Ja jestem Interpretacja?

Obawiam się, że jeśli odrzucimy fundamentalny charakter pytania o Boga, nie dojdziemy do prawdy o człowieku, jego ranach, zmaganiach życiowych, wewnętrznym rozdarciu.

06.03.2008

Czyta się kilka minut

Znikająca opowieść /
Znikająca opowieść /

Istnieją różnice opinii, które stanowią naturalny i nieuchronny wyraz pluralizmu kulturowego naszej epoki. Istnieje jednak również obowiązek ich racjonalnego uzasadniania: nie wolno zacierać różnic między osobistymi odczuciami a udowodnionym wnioskiem. Mam wrażenie, że prof. Tomasz Węcławski przechodzi nad tym do porządku dziennego, gdy w artykule "Zanikająca opowieść" ("TP" nr 9/08) twierdzi: "nie jest wcale najważniejsze rozstrzygnięcie, czy »obiektywnie« istnieje jakiś byt (...) który można oznaczać słowem Bóg".

Bóg miłości i sensu

Przytoczone zdanie zawiera tezę wartościującą, która wymaga zarówno precyzji sformułowania, jak i racjonalnego uzasadnienia. Co to znaczy, że "nie jest wcale najważniejsze", czy istnieje Bóg? Dla kogo nie jest najważniejsze? Dla ludzkości? Dla kultury? Dla Pracowni Pytań Granicznych UAM? Czy może tylko dla Autora tych słów? Cokolwiek by się odpowiedziało, tę wypowiedź trzeba uściślić i uzasadnić.

Byłoby przejawem nonszalancji, gdybyśmy usiłowali przekonywać do tezy, że istnienie Boga jest mało ważne, męczenników rzucanych w Rzymie na pożarcie lwom lub więźniów łagrów i obozów koncentracyjnych, którzy usiłowali ocalić wiarę w sens, wołając z głębi bólu do milczącego Boga. Byłoby wyrazem braku szacunku dla Dietricha Bonhoeffera czy Maksymiliana Kolbego, gdybyśmy powiedzieli, że zarówno dla ich przekonań, jak i życiowej postawy jest zupełnie nieistotne, czy istnieje Bóg. Nie wolno lekceważyć tej wielkiej tradycji intelektualnej, która znalazła wyraz w rozważaniach zaczynających się od hipotetycznej formuły "Jeśli Boga nie ma, to...".

Jako przykład potwierdzającej moje słowa postawy pozwolę sobie przytoczyć rozterki Iris Murdoch, znanej zarówno z fascynujących powieści, jak i z osobistej pasji filozoficznej. Pozostała ona przez całe życie agnostyczką, gdyż nie potrafiła sobie poradzić z rozstrzygnięciem pytania o istnienie Boga. Przyjaciół, którzy odwiedzali ją w ostatnim okresie życia, cierpiąca na alzheimera pisarka witała tym samym pytaniem: "Czy sądzisz, że Bóg istnieje?". W jej świecie, który stopniowo ogarniała mgła niesiona przez chorobę, to właś­nie pytanie jawiło się jako centralne, podstawowe, obiektywnie istotne. Obawiam się, że jeśli odrzucimy fundamentalny charakter pytania o Boga, nie dojdziemy do prawdy o człowieku, jego ranach, zmaganiach życiowych, wewnętrznym rozdarciu.

Węcławski proponuje, aby zachować neutralność w kwestii obiektywnego istnienia Boga i ograniczyć się do uznania subiektywnej doniosłości pytań z zakresu teologii. Szanując jego prawo do odmiennych rozstrzygnięć epistemologicznych, uważam jednak, że gdyby ten sam wzór rozumowania zastosować do innych dziedzin naszej wiedzy, doszlibyśmy do absurdu. W fizyce relatywistycznej trzeba by wtedy zrezygnować np. z pytania o wartość stałej lambda, w biologii zaś - o mechanizmy ewolucji. Zarówno teoria Einsteina, jak i Darwina natrafiają na nowe generacje krytyków, subiektywne zaangażowanie tych ostatnich nie ma jednak żadnego wpływu na obiektywną wartość poznawanej prawdy.

Bóg miłości czy hipoteza?

Węcławski ma niewątpliwie rację, gdy pisze: "historii Jezusa (...) nie da się przypisać jednej interpretacji. A tym bardziej: interpretacji jedynej możliwej". Jest to jednak stwierdzenie obosieczne, gdyż wynika z niego także, że w żadnym przypadku nie należy traktować proponowanej przez Autora chrystologii jako jedynej dopuszczalnej możliwości interpretacyjnej.

