Diamenty zremasterowane

Dwadzieścia jeden obrazów polskich reżyserów z lat 1957–87 znalazło się w programie rozpoczętej w tym miesiącu amerykańskiej retrospektywy filmu polskiego pod kuratelą Martina Scorsese.

17.02.2014

Czyta się kilka minut

„Pociąg”, 1959, Wojciech Zamęcznik /
„Pociąg”, 1959, Wojciech Zamęcznik /

Przegląd „Polish Cinema: Martin Scorsese Presents” („Polskie kino: Martin Scorsese przedstawia”) zainaugurował pokaz „Barw ochronnych” Krzysztofa Zanussiego w nowojorskim Lincoln Center. Retrospektywie towarzyszyła tam również wystawa polskich plakatów filmowych.

Do imponującej listy funkcji i tytułów – reżysera, scenarzysty, producenta, laureata Oskara, dwóch Złotych Palm z Cannes oraz Złotych Globów – Martinowi Scorsese przybył kolejny: ambasador polskiego kina. Przegląd zorganizowała założona przezeń kilkadziesiąt lat temu organizacja non-profit – The Film Foundation, która za cel stawia sobie edukację i pielęgnowanie najlepszych tradycji kina.

WŁAŚCIWY ADRES

Najprawdopodobniej całe przedsięwzięcie nie doszłoby do skutku, gdyby nie pomysłowość, mrówcza praca i determinacja Jędrzeja Sablińskiego. To on miał namówić amerykańskiego reżysera do zorganizowania festiwalu pochodzących sprzed pół wieku filmów polskich. W grudniu 2011 r. zaproszony przez Andrzeja Wajdę Scorsese przybył do Polski, by odebrać doktorat honoris causa nadany przez Szkołę Filmową w Łodzi. Sabliński, który wiedział o działaniach The Film Foundation, postanowił wykorzystać okazję, by opowiedzieć mu o tym, co robią. Przyświecały im przecież podobne cele.

Założona przez Sablińskiego w 2008 r. DI Factory jest firmą specjalizującą się w rekonstrukcji starych filmów. Fachu tego uczył się pod kierunkiem polskiego operatora Witolda Sobocińskiego. Tłumaczy, że to żmudny i trudny proces: „Jesteśmy jak benedyktyni. Pracujemy klatka po klatce, uszkodzenie po uszkodzeniu; czasem naprawdę jest tego mnóstwo”. Digitalizacja jednego filmu wraz z przygotowaniem tłumaczeń i napisów kosztuje około 100 tys. dolarów.

Ale Sabliński, który swą karierę w branży filmowej zaczynał od postprodukcji, wierzy głęboko, że ta benedyktyńska praca ma sens – jest niezbędna, by ocalić bogate tradycje kina. Tradycje, z których Polska może być dumna.

– Uparłem się i udało nam się chwilę porozmawiać – Sabliński musiał czekać na Scorsesego kilka godzin, ale w końcu dopiął swego. W prezencie ofiarował mu wówczas odnowioną kopię „Sanatorium pod Klepsydrą” Wojciecha Hasa – pierwszego polskiego filmu, który wraz z przyjacielem Grzegorzem Moleckim zrekonstruowali w 2007 r. Sabliński marzył oczywiście, by zrobić jakiś użytek z ponad stu odnowionych już kopii.

– Czy nie dałoby się pokazać ich w Stanach? – zapytał.

– Coś wymyślimy – obiecał na pożegnanie Scorsese. Kilka tygodni później do Sablińskiego zadzwonił pracownik Fundacji. Amerykański reżyser prosił o umówienie telekonferencji. Nadeszła pora, by rozmawiać o szczegółach.

