Dwie procesje

Dla nas zwyczajne jak te góry za oknami – mówią o obchodach Bożego Ciała mieszkańcy Jaślisk, które zagrały w „Bożym Ciele” Jana Komasy. – Ale na ekranie: rety, ale to piękne!

01.06.2020

Czyta się kilka minut

 / PARAFIA RZYMSKOKATOLICKA W JAŚLISKACH
/ PARAFIA RZYMSKOKATOLICKA W JAŚLISKACH

Panie dobry jak chleb, bądź uwielbiony od swego Kościoła” – śpiewają ludzie w procesji. Strażacy niosą proporce, dziewczynki w komunijnych sukienkach sypią kwiaty, a młody ksiądz o przejrzyście błękitnych oczach klęka przed monstrancją wśród brzozowych gałązek.

– Trochę kombinowaliśmy przy tej scenie – opowiada Jan Komasa, reżyser filmu „Boże Ciało” – bo nie mieliśmy zgody na kręcenie wewnątrz kościoła. ­Arcybiskup przemyski Adam Szal po przeczytaniu scenariusza przysłał długą listę z wypunktowanymi uzasadnieniami, dlaczego nasz film uważa za „antykościelny”. Ksiądz proboszcz, początkowo bardzo chętny do pomocy, podporządkował się tej decyzji. Zresztą nie dziwię mu się. Rozumiem, że obowiązuje go hierarchia. Nasza procesja wychodziła więc zza kościoła, a kościelną bramę otworzyliśmy w komputerze.

Problemem były też baldachim i monstrancja.

– Pożyczyliśmy je z innej parafii – tłumaczy Komasa. – A że kręciliśmy w dzień Bożego Ciała, musieliśmy je szybko oddać, bo tam też były potrzebne do procesji. Część dokręcaliśmy już bez rekwizytów.

– Ekipa filmowa poprosiła nas o przygotowanie ołtarza – opowiada Małgorzata, mieszkanka pobliskiej Posady Jaśliskiej, która co roku włącza się w przygotowania do święta i procesji. – Dzięki temu mogliśmy kupić specjalny stelaż z metalowych rurek. Do tej pory robiliśmy konstrukcję drewnianą, a to wymagało sporo pracy. Teraz jest dużo lżej – przyznaje zadowolona.

– A ja jestem zbulwersowana – rzuca pani Maria. Co roku przygotowuje ołtarz na fasadzie swojego domu. Jej mąż, pan Stanisław, mówi, że to wielopokoleniowa tradycja. Ołtarze robiła jego babcia, potem jego mama. – Może to i dobry film, ale na pewno nie powinien mieć takiego tytułu. A ta scena z procesją to moim zdaniem dodana jakby na siłę. W całym filmie jest dużo seksu, dużo wulgaryzmów i ja mam takie przemyślenia, że to niestety chodziło o to, żeby w to święto, tak uroczyście w Polsce obchodzone, jakąś szpileczkę wbić.

– Statystowałam w tej scenie razem z moim psem – mówi Iwona. W Jaśliskach prowadzi bar. Podobno niektórzy mają ją za bezbożnicę, bo nie chodzi do kościoła i czasem zdarza jej się rozwiesić pranie w ogródku w niedzielę. Nigdy jednak nie spotkała się z tego powodu z bezpośrednią niechęcią. – Potem jedna starsza pani strasznie się oburzała: „Kto to widział? Na prawdziwą procesję nikt nie chodzi z psem!”. Odpowiedziałam: „Niechże tak będzie choć na tej wyobrażonej”.

W polskim Hollywood

Sobota po południu. Na rynku w Jaśliskach prawie pusto. Czasem przejedzie jakiś samochód. Dwóch nastolatków na rowerach ćwiczy skoki na schodach przy budynku dawnego ratusza. Przy sklepie spożywczym kilku mężczyzn z piwem. Przez otwarte drzwi kościoła słychać śpiewy – właśnie trwa msza. Na chwilę dźwięki modlitwy zagłusza warkot motoru. Przez rynek przejeżdża samochód terenowy z odsłoniętym dachem. Wychylają się z niego młodzi ludzie, komórkami cykają sobie zdjęcia na tle drewnianych chat – nie wyglądają na tutejszych.

