Fantomowa dusza nasza

Ta historia była wiele razy opisywana. Znany opozycyjny dziennikarz, konserwatysta, lecz nie endek, został ciężko pobity przez nieustalonych sprawców i w rezultacie nie tylko zaniechał krytyki rządu, lecz porzucił zawód.

07.07.2014

Czyta się kilka minut

Wrócił po paru latach w nowej odsłonie. Jego powieści, niezbyt wyrafinowane artystycznie, za to pomysłowe i sugestywne, demaskowały i ośmieszały cały ówczesny porządek społeczny. Tak to sobie wtedy wyobrażano: dziedziną dziennikarstwa są epizody, a literatury – całość.

Napisał powieść o konformizmie w polityce, o potakiewiczach, którzy zaludnili i zamulili scenę publiczną. W innej, dużo słynniejszej książce mowa o apatycznym durniu, który zbiegiem okoliczności uznany został za męża opatrznościowego. Elity, pogrążone we śnie o niekończącym się dobrobycie, szukają oparcia w mocnym człowieku, w chamie, który zastąpi ich w kierowaniu państwem. Trudno mieć pewność, czy nie wiedzą, kim naprawdę jest, czy nie wiedzieć jest im po prostu wygodniej. Ogólna gnuśność i próżność, jedyny przytomny okazuje się wariat.

Ale bodaj najciekawsza była „Ostatnia brygada”. Pokolenie bohaterów walki o wolność uległo błyskawicznemu zbydlęceniu. Nieomal od początku dzieliło się na klasy, kasty, kliki, brygady, mające różny dostęp do władzy, apanaży, blichtru i mitu wybawicieli Polski. To, co politycznie, moralnie, umysłowo gorsze, stopniowo wypierało to, co lepsze.

No tak, powiecie, banał, oczywistość, pesymista ma z definicji rację. Niby tak, lecz pisarz, którego przypominam z zagadkowych powodów, nie zalicza się do wulgarnych besserwisserów. To sprawny analityk, racjonalista, całkiem dobrze cieniujący obraz społeczeństwa. Niechętny władzy, niewierzący w sanację, nie idealizuje opozycji. Jadowity w stosunku do elit, nie szuka pocieszenia w narracji o „wewnętrznym ogniu”, którego nic nie wyziębi, a tym bardziej w opowiastce o jakimś mitycznym „nowym początku”, możliwym wielkim resecie, kolejnym punkcie zero, po którym nastąpi oczyszczenie i czas rozwoju. Jesteśmy chorzy na nijakość, Polacy to naród bez właściwości, na to nie ma szczepionki, z tego nie da się wytrzeźwieć. Przeciwstawianie złych elit i dobrego ludu jest zwykłą bujdą. Podobnie jak partii nadal czystych i definitywnie zbrudzonych.

W „Ostatniej brygadzie” na kraj patrzymy z perspektywy człowieka z zewnątrz, biznesmena, który po latach wraca z mocnym postanowieniem, by tu inwestować, pracować i bogacić się z pożytkiem dla siebie i ogółu, a tymczasem przepuszcza majątek, pije, szlaja się z kobietami i systematycznie głupieje. Przestaje, co szczególnie przykre i niepokojące, czytać. Ojczyzna kładzie go na łopatki, pozbawia formy, nijaczy. Odbywa się w niej permanentna transmisja cynizmu i knajactwa, korzeniami sięgająca staropolszczyzny, z rzadka przerywana wybuchami pańskiej dumy.

W tym przyczyna tytułowej aluzji do kapitalnego eseju Jana Sowy. Sowa jak wytrawny pisarz, co pewnie detaliczni historycy mają mu za złe, filtruje przeszłość w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o nasz charakter. Co ważne, nie eksportuje słabości poza granice, do Rosji, Niemiec, do obcych i zawziętych na naszą niewinność. „Teoria postkolonialna – pisze Sowa – rozwija się w Polsce słabo, bo gdyby miało być inaczej, trzeba by wypowiedzieć wiele prawd, które z trudem przeszłyby nam przez gardło”. Chodzi o „występowanie zjawisk (...) typowych dla peryferyjnych państw postkolonialnych (jak np. degradacja kapitału społecznego i niski poziom zaufania międzyludzkiego, słabość tradycji obywatelskich, słaba identyfikacja z instytucjami państwa, opanowanie sfery publicznej przez siły i konflikty o charakterze primordialnym, brak kontroli nad aktywnością instytucji religijnych i »wylewanie się« symboli, rytuałów czy wartości religijnych ze sfery sakralnej do świeckiej itd.). Częste obarczanie winą za całe społeczne zło tzw. komunizmu i PRL-u jest z tego punktu widzenia wygodną operacją wizerunkową, pozwala bowiem nie sięgać do wnętrza własnej narodowej duszy ani nie cofać się dalej w historii Polski niż ostatnie kilka dekad”.

Hm, ale dlaczego o tym mówię?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2014