W koronie ułudy

Szlosarek mówi o piekle. Przypatruje się jego sprawom. Ale rzeczywistość infernalną wydobywa z mroku, odsłania i przenika przedwieczne światło. Piekło staje się przestrzenią zbawienia.

21.02.2006

Czyta się kilka minut

Artur Szlosarek /
Artur Szlosarek /

1. W "Nietocie" Tadeusza Micińskiego pośród zdań, które zanotował Kronikarz Piekielny, jest i takie: "Gdyby piekło mogło się wysłowić, byłoby już zbawione". Nie wiem, czy Artur Szlosarek pamiętał o tych słowach, kiedy pisał "Pod obcym niebem", kiedy z lirycznych zapisów, notatek i aforyzmów, z "martwych zdań", z "fiszek do piekła" budował przestrzeń, w której wybrzmiewają frazy takie jak te z wiersza zatytułowanego "Badanie":

I wraca zima. Ale śnieg mimo prognoz nie bieleje.

Wokół głowy mam płomienną chustę.

Więc może nie powinienem był wyjawiać,

Że mi kosmos w żyłach płynie?

Może nie powinienem był pukać

W pierwsze dno dozgonnej wieczności?

Czytam je jako świadectwo tych samych intuicji, które ożywiają infernalny nurt pisarstwa autora "W mroku gwiazd". Widzę w nich pracę tej samej wyobraźni - zorientowanej metafizycznie i eschatologicznie, modernistycznej. Wyobraźni, która krąży wokół figur piekła, której obsesją jest piekło wyjawione, nazwane, i zarazem piekło tego, co nie chce pogodzić się ze słowem.

2. Szlosarek mówi o piekle. Przypatruje się jego sprawom. I jest ono dla poety zarówno figurą wyobraźni jak i stanem duszy. Rozciąga się w umyśle trawionym przez obsesje. Staje się obszarem duchowego doświadczenia. Autora "Pod obcym niebem" nie zraża groteskowość infernalnego sztafażu. To prawda, krzywi się ironicznie, ale przecież nie uchyla się ani przed pychą obcowania z piekłem, ani przed śmiesznością tego gestu. Pamięta, że jego solenność może się wydać komiczna, że jest ryzykowna. Pamięta, że piekło pleni się wszędzie, że jest w słowach, że podpowiada je nawyk wyobraźni i podszept intuicji. I pamięta też, że piekło zewsząd znika, że oddano je w pacht psychologii, że potoczna wyobraźnia urabia je na miazgę słów bez znaczenia. To dlatego poeta będzie z taką starannością wsłuchiwał się w fale znużenia, w przypływy pustki, w ciszę wzbierającej ciemności. Pieczołowicie będzie poświadczał doznanie świata wydziedziczonego, pozbawionego znaczenia, ogołoconego z nadziei.

Jak wtedy, gdy wyznaje: "Moja wiara w niepoczytalność materii / Nie czerpie siły znikąd". I kiedy mówi: "Jeżdżę dzień w dzień tą samą trasą pod ziemią. Czasem w wagonie zgaśnie światło. I czuje się ciepło, jakim buchają sądzone w każdej chwili ciała". To właśnie tam, na dnie piekła, w wagonie "spóźnionego metra", bije źródło przestrzeni, która rozsypuje się przy każdym dotknięciu. Jej nurty są niczym "mokry ogień". Jej materią jest ciemność, która podpowiada nam słowa i rozdaje role. Trwamy w nich - kiedy "w ulach nocy" trwa gorączkowa praca scenografów, kiedy "w oku zawiedzionej miłości" rusza akcja. Zanotuje poeta: "Znów kręcą film na naszej ulicy", i doda:

Wchodzimy do parku, bo gasną tam cienie.

I słyszymy głos wołający: "Wyrzućcie z dialog

Boga, sambę i pożydowskie łyżeczki".

Ale te słowa, dobiegające z filmowego planu, spomiędzy gasnących cieni, to tylko jeden biegun, jeden modus pomroki zalegającej gdzieś w głębi - parku, ulicy, świata. Bo pod obcym niebem słychać też inne wołanie ciemności, inaczej ukształtowane, rozlegające się w cieniu innych drzew. Zapisze je Szlosarek w "Apokryfie":

A kiedy już zacisnę ci na uszach dłonie -

żebyś nie usłyszał -

Tak po ciemności wołać będę: "Synu mój,

gdzieżeś". Tak.

