Czy da się żyć bez światła

W Republice Południowej Afryki zabrakło prądu. Najbogatsze państwo na kontynencie żyje według kalendarza przerw w poborze mocy.
z Musiny (RPA)

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Nielegalne podłączenia do prądu z sieci Eskom na przedmieściach Soweto. 18 stycznia 2022 r. / SIPHIWE SIBEKO / REUTERS / FORUM
Nielegalne podłączenia do prądu z sieci Eskom na przedmieściach Soweto. 18 stycznia 2022 r. / SIPHIWE SIBEKO / REUTERS / FORUM

Kiedy w skrzynce e-mail znajduje kolejny komunikat o tym, komu i kiedy zostanie wyłączony prąd, Lisa wraca pamięcią do czasów młodości.

Była wtedy Elką, dwudziestolatką o czarnych jak smoła włosach, która wkraczała dopiero w dorosłość. Miała nieposkromiony apetyt na życie i niezachwianą wiarę, że będzie ono ważne, wyjątkowe i barwne.

Ale Polska, w której wtedy mieszkała, przeżywała trudny, raczej smutno-szary czas. Gospodarka wpadła w kolejną zapaść, kraj unieruchomiła zima stulecia. To wtedy władze zaczęły wyłączać prąd. Jego deficyt odmierzano „stopniami zasilania”. Potem miało być tylko jeszcze gorzej: puste sklepy, strajki, stan wojenny. I wieczne kolejki po wszystko.

Nie dla wszystkich raj

Dziś wspomina tamten czas – przełom lat 70. i 80. XX w. – już jako Lisa, mieszkanka południowoafrykańskiej Pretorii.

– O wszystko trzeba się było użerać, nic nie działało jak trzeba – mówi. – Któregoś dnia, stojąc w kolejce na poczcie, żeby zapłacić rachunki, obliczyłam, że jedną trzecią życia spędzę na spaniu – bo nie da się nie spać – oraz czekaniu na swoją kolej na poczcie, w sklepie, po mieszkanie, po życie. Postanowiłam wyjechać i przeżyć to życie gdzie indziej.

Przyjaciele Elki wybierali się akurat do Niemiec. Spodobało jej się tam, ale przyjaciele, a wraz z nimi ona, postanowili poszukać szczęścia jeszcze dalej – w Republice Południowej Afryki.

– Mówili, że to raj na ziemi – opowiada Lisa. – Minęło trochę czasu, zanim odkryłam, że ten raj był tylko dla białych, a czarni mieli na nich pracować. Słyszałam, rzecz jasna, o apartheidzie, ale ci czarni, których spotykałam w pracy, nie wyglądali na niezadowolonych. Byli mili, cali w uśmiechach. Po pracy wracali do swoich osiedli pod miastem. Nie jeździło się tam, więc nie miałam pojęcia, że nie było tam prądu. Teraz to oni tu rządzą – a prądu nie ma nikt.

Na początku 2023 r. w tym dawnym „białym raju” porządek dnia regulują ogłaszane przez władze stopnie „zdejmowania obciążeń”. Stopień pierwszy oznacza, że prąd wyłączany jest na dwie i pół godziny, zwykle w nocy. Drugi – że na kolejne dwie i pół godziny, także w ciągu dnia. Przy stopniach piątym i szóstym trzy przerwy w zasilaniu – nocą, rano i po południu – trwają łącznie już dziewięć i pół godziny. A przy siódmym i ósmym, którymi już straszą władze, prąd ma być włączany tylko o świcie (między 4.30 a 8), w południe (między 12.30 a 16), oraz w nocy (od pół do dziewiątej do północy).

Państwowy koncern energetyczny Eskom jeszcze przed Bożym Narodzeniem ogłosił, że w najbliższych miesiącach będzie w stanie zapewnić obywatelom zaledwie połowę potrzebnego do życia prądu. Przerwy w dostawach mogą trwać co najmniej dwa lata.

Lisa: – W tym roku nie było dnia bez wyłączania prądu, i to na długie godziny. A kiedy przyjechałam, niewyobrażalna była sama myśl, że może w tym kraju czegokolwiek zabraknąć.

