Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kardynał Reinhard Marx, arcybiskup Monachium i Fryzyngi, 21 maja przekazał papieżowi list, w którym poprosił o przyjęcie jego rezygnacji z urzędu biskupa. Franciszek jak dotąd nie podjął decyzji, ale w piątek 4 czerwca pozwolił kardynałowi podać treść listu do publicznej wiadomości.
Jest to o tyle ważne, że nadaje działaniu kardynała Marksa symboliczne znaczenie. Arcybiskup Monachium przyznaje bowiem, że to instytucja Kościoła – przez całokształt swojego funkcjonowania – ponosi odpowiedzialność za „katastrofę molestowania seksualnego” dokonywanego przez ludzi pełniących w niej urzędową rolę, tj. przez księży i niektórych biskupów. Kardynał Marx stwierdza też, że Kościół instytucjonalny „znalazł się w martwym punkcie”.
Były przewodniczący niemieckiego episkopatu przyznaje jednocześnie, że on sam, będąc biskupem przez dwie dekady, współkształtując więc tę instytucję, jest współodpowiedzialny za nagromadzone w niej zło. Chodzi też o odpowiedzialność osobistą – sam Marx na początku swojego biskupiego urzędowania, jeszcze w diecezji w Trewirze, zachował się w sposób, który dziś ocenilibyśmy negatywnie – nie wykazał dostatecznej empatii wobec ofiar jednego z księży, nie wszczął też wobec niego postępowania kanonicznego, gdy ten przyznał się do molestowania świeckim śledczym (komisja mająca dokładnie zbadać ówczesne wydarzenia i działania kardynała Marksa jeszcze pracuje).
Oceniając rezygnację arcybiskupa Monachium i Fryzyngi, trzeba jednak pamiętać, że jego osobiste zaniedbania nie są cięższe niż w przypadku większości biskupów, którzy w przeszłości mieli do czynienia z przypadkami krzywd seksualnych wyrządzonych przez księży. Reinhard Marx postępował w Trewirze w 2006 r. w sposób, który pasował do najpowszechniejszego typu funkcjonowania kościelnych instytucji. I – jego list do papieża sugeruje to wyraźnie – właśnie ta sytuacja jest powodem jego obecnej rezygnacji.
W późniejszych latach kardynał Marx był jednym z tych hierarchów, którzy najbardziej zaangażowali się w reformę Kościoła w tym obszarze i – można przypuszczać – ocenia jej postępy bardzo negatywnie. Jego rezygnacja ma być, jak wyraża to w liście, osobistym sygnałem potrzeby „nowego początku”, znakiem, że „nie urzędy są najważniejsze, lecz misja Ewangelii”.
Znak to tym bardziej znamienny, że inny niemiecki kardynał, arcybiskup Kolonii Rainer Maria Woelki, wobec którego również padają zarzuty w kwestii reagowania na przestępstwa seksualne, stwierdził, iż nie zamierza rezygnować z urzędu. Wśród kościelnych hierarchów ujawniają się – jak widać – dwie postawy: jedni odmawiają przyznania, że sposób funkcjonowania instytucji kościelnych jest jednym ze źródeł zła (krzywd seksualnych doznanych przez najsłabszych) i bronią się przed wzięciem na siebie części odpowiedzialności. Drudzy tę współodpowiedzialność gotowi są uznać i ustąpić miejsca, jeśli może to pomóc w nawróceniu i reformie Kościoła.
Jak jednak pokazują reakcje innych biskupów na rezygnację kardynała Marksa – w swoim postępowaniu będzie on, przynajmniej na razie, osamotniony.
Artykuł aktualizowany