Dziwna równość

Podzielony jest rząd, opozycja i całe społeczeństwo. Dawno nie było aż tak zaciętych sporów. Trudno się dziwić, skoro ich tłem jest projekt przyznania homoseksualistom prawa do adopcji.

06.02.2007

Czyta się kilka minut

Konflikt - ostry, wręcz dramatyczny - rozgrywa się w dodatku na różnych płaszczyznach jednocześnie. Chodzi po pierwsze o to, czy pary jednej płci powinny w ogóle mieć prawo wspólnie wychowywać dzieci, skoro nie wiadomo, czy na pewno jest to dla dzieci z pożytkiem. Po drugie - jak traktować katolickie agencje adopcyjne, które wykluczają oddawanie dzieci pod opiekę homoseksualistom, bo jest to sprzeczne z zasadami religijnymi. Po trzecie wreszcie - jak to wyraził kard. Cormac Murphy-O'Connor, głowa Kościoła katolickiego Anglii i Walii - chodzi o coś znacznie poważniejszego niż sama tylko kwestia stosunku do homoseksualistów: o pytanie, czym jest małżeństwo. A do pewnego stopnia także o miejsce Kościoła w życiu publicznym.

- Zdarza się, że ustawodawstwo, choć podyktowane dobrymi intencjami, de facto tworzy nową moralność i nowe normy - mówił kard. O'Connor w wywiadzie dla BBC. - Mam wrażenie, że właśnie powstaje taka nowa norma, definiująca małżeństwo. A przecież dziecko powinno być wychowywane przez ojca i matkę. Tego powinniśmy się trzymać.

Kardynał żywi obawy, że cała sprawa może mieć dla Kościoła dalekosiężne reperkusje, mocno wykraczające poza samą kwestię obecności dzieci w związkach gejowskich i lesbijskich. Boi się, że władze, choć nie mówią tego głośno, zaczną stopniowo ograniczać wpływy Kościoła. - Jedyne, czego chce Kościół i katolickie agencje adopcyjne - mówi kard. O'Connor - to móc działać zgodnie ze swymi zasadami i sumieniem. A rząd odpowiada: "Nie pozwolimy wam na to. Nie ma dla was miejsca w życiu publicznym". Sądzę, że sprawa ado­pcji to tylko pierwszy krok. Za nim pójdą następne.

Równość ortodoksyjna

Prawo, które wywołało burzę, to Equality Act - ustawa o równości, zakazująca wszelkiej dyskryminacji z powodu orientacji seksualnej, rozszerzająca zatem na homoseksualistów przepisy, które zabraniają dyskryminowania ludzi z powodu płci i rasy. Na razie obowiązuje ona tylko w Irlandii Północnej, gdzie weszła w życie z początkiem 2007 r. Od 6 kwietnia ma jednak zostać wprowadzona na terenie Anglii, Szkocji i Walii, pod warunkiem oczywiście, że wcześniej zostanie przyjęta przez obie izby parlamentu - co w zasadzie jest pewne. Partia Pracy, rzeczniczka ortodoksyjnie pojmowanej równości, ma w parlamencie większość, a w tej konkretnie sprawie także poparcie Liberalnych Demokratów. W dodatku, by uniknąć niespodzianek, laburzyści mają zarządzić dyscyplinę w głosowaniu, jak to uczynili w Izbie Lordów, gdzie lord Morrow, północnoirlandzki protestant, wystąpił ostatnio o uchylenie ustawy w Irlandii Północnej. I oczywiście przegrał.

Brytyjscy homoseksualiści wywalczyli już prawo do zawierania związków cywilnych z wszelkimi tego konsekwencjami, takimi jak prawo dziedziczenia czy emerytury po zmarłym partnerze. Equality Act idzie jednak dalej: zabrania dyskryminowania gejów w dostępie do towarów i usług. To w praktyce oznacza, że to, co robią czy co chcą robić osoby odmiennej orientacji, przestaje być tylko ich sprawą. W orbitę ich życia zostaną wciągnięci inni ludzie, z homoseksualizmem niemający nic wspólnego. Właściciel hotelu np. nie będzie mógł odmówić noclegu parze gejów, nawet gdyby wolał nie mieć ich pod swym dachem, właściciel drukarni - drukowania ulotek promujących homoseksualny styl życia, nauczyciel - uczenia, że związek gejowski jest tak samo dobry jak normalne małżeństwo. Kara za odmowę jest przy tym dotkliwa - od 150 do 15 tys. funtów, a w razie recydywy aż 25 tysięcy funtów!

Zakaz dyskryminacji obejmie także ośrodki adopcyjne, które nie będą mogły wykluczyć par homoseksualnych z grona beneficjentów swych usług. Problem w tym, że dla ośrodków działających u boku Kościoła oddanie dzieci w ręce homoseksualistów jest rzeczą niewyobrażalną. Para gejów nie jest przecież rodziną, bo tę tworzą ojciec i matka. A skoro nowe przepisy nie przewidują żadnych wyjątków, Kościół, jak zapowiedział kard. O'Connor, może nie mieć innego wyjścia niż zamknięcie katolickich ośrodków adopcyjnych.

21 miesięcy na kompromis

Mogłoby się wydawać, że z uwagi na niewielką skalę problemu nie ma się czym przejmować. Katolickich ośrodków adopcyjnych jest w Wlk. Brytanii tylko siedem, a przeprowadzają one rocznie zaledwie 200 adopcji, czyli ok. cztery procent. Ale liczby są w tym wypadku mylące. Nie chodzi o to, ile jest adopcji, ale jakie. Ośrodki katolickie okazują się wyjątkowo skuteczne w szukaniu domów dla dzieci, które z różnych powodów mają znikome szanse na znalezienie rodziny. Przeprowadzają aż jedną trzecią wszystkich tzw. trudnych adopcji i - również według opinii ludzi dalekich od popierania Kościoła - pracują doskonale.