Kiedyś Jaśliska były ważnym ośrod­kiem przy trakcie węgierskim. W XVI wie- ku podróżowali tędy handlarze z węgierskim winem – to dlatego pod niemal każdym tutejszym domem mieści się przestronna kamienna piwniczka. Prawa miejskie odebrano pod koniec XIX wieku i miejscowość coraz bardziej traciła na znaczeniu.

„Jest powiedzenie u nas w Jaśliskach.Trochę śmieszne, ale prawdziwe – mówi w materiale filmowym z 1997 r. dla Telewizji Rzeszów jeden z mieszkańców. – Mieliśmy tu nie tylko gminę, ale też GS i kółko rolnicze. No więc jest takie powiedzenie, że kółko spalili, GS przepili, a gminę sprzedali. Wesołe, prawda?” – śmieje się, ale tak jakoś niewyraźnie.

Dziś w Jaśliskach mieszka około 500 osób, głównie ludzie starsi. Młodzi wyjeżdżają do pracy do Rzeszowa albo za granicę. Trochę ludzi pracuje w przemyśle drzewnym, coraz więcej idzie w agroturystykę. Na rynku powstaje duża restauracja, a w jednej ze starych chat Gminny Ośrodek Kultury tworzy izbę pamięci. Cisza i dzika przyroda Beskidu Niskiego przyciągają turystów. Tak samo jak fakt, że powstawały tu aż trzy filmy: „Wino truskawkowe” Dariusza Jabłońskiego, „Twarz” Małgorzaty Szumowskiej i nominowane do Oscara „Boże Ciało”. Nasze Jaśliska to takie polskie Hollywood – śmieją się mieszkańcy.

Patent na płatki piwonii

Co roku w dzień Bożego Ciała rynek ożywa. Pojawiają się stragany. Parking wypełniają samochody. Rejestracje głównie z Krakowa i Rzeszowa. Przyjeżdżają nie tylko dzieci i wnuki mieszkańców, ale też turyści. Przy domach po czterech stronach placu powstają barwne, ukwiecone ołtarze. Dziewczynki sypią kwiatki, chłopcy w komżach dzwonią dzwonkami.

– Dla mnie samej ta celebracja jest dużym przeżyciem – mówi Alicja Majdosz z Gminnego Ośrodka Kultury. – Pokazujemy naszą wiarę na zewnątrz. Zresztą my tu wszyscy jesteśmy katolikami, chodzimy do kościoła i te ważne święta, jak Boże Narodzenie, Wielkanoc i Boże Ciało, przeżywamy bardzo uroczyście.

– Bo wie pani co, człowiek niewierzący jest bardzo biedny. Mnie żal takich ludzi – mówi pani Maria. – My się mamy czego uczepić: czy Boga, czy różańca, czy Matki Bożej. A ktoś, kto nie wierzy w nic? Czego? Mamony? To jest rzecz przemijająca. Pieniędzy do grobu nie zabierze. Ja nie jestem dewotką. Nie biegam cały czas do kościoła, ja się nawet kłócę z Panem Bogiem, ale gdybym nie była w niedzielę w kościele, to po prostu nie miałabym tygodnia.

Pani Maria jeszcze nie ma gotowego pomysłu, ale w jej głowie już się coś powoli układa. Ołtarze robi od 1991 r. i za każdym razem wprowadza jakieś udoskonalenia. Początkowo było tradycyjnie. Wieszała dywan, na to firanę.

– Od kilku lat staram się nawiązać do wydarzeń w Polsce – opowiada. – Jak był rok Jana Pawła II, to tło było żółte z wizerunkiem papieża, w roku miłosierdzia – wizerunek Pana Jezusa, a w roku Ducha Świętego wszystko w bieli i słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. Przez cały rok szukam rekwizytów i inspiracji. Tak przyszedł mi do głowy pomysł na ołtarz w barwach narodowych, z pięknym krzyżem i tym wierszem: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem”. Innym razem zamiast stolika jako ołtarz ustawiłam brzozowy pieniek. Oczywiście dużo zielonych gałązek i kwiatów. Nie daję wstążek – żadnej pstrokacizny! Staram się, żeby było elegancko.

