Epidemia śmierci

Nie można zrzucić na pandemię całej winy za falę zgonów w Polsce. To bardziej efekt kumulujących się od lat problemów w ochronie zdrowia. Tolerowaliśmy je, więc fala wzbierała powoli, aż przybrała formę obecnego tsunami.

22.11.2021

Czyta się kilka minut

Warszawa, listopad 202o r. / MICHAŁ WOŹNIAK / EAST NEWS
Warszawa, listopad 202o r. / MICHAŁ WOŹNIAK / EAST NEWS

Gdyby w marcu 2020 r. powiedziano nam, że z powodu COVID-19 umrze 79 tys. ludzi, mało kto by uwierzył. Niestety, ten czarny scenariusz właśnie się ziścił i trudno się dziwić. Życie nad Wisłą cenione jest niżej niż w zdecydowanej większości krajów Europy, a Polacy umierają często z błahych powodów, takich jak zapalenie płuc. Długimi latami utrzymywaliśmy niedofinansowaną ochronę zdrowia, co właśnie teraz przynosi tragiczne rezultaty. Koronawirus jest jedynie dodatkowym czynnikiem, który sprawił, że epidemia śmierci przybrała jeszcze boleśniejszą formę.

Żyjemy krócej

Fala zgonów w Polsce zaczęła przybierać na sile w pierwszej połowie października zeszłego roku, gdy tygodniowa liczba zgonów notowanych w Rejestrze Stanu Cywilnego przebiła granicę 10 tys., choć w poprzednich latach umierało ok. 7,5 tys. Polaków. W najbardziej tragicznym 45. tygodniu ubiegłego roku (2-8 listopada) zmarło ponad 16 tys. osób. Od tamtej pory liczba zgonów utrzymywała się na poziomie ponad 10 tys. aż do początku maja tego roku.


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


Według Eurostatu ciężki okres od października do grudnia 2020 r. w Polsce był jednocześnie najczarniejszym kwartałem w całej Unii Europejskiej. W samym listopadzie liczba zgonów okazała się niemal dwukrotnie wyższa niż średnia miesięczna z lat 2016-2019. W październiku i grudniu „tylko” o połowę wyższa. Pamiętną wiosną 2020 r. podobną sytuację miały tylko Hiszpania i Włochy, jednak apogeum trwało tam dwa miesiące, a nie trzy, jak u nas. Wiosną tego roku Polska znów przodowała pod względem nadmiarowych zgonów – w kwietniu ich liczba była wyższa o dwie trzecie niż średnia z lat 2016-2019, a w marcu o jedną trzecią. Równie źle było tylko w Czechach i Bułgarii.

Jakub Lipiński z Klubu Jagiellońskiego prowadzi publicznie dostępną bazę danych „Excess Deaths in 2020-21 in EU Countries”, w której podaje zsumowaną liczbę nadmiarowych zgonów z poszczególnych tygodni okresu pandemii: od początku ubiegłego roku aż do chwili obecnej. W ciągu analizowanych 93 tygodni w Polsce zanotowaliśmy łącznie 165 tys. zgonów więcej niż przeciętnie w analogicznym okresie w latach 2015-2019. To najgorszy wynik w Unii – w drugich pod tym względem Włoszech, które liczą ponad 20 mln więcej, liczba nadmiarowych zgonów wyniosła „jedynie” 152 tysiące. W także większej od nas Hiszpanii – 124 tysiące. W przeliczeniu na milion mieszkańców Polska znalazła się na niechlubnym drugim miejscu w UE – za Bułgarią, a przed Czechami. Liczba osób umierających „ponad normę” w Polsce jest proporcjonalnie czterokrotnie wyższa niż w ciężko doświadczonej pandemią Wielkiej Brytanii.

W rezultacie wyraźnie spadła oczekiwana długość życia. Według GUS w ubiegłym roku statystyczny Polak w momencie urodzenia miał 72,6 lat życia przed sobą. To najmniej od 2011 r. Statystyczna Polka pożyje dłużej – 80,7 lat, ale to i tak jest najniższy wynik od 2010 r. W skrócie, w zaledwie 12 miesięcy straciliśmy to, co udało się zbudować w trakcie całej poprzedniej dekady.

Z kolei w „International Journal of Epidemiology” grupa naukowców głównie z Oksfordu (ale też m.in. Instytutu Maxa Plancka) opublikowała szeroką analizę wpływu pandemii na długość życia w państwach należących do OECD. Polska, obok USA, Bułgarii i Litwy, znalazła się w grupie krajów, w których długość życia spadła najbardziej.

Umieramy na raka i choroby krążenia

To dramatyczne dane. Przegraliśmy z pandemią z kretesem, jednak nie wzbudziło to większych emocji wśród Polek i Polaków. Znacznie większe wzburzenie budzi inflacja, konflikt na wschodniej granicy, zmiany podatkowe czy pandemiczne restrykcje, które u nas i tak są dosyć łagodne. 165 tys. nadmiarowych zgonów rozeszło się, nomen omen, po kościach, gdyż Polacy przyzwyczaili się do przedwczesnych i niepotrzebnych śmierci, które towarzyszą nam od lat na potężną skalę. Zakodowaliśmy je sobie jako coś zupełnie normalnego, chociaż wielu z nich spokojnie można by uniknąć. Gdyby tylko system ochrony zdrowia działał choć w przybliżeniu tak, jak w Europie Zachodniej.

