Dzwon jak serce

„No dobra, ale gdzie tu jest muzyka?” – zapytał kiedyś kompozytora zaprzyjaźniony wykonawca, wpatrując się w partyturę. Muzyka Arvo Pärta jest w ciszy. Wkrótce odbierze on w Warszawie doktorat honoris causa.

20.11.2018

Czyta się kilka minut

Arvo Pärt / BIRGIT PÜVE / THE WASHINGTON POST / GETTY IMAGES
Arvo Pärt / BIRGIT PÜVE / THE WASHINGTON POST / GETTY IMAGES

Z ust wysoko postawionego działacza partii komunistycznej, który złożył im niezapowiedzianą wizytę domową, usłyszeli: „Byłoby lepiej dla wszystkich, gdybyście wyjechali”. O świcie 18 stycznia 1980 r. cała rodzina ruszyła z tallińskiego dworca Balti Jaam na Zachód. Nora powiedziała dzieciom, że właśnie zaczyna się ich podróż dookoła świata. Po dwóch godzinach dotarli do granicy. Celnik wyciągnął wszystkich z pociągu i rozpoczął rewizję. Jego pomagierzy sprawdzili nawet becik najmłodszego synka, Michaela. Najbardziej zainteresował ich jednak magnetofon i taśmy. Po chwili w wielkiej hali odpraw rozbrzmiały kompozycje Arvo Pärta: najpierw „Missa Syllabica”. Po niej „Arbos” i „Cantus”. I nagle, jak wspomina Nora Pärt, ta kolejowa stacja stała się znów spokojna, zwyczajna i piękna.

Jak po śniegu

Cztery lata wcześniej Arvo Pärt zapisał dwie strony papieru nutowego. Niezwyczajne w tym geście było to, że poprzedziła go blisko dekada milczenia. Od premiery jego utworu „Credo” w 1968 r. nie tylko trafił na indeks estońskiej cenzury, ale sam skazał się na wewnętrzną emigrację. Choć wcześniej z powodzeniem realizował się jako awangardzista – pisząc m.in. „Nekrolog”, pierwszą estońską kompozycję w duchu serializmu – czuł, że nowe, złożone muzyczne formy są, jak mówił, dziecinną zabawą. Zamiast pisać wolał czytać, najlepiej średniowieczne zapisy muzyczne lub Ewangelię. Dołączył też do wiernych Cerkwi prawosławnej.

„Chciałem zacząć od nowa. Wyjść przed dom na ścieżkę, którą dopiero co zasypał śnieg i nikt jeszcze nie zdążył zostawić na nim śladu” – wspominał Pärt w jednym z wywiadów powstanie utworu „Für Alina”.

Tę prostą partyturę wykonać może każdy. Najpierw uderzenie: niski akord, któremu pianista pozwala wybrzmieć. Potem pojedyncze dźwięki płyną, a raczej kapią wolno po wysokich oktawach fortepianu. I tak przez niespełna trzy minuty. Niby nic, a jednak utwór ten stanowi wyzwanie dla najznakomitszych pianistów. Dlaczego? Bo każdy dźwięk i całą wielką ciszę obecną między nimi wykonujący utwór musi wypełnić sobą – swoimi emocjami, wrażliwością – byciem. Jednocześnie pianista musi zostawić tyle samo przestrzeni dla słuchacza, który na tę krótką chwilę zamieszka w tym muzycznym domu wzniesionym przez Arvo Pärta dla Aliny – młodej przyjaciółki rodziny, której kompozytor podarował tę melodię z okazji jej wyjazdu z Tallina na studia w Londynie. Dziewczyna stała się mimowolną bohaterką muzycznej rewolucji. Właśnie z tej prostej kołysanki zrodził się nowy język Pärta – tintinnabuli, co po łacinie znaczy „dzwon”.

„Jeden i jeden równa się jeden, a nie dwa – wyjaśnia reguły tintinnabuli Pärt. – Dwa głosy, melodia i akompaniament, są jednością. Tak jak światło, które tylko pryzmat jest w stanie rozdzielić na poszczególne barwy” – pisał w książeczce do płyty „Alina”.