Po południu, dzień przed Bożym Ciałem, spotykają się przy wybranych domach.

– W pomoc włączają się sąsiedzi, ale też dzieci komunijne z rodzicami, kandydaci do bierzmowania i róże różańcowe, a w nich są i młodzi, i rodziny, i starsi – opowiada Alicja Majdosz.

– Każdy jakoś się do tego dokłada – mówi Małgorzata. – Jedna pani trzyma u siebie dywan, inna daje stolik, do jeszcze innej chodzimy prasować obrusy.

– Zwykle po popołudniowej mszy ksiądz proboszcz przychodzi do nas – dodaje jej mama, pani Janina. – Popatrzy, pochwali i to też jest bardzo miłe.

– Pracujemy nieraz do późna. Któregoś roku, jak Boże Ciało wypadło wcześnie i szybko robiło się ciemno, to podświetlaliśmy sobie światłami z samochodów – śmieje się Małgorzata. – A następnego dnia też człowiek dłużej nie pośpi, tylko pędzi, żeby wszystko podopinać. Bo nawet ci, którzy przyjdą na poranną mszę, a nie na sumę, lubią przejść wokół rynku i pooglądać ołtarze.

Dawniej kwiaty brali od sąsiadów z ogródków. Teraz najczęściej kupują w kwiaciarni.

– No bo kiedyś rzeczywiście było pełno kwiatów w ogrodach – mówi pani Alicja. – Teraz się pozmieniało i ludzie przed domami mają tylko trawniki, jakieś drzewka, pojedyncze rabaty. Nawet jest problem, żeby dziewczynki uzbierały kwiatki do sypania.

– Ja mam taki patent, że jak piwonie wcześniej przekwitają w ogrodzie, to zbieram płatki i je mrożę. Potem, jak się je wymiesza ze świeżymi, to jest okej – zdradza Małgorzata.

Obowiązkowe są też gałązki brzozowe, które zgodnie z ludową tradycją uczestnicy procesji zabierają do domów. Wbite na polu lub między grządki zapewniają dobre plony.

– Ludzie dają je do zbóż, do grochu, do kapusty, żeby gąsienice nie zjadły – mówi pani Maria – niby to tylko taki zwyczaj, ale naprawdę działa!

– Niektórzy zabierają też płatki kwiatków sypanych na procesji i ususzone trzymają w portfelu – dodaje Małgorzata. – To podobno ma zapewnić bogactwo.

Zawieszenie

Panie zastanawiają się, jak to będzie w tym roku. Na procesję przyjeżdża przecież tyle osób. Czy ksiądz pozwoli? Już te święta wielkanocne, bez uroczystych obchodów w kościele, były dla nich trudne.

– To na pewno wywarło duże piętno na wszystkich – mówi pani Ala. – Brakowało mi tego tłumu ludzi. Tego bycia razem. Zresztą my wszyscy znamy się tutaj od dziecka.

– Dużo osób chodziło w niedzielę pomodlić się do pobliskich kapliczek. Palili świeczki, przynosili świeże kwiaty – mówi Małgorzata. – Co prawda ksiądz proboszcz zadbał o to, żeby była transmisja mszy z naszego kościoła przez internet, ale przed ekranem to jednak człowiek tak tego nie czuje.


MAGDALENA ŁANUSZKA: Wizerunki zaskakujące, na pozór kuriozalne lub nawet sprzeczne z oficjalnym nauczaniem Kościoła – jak artyści Wieków Średnich przedstawiali Ciało Chrystusa?


 

– Tak już się przyzwyczailiśmy do tych naszych zwyczajów – dodaje pani Janina. – Któregoś roku byłam na Boże Ciało u córki, która mieszka w Stanach. I choć byłam na mszy i nawet była procesja wokół kościoła, to wcale nie czułam, że to jest to święto. Tak jak czuję to u nas.

