Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jezus, wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za Mną!”. A on wstał i poszedł za Nim (zob. Mt 9, 9-13). Jakie było to spojrzenie Jezusa, że ten człowiek po prostu „wstał i poszedł za Nim”? Więcej – św. Łukasz zaznacza, iż uczynił tak, zostawiwszy wszystko (por. Łk 5, 28).
Jezus zobaczył w nim Mateusza! „Mateusz” znaczy tyle, co „Dar Boga”. Możemy być niemal pewni, że nikt inny w całym Kafarnaum nie odbierał go w ten sposób. Wszyscy inni widzieli w nim raczej narzędzie szatana. Był przecież celnikiem, to znaczy zawodowym złodziejem, kolaborującym z rzymskim okupantem. Zbierał podatki dla Rzymu, okradając przy tym „swoich”. Był zaprzeczeniem swojego imienia, a wejście do jego domu i zajęcie w nim miejsca przy stole oznaczało zaciągnięcie rytualnej nieczystości. Jezus dostrzega w nim „Dar Boga” – już teraz widzi w nim ucznia, apostoła, ewangelistę, męczennika. Widzi w nim człowieka, który jeszcze otworzy się na wszechpotężną łaskę Boga. Zdolnego do nawrócenia. I do misji.
Właśnie tak: do misji! Jezus nie przyszedł – sam o tym mówi (w. 13) – do Kafarnaum, aby Mateusza rozgrzeszyć. Przyszedł, aby go powołać! „Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”. Wybaczenie przychodzi wewnątrz powołania. Można powiedzieć jeszcze mocniej: pełne wybaczenie wypowiada się dopiero powołaniem: do bycia razem („pójdź za Mną”), do wspólnie podejmowanych zadań, do pełnienia dobra. Przebaczenie – przyjęte – uwalnia potencjał drzemiący w osobie – wiarę w to, że jest komuś potrzebna, i że dotychczasowe życie i wybory tego nie przekreśliły.
Czy nie dlatego właśnie Jezus określa się w tym wydarzeniu mianem „lekarza”? Mówi: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają” (w. 12). Ciekawe, że nie nazwał tak siebie w poprzednim epizodzie (Mt 9, 1-8), w którym uzdrowił przyniesionego mu paralityka. Teraz jest lekarzem – w spotkaniu z Mateuszem. A pierwszym lekiem, po który sięga, jest wspólnota stołu. Znów, dokładnie na odwrót, niż podpowiada nam pewna siebie „sprawiedliwość”, która zaleca nam oddzielenie się od grzesznika, zawieszenie relacji, dopóki się nie poprawi. Jezusowa pedagogika mówi: w taki sposób nigdy się nie poprawi. Bo nie ma nikogo, kto by w niego uwierzył…
Uzasadnieniem takiego podejścia jest Słowo – Jezus przytacza zdanie z Ozeasza, które zarówno u Proroka, jak i w zapisie Ewangelii brzmi nieco mocniej niż w naszym tłumaczeniu: „Chcę miłosierdzia, nie ofiary” (w. 13; por. Oz 6, 6). Ozeasz używa tutaj słowa chesed, oznaczającego dobroć (miłosierdzie, litość), która nie jest wzajemnością. Bóg jest dobry, gdyż jest wierny sobie. Nie w nas, lecz w sobie znajduje ostateczny motyw dobroci względem nas. I tak postępuje Jezus: powołuje Mateusza, zanim się nawróci. To powołanie nawraca.©