Dlaczego warto być frajerem

Styl, w jakim nasze państwo w przyszłości ukarze winnych obecnego kryzysu prawnego, będzie miał wpływ na to, czy i jak szybko uda się przywrócić po nim porządek.

19.06.2017

Czyta się kilka minut

Pikieta KOD przed sądem w Olsztynie, 20 kwietnia 2017 r. / Fot. Artur Szczepański / REPORTER
Pikieta KOD przed sądem w Olsztynie, 20 kwietnia 2017 r. / Fot. Artur Szczepański / REPORTER

Trwający od kilkunastu miesięcy kryzys praworządności ma nie tylko wymiar polityczno-prawny, ale i psychologiczny. Dla ludzi przywykłych do szacunku dla prawa, niezależności sądownictwa i respektowania konstytucji ma wymiar niemalże kryzysu osobistego. Kiedy bowiem wierzy się w jakieś wartości, a następnie patrzy się na ich deptanie, przeżywa się traumę podobną do tej, której doświadczają ofiary przemocy.

Psychologicznych skutków kryzysu, który dotknął Polskę, nie można pomijać, ponieważ to one właśnie są głównym czynnikiem powodującym, że chcemy powrotu do normalności. Co jednak ten powrót oznacza? Chcemy, żeby szanowane przez nas wartości były znów szanowane. Ta potrzeba jest aksjologicznie godna realizacji, nie musimy się jej wstydzić. Gdzieś spoza niej wygląda jednak inna, już nie tak oczywiście godna poparcia potrzeba – odpłaty, albo mówiąc wprost: zemsty, która jest czasami brutalnie wyrażanym pragnieniem przywrócenia równowagi światu.

Podczas rozmów, które na temat kryzysu praworządności przeprowadzam, jak mantra wracają dwa pytania. Pierwsze: czy uda się tych, którzy kryzys spowodowali, ukarać. Czy uda się „dać im nauczkę”, „wsadzić do pierdla” – ładunek agresji jest tu wysoki, pewnie proporcjonalny do poziomu frustracji wywołanej przez kryzys.

Drugie, już nieco spokojniejsze pytanie: czy ten bałagan da się posprzątać. Czy uda się przywrócić niezależny Trybunał Konstytucyjny, szacunek dla konstytucji, sądów, prokuratury i innych instytucji publicznych. Paradoksalnie odpowiedzi na oba pytania – i o zemstę, i o przywrócenie porządku – są ze sobą powiązane. Styl, w jakim nasze państwo ukarze winnych kryzysu, będzie miał wpływ na to, czy i jak szybko uda się przywrócić porządek po nim. Czy karzący będą mieć tytuł moralny do karania i czy kara zostanie uznana za sprawiedliwą.

Pytanie o styl

Używam słowa „styl”, a nie „sposób”, ponieważ nie chodzi mi tylko o narzędzia i techniczne rozwiązania prawne, ale o imponderabilia. Niektóre propozycje przywracania ładu pokryzysowego koncentrują się bowiem raczej na skuteczności. Jedną z nich przedstawił na konferencji organizowanej przez „Politykę” z okazji 20-lecia uchwalenia Konstytucji RP Ludwik Dorn.

Sprowadzała się ona generalnie do konieczności użycia przez zwycięzcę następnych wyborów (jeśli oczywiście będzie to któraś z partii „prokonstytucyjnych”, jak nazwał je uczestniczący w konferencji Aleksander Kwaśniewski) środków prawnych tożsamych z tymi, które obecne władze użyły wobec Trybunału Konstytucyjnego i sądów. Czyli co do zasady, sprawiedliwość symetryczna: oko za oko, ząb za ząb. Skoro PiS, łamiąc konstytucję, zastąpił sędziów wybranych przez poprzedni parlament własnymi, należy zrobić podobnie: wyrzucić sędziów dublerów, nie bacząc na konstytucję. Skoro sparaliżowano sąd konstytucyjny, należy go rozwiązać ustawą zwykłą i powołać nowy. Słowem: nie bacząc na procedury, praworządność i konstytucję, posprzątać bałagan, który powstał z braku szacunku dla procedur, praworządności i konstytucji.

Takie podejście rzeczywiście byłoby symetryczną odpowiedzią na to, co w ostatnich miesiącach się stało, ale czy byłaby to odpowiedź właściwa? Mimo całego psychologicznego uroku odpowiedzenia pięknym za nadobne należy pamiętać, że najbardziej dotkliwą cechą pogwałcenia zasad praworządności, które miało w Polsce miejsce, jest jego potencjał do stania się precedensem. Jest to potencjał do kreowania następnych pogwałceń, które ten precedens będą powielać.

Aby zrozumieć, jak groźne byłoby takie powielanie, przypatrzmy się bliżej temu, co stanowi istotę polskiego kryzysu praworządności.

