaczyć tę wojnę.
z Barcelony

21.03.2022

Czyta się kilka minut

Spotkanie rodziny ukraińskich imigrantów w Cizur Menor, Hiszpania, 15 marca 2022 r. / ALVARO BARRIENTOS / AP / EAST NEWS
Spotkanie rodziny ukraińskich imigrantów w Cizur Menor, Hiszpania, 15 marca 2022 r. / ALVARO BARRIENTOS / AP / EAST NEWS

Drżenie: tyle da się wyczuć w pierwszym tygodniu inwazji. Jakoś nie możemy z moimi polskimi znajomymi w Barcelonie usiedzieć w miejscu: wymieniamy się informacjami, wystąpieniami ukraińskiego prezydenta, wieściami od ludzi z różnych miejsc, lękiem. Jednocześnie to drżenie zupełnie niespożytkowane: nie wiadomo, co z nim zrobić, czym się zająć. Nie wychodzi z niego nic konstruktywnego; wiemy, że kręcimy się w kółko. Ale w tej chwili każda aktywność jest głównie udawaniem przed sobą samym, że nasze myśli nie uciekają z powrotem do wojny.

Dlatego tak nam trudno zrozumieć, że nasi sąsiedzi, koledzy i koleżanki z pracy, nauczycielki ceramiki, ulubione panie sklepowe – oni wszyscy nie drżą. A przynajmniej nie tak, jak nam wydawałoby się teraz naturalne i stosowne. – Ach, będzie problem z olejem! – zauważa jedna z nich (memy z olejem słonecznikowym, który znika z półek, zalewają właśnie hiszpański internet). Ktoś rzuca: ¡qué horror! – i szybko zmienia temat. Któraś z polskich znajomych publikuje w mediach społecznościowych pytanie: „Czy wasi Hiszpanie też nie przejmują się wojną?”.

Po raz pierwszy chyba czujemy się tu, w Katalonii, dziwnie obco. Potem przychodzi refleksja: czy jest się czemu dziwić? To drugi koniec Europy, a zwykli Hiszpanie niewiele mają skojarzeń z Ukrainą. I druga: może to drżenie jest i tutaj, tylko nieco inne?

To także nasza wojna

Jeśli rzeczywiście miałam jakąś hipotezę hiszpańskiego zdystansowania do wojny, profesor socjologii Antonio Aledo szybko się z nią rozprawia: – Oczywiście, że się tym wszystkim przejmujemy, i to bardzo. Dla nas to też jest szokujące, oglądać obrazy, których nigdy nie spodziewaliśmy się w Europie zobaczyć.

Aledo klasyfikuje hiszpański niepokój. – Po pierwsze, także po drugiej stronie Europy wrażenie robi ogrom przemocy i niesprawiedliwości, która spadła na Ukrainę. Po drugie, wśród Hiszpanów pojawia się obawa, że wojna wymknie się spod kontroli i – tu Aledo wykonuje kilka ruchów dłonią, od lewej do prawej strony, pam-pam-pam – do Hiszpanii też może dotrzeć. W końcu sprawy związane z atakiem nuklearnym… Może o tych obawach nie mówi się głośno, ale one są.

Takie lęki na Półwyspie Iberyjskim wydają się pewnie dziś abstrakcyjne, zwłaszcza dla czytelnika z Polski, jednak Aledo podkreśla, że ta wojna to dla Hiszpanów kolejny z elementów pozbawiających ich poczucia stabilizacji: po kryzysie finansowym i pandemii.

Również z tym, że rezultat wojny w Ukrainie może wpłynąć na przyszłość Europy, trudno się kłócić. Tak sugeruje kataloński polityk Carles Campuzano, który swój esej w „El Periódico” tytułuje „To też nasza wojna”. Pisze, że „wojna putinowskiej Rosji przeciw Ukrainie przypomina nam, że stan pokoju, w którym od 1945 r. żyje zdecydowana większość Europejczyków, jest wyjątkiem w historii ludzkości”.

Analogie nie pomagają

Kanały telewizyjne, tak jak w Polsce, oferują serwisy poświęcone wyłącznie inwazji Rosji na Ukrainę. Hiszpanie uczą się nazw miast, o których istnieniu niedawno nie mieli pojęcia. Niektórzy próbują zrozumieć genezę rosyjskiej agresji, szukając porównań, które pozwolą przetłumaczyć ją na własny kontekst kulturowy.

