Gdy folklor wypiera sakrament

Żyjemy w świecie duchowej fikcji. W tysiącach przypadków kościelne ceremonie ślubne są tylko pozornie celebracją sakramentu małżeństwa. Jak to zmienić?

11.11.2013

Czyta się kilka minut

Opisana w tekście Anny Goc i Przemysława Wilczyńskiego dramatyczna sytuacja społeczna – rozpad ponad 1/3 związków małżeńskich – ma także swój wymiar religijny. Ogromna część tych zerwanych związków to małżeństwa konkordatowe, czyli tzw. śluby kościelne. Z punktu widzenia Kościoła sytuacja jest trudna – tak teologicznie, jak i duszpastersko – tak trudna, że z polecenia Papieża Franciszka Synod Biskupów problemami rodziny będzie się zajmował dwukrotnie, a przygotowania do niego obejmują ogólnoświatową ankietę, pozwalającą rozeznać sytuację i zebrać sugestie rozwiązań.

DUCHOWA FIKCJA

Wraz ze wzrostem liczby cywilnych rozwodów, lawinowo rośnie liczba orzeczeń sądów kościelnych stwierdzających nieważność małżeństwa – tj. orzekających, że dane małżeństwo nigdy tak naprawdę nie zostało zawarte. Liczba takich orzeczeń sięga w Polsce kilku tysięcy rocznie, co stanowi ponad połowę rozpatrywanych wniosków.

Biorąc pod uwagę uzasadnienie większości­ orzeczeń o nieważności małżeństwa, wydaje się, że sądy kościelne stwierdziłyby nieważność także ogromnej części tych zerwanych małżeństw, w przypadku których proces o stwierdzenie nieważności się nie odbył – a zatem, że to również nigdy nie były związki sakramentalne.

Trudno przypuszczać, by trend się odwrócił i w przyszłych latach liczba rozwodów i orzeczeń o nieważności małżeństwa radykalnie spadła. Trzeba zaś pamiętać, że z punktu widzenia Kościoła, przyszłe stwierdzenie nieważności małżeństwa oznacza, że dany związek, choć zawarty w Kościele i istniejący teraz, sakramentalnym małżeństwem w rzeczywistości nie jest. Żyjemy zatem w duchowej fikcji! W tysiącach przypadków kościelne ceremonie ślubne są tylko pozornie celebracją sakramentu.

Sytuacja ta ujawnia jakiś zasadniczy problem z integracją teologicznej wizji i kościelnej praktyki. Sądy kościelne orzekają na podstawie określonej wizji małżeństwa i warunków koniecznych, by ludzie mogli udzielić sobie tego sakramentu. Statystyki pokazują, że dopuszcza się do ślubu ogromną liczbę ludzi, którzy odpowiednich warunków nie spełniają – albo ze względu na brak rzeczywistej wiary i zrozumienia, o co w katolickiej wizji małżeństwa chodzi, albo z powodu praktycznej niezdolności do tworzenia takiego związku.

DYLEMATY DUSZPASTERSKIE

Powstaje oczywiście pytanie, co w tej sytuacji robić. Pojawiają się co jakiś czas projekty, by wydłużyć czas przygotowania i zaostrzyć kryteria dopuszczania do sakramentu małżeństwa (zwolennikiem takiego rozwiązania był Benedykt XVI).

Krytycy takich pomysłów argumentują, że prawo do zawarcia małżeństwa jest naturalnym prawem człowieka i kościelne instytucje nie mogą stawiać przeszkód w korzystaniu z niego. Drugim często spotykanym argumentem jest stwierdzenie, że niedopuszczenie do małżeństwa naraża ludzi na życie w grzechu – jest bowiem wielce prawdopodobne, że ludzie i tak zamieszkają razem i będą ze sobą współżyć.