Dwie sprawiedliwości

U podstaw tego kryzysu leżała specyficznie rozumiana przez obecnie rządzących relacja między sprawiedliwością proceduralną a sprawiedliwością materialną. Ta pierwsza jest realizowana przez zgodność z formalnymi wymogami prawa i przez zapewnienie podstawowych gwarancji procesowych: prawa do rozpatrzenia sprawy przez niezależny sąd, prawa do obrony, braku samooskarżania i legalności zdobytych dowodów. Ta druga jest realizowana przez danie każdemu tego, na co zasłużył: przestępcy kary, dobremu człowiekowi nagrody, niewinnemu świętego spokoju.

O ile wypracowany przez lata dorobek nauki prawa postrzega sprawiedliwość proceduralną jako narzędzie realizacji sprawiedliwości materialnej, o tyle obecna władza postrzega wymogi tej pierwszej jako przeszkodę w dotarciu do drugiej. Domniemanie niewinności oskarżonego jest dla niej raczej dowodem naiwności oskarżającego. Dowiódł tego Zbigniew Ziobro, stwierdzając kiedyś, że dopiero co aresztowany znany chirurg nikogo już więcej życia nie pozbawi (a więc że wcześniej pozbawiał, choć jeszcze tego nie udowodniono). Niezależny od władzy sędzia, tradycyjnie postrzegany jako gwarant sprawiedliwości, nie jest żadnym gwarantem, ale raczej agentem. Dał temu przekonaniu wyraz poseł Arkadiusz Mularczyk, który przed rozprawą dotyczącą konstytucyjności ustawy lustracyjnej w 2007 r. zarzucał sędziom Trybunału Konstytucyjnego współpracę z SB, tym samym wskazując, że wydany przez nich wyrok na pewno nie będzie miał nic wspólnego z prawem i sprawiedliwością.

Najlepszym podsumowaniem zjawiska „przeszkadzania” przez wymogi sprawiedliwości proceduralnej w realizacji sprawiedliwości materialnej była sformułowana przez Jarosława Kaczyńskiego po wyroku lustracyjnym teza o „imposybilizmie prawnym”, który ma miejsce w Polsce: prawo nie jest pomocą, ale przeszkodą w realizacji tego, co słuszne.
Te wyrażane 10 lat temu przekonania powróciły z całą mocą teraz. Ponieważ, zdaniem władzy, gwarancje sprawiedliwości proceduralnej stoją na przeszkodzie realizacji sprawiedliwości materialnej, sprawiedliwość proceduralna jest zbędna. Trybunał Konstytucyjny nie musi być niezależny – ważne, aby tworzący go ludzie rozumieli sprawiedliwość materialną tak jak rząd. Sędziowie w przejmowanych właśnie sądach nie muszą być niezawiśli, byleby dawali gwarancję realizacji wartości materialnych bliskich władzy.

Działaniem wyrażającym powyższe przekonania jest także powołanie komisji ds. reprywatyzacji, która zgodnie z intencją jej twórców ma zastąpić nieudolne sądy w przywracaniu sprawiedliwości w tym obszarze. Organ ten, kierowany przez nieprawnika i o składzie na wskroś politycznym, ma kompetencje sądowe, jest więc w rzeczywistości trybunałem ludowym. W jednej z wypowiedzi Jarosław Kaczyński uznał tę komisję za prototyp rozwiązania, które można będzie stosować w innych sprawach. To zapowiedź systemowej rezygnacji z gwarancji sprawiedliwości proceduralnej i wiary w to, że nie właściwe instytucje, ale właściwi ludzie zapewniają sprawiedliwe rozstrzygnięcia.

Człowiek, nie instytucja

W świecie dominacji sprawiedliwości materialnej nad proceduralną dochodzenie do sprawiedliwego wyroku jest postrzegane w sposób strukturalnie podobny do procesu dochodzenia do prawdy w sprawie katastrofy smoleńskiej. Mocne wewnętrzne przekonanie o tym, co naprawdę się wydarzyło w Smoleńsku, powoduje pomijanie dowodów niepasujących do tego wyobrażenia i szukanie spójności między faktami, które za nic w spójną całość ułożyć się nie chcą. Podobnie: mocne, indywidualne przekonanie o czyjejś winie czy też o tym, co niesprawiedliwe, powoduje subiektywną reinterpretację faktów, tak by pasowały do założonej tezy.