„Twoja muzyka przypomina mi historię Pinokia i Świerszcza-Który-Mówi – powiedziała w rozmowie z kompozytorem islandzka wokalistka Björk. – Ten pierwszy jest ludzki: robi błędy, sprawia innym przykrość i ból. Drugi uspokaja go, a czasem poucza”. „W mojej muzyce brzmią dwa głosy – odparł Estończyk – pierwszy to moje grzechy, drugi to ich przebaczenie. Ten pierwszy jest bardziej złożony i subiektywny. Drugi prosty, jasny i obiektywny. Ale porównanie z Pinokiem jest bardzo trafne. Bardzo mi się podoba”.

Adres URL dla Zdalne wideo

Bracia

Gdzieś między Stuttgartem a Zurychem z radiowych fal wynurzyła się muzyka, jakiej jazzowy producent i twórca wydawnictwa ECM, Manfred Eicher nie słyszał nigdy wcześniej. Zjechał z autostrady, zatrzymał się na pagórku, gdzie zasięg radiowej rozgłośni był najlepszy. I tak stał zasłuchany przez pół godziny, aż do wybrzmienia ostatniego dźwięku „Tabula Rasa” – kompozycji Pärta na dwie pary skrzypiec, preparowany fortepian i orkiestrę kameralną.


Czytaj także: Muzyka przebaczenia - Jan Błaszczak o Arvo Pärcie


Wiedział już, że musi dotrzeć do tego nieznanego mu kompozytora. Panowie odnaleźli się niebawem w Wiedniu. Tam też zapadła decyzja, że w październiku 1983 r. w studiu nagraniowym w Bazylei spotkają się razem ze skrzypkiem Gidonem Kremerem i pianistą Keithem Jarrettem, by obok „Tabula Rasa” nagrać jeszcze niezarejestrowaną nigdy dotąd kompozycję Pärta „Fratres” (Bracia). Ta sesja – pierwsze i ostatnie spotkanie Jarretta i Kremera – dało początek dziś kultowej New Series: serii płytowej ECM poświęconej muzyce poważnej. Był to też zaczyn przyjaźni kompozytora i producenta.

Eicher i Pärt przez 38 lat nagrali razem 13 albumów. Wśród nich m.in. „Pajsę” według Ewangelii św. Jana w wykonaniu The Hilliard Ensemble czy epicki „Kanon Pokajanen” – dwupłytowy album, zawierający dziewięć pieśni na chór do słów Wielkiego Kanonu Pokutnego św. Andrzeja z Krety, śpiewany w kościele prawosławnym i greckokatolickim podczas Wielkiego Postu.

– To był przełom lat 80. i 90. Byłem jeszcze studentem. Pojawiły się wtedy w Polsce pierwsze płyty kompaktowe z tymi najwybitniejszymi kompozycjami: „Magnificat”, „Te Deum”, „Miserere”. Byłem nimi zafascynowany od pierwszego dźwięku. Gdy tylko ukazywały się kolejne tytuły, niezależnie od tego, czy miałem za co, czy nie, musiałem je mieć – wspomina swój pierwszy kontakt z muzyką Pärta Paweł Łukaszewski, kompozytor, profesor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina, autor „Te Deum Polonia”, utworu zamówionego przez prezydenta Andrzeja Dudę na stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości.

– Kompozytorowi przyjąć muzykę Arvo Pärta wcale nie jest łatwo. Ona nie ma specjalnych założeń warsztatowych. Arvo Pärt to mistyk – mówi Łukaszewski. – Jego muzyka jest ikoną, świadectwem wiary.

Łukaszewski w sposób szczególny wspomina koncert muzyki Pärta w bazylice na Jasnej Górze w 2015 r. w ramach Festiwalu Muzyki Sakralnej „Gaude Mater”. Polski Chór Kameralny Schola Cantorum Gedanensis i Andreas Scholl wykonali napisany dla Benedykta XVI utwór „Vater Unser”. Pärt, honorowy gość Festiwalu, został zaprowadzony dzień wcześniej przed obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, gdzie przez dłuższą chwilę mógł się w skupieniu pomodlić.