Sabliński i jego współpracownicy zaczęli tymczasem szukać sponsorów: – Początkowo próbowaliśmy zainteresować tym projektem przedstawicieli polskiego biznesu, firmy prywatne – wydawało nam się, że to powinna być dla nich atrakcyjna propozycja, nam zaś pozwoli uniknąć państwowej biurokracji; że dzięki temu załatwimy wszystko w miarę szybko i łatwo. Ale byliśmy w błędzie – nie znaleźliśmy chętnych. Koniec końców w przedsięwzięcie włączyły się: Instytut Adama Mickiewicza, Narodowy Instytut Audiowizualny i Polski Instytut Sztuki Filmowej. Projekt w 90 proc. został sfinansowany z budżetu państwa, pozostałe 10 proc. to nasz wkład własny.

Sabliński liczy jednak, że środki zainwestowane w komercyjne przedsięwzięcie zwrócą się z nawiązką. Po zakończeniu przeglądu w Lincoln Center, wybrane przez Scorsesego obrazy wyruszą na tournée po 30 miastach w Stanach i Kanadzie – m.in. Los Angeles, Chicago, Filadelfii, Toronto i Montrealu. Wiosną 2014 r. będą je mieli okazję obejrzeć także widzowie w Polsce. Być może również przed polskimi specjalistami zajmującymi się rekonstrukcją filmów otworzą się nowe możliwości współpracy z amerykańskimi lub kanadyjskimi kolegami.

DIAMENTY

Scorsese mówi, że w młodości oglądając obrazy polskich reżyserów uczył się nie tylko, jak robi się filmy, ale przede wszystkim po co. Studiował w latach 60. na New York University, w szkole, która, jak twierdzi, wykształciła w nim pasję, potrzebę artystycznej ekspresji i pozwoliła mu zanurzyć się w najrozmaitszych tradycjach. Tu na jednym oddechu wymienia włoski neorealizm, francuską nową falę, starych hollywoodzkich mistrzów i polską szkołę filmową.

Twórca „Taksówkarza” uważa, że było to kino głębokie, o ogromnej sile rażenia, pełne humanizmu, a zarazem intymne, pozwalające reżyserowi na osobistą ekspresję. Polscy reżyserzy zawsze wysoko stawiali poprzeczkę: „Tworzyli filmy osobiste, a zarazem społecznie zaangażowane, poetycko odpowiedzialne. Ilekroć nad czymś pracuję, staram się im dorównać”.

Jednym z pierwszych filmów, które go poruszyły, był „Popiół i diament” Wajdy. Do dziś uważa, że to jeden z najważniejszych obrazów w historii światowego kina: – Ten film wywarł na mnie ogromne wrażenie: perfekcyjna reżyseria, zapadająca w pamięć fabuła, fenomenalna rola Zbigniewa Cybulskiego, którego nazywano polskim Jamesem Deanem – twórca „Ulic nędzy” wspomina, że to właśnie ze względu na tę fascynację bohater tego filmu Charlie nosił takie same okulary przeciwsłoneczne: – Złożyłem (Cybulskiemu) mały hołd.

RĘKOPIS

Prezentowane podczas pokazów w Lincoln Center filmy zostały wyprodukowane w latach 1957–87. Obok stosunkowo lepiej znanych zachodnim widzom obrazów, jak „Człowiek z żelaza” Wajdy, „Krótki film o zabijaniu” Kieślowskiego czy „Constans” Zanussiego, w programie przeglądu znalazło się sporo filmów, o których większość amerykańskich widzów najprawdopodobniej nigdy nie słyszała: „Austeria” i „Matka Joanna od Aniołów” Kawalerowicza, „Krzyżacy” Aleksandra Forda czy „Trzeba zabić tę miłość” Janusza Morgensterna. Filmy osobiście wyselekcjonował Scorsese.

– Dostarczyliśmy mu listę ponad 100 zrekonstruowanych obrazów, ale niczego nie sugerowaliśmy – mówi „Tygodnikowi” Sabliński. – On jest zresztą w polskiej kinematografii doskonale zorientowany, znał wszystkie te nazwiska. Wybór, jakiego dokonał, jest bardzo eklektyczny, co jest ogromnym atutem tego przeglądu.