To nawoływanie Boga. Nawoływanie słowa, które nie pozwala się usłyszeć. Nawoływanie mroku i milczenia - nocy ciemnej, głębokiej, ciszy niezgłębionej. Wiemy, jaka padnie odpowiedź: "Usłyszałem twój głos w Raju i zląkłem się, przeto żem jest nagi, i skryłem się". W tych słowach przychodzi na świat ludzka kondycja. Tutaj świadomość wciąż na nowo rodzi się z "ciemnego trudu". I tutaj też nieustannie osuwa się w ciemności istnienia, w udrękę trwania "bez szansy na błąd", zstępuje pomiędzy "zgrzytających zębami w dolinie ubojów", w życie - "Na ulicy z piekła rodem. Na piętrze z piekielnym rodowodem".

Ten aż nazbyt dokładny adres - a mówi on o miejscu, w którym stoi "koślawa piekła brama" - zanotował poeta w wierszu zamykającym "Pod obcym niebem". Czy znaczy to, że przewracając ostatnią kartkę książki, zamykamy bramy piekła, że infernalna topografia wraz z tym ruchem zamiera? Czy wręcz przeciwnie, dopiero teraz - u kresu lektury, w "Fiszce do piekła" - odsłonić się ma przed nami treść piekielnych spraw, ich sedno i bezdno? Można zapytać jeszcze inaczej. Czy "koślawa piekła brama" jest "bramą ognia", przed którą staje przeznaczony na spalenie Judasz? Czy jest to więc ta brama, za którą ustaje wszelka nadzieja? Brama, za którą tracimy grunt pod nogami, "Porzucamy imiona, zanim się urodzimy", porzucamy poczucie świata, poczucie istnienia? Czy może raczej w koślawej bramie piekła - a stoi ona, jak powie poeta: "Naprzeciwko kochających inaczej" - widzieć trzeba te "bramy piekielne", które "nie przemogą": miłosnej obecności, opromienionej "kamiennym światłem" nadziei, obecności niezachwianej, utwierdzonej w przeczuciu jasności, niczym na skale?

Nie wiem, ale stąd właśnie dobrze widać obce niebo, o którym mówi Szlosarek. Jest to niebo nad obcym miastem, niebo nad Berlinem, gdzie mieszka poeta. I są to również "wysokości zaświatów". Bezdenne otchłanie - w które świat może runąć w każdej chwili. Przestrzenie niebieskie - ku którym rzeczywistość widzialna nieustannie jest zwrócona. Napowietrzne obszary - w stronę których kierują się, ku którym się wznoszą rzeczy tego świata. Ale powie też autor "Fiszki do piekła", że nad miejscem, gdzie "Lasy kiełkują. I kosy jaśnieją nad dolinami cienia", gdzie "W stosy rosną obcięte włosy. / I zapalają się mgły", rozpostarte jest "Niebo piekielne", że jest ono - "gładkie, słodziutkie", i że "w nieba kolorach stoi piekłu wyjawione niebo".

W jakich to barwach niebo wyjawia się piekłu? O jakich pigmentach tu mowa? Szlosarek zanotuje: "Ruchomieje wiatr. / I jarzą się w nim wysoko chóry dymnych obłoków". Ale napisze również tak: "Naciąga zdechłymi wodami wieczór nad nami. / Nadciąga noc z mysimi ogniami". Ten diapazon, rozległość rysującej się tu skali, niezborność tonacji - nie powinny nas dziwić. Dlaczego? Ponieważ tylko w tak nakreślonej perspektywie udaje się niekiedy dostrzec, że "Niebo piekielne" to "wyjawione niebo", że właśnie "Pod obcym niebem", i tylko w jego niepokojącej poświacie, odsłaniają się nurty "innego nieba", i że zanurzone w nich słowa, owszem, toną "w bolesnych księżycach", ale też - "zachłystują się światłem".

3. Poezja Szlosarka rodzi się z przeświadczenia, że wiersz jest gestem na wskroś religijnym - mówi bowiem o czymś, co zostało zdobyte w duchowym doświadczeniu, odsłonięte w poruszeniu wyobraźni. I jeśli sacrum, ku jakiemu kieruje się poeta, jest obszarem ciemnym, milczącym, nieobecnym, jeśli okazuje się przestrzenią odwróconych znaków, to właśnie ten jego wymiar sprawia, że nie jest to obszar wyzbyty istnienia. To dlatego Szlosarek będzie przypominał, że Boga, prawdę, sens udaje się niekiedy "przyłapać / Na nieistnieniu". I tylko tak. W wierszu "Poznanie wieczorne" napisze:

"Beze mnie nie byłoby Boga" - powtarzać

należy

Codziennie. To zdanie nie zostało

Obliczone z inteligencji.

