Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdyby Jezus stosował się do standardów sugerowanych przez ówczesne elity intelektualne, objętość Ewangelii zmniejszyłaby się przynajmniej o połowę. Nie byłoby w niej wzmianki o synu marnotrawnym, jawnogrzesznicy, setniku rzymskim (Mt 8, 5-9) czy chorej kobiecie kananejskiej (Mt 15, 21-28). Inny przebieg miałaby wtedy pożegnalna uczta w Betanii na sześć dni przed Paschą, gdyż pryncypialni uczestnicy nie pozwoliliby na użycie drogocennych olejków przez kobietę o nadszarpniętej reputacji (Łk 7, 37-39).
Jeśliby Jezus respektował zasady kulturowej poprawności środowiska, przy spotkaniu z Samarytanką przy studni zachowałby pełne obojętności milczenie; widząc Zacheusza wchodzącego na sykomorę, mógłby coś szepnąć krytycznie na temat błazenady karierowiczów. Przy takich priorytetach prawdopodobnie nie powstałaby nigdy Ewangelia św. Mateusza, gdyż jej autor - celnik z Kafarnaum - został powołany na Apostoła podczas pełnienia obowiązków służbowych (Mt 9, 9). Św. Marek (2, 14) i św. Łukasz (5, 27) wymieniają go w opisie sceny powołania, używając innego imienia - Lewi, jak gdyby nie chcieli psuć opinii koledze ewangeliście w tych środowiskach, które znały jego pierwsze imię i równocześnie miały uraz do celników.
Swym zachowaniem Jezus daje lekcję nonkonformizmu, w którym godność osoby ludzkiej jest ważniejsza od konwenansów kulturowych. Zarówno zagubiona owca, jak i miłosierny Samarytanin na swój sposób uczą prawdy nieznanej besserwisserom, którzy każdego grzesznika zidentyfikują na odległość; ściśle biorąc - na odległość rzutu kamieniem. Jaką prawdę przekazywałby nam dziś Jezus, gdyby zaproszono Go na spotkanie podczas Przystanku Woodstock lub poproszono o modlitwę za działacza, który w pewnym okresie życia miał opinię dużo gorszą od celników? Jaką objętość miałaby pisana współcześnie ewangelia miłosierdzia i przebaczenia?