Yolanda Díaz: kim jest nowa liderka hiszpańskiej lewicy

Hiszpańska lewica – ta na lewo od socjalistów, rozproszona i ostatnio poobijana – formuje się na nowo. Na jej czele stoi Yolanda Díaz.
z Barcelony

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Yolanda Díaz podczas wiecu kończącego jej kampanię wyborczą. Madryt, 21 lipca 2023 r. / OSCAR DEL POZO / AFP / EAST NEWS
Yolanda Díaz podczas wiecu kończącego jej kampanię wyborczą. Madryt, 21 lipca 2023 r. / OSCAR DEL POZO / AFP / EAST NEWS

Ruido”, czyli po hiszpańsku: „hałas”. W lipcu, w środku kampanii wyborczej, aż dzwoniło od niego w uszach. Konfrontacja liderów największych formacji, prawicowej Partii Ludowej (PP) i Partii Socjalistycznej (PSOE), nie cichła ani na moment.

Niektóre ciosy były bardziej, inne mniej standardowe – jeśli Alberto Núñez Feijóo, lider PP, nie zarzucał akurat premierowi Pedrowi Sánchezowi fałszowania głosów oddanych korespondencyjnie (na co nie ma dowodów), to Sánchez domagał się, by Feijóo wyjaśnił swoją – zażyłą, jak się może wydawać – relację sprzed lat ze znanym handlarzem narkotyków Marcialem Dorado (na dowód, na nieszczęście dla lidera prawicy, jest zdjęcie).

Ruido, ruido, ruido” – powtarzała Yolanda Díaz, kierująca resortem pracy w rządzie Sáncheza, gdy dziennikarze pytali ją o debatę telewizyjną obu liderów. Przekonywała, że projekt, z którym idzie do wyborów, to alternatywa wobec hałasu, który nic nie wnosi. Alternatywa nazywa się Sumar i ma być, jak przekonuje Díaz, nową nadzieją Hiszpanii.

„Nauczyli mnie w domu”

Na ekranie pojawiają się stare zdjęcia: mężczyzna pochyla się nad stosem płyt winylowych, dziewczyna siedzi z koleżankami na trawie. Na kolejnym pozują już razem: objęci, zakochani. Cięcie: transparenty. Ekran wypełniają tłumy protestujące przeciw dyktaturze Francisca Franco. Wśród nich oni: chłopak i dziewczyna, zaznaczeni flamastrem.

W tle głos Yolandy Díaz: „Przyszło im żyć w trudnych czasach, jak wielu osobom w naszym kraju. Oboje będą walczyć i cierpieć za wolność”.


KTO BĘDZIE RZĄDZIĆ HISZPANIĄ? MOŻLIWE TRZY SCENARIUSZE

AGNIESZKA ZIELIŃSKA: To gorące dni dla Hiszpanów, ale nie tylko z powodu ekstremalnych temperatur. Nie wiadomo, kto obejmie władzę w kraju.


W spocie wyborczym Díaz przytacza historię miłości swoich rodziców, podkreślając w ten sposób swoje korzenie. Urodziła się w Galicji, w rodzinie z klasy robotniczej, w roku 1971 – cztery lata przed śmiercią dyktatora, który rządził Hiszpanią przez prawie 40 lat.

Jej ojciec to Suso Díaz, znany działacz związkowy z lat 70. XX w. Yolanda Díaz lubi wtrącić w wywiadach zdania po galicyjsku, przypomnieć, skąd pochodzi.

„Nauczyli mnie tego w domu” – powtarza, kiedy zdarzy jej się wymienić swoje mocne strony: wrażliwość na drugiego człowieka, zdolność do pochylenia się nad słabszym, robienie polityki dla dobra państwa, a nie kariery. Gdy opowiada o klasie pracującej, często mówi „my”, a nie „oni”.

Z Galicji do Madrytu

Díaz, z wykształcenia prawniczka, przez lata działa w rodzinnych stronach. Jest liderką galicyjskiego oddziału Zjednoczonej Lewicy (Izquierda Unida) – koalicji różnych ugrupowań lewicowych, powstałej w 1986 r. podczas protestów przeciw wejściu Hiszpanii do NATO. Siłą dominującą jest w niej Partia Komunistyczna (w latach 1939-77 zdelegalizowana). W skali kraju koalicja ta uzyskuje zwykle tylko kilka procent poparcia.

W 2012 r. Díaz zostaje posłanką do regionalnego parlamentu Galicji. Do Kongresu Deputowanych – parlamentu centralnego w Madrycie – dostaje się w 2015 r. z listy Podemos, nowej formacji lewicowej, która narodziła się podczas kryzysu finansowo-gospodarczego w strefie euro, na fali protestów przeciw cięciom budżetowym.