Oba argumenty są nietrafione. Czym innym jest ogólne prawo do miłości i budowania związku małżeńskiego, a czym innym realna zdolność realizowania tego prawa. Tym bardziej odnosi się to do małżeństwa w jego wymiarze religijnym. Powszechna praktyka orzekania o nieważności małżeństwa opiera się w dużej mierze na rozpoznawaniu, że dany człowiek nie był zdolny do udzielenia tego sakramentu. Skoro da się taką rzecz stwierdzić ex post, czasem po wielu latach, rozsądnym wydaje się, by dokładniej sprawdzać tę zdolność przed zawarciem związku. Rozpoznanie ewentualnej niezdolności przed ślubem pozwoliłoby uniknąć wielu życiowych tragedii i kłopotów.

Ułatwianie zawarcia ślubu kościelnego, motywowane tym, „by ludzie nie żyli w grzechu”, opiera się zaś na legalistycznej koncepcji grzechu. Nie jest to wizja ani jedyna, ani najlepsza. W głębszej perspektywie kwestia grzechu pojawia się tylko w kontekście personalistycznym, tj. w osobistej relacji do Boga, i terapeutyczno-rozwojowym (szkicuję taką wizję w tekście zamieszczonym w tym numerze „TP” na str. 17).

Tam, gdzie brak odpowiedniej religijnej świadomości i zaangażowania, kategoria grzechu ma ograniczone zastosowanie. Tak właśnie może być w przypadku wielu par chcących zawrzeć ślub kościelny w gruncie rzeczy z powodów kulturowych. Często lepiej, by ludzie ci próbowali na swój sposób trwać w miłości i budować związek bez „ślubu kościelnego” – do czasu, gdy będą gotowi udzielić sobie naprawdę sakramentu małżeństwa. Ich grzechem nie jest niesakramentalny charakter związku, lecz raczej – jeśli przez nich zawiniony – brak wiary. Grzech pojawia się też tam, gdzie partnerzy ranią siebie i dzieci.

POWRÓT DO ŹRÓDEŁ

Jest jednak dramatyczną porażką Kościoła to, że nie potrafimy wychować ludzi zdolnych do życia zgodnie z ewangeliczną wizją małżeństwa. I nie chodzi mi tutaj tylko o słabą jakość duszpasterstwa czy tzw. kursów przedmałżeńskich. Pisząc „Kościół”, mam na myśli całą wspólnotę, a w tym przypadku przede wszystkim chrześcijańskie rodziny, w których wzrastają młodzi ludzie i w których powinni być wychowywani tak, by byli w stanie budować trwałe, szczęśliwe związki.

Tradycja chrześcijańska posiada przecież wiele źródeł przenikliwej, praktycznej wiedzy o budowaniu bliskich relacji międzyludzkich, obejmującej także większość istotnych w tym kontekście psychologicznych mechanizmów, o których wspomina w rozmowie obok prof. Milska--Wrzosińska. Opisom tym i wyjaśnieniom brak często naukowej precyzji – tu pomóc może znajomość współczesnej psychologii – kreślą one jednak szerszą perspektywę duchowego rozwoju człowieka.

Owszem, można się pocieszać, że – jak pokazują badania socjologiczne – religijność pozytywnie wpływa na trwałość małżeństw. Równie ważne jest jednak pytanie, czy w takim samym stopniu wpływa na ich jakość. Trwałość może być bowiem skutkiem religijnej motywacji, by nie rozstawać się za wszelką cenę. Jeśli jednak religia nie pomaga czynić relacji lepszą – sama trwałość może być okupiona cierpieniem, destrukcyjnym dla ludzi zaangażowanych w taki związek.

Jak podkreślają rozmówcy „Tygodnika”, na naszych oczach znika wiele kulturowych, strukturalnych czynników wspierających trwałość małżeństwa. Współcześni małżonkowie w sobie samych muszą odnaleźć źródła jakości ich związku. Wiara chrześcijańska może pomóc odnaleźć drogę do tych źródeł.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2013