Czyszczenie Platformy

Donald Tusk myśli nie tylko o zmianie lidera konserwatystów w swojej partii, ale – jeśli zajdzie potrzeba – o wymianie całej frakcji.

25.02.2013

Czyta się kilka minut

Premier przywiózł pieniądze z Brukseli, popatrzył dokoła i wziął się za porządki w PO. Najpierw zrugał konserwatystów i pokazał im drzwi. Potem znów się z nimi spotkał, tym razem przytulając do serca. Tyle że na tę ostatnią rozmowę zaproszenia nie dostał Jarosław Gowin, lider frakcji.

– To ciągle jest Platforma, tylko czy jeszcze obywatelska? – pytał mnie potem jeden z parlamentarzystów PO.


DROGA WOLNA


Scena była ponoć bardzo kolorowa. Jeden ze znajomych Jarosława Gowina opisał mi stan emocjonalny ministra sprawiedliwości po spotkaniu klubu z premierem w zeszłą środę: – A więc Gowin klął! W sposób nienadający się do zacytowania. I wyłożył następujące credo: „Nie muszę być ministrem, nie muszę być posłem, nie muszę być w polityce, ale nie zgodzę się na takie traktowanie, jak przy ustawie o związkach partnerskich. On uważa nas za chłopów pańszczyźnianych i właśnie nam to pokazał. Nie mam ochoty dać się zastraszyć ani cofać ani o krok, ani o pół kroku”.

Pytam, czy minister grał.

– Nie wydaje mi się – mówi mój rozmówca. – Wyglądał raczej na faceta, który ma granat w ręku i jest gotów w każdej chwili wyciągać zawleczkę: „Ja wylecę w powietrze, ale Donald też oberwie”.

Na tamtym spotkaniu Tuska z klubem mocno grały emocje. Rozmowa odbyła się w Kancelarii Premiera na życzenie szefa rządu. Przyszło kilkudziesięciu posłów, jednak wielu z zaproszenia nie skorzystało. Wśród nich szef klubu Rafał Grupiński, były wicepremier Grzegorz Schetyna czy wpływowy poseł Andrzej Halicki.

Każdy miał jakąś wymówkę, ale prawda była inna. Grupa Schetyny nie chciała dawać premierowi satysfakcji, że jest na każdy gwizdek: – Chce pogadać, niech przyjdzie do Sejmu, tu się mieści klub – komentowali w kuluarach.

Po drugie, Schetynowcy woleli patrzeć na rozprawę z „konserwą” z oddali. Obie frakcje drą koty z Tuskiem od dawna. Premier dojrzał do tego, by zrobić porządek. Zaczął od grupy Gowina.

Mówi uczestnik środowego klubu: – Kiedy przemawiał konserwatysta, dajmy na to przez minutę, następowała długa, trzyminutowa kontra premiera. Tak jakby Tusk miał jeden cel: zastraszyć całe towarzystwo.

Należący do konserwatystów poseł John Godson powie potem, że poczuł się jak postawiony pod ścianą. Jego frakcyjny kolega doda w kuluarach, że sprawa związków partnerskich w PO załatwiana jest „po bolszewicku”.

Premier był twardy: albo konserwatyści będą głosowali tak jak większość klubu, albo fora ze dwora – droga wolna. Więcej głosowań w Sejmie (tak jak w sprawie związków partnerskich) PO przegrywać nie będzie.


NIEWDZIĘCZNICY


Donald Tusk słynie z bezwzględności w polityce. Potrafi odsuwać i usuwać ludzi, jednak zazwyczaj stara się to robić w białych rękawiczkach, a jeszcze chętniej rękami innych. Tym razem nie zachowywał pozorów. Dlaczego?

Kilku moich rozmówców interpretowało to w podobny sposób.

Tusk – szef rządu, szef partii, główny negocjator polskich spraw w Brukseli. Od lat żyjący pod niewiarygodną presją, pod stałą dawką adrenaliny, cierpiący na ciągły brak czasu, działający wedle ustalanego przez urzędników kalendarza. Przestał mieć czas na finezję i subtelne gry. Chce mieć spokój i porządek na zapleczu.

Mówi znany polityk PO, zwolennik premiera: – Donald wraca z Brukseli i myśli: „To ja załatwiam miliardy euro dla Polski, haruję od świtu do nocy, przyjeżdżam i co widzę? Bałagan i paraliż. Opozycja chce odwołać rząd! Sondaże spadają! Kryzys gospodarczy w rozkwicie! I jeszcze frakcje w partii!? Ustalamy, że projekt ustawy o związkach partnerskich trafi do komisji. I dobrze! Można go tam wałkować miesiącami. Ale nie, Gowin musi coś zademonstrować, musi być przeciw. Więc przegrywamy. Wszystko jest spieprzone. Na koniec dnia będę musiał wsiąść do Tuskobusu i osobiście rozmawiać z Polakami. Bo już na nikogo nie można liczyć”.