W kolejnych wyborach – to czas burzliwy, głosowań jest sporo (w 2016 r. i dwa razy w 2019 r.) – Díaz uzyskuje mandat jako szeregowa posłanka. Niewielu Hiszpanów kojarzy jeszcze jej nazwisko. To się niedługo zmieni – w styczniu 2020 r. obejmuje Ministerstwo Pracy w koalicyjnym rządzie Partii Socjalistycznej i Podemos.

W czasach wirusa

Chwilę później wybucha pandemia i odtąd Yolanda Díaz często pojawia się na ekranach telewizorów. Już kilka dni po zaprzysiężeniu pracuje nad ustawą o podwyższeniu płacy minimalnej. Zyskuje popularność. „Díaz stała się wielkim politycznym objawieniem w czasach koronawirusa: jest rozsądna, przenikliwa, inteligentna i zdecydowana, gdy trzeba” – pisze w lipcu 2020 r. lewicowy dziennik „Público”.

Specjalizująca się już wcześniej w prawie pracy, jest przygotowana. Przekonuje się o tym regularnie García Egea, polityk Partii Ludowej. Díaz odpiera jego krytykę zwykle w ten sam sposób: „Panie Egea, mam tu dla pana dane”. Cytuje liczby, które mają dowodzić antyspołecznej polityki rywali: „Wie pan, ile razy podnieśliście podatki w czasie swojej ostatniej kadencji? Trzydzieści”. Starcia obojga stają się czymś na kształt tradycji.

Przeprowadza kilkanaście ustaw. Prócz podwyższenia płacy minimalnej i stania na straży pandemicznych świadczeń, jej resort reguluje pracę riders, dostawców pracujących dla internetowych platform, jak Glovo czy Just Eat. Nowe prawo zobowiązuje platformy do zatrudniania dostawców, dotąd zmuszanych do zakładania własnej działalności.

Od 2021 r. jest jednym z najwyżej ocenianych członków rządu. Na dole rankingu plasują się jej dwie koleżanki z listy Podemos. Nikogo nie dziwi, gdy odchodzący z działalności politycznej wicepremier Pablo Iglesias (założyciel Podemos) wyznacza ją na następczynię w rządzie i na liderkę.

Teatry i parlamenty

Cofnijmy się o kilka lat. Jest styczeń 2014 r. Teatr w Lavapiés, wielokulturowej dzielnicy Madrytu, wypełnia się ludźmi. Zaraz zacznie się prezentacja nowej partii – Podemos. Ktoś zauważa, że malutki teatr to niespotykany wybór na wiec polityczny. „Skoro nasz parlament zamienił się w teatr, może teatry powinny stać się parlamentami?” – rzuca jeden z zebranych.

Podemos rodzi się z buntu. Kryzys, który zaczął się w 2008 r., zadaje Hiszpanii wyjątkowo dotkliwy cios. Wielu obywateli czuje się ofiarą nieodpowiedzialnych decyzji polityków i chciwości banków. „To nie kryzys, to oszustwo” – głosi transparent niesiony na demonstracji 15 maja 2011 r. Tego dnia protesty odbywają się naraz w pięćdziesięciu miastach Hiszpanii. Tak rodzi się Ruch Oburzonych (zwany też Ruchem 15M).

– W wielu krajach tamten kryzys przyniósł hasła skrajnie prawicowe, ale nie w Hiszpanii – mówi politolożka Paola Cannata w rozmowie z „Tygodnikiem”. – Tu wydarzyło się coś na kształt rewolucji demokratycznej. Ludzie wyszli na ulice, by zmusić polityków do zwrócenia uwagi na ich potrzeby, protestować przeciw wyrzucaniu zadłużonych na bruk.

Rozbity duopol

Przy ogromnym bezrobociu, które wśród ludzi młodych sięga wtedy w Hiszpanii aż 50 proc., Ruch Oburzonych chce świata, w którym bezpieczeństwo zatrudnienia nie będzie pustym hasłem. Domaga się też zagwarantowania obywatelom prawa do mieszkania. A także większej kontroli państwa nad bankami.

Trzy lata później z oddolnego ruchu wyłania się nowa partia. – Podemos to nie 15M, ale udało im się przekuć najważniejsze hasła ruchu w program polityczny – mówi Cannata.