– Kompozycje Pärta pozwalają nam zagłębić się w brzmienie pojedynczego dźwięku czy dźwięku i słowa, zespolonych ze sobą w sposób idealny. Jego muzyka pomaga w skupieniu i wytchnieniu. Jest przeciwieństwem zgiełku dzisiejszego świata – dodaje Łukszewski. – Czas pędzi, ale muzyka potrafi rozciągnąć czas, a nawet go zatrzymać. To jeden z tych cudów, który muzyka Pärta potrafi dokonać.

W poniedziałek, 26 listopada, Paweł Łukaszewski będzie wygłaszał laudację na cześć Arvo Pärta. Kompozytor dołączy tym samym do elitarnego grona doktorów honoris causa Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Wśród wyróżnionych dotąd tym tytułem są Witold Lutosławski, Andrzej Panufnik, Mścisław Rostropowicz, Nadia Boulanger czy Placido Domingo.

Symfonie życia

Szczególne miejsce w muzyce Pärta zajmują symfonie. Nie napisał ich wiele, tylko cztery, lecz stanowią one wyjątkowy pamiętnik kompozytora. Pierwsza wyszła spod ręki 28-letniego studenta, zafascynowanego dodekafoniczną awangardą. Drugą sam określił jako kolażową, z cytatem m.in. z miniatur fortepianowych Piotra Czajkowskiego. Trzecia była wstępną zapowiedzią stylu tintinnabuli. Na kolejną trzeba było czekać blisko 40 lat. Prośba o napisanie nowego utworu dla filharmoników z Los Angeles trafiła do Pärta, gdy studiował prawosławny „Kanon do anioła stróża”. Spotkanie anioła stróża i miasta aniołów sprawiło, że 10 stycznia 2009 r. w słynnej Walt Disney Hall dyrygent Esa-Pekka Salonen poprowadził prawykonanie IV Symfonii.

Utwór opatrzony został dedykacją dla Michaiła Chodorkowskiego – biznesmena skazanego trzy lata wcześniej przez rosyjskie władze na osiem lat więzienia w uranowej kolonii karnej w Krasnokamieńsku, nieopodal granicy z Chinami. „Tragizm symfonii nie jest lamentem nad losem Chodorkowskiego, ale pokłonem przed wielką mocą ludzkiego ducha i człowieczej godności” – pisał kompozytor w tekście programowym, towarzyszącym symfonii.

Nie była to pierwsza polityczna deklaracja kompozytora. „De Pacem Domine” z roku 2006 powstało jako reakcja na terrorystyczny atak bombowy na dworzec Atocha w Madrycie. Gdy zamordowana została w Moskwie dziennikarka Anna Politkowska, kompozytor ogłosił, że wszystkie wykonania jego muzyki w nadchodzącym sezonie poświęca jej pamięci.

Wielką symfonię życia w czterech dziełach Pärta jako pierwszy dostrzegł wielo- letni przyjaciel kompozytora i jeden z najznakomitszych interpretatorów jego twórczości – estoński dyrygent Tõnu Kaljuste. Do wykonania takiego koncertu, zwieńczonego jeszcze napisaną w 2013 r. „Pieśnią łabędzia”, zaprosił polską orkiestrę: wrocławskie Narodowe Forum Muzyki.

– Tõnu Kaljuste przyjechał do nas na festiwal Vratislavia Cantans. Wtedy pokazaliśmy mu salę NFM, która była jeszcze w budowie. Bardzo mu się spodobała. Zaprzyjaźniliśmy się – mówi „Tygodnikowi” Natalia Klingbajl, menedżerka NFM.

Kaljuste zaproponował orkiestrze NFM, by pojechała z nim na Baltic Sea Festival do Sztokholmu, a następnie do Tallina. W obu tych miejscach mieli zagrać wszystkie symfonie Pärta. Koncert w Tallinie, zorganizowany w dawnej fabryce łodzi podwodnych, odbył się w dniu 80. urodzin kompozytora.