Rozżalenie Tuska musiało być tym większe, że właśnie pożegnał się z Tomaszem Arabskim – szefem Kancelarii Premiera, a prywatnie człowiekiem, z którym się lubi. Arabski miał już dość i wymógł na szefie rządu, by go wypuścił na placówkę do Madrytu.

Minister do końca bał się, że Tusk może zmienić zdanie, ale premier dotrzymał słowa. Pogłębiając w ten sposób swoją polityczną samotność.


ZNACZĄCA TRÓJKA


Następca Arabskiego był poszukiwany od tygodni. Tak samo jak od tygodni była szykowana cała korekta gabinetowa. Są na to oczywiste dowody, jak choćby to, że – co łatwo sprawdzić w KRS – dzisiejszy minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz zaczął rezygnować z udziału w biznesie pod koniec zeszłego miesiąca.

Oczywiście Tusk nie poinformował o swoich planach polityków PO, za to przetasowania (choć bez konkretów) zapowiedział na Twitterze!

Posunięcie było demokratyczne, ale szeregowi posłowie znów poczuli się zlekceważeni: – Dziennikarze pytają nas, kto za kogo w rządzie. A my możemy tylko robić minę sfinksa. Bo o planach Tuska nie mamy bladego pojęcia – narzekali.

Zeszłotygodniowa rekonstrukcja nie była wielka, ale bardzo ciekawa.

Jacek Rostowski – kostyczny i mający węża w kieszeni minister finansów – dostał awans na wicepremiera. Wytłumaczono, że w kryzysie tak trzeba.

Jacek Cichocki z MSW został przeniesiony na stanowisko szefa Kancelarii Premiera i „małego rządu”, czyli Komitetu Stałego Rady Ministrów. Interpretowano to różnie – raz jako awans, raz jako degradację, jednak sprawa jest oczywista. Premier chciał mieć pod ręką kogoś, komu ufa, kogoś, kto mu nie zagraża, i kogoś, z kim może pogadać. Cichocki – bez ambicji politycznych, lojalny i sprawny – ma zastąpić w tym wszystkim Arabskiego. Jego realne wpływy będą o niebo większe niż w okrojonym z kompetencji, ale trudnym i absorbującym ministerstwie.

Cichockiego w resorcie zastąpi Bartłomiej Sienkiewicz. Człowiek o wybitnej inteligencji, fachowiec od służb (pierwszy rzut w UOP), od Wschodu i energetyki. Jak powiedział mi jeden z liderów PO: – Kandydat do grania pierwszych skrzypiec w polityce, o ile tylko tego zechce.

Sienkiewicz, choć od lat związany z PO, współautor jej programu, nie jest formalnie członkiem partii. Jeśli były wątpliwości związane z jego nominacją, to te, czy poradzi sobie z zarządzaniem resortem. – Chciałbym zobaczyć go na spotkaniu z komendantami wojewódzkimi policji. Przyjedzie w swoim fularze i co? To twardzi goście, oni jeńców nie biorą – mówił mi jeden z byłych wysokich rangą urzędników ministerstwa.

Jednak byli współpracownicy Sienkiewicza z Ośrodka Studiów Wschodnich nie mają wątpliwości: nowy minister da radę. – Nigdy nie miał problemów z rządzeniem i egzekwowaniem. Trzymał wszystkich żelazną ręką, żeby nie powiedzieć „za pysk”. Jestem spokojny, że da sobie radę – mówi jeden z nich.

Pytanie, czy niedawna działalność biznesowa nie będzie przeszkodą, na razie zostaje bez odpowiedzi.

Firma Sienkiewicza doradzała państwowym strategicznym spółkom. Jeden z ministrów rządu Tuska tłumaczył mi jednak, że jego nowy kolega słynie z rzetelności: – Jeśli doradzał, to doradzał solidnie, to raz. Po drugie, on zdaje sobie sprawę, że zostanie prześwietlony, więc gdyby coś było nie tak, nie przyjąłby nominacji.


FRAKCJA DO WYMIANY


Przetasowania w rządzie wzbudziły emocje w partii. I to dwojakiego rodzaju.

Frakcja Grzegorza Schetyny – wpływowa w aparacie PO – sarkała, że zaszczyty znów spłynęły na ludzi luźno związanych z partią: Rostowski zapisał się do Platformy dopiero w 2009 r., Cichocki i Sienkiewicz są bezpartyjni.

– Dostaję uszczypliwe esemesy o rządzie bezpartyjnych fachowców. Działacze się burzą, bo budują partię, a frukta są dla innych – żali się poseł PO. Zresztą frakcja Schetyny już wcześniej dostała po nosie: minister skarbu Mikołaj Budzanowski otrzymał polecenie, by „oczyścić” spółki państwowe z ludzi byłego wicepremiera.