Nieunikniona wielość interpretacji traktowana jest w epistemologii jako przejaw funkcjonowania udowodnionych 90 lat temu twierdzeń Löwenheima-Skolema. Wynika z nich w uproszczeniu, że jeśli dla opisywanej w sformalizowanej postaci dziedziny rzeczywistości możemy znaleźć uzasadnioną interpretację, można wtedy również znaleźć nieskończenie wiele konkurencyjnych interpretacji, których prawomocności nie sposób z góry wykluczyć. Chroni to przed pośpieszną satysfakcją, że jakieś stanowisko jest jedynym możliwym.

Niestety, autor "Zanikającej opowieści" stosuje to stanowisko niekonsekwentnie, gdy twierdzi np., że rozróżnienie między Jezusem historii a Chrystusem wiary należy odrzucić jako "sztuczne, zideologizowane i (...) niepłodne". Cokolwiek miałyby oznaczać ostatnie przymiotniki, są one wyrazem przekonania, iż w gąszczu sporów egzegetycznych istnieją jedynie słuszne rozstrzygnięcia, które można odnaleźć w propozycjach chrystologicznych Węcławskiego. A w jego artykule znajdujemy więcej takich kategorycznych orzeczeń, z których wynika, że - na przekór cytowanej wcześniej deklaracji - możliwe są jedynie słuszne interpretacje rozwinięte w Pracowni Pytań Granicznych.

Nie chcę rozwijać dalszych uwag krytycznych, gdyż istotnie różnimy się z Węcławskim przy rozumieniu tak podstawowych terminów, jak: modlitwa, Kościół, Chrystus. Trudno mi jednak zrozumieć, dlaczego autor "Zanikającej opowieści" nazywa modlitwą odniesienie Jezusa do Jego doświadczenia. Odniesienie do własnego doświadczenia można nazwać autorefleksją; w modlitewnym otwarciu na Bożą rzeczywistość może jednak całkowicie zanikać zarówno nasze doświadczenie, jak i nasze "ja". Z drugiej strony, kiedy Jezus mówi: "żal mi tego ludu" (Mk 8, 2), w Jego wypowiedzi znajdujemy niewątpliwie odniesienie do osobistego doświadczenia. Dlaczego jednak nazywać tę wypowiedź modlitwą?

Kościół i człowiek

Dla Węcławskiego Kościół to przede wszystkim "władza struktur". W pełni podzielam zastrzeżenia przeciw takiej interpretacji, wyrażone w artykule ks. Henryka Seweryniaka (również "TP" nr 9/08). Oczywiście, nie można nikomu odebrać prawa do rozwijania czysto strukturalnej wizji Kościoła. Alternatywę stanowi jednak wizja wspólnoty, w której wyraża się solidarność Boga z Jego ludem. Wyrazem tej wspólnoty jest zarówno troska o to, aby następca Szymona Piotra umacniał braci w wierze (Łk 22, 32), jak i przypomnienia Jana Pawła II, że "człowiek jest drogą Kościoła".

Zapewne przyjęcie tej wizji Kościoła wymaga już aktu wiary. Nie sugerujmy jednak, że koncepcja kościelnej "władzy struktur" nie wymaga takiej wiary albo nawet jest jedynie możliwa. Kłóciłoby się to w sposób oczywisty z zasadami akcentowanymi wcześniej przez Węcławskiego.

Różnica najbardziej istotna dla wszystkich dyskusji dotyczy miejsca Chrystusa w naszym życiu. Dla Węcławskiego Jezus Chrystus to "podmiot tzw. »działań założycielskich«, przywoływany w ramach (...) legendy". Trudno jest kochać podmiot działań i wylewać przed nim ból życia w modlitewnym otwarciu. Słowa Chrystusa: "Ja jestem droga, prawda i życie" (J 14, 6), wprowadzają w rzeczywistość, której nie sposób wyrazić w suchych terminach racjonalnego dyskursu. Może właśnie dlatego nigdy nie powiedział On do uczniów: "Ja jestem Interpretacja...", lecz konsekwentnie uczył prawdy o Bogu, który jest miłością.

W okresie polemiki pozytywizmu z romantyzmem Jędrzej Śniadecki usiłował analizować rzeczywistość cierpienia, badając skład chemiczny łez. Istnieje wiele kwestii, zwłaszcza w teologii, które wyrastają z ludzkiego bólu, mają wymiar dramatu i nie można ich zrozumieć bez solidarnej refleksji nad łzami naszych bliźnich. Złudzeniem byłoby jednak sądzić, że kwestie te dadzą się zamknąć w formułach równie prostych jak symbole chemiczne. Wielki dramat wiary, przeżywany między osobistym Nazaretem, Ogrójcem i Betanią, nie daje się podporządkować logicznym algorytmom. Dlatego nasze przeżywanie wiary ma w sobie coś z dzieła sztuki. Jest w nim zarówno obiektywne piękno, jak i świadectwo subiektywnych zmagań pisanych życiowym bólem, solidarnością i nadzieją silniejszą od wcześniejszych rozczarowań.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2008