Wśród prezentowanych przez Scorsesego tytułów pojawił się oczywiście nakręcony w 1965 r. „Rękopis znaleziony w Saragossie” Hasa ze Zbigniewem Cybulskim, Beatą Tyszkiewicz, Elżbietą Czyżewską, Franciszkiem Pieczką i Gustawem Holoubkiem. Zrealizowany w oparciu o XVIII-wieczną powieść Jana Potockiego intensywny, barokowy film, pełen duchów i upiorów, przywołuje surrealistyczne czy wręcz psychodeliczne obrazy. Należał do ulubionych filmów lidera zespołu Grateful Dead, Jerry’ego Garcii, i Francisa Forda Coppoli. To właśnie oni, wraz ze Scorsesem, jeszcze w latach 70. sfinansowali produkcję kopii wysokiej jakości, dzięki czemu „Rękopis” trafił do światowego obiegu. Obraz wysoko cenili również Luis Buñuel i David Lynch. Ten ostatni powiedział kiedyś, że jest to jednocześnie „przerażający, erotyczny i śmieszny... film nad filmami”.

PLAKATY

Przeglądowi Scorsesego w Lincoln Center towarzyszyła wystawa filmowych plakatów. Zorganizowana przez działającą w Nowym Jorku galerię Posteritati, prezentowała prace największych polskich grafików lat 60. i 70., m.in Wojciecha Fangora („Popiół i diament”), Franciszka Starowieyskiego („Sanatorium pod Klepsydrą”), Romana Cieślewicza („Krzyżacy”), Waldemara Świerzego („Matka Joanna od Aniołów”), Andrzeja Pągowskiego („Krótki film o zabijaniu”).

Sam Sarowitz, właściciel Posteritati, który od wielu lat kolekcjonuje polskie plakaty, uważa, że podobnie jak film, polska grafika tamtych dwóch dekad była szalenie oryginalna: – Polscy twórcy potrafili odwoływać się do tradycji: konstruktywizmu czy modernizmu, jednocześnie tworząc prace noszące bardzo osobiste, niepowtarzalne znamiona. Byli odważni w swoich interpretacjach. Gdy patrzy się na te plakaty, odnosi się wrażenie, że nie mieli oni do czynienia z jakąkolwiek presją rynkową.

Paradoksalnie jednak, dodaje Sarowitz, w owym czasie polski plakat i polska grafika w ogóle były na Zachodzie niemal nieznane. Dopiero pojawienie się internetu (i wolnego rynku?) na przełomie wieku sprawiło, że kolekcjonerzy w Stanach Zjednoczonych zaczęli się polską grafiką interesować. Jakiś czas temu plakat do filmu „Bulwar Zachodzącego Słońca” („Sunset Boulevard”) Waldemara Świerzego, pochodzący z roku 1950, został sprzedany w jego galerii za 10 tys. dolarów.

James Victore, mieszkający na Brooklynie artysta, który również kolekcjonuje polską grafikę i który przyjaźnił się z Henrykiem Tomaszewskim, boleje nad kondycją współczesnego plakatu, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Mówi o presji wywieranej przez wielkie studia hollywoodzkie, które nie tolerują ze strony twórców jakiegokolwiek ryzyka. W efekcie ulice pełne są plakatów miernych, wszystkie są do siebie podobne, rzadko zapadają w pamięć: – Kręcą tym wszystkim absolwenci szkół biznesu. Nie ma to nic wspólnego ze sztuką. W momencie, gdy zaczynasz się troszczyć, czy to, co robisz, ludziom się spodoba, ilu ludziom się spodoba, przepadłeś. Zaczynasz walić odbiorcę obuchem po głowie. Sam stajesz na głowie, bo jedyne, na czym ci zależy, to żeby sprzedać towar. Tracisz wówczas jakąkolwiek perspektywę. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2014