Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masy uchodźców, którzy przybywają dziś do Niemiec z całego świata – nie tylko z ogarniętych wojnami krajów Bliskiego Wschodu, Afryki i Ukrainy, ale ostatnio także ze spokojnego Kosowa – doprowadziły właśnie do nowego konfliktu: między niemieckim państwem a Kościołem. Chodzi o pytanie, czy jedynie państwo ma prawo dysponować losem uchodźców – decydować, czy ktoś starający się o azyl będzie mógł pozostać w Republice Federalnej, czy też zostanie deportowany.
Oczywiście, patrząc z czysto prawnego punktu widzenia nie ma wątpliwości: takie prawo przysługuje wyłącznie państwu. Co czynić jednak w przypadkach, gdy ludzie zagrożeni deportacją przypominają sobie o pradawnym obyczaju, praktykowanym nie tylko w średniowieczu, lecz sięgającym czasów antycznych i biblijnych, o którym mowa jest jeszcze w Starym Testamencie? Co robić, gdy niedoszli azylanci szukają schronienia w świątyniach?
Tymczasem liczba tych, którzy w Niemczech szukają azylu w kościołach, w ostatnim czasie wzrosła dramatycznie: od początku 2014 r. o całe 500 proc. Obecnie, jak informuje ekumeniczny punkt kontaktowy zajmujący się tym zjawiskiem, ludzi takich jest 411, w tym 125 dzieci; schronili się oni w ponad dwustu świątyniach. Są wśród nich przypadki tak dramatyczne, jak choćby małżeństwo z Iranu: młodych ludzi, którzy porzucili islam, przyjęli chrześcijaństwo i musieli uciekać z kraju, gdyż w Iranie odejście od islamu traktowane jest jako zbrodnia i karane surowo – czasem śmiercią.
Azyl kościelny jak szariat?
Jak to wygląda w praktyce? Podobnie jak kilkaset lat temu: parafie katolickie i ewangelickie przyjmują niedoszłych azylantów, którym grozi deportacja, i zapewniają im zakwaterowanie, wyżywienie i opiekę medyczną; finansowane jest to z darowizn. Parafie podkreślają, że takie tymczasowe schronienie udzielane jest ludziom, których „zdrowie i życie” byłyby zagrożone w razie deportacji, i że celem takiego działania jest doprowadzenie do ponownego rozpatrzenia wniosku o azyl tych osób.
Co na to państwo? Jest w konfuzji. Ministerstwo spraw wewnętrznych z Berlina krytykuje taką praktykę: twierdzi, że rosnąca liczba ludzi korzystających z azylu w kościołach nie tylko zagraża niemieckiemu porządkowi prawnemu, lecz także podważa unijną politykę wobec problemu uchodźców. Niezwykle krytycznie wypowiedział się tu minister Thomas de Maizière: polityk chadeckiej CDU stwierdził w wywiadzie radiowym, że wprawdzie jako chrześcijanin uważa, iż „czasem potrzebne jest zmiłowanie”, ale że może to dotyczyć raptem kilku osób w skali roku. „Tymczasem w tym momencie mówimy o kilkuset przypadkach” – dowodził minister, przekonując, że „mamy do czynienia z nadużyciem kościelnego azylu”.
Czy rzeczywiście można mówić o nadużyciu? Wolno wątpić. Tych kilkaset przypadków to jednak kropla w morzu – w sytuacji, gdy niemieckie MSW szacuje, iż w 2015 r. do kraju może przybyć nawet 300 tys. nowych kandydatów do azylu. Tymczasem minister de Maizière posunął się nawet do tego, że porównał praktykę azylu kościelnego w Niemczech z islamskim prawem szariatu – tak jakby niemieccy duchowni, którzy udzielają schronienia azylantom, ignorowali w ogóle świeckie prawodawstwo. Był to werbalny lapsus – w jednym z kolejnych wywiadów minister wycofał się z tego porównania.
Szara strefa
W istocie, ten tzw. azyl kościelny rozgrywa się dziś w prawnej szarej strefie, a krytyka ze strony państwa nie jest tu niczym nowym.
