„Echo estetyczne"

W kwietniu 1949 roku w California School of Fine Arts w San Francisco odbyła się burzliwa debata na temat sztuki nowoczesnej. Jednym z dyskutantów był Marcel Duchamp - w tamtym czasie autorytet uznany bardziej w Ameryce niż w rodzinnej Francji, dawno mający już za sobą najbardziej radykalne wystąpienia. Mówił, że do rozumienia sztuki niezbędne jest "echo estetyczne". W odróżnieniu od gustu, zdolnego jedynie "papugować" ustalone opinie, jest to silna emocja, bliska popędowi seksualnemu albo wierze religijnej. W konsekwencji, dla sztuki ważniejszy od "produktu" staje się proces twórczy, na który składają się trzy elementy: artysta-pośrednik (jeszcze niedawno był kapłanem-kreatorem), praca sama w sobie oraz wyjątkowy, zdolny do reakcji odbiorca. Dzieło istnieje więc, zanim zdąży się zmaterializować.

26.06.2007

Czyta się kilka minut

Na pytanie, czego, przyjąwszy takie założenia, należy oczekiwać od ludzi piszących o sztuce, Duchamp z charakterystyczną dla siebie zdystansowaną uprzejmością odpowiedział: "Niczego specjalnego".

Zagrał z Capablanką

Los sprawił, że to właśnie on stał się bohaterem książki znakomitej, najlepszej chyba wśród biografii artystów, których sporo się u nas ostatnio ukazało. Co zdumiewa, można ją kupić w "taniej jatce". Przy zakupie radość myśliwego miesza się ze smutkiem entuzjasty.

W Polsce ten klasyk nowoczesności raczej się nie przyjął: najczęściej widzimy w nim niefrasobliwego burzyciela, który na poważną wystawę zaproponował pisuar, przyjaciołom-kolekcjonerom ofiarował odrobinę paryskiego powietrza, a Giocondzie domalował wąsy i hiszpańską bródkę. Calvin Tomkins spotkał Duchampa w 1959 r. Postanowił zrobić z nim wywiad. Ta rozmowa (dziennikarz natychmiast zwrócił uwagę, że artysta umiał udzielać mądre odpowiedzi na niekompetentne, iście żurnalistyczne pytania) po wielu latach doprowadziła do książki, napisanej już po śmierci artysty.

Autor nie tylko skrupulatnie odtwarza życiorys Duchampa, ale potrafi opisać wieloletni proces twórczy, który często pozostawał w sferze idei. Nie poddaje się przy tym pokusie zawodowego krytyka: nie komentuje, a jedynie słucha i obserwuje. Kluczem pozostaje dzieło. Przede wszystkim "Wielka szyba", znana także pod bardziej opisowym tytułem "Panna młoda rozebrana przez swoich kawalerów", którą Duchamp tworzył aż dziesięć lat (1913-23). Śledzimy kolejne etapy pracy artysty, czasem mozolne - jak wtedy, gdy miesiącami trzeba było czekać, aż dolne panneau "Szyby" pokryje się grubą warstwą kurzu. Gdy całość przypominać zaczęła krajobraz księżycowy, kurz mocowano fiksatywą, oczyszczano resztę powierzchni i całość pokrywano srebrem, którego część należało jeszcze usunąć za pomocą brzytwy...

Poznajemy nie tyle burzyciela, ile cierpliwego intelektualistę-bibliotekarza: przywiązanego do rodzeństwa i przyjaciół, wyzbytego potrzeby sukcesu komercyjnego, studiującego pisma Poincarégo, rozgrywającego (przegraną) partię szachów z samym Capablanką, pogodzonego ze światem i upływem czasu. Nie jest to jednak życiorys mnicha. Seksualny wymiar twórczości Duchampa nie bierze się znikąd. Czytamy o jego niezliczonych miłosnych sukcesach, o kobietach, z którymi wiązał się na dłużej lub tylko na chwilę. Jak duży był poziom skomplikowania tych relacji, dowodzi "Jules i Jim", film François Truffauta oparty na parabiograficznej powieści, której autorem jest Henri-Pierre Roché, bliski przyjaciel Duchampa - zakochany zarówno w nim, jak i jego partnerkach.