To zdanie powtarzali myśliciele bliscy autorowi "Pod obcym niebem". Pisarze i mistycy, których paradoksalną myśl przywołuje szczególnie często. Eckhart, Böhme, Anioł Ślązak. Szlosarka frapują przejawy paradoksalnej wyobraźni. Te, w których wyraża się mistyczna zuchwałość. Ale również te - prowadzące w stronę wyłomów i deformacji, w stronę bolesnego śmiechu, w stronę absurdalnej wzniosłości życia pod obcym niebem.

Autor "Poznania wieczornego" pamięta, że paradoks jest figurą mistyczną. Pamięta, że struktury wewnętrznie sprzeczne pojawiają się wszędzie tam, gdzie do głosu dochodzi głębokie doświadczenie religijne. Ale pamięta również, że ten sam paradoks jest ucieczką udręczonej myśli. To pęknięcie, tę nieznośną skazę poeta będzie uparcie odsłaniał. Jak wtedy, gdy opis piekła (i całą książkę) zamyka cierpkim, niepokojącym dystychem; słowami, których powaga podszyta jest kpiną, które wypowiada tyleż serio, co z pobłażaniem: "I nawet aniołowie tu niemi. / Ponad miarę zachwyceni".

4. Tak, Szlosarek nie dowierza mowie paradoksu. Stale się jej zapiera, nieustannie wichrzy i kanceruje jej materię. Ale jednocześnie ufa właśnie paradoksalnym figurom. W nich pokłada nadzieję. Rzecz jasna: ona również będzie naznaczona skazą. Jest to bowiem nadzieja świecąca "kamiennym światłem", opromieniona poświatą strzelających płomieni - jak w wierszu "Przed bramą". Nadzieja zimna i złowieszcza, nadzieja kogoś, kto w "Fiszce do piekła" kładzie się spać "o piekielnej porze" i wie, że może liczyć jedynie - i aż - "na przebudzenie" w piekielnym sztafażu.

Ale zarazem będzie to nadzieja, która jest czułością - jak ta z wiersza "Zielony śpiwór". Nadzieja bezradna i beznadziejnie uparta. Nadzieja, od której "nie możemy się odzwyczaić", która uczy, że tylko niespełniona - pozostaje nadzieją. Szlosarek ma w pamięci słowa świętego Pawła: "A nadzieja, którą widzą, nie jest nadzieją: bo co kto widzi, przecz cię nadziewa?". I pamięta, że przez lata to właśnie religijna wyobraźnia przypominała o tragizmie ludzkiej egzystencji, że niekiedy czyni to również dziś, głosząc pociechę płynącą z nadziei - trudnej, niepojętej. I tylko z niej. To dlatego o Judaszu, który staje "Przed bramą ognia", poeta powie: "Bez niego nie byłoby nadziei". To dlatego będzie przypominał: "Zwolniony z wiary w cuda, masz do przeżycia własną nadzieję". I będzie pytał o to, co odsłania się, kiedy ona zasypia "w ciepłym puchu", kiedy zanurza się w ciszy snu, kiedy tonie w jego łagodnej poświacie.

W tym ruchu, zdaje się mówić Szlosarek, zaczyna torować sobie drogę coś, co przyznaje się "do kształtu w ciemności", coś, co jest "pierwsze" i "bezpańskie jak słowo". Poeta napisze, że jest to "Oszukiwanie umarłych / Przez żywych". Jeszcze raz zawierzy dykcji gorzkiego paradoksu, z nadzieją, że w jego zimnym świetle lśni niekiedy to, co Blake nazywa linią konturu. Im jest ostrzejsza, im głębiej biegnie, tym celniej dosięga miejsca zaślubin niebios i piekieł. Miejsca, gdzie życie i śmierć znajdują w sobie nawzajem oparcie, gdzie poręka i pocieszenie mogą "wreszcie (...) się bezkarnie / Przyśnić", gdzie pośród odwróceń, pośród figur trybu przypuszczającego - pada odpowiedź.

Bo kiedy ona zasypia w zielonym śpiworze - "Bóg staje się śmiertelnie poważny, / Światło rośnie głową w dół". W takich momentach, w takich zdaniach, nadzieja odzyskuje głos, rozchyla swoje kamienne usta.