Ks. Grzegorz Polasz, proboszcz parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Jaśliskach, przyznaje, że na ten moment (rozmawiamy trzy tygodnie przed Bożym Ciałem) nie wyobraża sobie tradycyjnych obchodów z procesją. Nie kryje zawodu. W tym roku miało być szczególnie uroczyście ze względu na setną rocznicę urodzin papieża Jana Pawła II.

– Nie mogę jednak narażać ludzi – wyjaśnia. – Czuję się odpowiedzialny za tę naszą małą społeczność.

– To jest ogromne duchowe przeżycie – zwierza się pani Maria, która ciągle ma nadzieję, że i w tym roku będzie tak jak zawsze. – My wierzymy, że Pan Bóg schodzi do nas z nieba i zagląda do naszych gospodarstw, zobaczyć, jak żyjemy. I tak, jak szykujemy się na wizytę gości, tak przygotowujemy się na spotkanie z Nim. Wiadomo, że On zawsze nas widzi, ale w tym dniu chcemy Go przyjąć jak najlepiej, godnie. I nawet w latach, kiedy czułam się gorzej albo zdrowie szwankowało, to Pan Bóg zawsze dawał mi siłę, żeby jednak ten ołtarz dla Niego przygotować.

Człowieczy los

Rozmawiamy na ławce, na podwórku pod filmową plebanią. Na trawniku widać jeszcze czarny kwadrat – ślad po spalonym na potrzeby filmu garażu.

– Paliło się, że ho ho – mówi pan Wiesiek, właściciel domu. – Taki płomień, że aż mi drzewa poopalali. Postawili taką specjalną ścianę, żeby przypadkiem domu nie ruszyło. Deszcz też robili sztuczny. Mieli wysoki dźwig, lejki, podpięli pompy, płyn jakiś taki specjalny, żeby to kamerą uchwycić. Zalane było jak diabli.

Pan Wiesiek „Boże Ciało” już raz oglądał, ale jeszcze sobie do końca, na spokojnie tego filmu nie przemyślał.

– Film szeroki – ocenia – taki, że go można na różne funty szterlingi rozkładać. Nie daje konkretnej recepty, tylko żeby każdy sobie esencję dla siebie wyciągnął. Żeby się zastanowił nad wiarą, nad duchowością człowieka, nad przemianą w ogóle. Tak widzę sens tego filmu, pokazanie przemiany człowieka. Jak on się zbuntował przeciwko stereotypom. A co tam reżyser miał na myśli, to już nie wiem.

– Zresztą, jak na swój wiek, to porządnie podszedł do tematu – mówi z uznaniem. – Przecież to młody chłopak, za dziewczynkami powinien się uganiać – śmieje się, a za chwilę dodaje: – A film to by mi nawet pasował do moich poglądów, bo fanatykiem nie jestem. Jak byłem gówniarz i mama kazała iść do kościoła, to się nie zastanawiałem, tylko szedłem. Ale teraz jestem katolikiem, bo pewnych rzeczy doświadczyłem i wiem, że jest coś takiego. Jedni mówią na to Bóg, drudzy inaczej. Jak do kościoła nie pójdę, to mi czegoś brakuje. Nieraz się mnie pytają: czego do kościoła chodzisz? Mówię: chodzę, bo mi się Pisma Świętego nie chce czytać. Tak odpowiadam, bo co za pytanie głupie!? Żartobliwie, ale w satyrze czasem jest najprawdziwsza prawda – przygląda mi się z błyskiem w oku.


BARTOSZ BIELENIA, aktor: Jest w filmie scena, w której wezwano mnie do umierającej mieszkanki Jaślisk – pani Molińskiej. Idziemy przez wieś z Kościelną, rodzina już czeka, wpuszczają mnie do jej pokoju, zamykają drzwi, a po chwili ona umiera. To jeden z najważniejszych momentów dla udającego księdza Daniela. 