Co więcej: strukturalne podobieństwo między szukaniem prawdy o Smoleńsku a szukaniem sprawiedliwości jest widoczne również w podejściu władz do relacji między instytucją a ludźmi tę instytucję tworzącymi. Jeżeli efekt pracy danej instytucji (komisji czy sądu) nie jest zgodny z oczekiwaniami tych władz, dyskurs nie koncentruje się na prawidłowości ustaleń czy też właściwej procedurze dochodzenia do prawdy, ale raczej na wykazaniu, że skład osobowy komisji lub sądu jest niewłaściwy, i na personalnym ataku na ten skład.

Konkluzją jest zazwyczaj twierdzenie o konieczności wymiany składu osobowego danej instytucji. To nie instytucja i procedura gwarantują bowiem dojście do prawdy czy sprawiedliwości, ale człowiek prowadzący postępowanie. To nie prawa fizyki czy regulacje konstytucyjne mają decydować o ostatecznym wyniku ustaleń, ale wewnętrzne przekonanie śledczego o prawdzie lub o sprawiedliwości.

Historia uczy, że próby realizacji sprawiedliwości materialnej kosztem sprawiedliwości proceduralnej kończyły się zawsze katastrofą. Procesy kościelnej inkwizycji, procesy czarownic, wszelkiej maści sądy kapturowe i ludowe, trybunały narodowe i procesy polityczne znane z najnowszej historii to wszystko gorzkie przykłady zwycięstwa czyjegoś indywidualnego poczucia sprawiedliwości nad sprawiedliwością rzeczywistą.

W każdym z tych przypadków zapomniano o tej wielkiej wadzie natury ludzkiej, która nazywa się ograniczoną racjonalnością: nasze indywidualne myślenie ma tendencję do skrajnego subiektywizmu i interpretowania faktów w świetle przyjętych założeń, stereotypów i uprzedzeń. Nasze przekonanie o czyjejś winie powoduje skłonność do szukania dowodów ją potwierdzających i pomijania wątpliwości. Nasza wiara w słuszność celu powoduje skłonność do uświęcania środków. Dlatego, aby udowodnić winę, jesteśmy w stanie wiele, czasami zbyt wiele poświęcić: czyjąś wolność, czyjeś wartości, a w skrajnych przypadkach czyjeś życie.

To właśnie historyczne doświadczenie spowodowało, że tak bardzo kultura zachodnia wierzy w sprawiedliwość proceduralną. Jej podstawowym elementem są mechanizmy o charakterze checks and balances, takie jak przeciwstawienie obrońcy i prokuratora, parlamentu i sądu konstytucyjnego, władzy wykonawczej i niezależnej władzy sądowniczej, a przede wszystkim – szacunek dla formalnej strony prawa. Ta zbalansowana konstrukcja ma, w myśl starej zasady „co dwie głowy, to nie jedna”, uchronić nas przed uleganiem ograniczonej racjonalności każdej ze stron, i pomóc w uzyskaniu większej pewności, że osądzając coś lub kogoś, rzeczywiście, a nie tylko pozornie zbliżamy się do prawdy i sprawiedliwości.

Nie leczyć dżumy cholerą

Istotą polskiego kryzysu praworządności jest przekonanie, że szacunek dla instytucji i konieczność przestrzegania procedur są dla frajerów. Jeśli jesteś naprawdę mocny, robisz to, co uważasz za słuszne, i pomijasz imponderabilia. Dlatego właśnie najpoważniejszym ryzykiem związanym z usuwaniem skutków tego kryzysu jest decyzja, że będziemy leczyć dżumę cholerą: naprawiając pogwałcenie zasad, sami je naruszymy. Takie działanie będzie powielaniem precedensu, a więc zamiast osłabiać skutki kryzysu, umocni je.

Ideą nowoczesnego prawa, do której nasza cywilizacja dorastała przez wieki, jest przekonanie, że osiągnięcie prawdziwej sprawiedliwości materialnej jest możliwe wyłącznie poprzez bezwarunkowe realizowanie wymogów sprawiedliwości proceduralnej. Właśnie dlatego, choć wyglądamy wtedy na słabeuszy, nie zabijamy jako społeczeństwo tego, który zabił, tylko staramy się go sprawiedliwie proceduralnie osądzić.

Z tego samego powodu należy dołożyć wszelkich starań, aby usuwanie skutków obecnego kryzysu odbyło się w zgodzie z wymogami konstytucyjnymi i z poszanowaniem dla wartości, które w jego trakcie podeptano. Będzie to mozolne zadanie zmierzenia się z imposybilizmem prawnym. Intelektualnie należy je rozpocząć już teraz. To szansa, że kryzys praworządności już się w Polsce nie powtórzy. ©

MARCIN MATCZAK jest prawnikiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Prawnik, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i praktykujący radca prawny. Zajmuje się filozofią prawa i teorią interpretacji, a także prawem administracyjnym i konstytucyjnym. Prowadzi blog UR (marcinmatczak.pl), jest autorem książki „Summa iniuria. O błędzie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2017