Książka Tomkinsa - bynajmniej nie plotkarska - to galeria postaci i kalendarium wydarzeń. Małe przeplata się z wielkim. Wielki rumuński rzeźbiarz Constantin Brancusi okazuje się znakomitym kucharzem. Dadaista Francis Picabia - uroczym satyrem i wielbicielem luksusowych samochodów. Słynna kolekcjonerka Peggy Guggenheim "ma lepsze ucho niż oko" - co prawda nie dostrzega prawdziwej sztuki, ale umie sobie dobierać doradców. Śledzimy skandale towarzyszące w 1913 r. "Armory Show" - wystawie, na której po raz pierwszy w USA pokazano dzieła europejskich nowoczesnych. Duchamp przedstawił wtedy "Akt schodzący po schodach" - dzieło uznane przez Amerykanów za "epileptyczne", "zdeprawowane", "rewolucyjne".

Wśród wspomnień i cytatów pojawiają się dwie ważne uwagi dotyczące innych rewolucjonistów sztuki. O Picassie Duchamp powiedział, że interesujące było wyłącznie to, co wielki kubista zrobił do lat 30. XX wieku. O Warholu - że jest mu bliski, bo choć maluje obrazy (Duchamp nie cierpiał estetyzującej "twórczości soczewkowej"), jego działalność oparta jest na koncepcie. Czy tezy te znajdują potwierdzenie w innych biografiach?

Wyzwolony od mitu

Książka Henry'ego Gidela o Picassie ma zupełnie inny charakter. Autor, ceniony teatrolog i biograf (za pracę o Lucienie i Sachy Guitry otrzymał nagrodę Gon-

courtów), postanowił stworzyć portret psychologiczny malarza i wyzwolić go od żywotnego do dzisiaj mitu. W powszechnej świadomości Picasso funkcjonuje jako rygorystyczny kodyfikator nowych zasad w sztuce XX wieku, zakochany w sobie geniusz, dogmatyczny komunista i bezwzględny kobieciarz - postać wielka, ale w gruncie rzeczy mało sympatyczna. Gidel z powodzeniem stara się usprawiedliwić jego wady i podkreślić zalety.

Twórcę kubizmu poznajemy przede wszystkim jako syna, przyjaciela, kochanka, męża, ojca - pamiętając przy tym, że sztuka determinowała każdą sferę jego życia. Ten węzeł zależności wyraźnie ujawni się np. wtedy, gdy prześledzimy relacje Pabla z jego ojcem José Ruizem, niespełnionym malarzem. W jakim stopniu syn, wybierając karierę artysty, bał się powtórzenia jego losu - choć już w wieku dwunastu lat był pewien, że maluje tak dobrze jak Rafael? Czy dlatego zaczął używać nazwiska matki? Na ile opiekuńcza Maria Lopez Picasso przyczyniła się do tego, że syn nie będzie umiał obejść się bez wspierającej obecności kobiet?

O miłościach i romansach Picassa Gidel opowiada z czułością i zrozumieniem. Nie kryje przy tym sympatii i antypatii. Do pierwszych należy Fernanda Olivier, pierwsza partnerka życiowa Picassa, z którą spędził siedem trudnych lat w Bateau-

-Lavoir, pierwszej paryskiej pracowni. Akceptowała apodyktyczność malarza, jego bałaganiarstwo, biedę. Cierpliwie gotowała ryż z sardynkami dla coraz większej grupy przyjaciół-artystów. Co prawda nie rozumiała do końca, o co kochankowi chodzi w sztuce, wiedziała jednak, że największą jego zazdrość wzbudzi, pozwalając się sportretować innemu artyście. Po wielu latach od rozstania wydała wspomnienia. Picasso zareagował wybuchem złości; potem uznał, że to najlepsza o nim książka.