Nowa partia zrzesza ludzi z różnych środowisk lewicowych (lewicowy krajobraz polityczny był w Hiszpanii zawsze różnorodny), a także wielu takich, którzy wcześniej nie byli związani z polityką. Cztery miesiące od powstania dostaje prawie 8 proc. głosów w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Wśród kilku europosłów Podemos jest dwoje nauczycieli, kelnerka, a także Pablo Iglesias – wykładowca akademicki i lider partii. „To dopiero początek” – obiecuje.

I rzeczywiście: już w 2015 r. wybory do parlamentu centralnego przynoszą Podemos 20-procentowe poparcie. Podemos sprawia, że rozsypuje się dwupartyjne status quo, w którym władza w Madrycie przez kilka dekad sprawowana była wymiennie przez socjalistów i konserwatystów. Marzenie 15M o poruszeniu skostniałego systemu z dnia na dzień staje się rzeczywistością.

Koniec rewolucji

„Bardzo lubię Pabla i myślę, że zrobił dla tego kraju coś, co wydawało się wcześniej niemożliwe” – Díaz krzywi się na pytanie o byłego lidera Podemos. W ostatniej kampanii musi odpowiadać na nie regularnie.

Latem 2023 r. w polityce nie ma już Iglesiasia. Najpierw w 2021 r. oddał Díaz tekę wicepremiera, a później poniósł, jako lider listy, klęskę w lokalnych wyborach w Madrycie. Po ogłoszeniu wyników oświadczył, że odchodzi.

Potem jest tylko gorzej: w maju 2023 r. Podemos przegrywa w wyborach samorządowych i znika z parlamentów w większości regionów Hiszpanii. „Ostatnie chwile na skraju wyginięcia” – piszą media. Kończy się Podemos, kończy się rewolucja.

– Tak naprawdę już utworzenie rządu z socjalistami w 2019 r. to była dla Podemos ostatnia szansa, by przedłużyć swoje istnienie – twierdzi Paola Cannata. – Podemos weszło do polityki, by zmienić oblicze lewicy, ale wewnętrzne walki o władzę mocno to utrudniły.

Cannata uważa, że partia traciła rozpęd: zaangażowanie aktywistów słabło, regiony odsuwały się od tego, co działo się w centrum. – Ale jest coś jeszcze – dodaje. – Sposób, w jaki Podemos robi politykę, a który odrzuca ludzi. W rządzie z PSOE wprowadzili szereg świetnych moim ­zdaniem reform, które bez nich nigdy by nie zaistniały. Ale to znika pod potrzebą ciągłej konfrontacji.

Styl Podemos nie zawsze sprawdza się w czasach pokoju. Gdy powstawał Ruch Oburzonych, powszechne było oczekiwanie rozliczeń ze społeczną niesprawiedliwością. A Podemos jak nikt inny potrafiło wchodzić na barykady. Jednak w 2023 r. świat jest już nieco inny.

– Podemos mnie nie przekonuje, bo nie interesuje mnie już tylko walka z systemem – mówi mi 28-letnia Laura, która deklaruje, że zawsze głosowała na lewicę. – Nie potrzebuję przemów protestacyjnych, tylko zmian.

Projekt Sumar

Podemos zdaje sobie sprawę, że ich marce upływa termin ważności. Fakt, że Iglesias przekazał Díaz misję dalszego prowadzenia lewicy – tej sytuującej się na lewo od Partii Socjalistów – był przemyślany. Natomiast Díaz, odkąd zostaje wicepremierką, świetnie rozumie się z Pedrem Sánchezem. W kampanii oboje przekonują, że – jeśli tylko Hiszpanie pozwolą – zrobią razem jeszcze więcej.

Do wyborców Díaz zwraca się w uśmiechnięta, mówi delikatnym głosem. Jej krytycy uważają, że to infantylne. Ale inni oddychają z ulgą: „W końcu lewica sympatyczna, a nie wiecznie obrażona”.

W innym niż Podemos stylu, Díaz podtrzymuje mocno lewicowy program. – Głosuję na Yolandę, bo dotrzymała obietnicy i ruszyło wynagrodzenie minimalne. Poza tym potrzebujemy więcej kobiet w polityce, szczególnie na górze listy – mówi David z Cubelles w Katalonii, który wcześniej głosował na PSOE.

Choć nad swoim projektem Sumar (po hiszpańsku znaczy to: dodawać, przyłączać się), który ma połączyć „to, co na lewo od PSOE” – czyli rozłamaną i skonfliktowaną lewicę – Díaz pracuje od niemal dwóch lat, można zaryzykować twierdzenie, że nowy twór (bo jeszcze nie partia) jest dla wielu wciąż enigmą. To, co kojarzy i rozumie się od razu, to twarz Yolandy Díaz.

