Dal kulis

Nienazwane, ukryte miasto to Lublin sprzed dziesięcioleci, zakryty dla naszych oczu, nieoczywisty, zamglony, ale przecież za sprawą wywołujących go głosów - żywy, namacalny, z krwi i kości. Lublin Czechowicza.

19.04.2007

Czyta się kilka minut

Lublin w fotografii Józefa Czechowicza: ulica Podwale /
Lublin w fotografii Józefa Czechowicza: ulica Podwale /

1.

W "autoportrecie" Józef Czechowicz wyznawał:

stanąłem na ziemi w lublinie

tu mnie skrzydłem uderzyła trwoga

Lublin był dla autora "Apokalipsy negatywnej" miejscem "snów dzieciństwa" i "nudów książki szkolnej", był połacią młodości, rozległym obszarem wiosennej epoki, kiedy to - jak pisze poeta w wierszu "We czterech" - "stopy biegnące po łące nieba / trawę gwiazd łamią". Okazał się też przepaścią śmierci, jej otwartą, wezbraną otchłanią, frazą cisnącej się na usta "modlitwy żałobnej". Czytamy w niej:

że pod kwiatami nie ma dna

to wiemy wiemy

I jeszcze tak:

świat nieistnienia skryje nas

wodnistą chustą

zamilknie czas potłucze czas

owale luster

2.

O takim właśnie miejscu pokruszonych, tonących obrazów stara się opowiedzieć autor tomu "Czechowicz. W poszukiwaniu ukrytego miasta". Podwójny tytuł mówi o odwróconym odbiciu, o jego pustych ramach. Nienazwane, ukryte miasto to Lublin sprzed dziesięcioleci, zwłaszcza ten z lat 20. i 30. zeszłego wieku. Lublin zakryty dla naszych oczu, nieoczywisty, zamglony, ale przecież za sprawą wywołujących go głosów - żywy, namacalny, z krwi i kości. I drugi biegun: ktoś niemal nieobecny, podpisany jako NN, ktoś, kogo wolno nazwać Nieznanym Narratorem, mówi o mieście Czechowicza. Zestawia wyimki z lubelskiej prasy, dokumenty, napomknienia w listach, spisywane po latach relacje, literackie rekonstrukcje. Odtwarza atmosferę tamtych lat, odmalowuje ich koloryt. Opowiada o związanych z poetą ludziach i miejscach, o skonfiskowanych zeszytach "Lucifera" i "barykad", o "poecie skonfiskowanym" - Józefie Łobodowskim, o piwiarni Ojca Grudnia, o Loży Wielkiego Uśmiechu, o spotkaniu bibliofilów 31 maja 1931 roku, o skandalach i aresztach, o literackich zatrudnieniach i nocnych eskapadach redaktorów "Reflektora", o podszytej pasją, elektryzującej nudzie prowincji...

Szczodry gest tej opowieści, jej encyklopedyczne zacięcie, meandryczność, spiętrzenia detali i powtórzeń - mogą wydać się nieco na wyrost, mogą zbijać z tropu. Jednego wszak możemy być pewni. Wszystko, co się wydarza w obrębie tej historii, dzieje się ze względu na autora "Poematu o mieście Lublinie". O ile jednak miasto ujawnia swoją niegdysiejszą fakturę, staje się swoim własnym obrazem, o tyle sam Czechowicz pojawia się tu jedynie mimochodem, w prześwitach, w przejściach, w głębi wijących się zaułków historii, w jej rozproszeniu. I jeśli w jakimś sensie autor "ballady z tamtej strony" pozostaje w samym centrum tej narracji, to jednocześnie zajmuje miejsce, które jest puste. Miejsce nieobecności. Tym miejscem jest Lublin.

3.

Na dziewiątej stronie tomu znaleźć można - opatrzone nagłówkiem "Dramatis personae" - zestawienie osób, których głosy usłyszymy w trakcie lektury. Jeśli dostrzec w tym zabiegu interpretacyjną dyrektywę, metatekstowy zabieg, wskazanie na wewnętrzną strukturę tomu, i jeśli - co za tym idzie - zestawienie, o którym wspomniałem, potraktować jako spis osób dramatu, spis postaci teatralnej sztuki, która rozegra się na kartach "W poszukiwaniu ukrytego miasta", to wolno chyba - idąc tropem teatralnych skojarzeń - powiedzieć, że jest to spektakl o scenografii, o tej przestrzeni, jak najbardziej scenicznej, z której dobiegają do nas słowa Czechowicza. Teatralny sztafaż łatwo zlekceważyć, przypominam więc słowa Waltera Benjamina, słowa notatki zapisanej pod koniec lat 20. ubiegłego stulecia i opatrzonej tytułem "Przedmioty znalezione": "Sina dal, która nie ustępuje przed żadną bliskością, a znów gdy podchodzi się bliżej, nie rozpływa się; która nie rozpościera się przed podchodzącym chełpliwie i z rozmachem, lecz tylko piętrzy się przed nim coraz bardziej skrycie i coraz groźniej - oto malowana dal kulis. To nadaje scenografiom ich niezrównany charakter".