Za przedwczesne zgony uważa się przypadki śmierci osób poniżej 75. roku życia w wyniku uleczalnych lub możliwych do uniknięcia chorób. Powyżej tej granicy ludzie zaczynają już umierać z tzw. starości, która oczywiście sama w sobie nie jest przyczyną śmierci, jednak przyjmuje się, że poniżej 75. roku życia większość chorób, nawet tych poważnych, powinno się móc wyleczyć. Według Eurostatu już przed pandemią Polska wypadała pod tym względem słabo. W 2018 r. zanotowaliśmy 355 przedwczesnych zgonów na 100 tys. mieszkańców – tylko w ośmiu krajach UE było ich więcej. Mowa w sumie o niepotrzebnej śmierci 135 tys. osób rocznie – tyle istnień jeszcze przed pandemią można było uratować każdego roku, gdyby tylko leczenie lub profilaktyka przebiegały prawidłowo. Oczywiście w każdym z państw ludzie umierają przedwcześnie, ale w wielu zdecydowanie rzadziej. Średnio w UE takich śmierci notuje się prawie o połowę mniej niż u nas, w Szwecji i Holandii zaś – aż dwukrotnie mniej.

Za liczne przedwczesne zgony odpowiada w Polsce najczęściej choroba niedokrwienna serca i rak jelita grubego, i to nie odróżnia nas od Europy. Wyróżniamy się przede wszystkim wysokim wskaźnikiem umieralności na zapalenie płuc, który jest trzykrotnie wyższy niż przeciętnie w UE. Ta zupełnie uleczalna choroba zabija więc co roku około 6 tys. Polaków. Według kontroli NIK z 2016 r. dostęp pacjentów do leczenia chorób układu oddechowego nie tylko był niewystarczający, ale wręcz się pogorszył. W 2018 r. NIK wykazała, że czas oczekiwania na rehabilitację pulmonologiczną wynosi nawet 191 dni. Mamy również o połowę wyższy wskaźnik śmiertelności na choroby mózgowo-naczyniowe – w tym udary. Wśród chorób możliwych do uniknięcia prym wiedzie też rak płuc, na który umiera co roku 50 osób poniżej 75. roku życia w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. To trzeci najwyższy wynik w UE – po Węgrzech i Chorwacji.

Mniej Polaków

Grzechem pierworodnym polskiego systemu ochrony zdrowia jest finansowanie. Według OECD w zeszłym roku na zdrowie łącznie wydaliśmy 7,2 proc. PKB (Francja i Niemcy 12,5 proc.), jednak ponad jedna czwarta tych nakładów to środki prywatne. Można więc powiedzieć, że polski system ochrony zdrowia jest w jednej czwartej sprywatyzowany – i nic w tym dziwnego. Według najnowszego „Barometru Watch Health Care” średni czas oczekiwania na świadczenie medyczne w Polsce to prawie 3,5 miesiąca. Na wizytę u kardiologa czeka się pół roku, a u endokrynologa prawie 8 miesięcy. Pacjenci zamożniejsi ratują się więc wizytami prywatnymi, natomiast ci biedniejsi po prostu rezygnują z leczenia. Mamy też trzeci najniższy w OECD poziom refundacji leków – aż dwie trzecie wydatków związanych z preparatami na receptę to środki prywatne. W efekcie dostęp do usług medycznych w Polsce jest nierówny i zależy od stanu portfela. Według najnowszego raportu „Health at Glance” OECD, co dwudziesty pacjent w Polsce ma niezaspokojone potrzeby medyczne z powodów finansowych.

Słaba dostępność do opieki medycznej sprawia, że odwlekamy wizyty w placówkach aż do momentu, gdy jest za późno. Tak jest np. z rakiem piersi. Według OECD śmiertelność w Polsce jest trzecią najwyższą wśród 37 krajów członkowskich – wynosi 42 zgony na 100 tys. kobiet, czyli jest prawie dwukrotnie wyższa niż w Finlandii i Hiszpanii. Przeciętnie jedynie trzy czwarte pacjentek przeżywa 5 lat od diagnozy (trzeci najgorszy wynik w OECD), chociaż wśród kobiet leczonych we wczesnym stadium 5-letnia przeżywalność wynosi aż 95 proc. Problem w tym, że w Polsce takie początkowe fazy stanowią zaledwie 41 proc. chorych. W Holandii we wczesnym okresie choroby diagnozuje się dwie trzecie pacjentów...

Ekonomista Rafał Mundry, na podstawie danych GUS, publikuje regularnie 12-miesięczną sumę kroczącą urodzeń i zgonów w Polsce. We wrześniu dla zgonów wyniosła ona 539 tys., a dla urodzeń 335 tys. Mamy więc do czynienia z zupełnie rekordowym deficytem demograficznym – w ciągu ostatnich 12 miesięcy ubyło nas aż 200 tys. To tak, jakby z mapy kraju zniknął cały Toruń. Liczby urodzeń już raczej wyraźnie nie podniesiemy, gdyż kolejne narzędzia polityki prorodzinnej spełzły na niczym. Możemy jednak zastopować tę epidemię śmierci, która przechodzi przez Polskę.

Oficjalne zgony covidowe odpowiadają jedynie za niecałą połowę nadmiarowych przypadków zanotowanych od początku pandemii. W sumie według GUS covid był przyczyną 9 proc. zgonów w 2020 r. Nadal choroby układu krążenia odpowiadały za jedną trzecią śmierci, a nowotwory za jedną piątą. Nie można więc zrzucić całej winy za przechodzącą przez Polskę falę śmierci jedynie na pandemię. To efekt kumulujących się od lat problemów w ochronie zdrowia. Tolerowaliśmy je, więc fala zgonów wzbierała powoli, aż przybrała formę obecnego tsunami. Bez radykalnej reformy systemu ochrony zdrowia będziemy mieli małe szanse na uniknięcie kolejnej katastrofy. ©

CZARNA LICZBA

165 000

To zsumowana liczba nadmiarowych zgonów w Polsce, od początku pandemii aż do chwili obecnej. Daje to najgorszy wynik w Unii Europejskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2021