5. Szlosarek jest przekonany, że warto "pukać / W pierwsze dno dozgonnej wieczności", w dno snu płytkiego, jak "Raba w najgłębszym miejscu", w dno, ponad którym "Z gwiazdy żyły dymiły". Czym ono jest? Poeta spróbuje naszkicować odpowiedź w "Trybie życia". Oto, stojąc "po pachy w wodzie", w zimnym nurcie rzeki, w ostrym słońcu, "w umarłą sobotę", czeka się na jawę, która wybłyśnie z nicości - "skuszona i ujawniona", niczym lśniący, "wzięty na glistę pstrąg". O tych nurtach - i o jasnym dnie, ku któremu prowadzą - powie poeta:

Właściwie, to wielka tęsknota

Do śliskich kamieni na prześwietlonym dnie,

Co to sprawiają ból, przynosząc ulgę.

Ale w opisywanej przez Szlosarka przestrzeni jest też - gdzie indziej - drugie dno. Odmienne od dna prześwietlonego. Inne niż to, od którego "stalowe rekiny odbijają (...) / I zachłystują się światłem". Otóż, jest w tych wierszach też dno ciemne, zamazane, niejasne. W jego pobliżu "Wielbłądy nurkują", "Palma zwycięstwa liczy rany". To dno, blisko którego "Ptactwo śnieży w koronie ułudy" i "Cel ustaje w popiele po kostki". Przy­wołuję wyimki z wiersza "Drugie dno", w którym wybrzmiewają i takie zdania:

Ten problem ma skażoną naturę:

Blisko drugiego dna

Jezus odnawia lęk wysokości

I przepaść wybiera.

O czym tu mowa? O drodze, która - jak powie Miłosz - "prowadzi na brzeg Odwrócenia", która wiedzie tam, "Gdzie wszystko już na opak i słowo »jest« / Odsłania sens przeczuwany ledwo". Szlosarek konstruuje "Pod obcym niebem" w taki sposób, byśmy Jezusa, który "przepaść wybiera": wkracza w otchłań i zapada się w niej, mogli rozpoznać w Jezusku z wiersza "Podsłuchana rozmowa":

Czy miasto ("Wyjedź stąd, to złe miejsce"),

W którym ginie zbawiciel nienarodzony

Jeszcze - jak teraz, ze stajenki wielkiej na

placu wielkim,

W drugą wilię adwentu ("Porwali go

Sataniści") - może unosić się dalej ponad

wodami?

("Bezwzględnie długo. Wiele może jeszcze.")

To Bóg wydany w ręce bezbożników. Zbawiciel, który zginie, zanim się narodzi. Mesjasz wzgardzony. I taki właśnie Bóg - wyniszczony, ogołocony, wyzbyty samego siebie - zstępuje w świat. Rodzi się na dnie inferna. Odnajduje się na budzącej grozę, bluźnierczej ikonie. Przychodzi w okrutnej "Sygnaturze", która otwiera cykl "Z fiszek do piekła". Wygląda to tak:

Drzeworyt - poród dzieciątka. Więc króle i pastuszki wokół i wszelki zwierz w kręgu stoi. Jeden król tnie pępowinę piłą, bo osesek w mandorli prawie już na wierzchu. Reszta się gapi, raduje i ejakuluje. Więc nasienie kapie na Jezuska, na usta i brzuch panny Maryi. Na co popadnie, na co spadnie.

W tym obrazie widać tylko jeden jasny rys. Jezuska otacza mandorla. Widomy znak przedwiecznego Słowa. Figura mówiąca o istotowym związku tego, co w sobie zawiera, ze Stwórcą, z dziełem stworzenia i z rzeczywistością, która je poprzedza. Ale jeszcze wyraźniej niż na przedustawną chwałę, migdałowa aureola wskazuje na glorię zmartwychwstania, na Chrystusa chwalebnego - zwycięzcę śmierci, piekła i szatana.

To prawda, w "Sygnaturze" mamy jedynie zatarty ślad. Jeśli jednak trzymać się go, to czy nie okaże się, że "osesek w mandorli" jest sygnaturą czegoś, co w tych wierszach wciąż próbuje dojść do głosu, czegoś, co "pośród wrzawy / Jaką naraz podnoszą śmiałkowie" zdaje się być "najsłabsze" i "uśpione", czegoś, co "w uciechę pospolitą" spada "cicho" - niczym "pierwszy śnieg na wodę". I jest to ten sam "pierwszy śnieg", który w innej fiszce do piekła - "Świeci z wysoka jasno. Żywo, biało".

