Emocje negatywne

Rosji brakuje rozsądnej strategii wobec Kaukazu Południowego. Górę biorą emocje. Chęć odwetu za urażone ambicje jest ważniejsza niż spokojna dyplomacja.

04.06.2007

Czyta się kilka minut

Z uporem godnym lepszej sprawy i bez wdzięku Kreml sięga po straszaki wobec wszystkich, którzy mają jakieś pomysły na zmiany. Konstruktywnych propozycji rozwoju jak na lekarstwo, z arsenału instrumentów politycznych wyciąga się coraz częściej tępy łom; zamiast gasić konflikty, doprowadza się do ich rozjątrzenia.

Dziś gołym okiem widać jednak, że tą metodą niewiele można wskórać. Jak kwiaty słonecznika za słońcem, tak kolejne państwa, należące do rosyjskiej sfery wpływów, odwracają się ku nowym ośrodkom, które proponują bardziej atrakcyjne formy współpracy niż bezwzględny wymóg podporządkowania się dyktatowi byłej metropolii.

Dni wstydu

Gruzja powiedziała, że chce do NATO i Unii, i zapowiedziała odzyskanie kontroli nad "czarnymi dziurami" (separatystycznymi republikami: Abchazją i Osetią Południową, znajdującymi się pod cichym protektoratem Moskwy). Wobec tego Kreml wytoczył armaty. Najchętniej zamknąłby niesforną kaukaską sąsiadkę w szkolnej kozie, aby klęcząc na grochu przemyślała błędy i odżegnała się od ambicji zintegrowania z Zachodem (zwłaszcza jego militarnym komponentem).

Przez dłuższy czas Rosja straszyła ekipę Saakaszwilego wizją obalenia jego rządów i zainstalowania w Tbilisi niejakiego Igora Georgadze - domniemanego autora zamachu na poprzedniego prezydenta, trzymanego przez Moskwę gdzieś w zakonspirowanym mieszkaniu w Bejrucie. Komunikaty Tbilisi o zamiarze uregulowania statusu Abchazji i Osetii odbierane były (i są) przez Kreml jako zapowiedź wrogiego przejęcia "kanonicznych" rosyjskich terytoriów. Rosyjskie media zachłystują się oburzeniem przy każdej okazji, gdy Saakaszwili mówi o prozachodnim wyborze Gruzji.

Czarę goryczy przelały wydarzenia z jesieni 2006 r.: Gruzini wydalili oficerów rosyjskiego wywiadu i aresztowali ich gruzińskich współpracowników. Rosja wprowadziła embargo na gruzińskie produkty. Efekt? Po początkowym szoku gospodarka gruzińska pozbierała się, a Rosjanie zostali pozbawieni możliwości rozkoszowania się wybornym smakiem gruzińskich win i korzystania z leczniczych właściwości mineralnej wody Borżomi (choć z drugiej strony warto zaznaczyć, że rosyjski kapitał nieźle i na sporą skalę poczyna sobie w Gruzji).

Potem nastąpił kolejny akt: Gazprom podniósł ceny na gaz. Pod stołem strona rosyjska podała kopertę z propozycją przehandlowania zarządu gazociągu BTC na możliwość utrzymania niskich cen, ale Saakaszwili koperty nie zauważył. Gruzińskie władze odpowiedziały: "Z bólem, ale zapłacimy ceny wyższe". Z tym, że nie uznały tego za przejaw przyjaźni.

Kolejną dolegliwością, zafundowaną przez rosyjskich przyjaciół, była masowa deportacja Gruzinów nielegalnie przebywających w Rosji. Towarzyszyła temu propagandowa wrzawa, na ulicach Moskwy odbywały się łapanki, ludzi pakowano do samolotów i wysyłano do Tbilisi. Mieszkający w Rosji od lat artyści pochodzenia gruzińskiego - aktor Basiłaszwili, rzeźbiarz Cereteli czy pisarz Akunin (wł. Czchartiszwili) - poczuli się ofiarami represji na tle etnicznym. Ludzie kultury wystosowali list otwarty do władz Rosji: "Rosja przeżywa dni wstydu".

I przeżywać będzie nadal, jeśli Kreml nie znajdzie lepszej metody na układanie stosunków z Gruzinami. A mało wskazuje na to, by Moskwa zechciała popatrzeć trzeźwym okiem na ten mały, do niedawna posłuszny kraj. Raczej można się spodziewać zaostrzania stosunków i prób torpedowania przez Rosję gruzińskich inicjatyw, mających na celu scalenie kraju, zbliżenie z NATO i Unią Europejską czy wyrwanie się spod energetycznego dyktatu.