Cienia sympatii nie znajdziemy natomiast we fragmentach dotyczących Olgi Chochłowej, tancerki Baletów Rosyjskich. Do legendy przeszło ostrzeżenie Sergiusza Diagilewa: "Uważaj, to Rosjanka, będziesz się musiał z nią ożenić". Rzeczywiście, malarz poślubił Olgę w 1918 roku. Biograf widzi w niej kobietę zimną i wyrachowaną - sugeruje, że nie ucieszyły jej nawet narodziny dziecka. Zwraca uwagę, że w tym czasie z płócien Picassa znikają "pogodne boginie". Ich miejsce zajmują kobiety o kształtach zwalistych, agresywnych...

Gidel podkreśla znaczenie rzadko przywoływanego aspektu biografii Picassa - doświadczenia śmierci. Malarz towarzyszył przedwczesnemu umieraniu Ewy Gouel (to ona jest bohaterką słynnego obrazu "Ma Jolie"), która zastąpiła przy jego boku Fernandę. Wcześniej przeżył w Bateau-Lavoir samobójstwo młodego Niemca, zniszczonego przez opium i absynt. Potem przyszła śmierć przyjaciela: Guillaume Apollinaire, kronikarz narodzin kubizmu, mimo rany głowy przeżył krwawe batalie I wojny, ale powaliła go hiszpanka.

Czy u Gidela jest w ogóle miejsce na wnikliwą analizę twórczości Picassa? Autor stara się jej unikać. Dowiadujemy się natomiast, że portret Gertrudy Stein powstawał podczas osiemdziesięciu sesji (cierpliwa modelka zafascynowała malarza kanciastą męskością; uprawiała nawet boks). Albo że "Panny z Awinionu" pierwotnie miały nosić tytuł "Burdel w Aviniyo" i odnosić się do przygód Picassa na pewnym przedmieściu Barcelony. Sztuka objawia się więc jako emanacja życia - co w tym przypadku wydaje się usprawiedliwione. Szkoda jedynie, że w polskim wydaniu brakuje indeksu i ilustracji. Książka jest ich warta, daleko bowiem wykracza poza gatunek "vie romancée".

Opowieści wyznawców

Czy dająca się ostatnio zauważyć moda na Andy'ego Warhola jest wyłącznie związana z okrągłą, dwudziestą rocznicą jego śmierci? Być może decydują inne aspekty tej biografii: podniesienie do rangi sztuki produktów kultury masowej albo - co jeszcze ważniejsze - rozpisana na lata autokreacja. Warhol przez całe życie skupiał wokół siebie wyznawców. Czy ma ich także dzisiaj?

Zdają się to potwierdzać dwie pozycje dostępne już w Polsce. Lekturę warto zacząć od "Będę twoim lustrem", czterdziestu wywiadów, które z amerykańskim artystą przeprowadził poeta, wydawca i krytyk Kenneth Goldsmith. Czytelnik nie powinien jednak liczyć, że rozmowy wyjaśnią mu cokolwiek, że wpiszą Warhola w system klasycznej historii sztuki. Mimo dziennikarskiego komentarza, który osadza je w czasie i przestrzeni, pozostaniemy w sferze niedopowiedzeń, zmyśleń, majaczeń, jakby wprost z psychodelicznej muzyki Lou Reeda.