„Po dwunastu dniach wojny w Ukrainie wszystkie metafory, które miały przedstawić inwazję Putina jako coś, co społeczeństwo hiszpańskie i katalońskie może odnieść do sytuacji im bliskich, zostały już wykorzystane” – komentuje w dzienniku „La Vanguardia” pisarz Francesc-Marc Álvaro. Wymienia trzy, najchętniej używane przez różne strony sceny politycznej: w pierwszej Ukraina jest Hiszpanią, a Donieck i Ługańsk to chcące się uniezależnić Katalonia i Kraj Basków. W drugim Ukraina to, przeciwnie, Katalonia, zaatakowana w 2017 r. przez Hiszpanię po niepodległościowym referendum. W końcu cofamy się jeszcze dalej w przeszłość i Ukraina staje się Drugą Republiką Hiszpańską, bez wsparcia europejskich demokracji w walce z generałem Franco.

Wszystkie te porównania, twierdzi Álvaro, prowadzą tylko do jeszcze większej dezinformacji: – Hiszpanie nie rozumieją realiów wschodniej Europy, zawsze byli od tego daleko. Takie uproszczenia nie pomagają nam zrozumieć ani waszych, ani naszych własnych konfliktów.

NATO i czytanie map

– Trzeba sięgnąć w przeszłość, do inwazji na Krym, ale też ekspansji NATO, wiesz? Ona zagraża granicom Rosji. Rozumiem więc pozycję Putina, co nie znaczy, że usprawiedliwiam ten atak. Ale to akcja-reakcja – mówi 40-letni David. – Obie strony ponoszą trochę odpowiedzialności.

Wiele rozmów z hiszpańskimi znajomymi sprowadza się ostatnio do tych kilku zdań Davida. Mam wrażenie, że niektórzy Hiszpanie na szybko wyspecjalizowali się w geopolityce i z powagą kreślą na mapie strefy wpływów. Może dlatego jako imigrantka ze Wschodu czuję się w tych rozmowach obco. To Ukraińcy, ale też ja, Polka, jesteśmy w tych analizach strefą wpływu, pozbawieni podmiotowości.

W swoim najnowszym artykule dla „La Vanguardii” Francesc-Marc Álvaro zauważa, że – mimo widocznej solidarności z uciekającymi przed wojną Ukraińcami – liczniejsze były manifestacje przeciw inwazji na Irak w 2003 r. niż dziś te przeciwko Rosji. – Nastroje antyamerykańskie mają w Hiszpanii, a szczególnie w Katalonii, długą tradycję – tłumaczy mi później. – Jest po temu kilka powodów, niektóre sięgają XIX w., ale te bliższe naszym czasom to choćby wspieranie przez USA dyktatury Franco czy dyktatur w Ameryce Łacińskiej. Uchodźcy z tamtych rejonów trafiali do Barcelony, a Katalończycy czuli z nimi solidarność.

„Ani Putin, ani NATO” – czytam hasło na antywojennej manifestacji organizowanej w Barcelonie jeszcze w lutym. Podobnie na kolejnym, tym razem feministycznym proteście 8 marca. Takie głosy pojawiają się zwykle, choć nie tylko, po lewej stronie i nie są odosobnione. Stawianie znaku równości między NATO a Putinem i brak jednoznacznego potępienia rosyjskiego imperializmu stało się zresztą jednym z powodów, przez który polska partia Razem odcięła się od zachodnich międzynarodówek.

„Lewica, która ma wątpliwości w sprawie Ukrainy, jest w błędzie” – pisze z kolei w „El Periódico” Andreu Claret. „Tak jak w błędzie była zresztą europejska lewica, która przyłączyła się do polityki nieinterwencji w trakcie hiszpańskiej wojny domowej. Nie chodzi o ignorowanie błędów Zachodu, ale w momencie, gdy Putin zarządził inwazję na suwerenne państwo, krytyka nie może sparaliżować solidarności z atakowanymi”. Natomiast wspomniany Campuzano na łamach tego samego dziennika twierdzi, że jeśli o kogoś tu chodzi, to właśnie o Ukraińców: „W każdym konflikcie tych rozmiarów istnieje wymiar geopolityczny. Najlepiej jednak rozumieją to sami Ukraińcy, którzy chcą być częścią europejskiego snu i sojuszy, które łączą nas z Waszyngtonem, Tokio czy Ottawą”.

Symbole określają narrację

– Opinia publiczna w ogromnej większości skupia się jednak na krytyce Rosji – socjolog Antonio Aledo daje do zrozumienia, że nie uogólniałby nastrojów części lewicy na społeczeństwo. – Krytykujemy atak na niezależne państwo, skupiamy się na postaci Putina, jego bestialstwie. Pojawiają się porównania do Hitlera.