4.

"W poszukiwaniu ukrytego miasta" mówi o pustej scenie, o nieobecnym. W znanym odsłania nieznane, w oczywistym - nieoczywiste. Mówi o nawarstwieniach czasów, zdarzeń, osobowości. Tom jest w istocie wielogłosem - bujnym i zarazem wyraziście uporządkowanym. Zbudowany jest z cytatów, zestawień, gloss, przypisów, dopowiedzeń. Autor i narrator weryfikuje to, co wiedzieliśmy o Lublinie Czechowicza, wydobywa tony dotąd słabo słyszalne, pozwala wybrzmieć tym, które pozostawały stłumione, i tym, których nikt dotąd nie uchwycił. Jeśli pojawia się tu komentarz, to stonowany, dyskretny.

Książka jest bowiem przede wszystkim lekcją uważnego wsłuchiwania się w głosy sprzed lat, w słowa dobiegające z tamtej strony czasu. Padają proste, podstawowe pytania: o ludzi, o instytucje kultury, o szkoły, czasopisma, realia życia artystycznych środowisk międzywojennego Lublina. Pytania, które nie powinny pozostać bez odpowiedzi - możliwie pełnej, dobrze sproblematyzowanej. Bez tych odpowiedzi trudno się obyć. Nie sposób zamknąć na nie oczu, jeśli chcemy serio traktować nasz namysł nad poezją Czechowicza, nad fenomenem jego artystycznej osobowości.

5.

Kreślone w lubelskim tomie odpowiedzi - wciąż niepełne, wciąż wymagające dopowiedzeń - składają się na splot rozbieżnych wątków, przenikających się pasm, krzyżujących się relacji. Splot, który tworzy siatkę, sieć - ta zaś staje się mapą, planem miasta, unerwieniem mitu, rysunkiem linii papilarnych dłoni dotykającej ukrytych obecności. To dzięki tej czułej mapie, pieczołowicie kreślonej i widmowej, dzięki mapie, która - powtarzam za Henrykiem Wańkiem - "bez fałszywego wstydu chce opisać świat", możliwe są te wszystkie pasaże, przejścia, marszruty wytyczane w materii czasu, biegnące przez zakurzone biblioteczne półki, w głąb miejsc i zdarzeń, tropem ludzi, którzy sami podążali za echem tamtego miasta, po jego brukach, po zatartych śladach, po ścieżkach pamięci.

Wszystko po to, by możliwie wiernie oddać akustykę miejsca, by wskazać te jej rejestry, które modelują i wzmacniają zapisane przez Czechowicza słowa, rytm jego kroków, ich pogłos biegnący po zaułkach zawiłych, rytm i pogłos, które - jak wyznaje autor "Starych kamieni" - stawały się tak często zalążkiem wiersza, jego "pierwszą, źródłową formą". Formą wyrosłą z miejskiego bruku, pod nagim niebem miasta. Formą zakorzeniającą się - raz jeszcze Czechowicz - "w muzycznym porządku rzeczy". A jeśli topografia ukrytego miasta istotnie jest partyturą, jeśli jest bezgłośną notacją, to czy nie mówi ona przede wszystkim o fakturze dotkliwej nieobecności odciśniętej w materialnej przestrzeni, o rzeczywistej obecności tego, co nieobecne, pogrążone w ciemności "silnej nocy", tego, co - jak powie Rilke - "obco oddane oddalom, w nadmiarze/oddali, z dala od nas". I czy nie mówi zarazem o niepewnym, nieoczywistym trwaniu tego, co daje się pochwycić, kładzie się pod stopy, biegnie, tętni, i w labirynty wątków, przejść, pasaży wpisuje żywiczny, tęczujący sens. Sprawia bowiem, że "godziny gorzkie bez godów / czarny druk na pożółkłych stronicach" stają się "rzeką świateł", żywym nurtem w "ogniowych ogrodach", gdzie - cytuję dalej "elegię uśpienia" - "tęcz jest tyle tęcze lecą ulicą / jedna niesie konew / z żywicą".

To o takim mieście - zstępujących tęcz, reflektorów penetrujących nagie niebo - opowiada ktoś, kto przemierza ukryte zaułki. Ktoś, kto nosi w sercu odpaloną racę. Ten niemal nieobecny, nieoczywisty i nieznany NN to Tomasz Pietrasiewicz - reżyser teatralizujący pustkę, wypełniający ją obecnością mitu, scenograf wyobraźni, dramaturg pamięci. Ukryte miasto, w stronę którego podąża, miasto Czechowicza - to miejsce nieobecności poety, piętrząca się skrycie dal kulis - Lublin.

"Czechowicz. W poszukiwaniu ukrytego miasta", Lublin 2007. Publikacja - dedykowana pamięci Władysława Panasa - ukazała się jako monograficzny zeszyt pisma "Scriptores" (nr 30, z. 23) wydawanego w Lublinie przez Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (15/2007)