Andy Warhol nie rozmawia, ale gra z rozmówcą. Posługuje się monosylabami - tylko po to, by rozmowa nabrała odpowiedniego rytmu. Bawi się skojarzeniami, odpowiadając na pytanie inne niż zadane. Milczy. Nudzi się. Uśmiecha. Kokietuje. Wszystko budzi w nim zachwyt: perfumy Chanel nr 5, kolor różowy, spotkany w barze ładny chłopak... Najczęściej nie da się stwierdzić, co stanowi treść rozmowy - a raczej okazuje się, że jest ona dokładnie o niczym. Te wywiady - obok serigraficznych wizerunków butelek coca-coli albo Marilyn Monroe, obok wielogodzinnych filmów pozbawionych akcji - wydają się integralną częścią dzieła tworzonego przez Warhola całymi latami. A stał się nim on sam: wykreowany za pomocą nieustannego happeningu idealny "nikt" - konsument popkulturowego supermarketu, żądny powtarzalności, banalności, łatwości. Równie irytujący, co fascynujący.

Co sprawiało, że współczesny "everyone" skupiał wokół siebie zafascynowane tłumy? Czy już w latach 60. odkrył jakąś istotną zmianę społeczną? Odpowiedzi na te pytania udziela kolejny wyznawca, Victor Bockris, autor klasycznej biografii Warhola - rzeczowej, choć raz po raz tracącej dystans wobec tematu.

Poznajemy w niej Warhola jako dziecko biednej rodziny "hankeskiej" (tak pogardliwie nazywano w Stanach Słowian), wychowujące się w brudnym, robotniczym Pittsburghu. Śledzimy dzieje "Fabryki", pracowni na Manhattanie, w której zbierali się jego "uczniowie" i w której realizował swoje artystyczne zasady, wyrażone słowami: "Business art jest tym, co następuje po art. Zacząłem jako artysta handlowy, chcę skończyć jako artysta biznesowy". Obserwujemy bywalców tego miejsca - na przykład członków zespołu "Velvet Underground", a także ludzi, których Warhol przez chwilę podziwiał (należał do nich bohater innej książki Bocrisa, Muhammad Ali)... Nie to jest jednak najważniejsze. Bocris przyznaje, że jego książka to w gruncie rzeczy jeszcze jedno dzieło prowokatora: "Andy Warhol był wspaniałym nauczycielem. Z perspektywy czasu uważam, że miał pełną świadomość tego, co robi, gdy mnie wyrzucał z Fabryki, żebym napisał książkę - był to ogromny podarunek i wyzwanie".

Mimo pozorów chaosu działalność Warhola okazuje się więc niezwykle spójna. Podobno któregoś dnia zachwycił się on zobaczoną w gazecie fotografią Cartier-Bressona przedstawiającą Matisse'a. Nie chodziło o sztukę. "Chciałbym być sławny" - we­stchnął. Zaraz potem powiązał popularność z przeciętnością. I czynił to konsekwentnie do końca. Zwykły cynizm czy strategia artystyczna - radykalna, demaskatorska, bolesna i wymagająca odwagi?

***

Spory o to, czy znajomość życiorysu artysty pomaga, czy też przeszkadza w odbiorze sztuki, dawno już spowszedniały. Duchamp (który lubił zresztą czytać o sobie) byłby raczej programowym przeciwnikiem biografii. Warhol uczynił z niej podstawę swej działalności. Między skrajnościami można jednak znaleźć złoty środek. Literackie portrety artystów zdają się bowiem służyć wyłącznie odnalezieniu w sobie owego "estetycznego echa", o którym mówił w San Francisco twórca "Fontanny". Wbrew jego pesymizmowi jest to możliwe.

  • Calvin Tomkins, "Duchamp", przeł. Iwona Chlewińska, Poznań 2006, Wydawnictwo Zysk i S-ka;
  • Henry Gidel, "Picasso", przeł. Halina Andrzejewska i Maria Braunstein, Warszawa 2004,
  • Wydawnictwo W.A.B.;
  • Kenneth Goldsmith, "Będę twoim lustrem. Wywiady z Warholem", przeł. Marcin Zawada, Warszawa 2006, Wydawnictwo "Twój Styl";
  • Victor Bocris, "Andy Warhol. Życie i śmierć", przeł. Piotr Szymor, Warszawa 2005, Wydawnictwo W.A.B.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (26/2007)