Nic dziwnego, że w tej sytuacji premier Tony Blair zaczął gorączkowo szukać jakiegoś kompromisu, który wyłączyłby ośrodki katolickie spod działania nowych przepisów. Tyle że to, co zaproponował, nie jest żadnym rozwiązaniem, a tylko odsunięciem ostatecznych decyzji w czasie. Blair bowiem chce dać Kościołowi 21 miesięcy na dostosowanie się do nowej sytuacji: ustawa, w myśl jego sugestii, zaczęłaby obowiązywać dopiero pod koniec 2008 r. Do tego czasu kościelne ośrodki adopcyjne musiałyby znaleźć adekwatne formy działania. Sęk w tym, że nie wiadomo jakie. Jakimś wyjściem mogłoby być np. kierowanie żądnych adopcji par gejowskich do świeckich ośrodków adopcyjnych, gdyby nie to, że planowana ustawa wyklucza jakąkolwiek, nawet zawoalowaną formę odmowy.

Obywatele kontra politycy

Tony Blair - który podobno jest pod dużym wpływem swej żony Cherie, żarliwej katoliczki - ma zresztą niewielką swobodę manewru. W jego rządzie doszło właściwie do rozłamu, a on sam znalazł się w mniejszości, mając u boku praktycznie tylko minister ds. samorządów Ruth Kelly, również katoliczkę. Ich przeciwnicy w gabinecie, pod wodzą ministra oświaty Alana Johnsona i ministra spraw wewnętrznych Johna Reida (nawiasem mówiąc, katolika ze Szkocji), na wszelkie argumenty mają jedną tylko odpowiedź: prawo to prawo i nie może być żadnych wyjątków. Również - a może przede wszystkim? - dla Kościoła.

Cała ta sprawa wymownie pokazuje coraz większy rozdźwięk między dążeniami polityków a oczekiwaniami obywateli. Politycy bowiem narzucają ustawy, kierując się ideami poprawności politycznej, ale lekceważąc odczucia zwykłych ludzi. Equality Act miał wejść w życie już w październiku, ale odłożono to, by mieć czas na konsultacje i rozwianie wątpliwości. Czy do nich doszło? Według brytyjskiego Christian Institute, 95 proc. mieszkańców Irlandii Północnej (katolicy i protestanci po raz pierwszy razem!) nie życzy sobie ustawy o równości, a mimo to została ona wprowadzona. Dlatego instytut wystąpił w tej sprawie do Sądu Najwyższego, który ma zająć się nią na początku marca.

Ale politycy nie muszą być bezkarni. Partia Pracy, forsując dziwnie pojmowane idee równości, może stracić poparcie katolickich wyborców. Chociaż w Wlk. Brytanii żyje tylko 4,5 miliona katolików, to ich głosy właśnie, jak się uważa, przesądziły o zwycięstwie laburzystów w ostatnich wyborach. Katoliccy deputowani Partii Pracy (ok. 40 z 352) już ostrzegają, że wyborcy się od niej odwracają. - Liberałowie z Londynu moich wyborców uznaliby za reakcjonistów - mówił dziennikowi "Daily Telegraph" Peter Kilfoyle, deputowany z okręgu Liverpool Walton. - Ale to przyzwoici ludzie, ludzie z zasadami, którzy nie rozumieją, dlaczego rząd to wszystko robi. Jeśli ośrodki katolickie zostaną zamknięte, zapłacimy za to wysoką cenę.

Przedsmak tego, co może się stać, powinny dać majowe wybory do parlamentu Szkocji. To bardzo poważna próba, bo tam laburzyści od lat mają bardzo silną pozycję. Parę dni temu jednak Mario Conti, katolicki arcybiskup Glasgow, ostrzegł, że jeśli katolickie ośrodki adopcyjne nie zostaną wyłączone spod działania ustawy o równości, Kościół otwarcie wystąpi przeciwko Partii Pracy i będzie wzywać wyborców, by poparli kandydatów bliskich mu w kwestiach moralnych. Nie jest to czcza pogróżka, tym bardziej że Kościół ma w tej kwestii poparcie wpływowej Szkockiej Partii Narodowej.

Sprawa adopcji podzieliła też konserwatystów. Ich lider David Cameron lawiruje wprawdzie jak może, głównie wypowiadając się przeciwko dyskryminacji, ale David Davis, minister spraw wewnętrznych w gabinecie cieni, mówi, że nie wolno zmuszać ośrodków katolickich do oddawania dzieci gejom: - Prawu do ochrony przed dyskryminacją - tłumaczy - trzeba przeciwstawić prawo dzieci do jak najlepszej adopcji. A ośrodki katolickie robią to najlepiej.

W całym tym zamęcie, w obliczu konfliktów i podziałów, jest jednak miejsce na współpracę i solidarność. Po stronie Kościoła katolickiego zdecydowanie stanął Kościół Anglii i Rada Muzułmanów Wielkiej Brytanii. Sprawy sumienia nie mogą być przedmiotem legislacji - przypomnieli hierarchowie anglikańscy w liście do premiera. Skoro lekarze mogą odmówić dokonania aborcji, to taki sam wyjątek należy się Kościołowi w sprawie adopcji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2007