O przeważającym w społeczeństwie potępieniu Putina oraz o wsparciu dla Ukrainy mówi mi również Alexandre López-Borrull, profesor komunikacji społecznej na barcelońskim Universitat Oberta de Catalunya: – Poparcie dla Ukrainy wyraża ogromna większość, widzimy to też wśród polityków. A to nie zdarza się tu często. Ostatnią taką solidarność i chwilowe zawieszenie naszej politycznej wojny mieliśmy na początku kryzysu pandemicznego. Godne pożałowania jest tylko milczenie skrajnej prawicy, czyli VOX-u, i próba wybielania przez nich ich relacji z Putinem.

Polityczna jedność w sprawie Ukrainy dotyczy wskazania winnego i ofiary, ale już nie tego, jak powinna zachować się Hiszpania. Gdy 2 marca premier Pedro Sánchez zmienia dotychczasowe stanowisko i decyduje o wysłaniu broni Ukrainie, część lewicowej partii Podemos, z którą socjalistyczna PSOE Sáncheza tworzy rząd, krytykuje ten rodzaj wsparcia. Premier mówi, że decyzja stawia Hiszpanię „po właściwej stronie historii”. Koalicjanci twierdzą, że lepiej skupić się na dyplomacji.

Gdy idzie jednak o opinię publiczną, w sondażu opublikowanym przez portal Publico.es aż 59 proc. Hiszpanów opowiada się za wysłaniem broni Ukrainie; ponad połowa też nie miałaby nic przeciw wysłaniu armii do obrony cywilów. 84 proc. optuje za przyjęciem ukraińskich uchodźców.

Opinie na temat militarnego wsparcia są podzielone, ale López-Borrull, który zajmuje się analizą dezinformacji, twierdzi, że społeczne nastroje są na tyle proukraińskie, iż nawet krążące po sieci fake newsy (podobnie jak w Polsce generowane przez te same konta, które niedawno kreowały treści antyszczepionkowe) niespecjalnie wpływają na opinię publiczną.

– W tych najważniejszych kwestiach, jak fake newsy, że Zelenski uciekł z Kijowa albo że atak na szpital w Mariupolu nie miał miejsca, nikt tego nie chwycił – tłumaczy López-Borrull. – A mówię, że one są najważniejsze, bo to właśnie takie symbole są decydujące w walce o narrację. Wpływają też na morale i poczucie dumy po stronie ukraińskiej. Przypomina mi się tu zawsze film „Gladiator”: najpierw musisz zabić symbol, aby zabić człowieka.

„Valerie” już nie popłynie

Na główny dworzec kolejowy w Barcelonie codziennie przyjeżdża ok. 350 Ukraińców, którzy uciekli z kraju. Katalonia, podobnie jak i cała Hiszpania, przyjmuje swoich pierwszych uchodźców wojennych ze wschodu kontynentu.

Trudno tę sytuację porównać z Warszawą czy innymi polskimi miastami. Ale przybyłych jest już na tyle dużo, że sytuacja wymaga odgórnej koordynacji – rząd pracuje właśnie nad systemem, który zagwarantuje, że Ukraińcy trafią do bezpiecznych i dostosowanych do ich potrzeb domów. Zaledwie 24 godziny po złożeniu wniosku o azyl mają otrzymać pozwolenie na podjęcie pracy, a transport w wielu hiszpańskich miastach jest już dla nich darmowy.

Pojawiają się również głosy krytyczne – nie tyle wobec pomocy Ukraińcom, co wobec jej ograniczonego wymiaru w innych przypadkach. „Zajmijmy się też kryzysem, który już tu jest” – apelują organizacje pozarządowe, za przykład podając trudne warunki, w jakich znajdują się niepełnoletni imigranci z Afryki.

Kiedy piszę te słowa, wojna wpływa na panoramę Barcelony również w inny sposób. Z portu nad Morzem Śródziemnym, w którym widok przesłaniają pnące się do góry luksusowe jachty, znika „Valerie”. Mierzący 85 metrów i należący do rosyjskiego oligarchy Siergieja Czemezowa jacht, którego wartość szacuje się na 140 mln dolarów, zostaje zarekwirowany przez hiszpańskie służby w ramach sankcji nałożonych na Rosję.

„Valerie” nie jest pierwsza i nie będzie też najpewniej ostatnia.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2022