Czyste esencje muzycznych wzruszeń

Techniczna doskonałość dźwięku na płytach potrafi działać na szkodę muzyki. To lekcja z porywającego koncertu Krystiana Zimermana.

17.02.2009

Czyta się kilka minut

Muzyka nie jest tożsama z dźwiękiem. Muzyka używa dźwięku do zorganizowania emocji w czasie" - Krystian Zimerman znany jest z podobnie przewrotnych tez. Przewrotnych - bo bez szczegółowej analizy, słuchając po prostu płyt artysty (których zakup notabene on sam stanowczo odradza), trudno się oprzeć wrażeniu, że takie sformułowania służyć mają kreacji własnego mitu, wprowadzenia zamętu w nie dość jeszcze ustabilizowaną definicję tożsamości dzieła muzycznego.

Otóż Zimerman słuchany w zaciszu domowym na audiofilskim sprzęcie brzmi w gruncie rzeczy sztucznie. Ze znakomitych pod każdym względem nagrań wyłania się pianista obsesyjnie dbający o parametry dźwięku, rezygnujący z emocji na rzecz - jak sam twierdzi - adekwatnego brzmienia. W konsekwencji jego nagrania przeczą stawianym przez niego postulatom...

O tym, że słowa pianisty mają głębsze znaczenie, przekonała się jednak krakowska publiczność, oklaskująca na stojąco koncert w stulecie urodzin Grażyny Bacewicz. W Auditorium Maximum UJ (w ramach tournée, które obejmowało również Łódź, Katowice, Poznań i Warszawę) pianista zagrał dwa Kwintety fortepianowe oraz fenomenalną II Sonatę na fortepian solo. Towarzyszyli mu: Kaja Danczowska i Agata Szymczewska (skrzypce), Rafał Kwiatkowski (wiolonczela) oraz Ryszard Groblewski (altówka).

Wiadomość o tym wydarzeniu zelektryzowała publiczność już parę miesięcy wcześniej, ale gdy w prasie pojawiły się doniesienia, że z powodu złej akustyki uniwersyteckiej sali dopuszczone będzie "subtelne" nagłośnienie, euforia nieco zmalała. Zimerman przez głośniki? W czasach, kiedy akustyka nie ma przed nami niemal żadnych tajemnic? Gdy nawet każdy szanujący się rockman chce mieć w dyskografii płytę unplugged?!

Ostatecznie nie tyle jednak elektroniczne wzmacnianie dźwięku, co sam wybór sali był brzemienny w skutki. Oto pomimo fatalnej akustyki i dyskomfortu nią spowodowanego mieliśmy wrażenie doskonałości wykonania na poziomie emocjonalnym. Muzycy nie chcieli epatować techniczną nieskazitelnością (choć rozprawianie się z zawiłościami partytury przychodziło im z imponującą łatwością) i zadziwiać jakością brzmienia. Dźwięki ze sceny docierały zniekształcone, jakby zza ściany, a przecież mimo to były wehikułem niosącym czyste esencje muzycznych doznań.

Czy II Kwintet Bacewicz z przepięknie zharmonizowanym Moderato, melancholijnym Larghetto, dowcipnym i finezyjnym Allegro wypadłby w lepszych warunkach bardziej dramatycznie i przejmująco? Czy druga Sonata fortepianowa grana zjawiskowo, z idealnym wyczuciem artykulacji mogła pod palcami Zimermana jeszcze lepiej ukazać swój neoklasyczny sznyt, z jego dysonansem wyrazowym, liryzmem i ironią, przejmującym grozą dystansem? Nie sądzę. O ile Largo - nostalgiczne, jakby z innego świata - najzwyczajniej wyciskało z oczy łzy, o tyle Toccata dosłownie zapierała dech, tak olśniewająco zbudowana była jej forma.

Po przerwie zabrzmiał I Kwintet fortepianowy. Pamiętam przede wszystkim III część, "Grave", i piękne przeplatanie głosów smyczków, zaintonowane przez niezrównaną Kaję Danczowską. Drugą część I Kwintetu poprzedziło solo czyjegoś telefonu komórkowego - stąd chyba decyzja o zagraniu jej ponownie na bis - tym razem z nerwem i pazurem, intensywnym rezonowaniem pulsującej tkanki utworu gdzieś w okolicach skroni.

Było to więc doznanie sensualne, niezależne od czystej techniki. Okazało się, że dawne eksperymenty mistrza - polegające na weryfikowaniu jakości wykonania (nie nagrania!) poprzez jego odsłuch z pomocą... telefonu - mają zastosowanie także w rzeczywistym życiu koncertowym. Wtedy studenci bez pudła rozpoznawali "wartość bezwzględną", niezależną od poziomu szumów i trzasków. W Krakowie przekonaliśmy się, że jakość akustyki przenosi naszą percepcję na inny poziom, ale bez względu na nią doświadczenie "muzyczne" pozostaje bez zmian.

Jeśli więc zajrzeć pod warstwę rozdmuchanej retoryki wypowiedzi pianisty odkryć można zdumiewająco prostą prawdę, o której przypomina Krystian Zimerman. Prawdę o postępującej technicyzacji dźwięku, która działa na szkodę muzyki. Chcąc wyleczyć audiofila, nie zamykajmy go jednak w czterech ścianach z gramofonem Bambino, tylko poślijmy na koncert Zimermana. Płyt artysty może rzeczywiście nie kupujmy (chyba że będą to Preludia Debussy’ego). Słuchajmy go - w miarę możliwości - "na żywo".

Krystian Zimerman, Kaja Danczowska, Agata Szymczewska, Ryszard Groblewski, Rafał Kwiatkowski; utwory Grażyny Bacewicz: Kwintety fortepianowe, II Sonata na fortepian solo; Auditorium Maximum UJ, 10 lutego 2009 r. O projekcie Krystiana Zimermana poświęconym Grażynie Bacewicz pisał także Jakub Puchalski w "TP" nr 6.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2009