– Niezwykłym doświadczeniem dla zespołu było to, że Arvo Pärt obecny był nie tylko na obu koncertach, ale i wszystkich poprzedzających je próbach. Rozmawiał z muzykami, zwłaszcza z tymi grającymi na instrumentach perkusyjnych i smyczkowych – wspomina Natalia Klingbajl. – Masz przed sobą osobę, która jest żyjącą legendą, a która okazuje się być tak przystępna i chętna do rozmowy; bardziej zaangażowana w pracę z muzykami niż wielu dużo młodszych i mniej doświadczonych kompozytorów, z którymi czasem mamy okazję współpracować – dodaje menadżerka NFM.

W ślad za koncertami poszło nagranie płytowe dla ECM. W październiku we Wrocławiu odbyła się koncertowa premiera albumu.

Dalej w las

17 października, w ramach obchodów stulecia niepodległości Estonii, wśród drzew sosnowego lasu, w okolicy zwanej Laulasmaa, 35 km na zachód od Tallina, otwarto Arvo Pärt Centre. Ośrodek mieści w sobie archiwum kompozytora: rękopisy utworów, notatki, listy oraz tysiące fotografii. W bibliotece, przy kominku, znaleźć można księgozbiór kompozytora i jego żony Nory. Przede wszystkim jednak jest to przestrzeń stworzona do tego, by słuchać muzyki: zarówno wewnątrz budynku, jak i na zewnątrz, w otoczeniu przyrody. Centrum ma także kameralną salę koncertową, z której roztacza się widok na las. Ośrodek będzie organizować koncerty, konferencje oraz zajęcia edukacyjne dla dzieci i młodzieży.

Za projekt siedziby Centrum odpowiedzialny jest tandem hiszpańskich architektów Enrique Sobejano i Fuensanta Nieto. „Podziwiamy czystość matematycznych reguł, dzięki którym muzyka Arvo Pärta jest w stanie wywołać tak silne, a przy tym poetyckie emocje, opierając się jedynie na prostych permutacjach ograniczonej liczby dźwięków” – tłumaczyli swój projekt Hiszpanie.

„Jeśli moje nadzieje się spełnią, nasz budynek wpisze się w krajobraz tego miejsca zwanego Laulasmaa: miejsca w którym w naturalnym, wolnym układzie wertykalna forma lasu spotyka się z horyzontem morza” – dodaje Sobejano.

Droga przez śnieg

Michael, syn Arvo Pärta, przyszedł na świat przy dźwiękach „Für Alina”. Na adres kompozytora rodzice z różnych zakątków świata przysyłają zdjęcia nowo narodzonych dziewczynek, Alinek – dla których pierwszymi dźwiękami zewnętrznego świata była właśnie muzyka estońskiego kompozytora.

„Niektóre z nich są już na tyle duże, że same przychodzą na koncerty mojej muzyki. Sporo z nich poznałem osobiście” – cieszył się Pärt w jednym z wywiadów. Ukojenie w muzyce Pärta znajdują ludzie na łożu śmierci. O autograf „kompozytora, który tworzy prawdziwą muzykę ciszy” prosił moją koleżankę jej umierający na raka przyjaciel. Zdążyła spełnić jego marzenie. Dziennikarz muzyczny Alex Ross na łamach „New Yorkera” przywołał wspomnienie jednego z wolontariuszy hospicjum dla chorych na AIDS. „Tabula Rasa” Pärta nazywana była przez jednego z jego podopiecznych muzyką aniołów.

Jak powiedział lider zespołu Radiohead, Thom Yorke: „Muzyka Pärta jest jak stukanie w ścianę: stukanie, które w końcu wykuwa otwór, przez który dostrzec możemy świat, o którego istnieniu nie mieliśmy dotąd pojęcia”. A może – że pozwolę sobie uzupełnić słowa rockmana: muzyka Pärta pokazuje nam świat, od którego pozwoliliśmy się ową ścianą odgrodzić. Wskazuje nam dom, do którego sami musimy wrócić, chociaż drogę zasypał nam właśnie świeży śnieg. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2018