Negatywne emocje nie sprzyjają budowaniu dobrych relacji. Należy mieć nadzieję, że obrażona Rosja nie sięgnie po argument siły, skoro nie uznaje siły argumentów.

Asertywny zwierz polityczny

Mniej emocjonalne stosunki łączą Rosję z Azerbejdżanem. Na linii Moskwa-Baku nie dochodzi do histerycznych spięć i darcia szat, a czynnikiem stabilizującym stosunki jest to, że Azerbejdżan ma własną ropę i gaz. Rosja nie może zatem stosować ulubionego narzędzia do prowadzenia polityki: gazrurki.

Gdy na przełomie 2006 i 2007 r. Gaz­prom wezwał do renegocjowania cen na gaz, księgowi w Baku postukali w kalkulatory i stwierdzili, że dziękują uprzejmie za rosyjskie dostawy, ale błękitne paliwo z Rosji to w tej sytuacji zbyt droga przyjemność. Moskwa nie zareagowała na takie dictum deportacją miliona Azerów, pracujących (głównie handlujących) w Rosji. Zaognianie stosunków z kolejnym państwem kaukaskim byłoby dla Moskwy krokiem samobójczym.

Zresztą o ile Saakaszwili obrał jednoznacznie prozachodni kierunek, Baku prowadzi bardziej zniuansowaną politykę: z większym dystansem podchodzi do USA (Azerbejdżan nie chce być tam postrzegany jako platforma do ataku na Iran, jeśli do tego dojdzie) i musi w wyważony sposób podchodzić do samego Iranu, na terytorium którego mieszka liczna mniejszość azerska. Wreszcie w kontekście nieuregulowanego konfliktu o Karabach z Armenią woli nie drażnić Moskwy, która od czasu do czasu daje do zrozumienia, że może zająć stanowisko proarmeńskie.

Rządzącemu klanowi Alijewów udaje się balansowanie na cienkiej granicy samodzielności i zależności, co znajduje wyraz np. w sposobie załatwienia delikatnej sprawy obecności rosyjskich baz w Azerbejdżanie - strategicznie ważna dla Rosji stacja radiolokacyjna w Gabali nie jest formalnie rosyjską bazą, a jedynie została Rosji wydzierżawiona na 10 lat. I wilk syty, i owca cała. Kwestie bezpieczeństwa nie są zresztą - jak w przypadku Gruzji - postawione na ostrzu noża. Choć Azerbejdżan współpracuje z NATO, nie zgłasza akcesu tak głośno jak Gruzini.

Jak wyjść z zaułka?

Jedynym sojusznikiem Rosji na Kaukazie Południowym jest Armenia. Popada coraz bardziej w zależność gospodarczą (zgodnie z umową "zakłady za długi" w rosyjskie ręce przeszło wiele strategicznie ważnych armeńskich przedsiębiorstw), nie protestuje przeciw rosyjskiej obecności militarnej (działa rosyjska baza w Giumri), nie zamierza wzorować się na Gruzji i przeprowadzać "kolorowych rewolucji", mogących wynieść do władzy polityków, którym "przewróciłoby się w głowach" jak Saakaszwilemu.

Wybory parlamentarne z 12 maja jeszcze bardziej utrwaliły prorosyjską orientację władz Armenii i niewiele wskazuje, aby w najbliższym czasie Erewan wykonał woltę i ożywił postępującą w sennym tempie integrację ze strukturami euroatlantyckimi. Dla Rosji bardzo wygodne jest to niewygodne usytuowanie izolowanej Armenii: blokowanej przez Turcję i Azerbejdżan, a więc całkowicie zdanej na łaskę rosyjskiego protektora. Ograniczanie możliwości ruchu jest stałym celem Moskwy wobec Erewanu.

Czy jednak na dłuższą metę Ormianie będą zadowoleni z wegetowania w ślepym zaułku? Na razie nikt z przedstawicieli władz armeńskich nie piśnie złego słowa pod adresem protektora, gdy ten, wojując z Gruzją, co rusz zamyka granice i pozbawia w ten sposób sojusznika dostępu do eksportowanych towarów. Ale czy tak będzie zawsze? A jeśli Turcja pójdzie po rozum do głowy i otworzy granicę, jaki wtedy argument przetargowy będzie mieć Kreml?

I tu dochodzimy do punktu wyjścia: także w stosunku do Armenii - podobnie jak w stosunku do Gruzji - Rosja nie ma pozytywnych, dalekosiężnych planów integracyjnych. Cieszy się stanem na dzień dzisiejszy, a w razie wybrania przez partnera innej opcji, zaczyna straszyć i "rozkręcać" jakąś sytuację konfliktową. A w przypadku Armenii nietrudno wskazać taki obszar: to nieuregulowany konflikt o Karabach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Nowa Europa Wschodnia (21/2007)