Otoczenie Gowina także przyjęło zmiany w rządzie z rezerwą. Rostowskiego, Cichockiego i Sienkiewicza można łatwo określić mianem konserwatystów. Czy premier nie buduje alternatywy dla wierzgającego ministra sprawiedliwości? Czy nie pokazuje jego stronnikom: „U mnie konserwatyści mogą robić karierę, ale ci, na których mogę polegać, więc wybierajcie”?

Sygnał dla Gowina tym groźniejszy, że od tygodni prawicowi politycy znajdujący się na aucie, czyli Michał Kamiński i Roman Giertych, przejawiają zadziwiającą aktywność. Rozmawiają np. z politykami PJN, roztaczając wizję startu w najbliższych wyborach z szerokiej listy PO.

To może znaczyć, że Tusk myśli nie tylko o zmianie lidera konserwatystów, ale – jeśli zajdzie potrzeba – o wymianie całej frakcji.

Takie było podłoże całej tej rozprawy.


TRZY SCENARIUSZE


Zwolennicy Donalda Tuska mają naturalnie dobre wytłumaczenie brutalności premiera. Trudno tolerować nieposłuszeństwo. Partia, w której mniejszość bojkotuje ustalenia większości, jest dysfunkcjonalna, musi się rozsypać. Czy Tusk mógł to tolerować? Nie mógł! I zaproponował konserwatystom trzy rozwiązania.

Pierwsze – jeśli nie potrafią dogadać się z PO, to droga wolna. Wychodzą, a potem zaczynamy rozmowy na temat koalicji. Tu na konserwatystów musiał paść strach. Skojarzenia z losem PJN, Solidarną Polską (choć ci jeszcze walczą), Polską XXI i podobnym politycznym planktonem są oczywiste.

Drugi scenariusz to wiszące nad głową samorozwiązanie Sejmu i przedterminowe wybory. Znów strach! Miejsce w parlamencie było obliczone na cztery lata. Czy uda się znów załapać? To zależy od miejsca na liście wyborczej. Kto układa listy? Ludzie premiera. Kto ma największe szanse? Lojalni.

Jest jeszcze trzecie wyjście, które proponował Tusk. Bezwarunkowa kapitulacja.


GILOTYNA


Nagle partia stanęła przed perspektywą sporego wstrząsu. I to z powodu ustawy o związkach partnerskich. Umówmy się: dla państwa nie najważniejszej.

Tusk pytany o możliwy rozłam odpowiadał, że legend i mitów nie komentuje. A jego zwolennicy mówili z ironią o konserwatystach: – Żaby prężą muskuły, podstawiają nogę tam, gdzie kują konia. Ilu odejdzie z Gowinem? Dwóch? Czterech? Reszta będzie się bała. Odszedł Rokita i przeżyliśmy, tym bardziej przeżyjemy Gowina.

Pewnie mają rację. Ale awantura przychodzi w wyjątkowo paskudnym dla PO momencie. Obywatele są zmęczeni kryzysem, rządem i samą partią. Niewykluczone, że zwolennicy PO zwyczajnie zobojętnieją politycznie, co będzie dla tej formacji zabójcze. Przecież już w ostatnich wyborach poszli głosować nie z miłości do Platformy, ale raczej ze strachu przed PiS.

Jak dziś zareagują na wojnę wewnętrzną? Na usunięcie obecnych konserwatystów i zastąpienie ich „swoimi” chłopakami? Na to, że PO z mieszanki różnych postaw zmieniła się w klasyczną partię władzy zarządzaną twardą ręką?

– Wyrugowanie Gowina będzie oznaczało, że następnym premierem będzie Jarosław Kaczyński. Czy Tusk tego nie rozumie? – pyta jeden z konserwatystów.

Owszem, Donald Tusk uznał, że sytuacja robi się groźna. Tym bardziej że wojuje jednocześnie z dwiema frakcjami w partii. Dlatego w ostatni piątek znów spotkał się z „konserwą”, tym razem w Sejmie, w gabinecie Ewy Kopacz. Był nastawiony koncyliacyjnie i tolerancyjnie. Mówił o potrzebie bycia razem, dyskusji, wypracowywania wspólnego stanowiska. Ma z tego wyjść kompromisowy projekt ustawy. Wtedy wszyscy – łącznie z Gowinem – będą musieli go poprzeć. Rozmowa o Gowinie bez Gowina była podobno udana. Sam Gowin nie dostał zaproszenia.

Rozdział pod tytułem „PO” w życiu ministra sprawiedliwości chyba powoli się zamyka. Tusk próbuje pozbawić go zaplecza, odebrać szable. Co na to Jarosław Gowin?

– Zapytałem esemesem, co zamierza w nowej sytuacji – mówi jego znajomy.

Co odpowiedział?

„Nie pęknę”. 


Czytaj także blog „Reszka świata”: pawelreszka.blog.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2013