Co to za światło? Być może wolno w nim dostrzec blask, jaki rozjaśnia figurę anastasis. Figurę zstąpienia do piekieł - obraz, w którym wschodnia tradycja rozpoznaje ikonę zmartwychwstania. Nie wiem, czy tak właśnie jest, ale w tomie "Pod obcym niebem" Szlosarek wskaże na Jezusa w wyjątkowo wielu wierszach. I będzie budował przestrzeń tej obecności w taki sposób, by mocno i wyraźnie wybrzmiał w niej związek pomiędzy tajemnicą słowa i wcieleniem, pomiędzy opresją kuszenia i zstąpieniem do piekieł, pomiędzy desperackim krokiem tego, który "przepaść wybiera", wkracza "w umarłą sobotę", i rezurekcyjnym wymiarem podążania w głąb otchłani.

Powtórzmy: "Ten problem ma skażoną naturę". I nie może być inaczej. Zstąpienie do piekieł zadaje kłam widzialnemu światu. Oto rzeczywistość infernalną wydobywa z mroku, odsłania i przenika przedwieczne światło - blask chwały. Piekło staje się przestrzenią zbawienia. Okazuje się obszarem nie tylko naznaczonym skazą, wydanym śmierci, martwiejącym, ale i przenicowanym, na wskroś paradoksalnym. To dlatego Jezus, którego "imię się tłumaczy / Ze zmarnowanego ciała", rzuca "półżartem // »Czemu oglądacie się jeden na drugiego?«", choć dobrze wie, że zdrada Judasza niebawem pogrzebie go w otchłani. To dlatego "odnawia lęk wysokości" - zawierza kuszeniu, pogrzebanym nadziejom, przepaści drugiego dna, by stamtąd mogły wybrzmieć i takie zdania:

Tak więc to, czego szukasz, dlatego jest, że mi

wsunął palec.

Że w bok mi wsunął palec, którym najpierw

grzebał w ziemi.

6. Rozpoznanie ciemnego tchnienia dni bez dna, doznanie demonicznej natury szczegółów, które "mają pamięć, jeśli chodzi o mnie", przeczucie, że "najistotniejsze to, z czego wcale nie zdajemy sobie sprawy" - wszystko to "winduje na sam szczyt ludzkiej pewności". O doświadczeniu tym napisze poeta: "Ta pewność to fundament istnienia. Zło szczególne, niewątpliwe, konieczne".

Pewność, bez której nie sposób żyć. Wsparta na trywialnej i dojmującej wiedzy, że "diabeł tkwi w szczególe". Pewność, która gasi gorliwość, rozpala pychę, zabliźnia rany. Zabija. To złowrogie tchnienie sprawia, że świat istnieje nie dając wytchnienia, że "wszędzie czyha powietrze", że układa się wokół głowy w "płomienną chustę". Ale w kreślonej przez Szlosarka przestrzeni udaje się też niekiedy pochwycić inny oddech. To o nim mówi poeta, gdy pyta w wierszu "Po gradobiciu", w wierszu brzmiącym mocno, niczym psalm:

Czy uwolnię od twego tchu rześki powiew

Stroszący korony w lesie nagle

rozjaśnionym?

Ten sam podmuch unosi odpustowy balonik, niesie poszczekiwanie psa. I w tym samym tchnieniu "dym ponad nami, wysnuty z czerstwych pastwisk, / Jak dobry pasterz przechadza się stronami".

To przestrzeń trwająca w zawieszeniu. Nieprzenikniony status gloriae, który w świecie rzeczy widzialnych przybiera postać absolutnego ogołocenia. Właśnie w tę materię wkracza poezja, w tę przestrzeń wnika wiersz - "Rozwijający w strofach boskie (bo jakie inne?) milczenie". Unoszone wiatrem pasma dymu układają się nad obszarami "ziemi niczyjej, / Dziurawej jak niebo po letnim gradobiciu" - w miłosną obecność, w "Wijący się sen o królestwie". I być może jedynie w jego oplotach potrafimy rozpoznać, że - "otchłań to obłok, ogród na oścież i ścieżka wydarta".

Artur Szlosarek, "Pod obcym niebem", Kraków 2005, Wydawnictwo Literackie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (9/2006)