Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W Biblii znajdujemy wiele opisów kryzysów duchowych Bożych wybrańców. Jedną z najbardziej przejmujących scen jest ta, w której prorok Eliasz znalazł się u kresu sił cielesnych i duchowych. Jeszcze kilka tygodni wcześniej dokonywał wspaniałych dzieł, odnosił spektakularne sukcesy, obnażając niemoc proroków fałszywych bóstw i wygrażając królom judzkim. Teraz, mówi Pismo, "usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, rzekł: "Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie...".
Motywy takiego załamania mogły być różne. Eliasz mógł uświadomić sobie granice swego człowieczeństwa, swe słabości, własną śmiertelność, milczenie Boga, brak wsparcia ze strony ludzi. Mógł też mieć dość życia w ciągłym stresie. Dlatego postanawia zasnąć na zawsze. Ale Bóg go budzi. Budzi go dwa razy i ręką Anioła podaje chleb i wodę, których mocą może iść dalej. Czterdzieści długich dni i nocy.
Ośmielam się twierdzić, że każdy musi przejść kiedyś przez stany duchowej, umysłowej i psychicznej depresji. Depresja nie zna granic. Starzy czy młodzi, bogaci czy biedni, wykształceni czy prości, każdy może doświadczyć takiego stanu. Codziennie ocieramy się o ludzi dotkniętych depresją i zastanawiamy się, jak im pomóc. Czujemy się bezradni, bo przecież nie jesteśmy psychoterapeutami, psychologami czy psychiatrami. A przecież wystarczy czasem podjąć proste czynności, które są odbiciem czynności Boga względem Eliasza: dać poczucie miłości i pokazać cel w życiu. Dobrze kogoś nakarmić, dać wodę, przytulić, pogłaskać po włosach, pozwolić wypłakać się w rękaw, wspólnie się pomodlić. Podejmować małe rzeczy, ale z wielką miłością i z jeszcze większą wiarą w ich sens.
Taką małą, ale zarazem wielką rzeczą w Kościele jest Komunia Święta. Wydaje się, że nigdy dość przypominania o jej wartości. Odnoszę czasem wrażenie, że przyzwyczajeni jesteśmy do traktowania jej jako nagrody za dobre sprawowanie. Nauczyliśmy się oceniać własny stan ducha pod kątem godności do aktywnego uczestnictwa we Mszy. Owszem, grzech to nie błahostka, ale Eucharystia to przecież most między nami a Bogiem. Spożywając ten chleb, uczymy się, że Bóg troszczy się o nas. Ten chleb jest lekarstwem na nasze choroby duchowe i niepokoje, a nie nagrodą za to, że byliśmy grzeczni. Eucharystia jest wiatykiem, chlebem pielgrzymów idących na spotkanie z Bogiem na Jego świętej górze. "To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze" przekonuje Jezus. Wielu ludziom, pogrążonym w depresji potrzeba także tego chleba.