Nowe idee i strach przed Vox

A Yolanda Díaz to obrona pracowników w trakcie pandemii i reforma prawa pracy (ograniczenie plagi umów tymczasowych po roku zaowocowało wzrostem liczby zatrudnionych na stałe o 515 tys. osób). Na Yolandę, przynajmniej tymczasowo, robi się na lewicy nawet moda. Kilka dni przed premierą filmu „Barbie” ktoś wkleja w plakat filmu zdjęcia Díaz i Sáncheza. Napis na plakacie: „Ona jest ikoną. On to tylko Ken”.

„W Hiszpanii pracujemy długo i źle” – mówi Díaz w lipcu w radiu SER. Jednym z punktów programu Sumar jest czterodniowy tydzień pracy. Díaz chce też likwidować nierówności w edukacji młodych, również poprzez przyznanie po 20 tys. euro każdemu osiemnastolatkowi, niezależnie od sytuacji finansowej: na rozpoczęcie dorosłego życia, zainwestowanie w studia lub pracę.

Nawet jeśli pomysły Sumar nie przekonują lewicowych wyborców, jest jeszcze jeden powód, by głosować na Díaz – strach. Sondaże wskazują, że wygrana konserwatystów i utworzenie rządu w koalicji z Vox – formacją położoną najbardziej na prawo na hiszpańskiej scenie politycznej; jednym z jej pomysłów jest likwidacja Ministerstwa Równości – może stać się niedługo nową rzeczywistością.

– Chciałam oddać pusty głos – mówi Laura. – Ale co nas czeka, jeśli wygra prawica? Mam transpłciowych przyjaciół, znajomych migrantów, nie możemy sobie pozwolić na to, by społecznie zrobić trzy kroki do tyłu.

„Bez Yolandy by was nie było”

W niedzielny wieczór 23 lipca Laura oddycha z ulgą. Nie wiadomo jeszcze, co będzie z rządem, ale jasne jest, że Partia Ludowa i Vox mają razem za mało głosów, by go utworzyć.

Z ulgą oddycha pewnie Yolanda Díaz: w swoich pierwszych wyborach Sumar otrzymuje nieco ponad 12 proc., tylko odrobinę mniej od Podemos w 2019 r. – Z drugiej strony wynik Sumar, uważany za sukces, to wciąż tylko najgorszy wynik Podemos – przypomina Paola Cannata.

Podkreśla to także Ione Belarra, aktualna liderka Podemos (partia startowała jako jedno z ugrupowań tworzących Sumar). Belarra zarzuca Díaz, że gdyby ta w kampanii nie umniejszała roli Podemos, rezultat byłby lepszy. W odpowiedzi Díaz przypomina Belarrze katastrofalny wynik jej partii w majowych wyborach regionalnych. Komentatorzy w sieci dopowiadają: „Bez Yolandy już by was tu nie było”.

Ta wymiana to kulminacja napięcia między Díaz a Podemos, które narastało przez ostatni rok. Jeden z trudniejszych momentów nastąpił, gdy Díaz przyjęła Podemos na listy Sumar, ale pod warunkiem, że nie znajdzie się na nich Irene Montero, szefowa Ministerstwa Równości (prywatnie partnerka Iglesiasa).

To decyzja dyktowana polityczną kalkulacją: Montero od dłuższego czasu nie była popularna wśród wyborców. Sprawę pogorszyła jeszcze przygotowana przez nią ustawa, która zaostrzyła definicję gwałtu, ale której nieścisłości przyczyniły się też do obniżenia kar przestępcom seksualnym.

To również decyzja niespodziewana: Díaz od lat zna się i przyjaźni z Iglesiasem oraz Montero; była także jedną z niewielu osób, które nawet w obliczu największej krytyki stały za Montero murem.

***

– Choć Díaz jest świetną polityczką, czasem zastanawiam się, czy będzie dobrą liderką – mówi Paola Cannata. – Mam wrażenie, że boi się podejmować trudne decyzje, jak w przypadku Podemos. Skoro już zdecydowała się ich uratować, powinna uratować wszystkich, bez wyjątku, i postawić sprawę jasno: robimy politykę po mojemu, musicie się dostosować.

23 lipca koalicja Sumar osiągnęła cel, dla którego powstała: obroniła miejsce nowej lewicy u boku PSOE. Co dalej? Díaz wierzy, że jej projekt przetrwa próbę czasu.

Jedno z haseł kampanii Yolandy Díaz brzmiało: „Wszystko się zaczyna”. Na to Paola Cannata się jednak irytuje: – Wszystko zaczęło się w 2011 r., wraz z Ruchem Oburzonych. Warto o tym pamiętać.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Dodawanie Yolandy