 

Mówi, że tak jak on, tak zmienił się świat wokół. Że dawniej ludzie byli bardziej zakorzenieni w wierze, brali ją po prostu za pewnik. Teraz więcej się nad tym wszystkim ­zastanawiają. I choć nadal angażują się w przygotowania i obchody Bożego Ciała, to z dawnymi czasami nie ma już porównania.

– Pewnie część na procesję chodzi tradycjonalnie, ale myślę, że większość idzie, bo wierzy. Dawniej jakby kto nie poszedł, toby wyklęli we wsi – tłumaczy. – W przygotowania też się ludzie bardziej angażowali. Większa jedność była. Jak już coś robili, to razem. Jeden od drugiego bardziej zależał. A dzisiaj każdy samochód ma, ubezpieczony. Z każdej strony taki samodzielny, że może na sąsiada kichać. Chociaż nie narzekam, bo my tu żyjemy w zgodzie – dodaje.

Z ekipą filmową też się trochę zaprzyjaźnili. Dużo czasu spędzali u niego. W końcu tutaj, na plebanii, kręcili większość scen. Trochę też gadali o życiu.

– Któregoś dnia przyszedł do mnie tak z rana – mówi o Komasie pan Wiesiek. – Akurat kawkę sobie piłem. Rzucił temat: jaki jest sens życia, a ja mu na to: nie ma żadnego! Bo nie wiadomo, po co człowiek się rodzi, po co umiera. Jak jest młody, to sobie stawia jakieś cele. Ja na przykład chciałem latać samolotami. Ale przecież, koniec końców, to nie o to chodzi w życiu. Po prostu trzeba je przeżyć. Jak czasem patrzę na to, jak mi się życie ułożyło, to porównuję je do Odysa, który przeszedł przez to swoje piekiełko, żeby wrócić do Itaki. Może trochę ironizuję, może trochę przesadzam. Ale jest jakieś takie przeznaczenie, że człowiek będzie szedł i szedł nie wiadomo gdzie, i po to kula ziemska jest okrągła, że i tak w końcu trafi w to właściwe miejsce. Ja tak miałem. Z domu wyszedłem, jak miałem 15 lat, i nigdy nie myślałem, żeby tu zostać. A potem trach, i tak się stało.


DOROTA BIDZIŃSKA: Są miejsca, gdzie symbolika tego święta jest wciąż żywa. Są też takie, gdzie jego znaczenie zaczyna się zacierać. Wtedy to, co miało zbliżać do tajemnicy, staje się pustą, niewygodną formą.


 

– Wie pani co? – dodaje. – Tu jest czasem taki spokój, że aż to człowieka przeraża. I nieraz tak sobie myślę w tej ciszy o swoim życiu, dlaczego tak się potoczyło, czy można było inaczej. I widocznie nie można było. Widocznie tak to miało być.

Iwona z panem Wieśkiem czasem spacerują sobie do pobliskiej kapliczki.

– Początkowo mnie to wszystko śmieszyło i irytowało – mówi Iwona. – To chodzenie do kościoła wydawało mi się bezrozumne lub, co gorsza, tchórzliwe. Że ludzie faktycznie boją się tego Boga. Teraz patrzę na to inaczej. Niedzielna msza jest dla nich taka naturalna i oczywista. Jak rosół. Rosół w niedzielę być musi. To chyba jednak piękne. Paradoksalnie chyba trudno się tu nie przybliżać do wiary.

Zeszyt Matki Boskiej

Przy kapliczce leży zeszyt, do którego ludzie wpisują swoje intencje, prośby do Matki Boskiej Lipowieckiej o zdrowie i pomyślność.

– Wiesiu nie wziął okularów, chciał, żebym coś wpisała w naszym imieniu. Zgodziłam się. Gdy przeczytałam mu nasz wpis, bardzo się wzruszył. Napisałam tak: „Matko Boska, przyszliśmy Cię odwiedzić, bo pewnie jesteś samotna”. ©


Czytaj także: Wizja, a potem cud eucharystyczny: to one stoją u podstaw święta Bożego Ciała.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23-24/2020