Aby poradzić sobie jakoś z problemem coraz większej liczby uchodźców, kraje Unii ustaliły, że uchodźca powinien złożyć wniosek o azyl w tym kraju, do którego najpierw dotarł. Z reguły to państwa basenu Morza Śródziemnego, jak Włochy i Grecja. Ale dla większości uchodźców celem są kraje, w których mogą spodziewać się wyższych świadczeń socjalnych – jak Szwecja czy Niemcy. Dlatego masowym zjawiskiem są dalsze migracje – z unijnego punktu widzenia nielegalne. Tacy kandydaci do azylu powinni więc zostać deportowani – najpierw do tego państwa, do którego jako pierwszego przybyli.
To teoria. Praktyka wygląda inaczej. System „podziału” uchodźców między poszczególne kraje unijne – mający zapewnić pewną sprawiedliwość z punktu widzenia tych stolic, które przyjmują najwięcej azylantów – funkcjonuje słabo. Uchodźcy bronią się także przed deportacją np. z Niemiec do Grecji. Jedni schodzą do „podziemia” i zaczynają życie nielegalne. Inni udają się właśnie do świątyń i proszą o pomoc.
Kościoły od zawsze uchodziły za schronienie dla prześladowanych, a instytucja azylu kościelnego zyskała na znaczeniu począwszy już od wczesnego średniowiecza. Przykładowo, Karol Wielki – pierwszy władca chrześcijański, któremu udało się zjednoczyć (inna sprawa, że siłą) sporą część Europy – pokonanym i podbitym Sasom przyznał w 782 r. oficjalnie prawo do azylu kościelnego, dokumentem „Capitulatio purtibus Saxoniae”. Jakie znaczenie miał ów azyl w wiekach późniejszych, o tym może świadczyć choćby taki fakt: podczas synodu w Rzymie w 1059 r. ustalono, że przestrzeń objęta azylem kościelnym obejmuje także obszar na 60 kroków wokół portalu kościoła. W 1095 r. sobór w Clermont postanowił nawet, że dotyczy to również bezpośredniego otoczenia przydrożnych krzyży.
Później, w kolejnych wiekach, instytucja azylu kościelnego coraz bardziej traciła na znaczeniu, a przyczyną było i to, że państwa kodyfikowały systemy prawne, zapewniając swym obywatelom szereg praw – i poniekąd przejmując tym samym zadanie, które spełniał niegdyś azyl kościelny. Do historii przeszedł on ostatecznie, zdawało się, w wieku XIX. Choć Kościół katolicki nigdy nie zrezygnował formalnie ze swego prawa do udzielania takowego azylu. A Kościół ewangelicki, który w przeszłości nie przywiązywał większej wagi do tego przywileju, dziś powołuje się na Nowy Testament i przykazanie miłości bliźniego.
Nie zrezygnujemy
Wróćmy jednak do współczesności i obecnego sporu między oboma wielkimi Kościołami chrześcijańskimi a niemieckim państwem. Pomimo tak ostrej krytyki ze strony Thomasa de Maizière, Kościoły wcale nie zamierzają rezygnować ze swej dotychczasowej praktyki.
Podczas ostatnich obrad niemieckiego Episkopatu – pod koniec lutego, w Hildesheim – jego przewodniczący kardynał Reinhard Marx nie pozostawił wątpliwości, że również w przyszłości Kościół katolicki będzie udzielać azylu w swych murach. „Nie zrezygnujemy z tej tradycji” – mówił kardynał, argumentując, że instrument ten sprawdził się, gdyż w 90 proc. przypadków ponowne rozpatrzenie wniosków o azyl miało zakończyć się zmianą decyzji. „Nie chcemy jednak być państwem w państwie, nie chcemy podważać systemu prawnego” – dodawał pojednawczo kard. Marx, najwyraźniej pod adresem ministerstwa spraw wewnętrznych.
Jednym z filarów powojennej Republiki Federalnej było i jest poszukiwanie społecznego konsensu. Byłoby czymś zaskakującym, gdyby obu stronom nie udało się dojść do jakiegoś kompromisu w spornej kwestii azylu kościelnego. Tak też się stało: na początku marca, po rozmowach między oboma Kościołami a Urzędem ds. Migracji i Uchodźców, zawarto porozumienie. Zakłada ono, że w przyszłości uzasadnione przypadki będą rozpatrywane na nowo, a sprawy sporne mają być dyskutowane w specjalnym gremium, składającym się z przedstawicieli obu Kościołów i wspomnianego Urzędu.
A więc – jest kompromis. Choć w istocie nowa regulacja wcale nie jest taka nowa. Potwierdza jedynie tysiącletnią praktykę. ©
Przełożył WP