Nie dla wszystkich prąd

Stuletni już koncern Eskom, zaopatrujący RPA w prąd, uchodził w Afryce – i nie tylko – za przykład niedoścignionej doskonałości.

Zapewniał tanią, niemal darmową energię (nadwyżki sprzedawał sąsiadom), wytwarzaną przez tuzin elektrowni węglowych (w RPA znajdują się jedne z najbogatszych na świecie złóż węgla kamiennego). Oświetlał i ogrzewał jednak głównie domy białych, nielicznej, uprzywilejowanej elity. Czarni, którym biali wyznaczyli rolę siły roboczej, mieszkali na obrzeżach miast, w ubogich osiedlach, pozbawionych często nie tylko prądu, ale także bieżącej wody. W takich warunkach jeszcze w latach 90. XX w. żyły trzy czwarte czarnoskórych mieszkańców 45-milionowej wówczas RPA (dziś ludność kraju liczy już ponad 60 mln).

Po upadku apartheidu i wyborach w 1994 r., pierwszych, w których głos czarnych liczył się tak samo jak białych, władzę przejął Nelson Mandela i jego Afrykański Kongres Narodowy (AKN). Obiecał czarnym wolność i godność, ale także dach nad głową, reformę rolną, pracę, oświatę, opiekę lekarską. I elektryfikację.

Minęło ponad ćwierć wieku i niektóre obietnice wciąż pozostają niespełnione. Tylko prąd doprowadzono wszędzie. Zadanie to okazało się jednak ponad siły elektrociepłowni, które podłączając do sieci miliony nowych odbiorców, przestały nadążać z wytwarzaniem energii. Jeszcze w epoce apartheidu Eskom zaniedbał remonty – międzynarodowe sankcje sprawiły, że liczono każdy grosz. Mandela i jego towarzysze nie docenili powagi sytuacji, choć fachowcy ostrzegali ich, że prądu w końcu musi zabraknąć. Ale nowi przywódcy byli przekonani, że przed nimi są sprawy pilniejsze i ważniejsze niż to, żeby w domach było światło, a z kranów płynęła woda.

Mandela rządził tylko przez jedną kadencję (1994-99) i troszczył się przede wszystkim o utrzymanie kraju w całości (o własnym, odrębnym państwie myśleli Zulusi, a Afrykanerzy chcieli wskrzesić dawne republiki burskie) i pokoju. Jego następca Thabo Mbeki swoje dwie kadencje (1999-2008) poświęcił tworzeniu zamożnej, czarnej klasy średniej, która miała być fundamentem stabilizacji kraju.

A kiedy w 2009 r. nastał trzeci prezydent, Jacob Zuma, dawni bojownicy o wolność zapomnieli o starych ideałach i zaczęli myśleć wyłącznie o sobie. Wydali kraj na pastwę korupcji i prywaty. Gospodarka i instytucje państwa zostały zawłaszczone przez sprzedajnych polityków i sprzymierzone z nimi przestępcze szajki. Sprawy przybrały tak niebezpieczny obrót, że partyjni towarzysze Zumy doszli do wniosku, iż pod jego przywództwem przegrają w końcu wybory. Pozbyli się go więc, a na jego miejsce, w 2018 r., wynieśli szanowanego Cyrila Ramaphosę.

Miał naprawić to, co popsuł Zuma. A przede wszystkim – utrzymać się, razem z nimi, u władzy.

Filiżanka z trucizną

Pod koniec 2019 r. zadanie zaprowadzenia porządku w koncernie Eskom Ramaphosa powierzył André De Ruyterowi. Towarzysze prezydenta kręcili nosami, że dyrektorem firmy, trzynastym w ciągu dziesięciu lat, został biały, Afrykaner. Byli nieufni, gdy kazał sobie obniżyć zarobki, ponieważ, jak tłumaczył, podjął się tej pracy z poczucia patriotyzmu. Zatrzęśli się z oburzenia, gdy zaczął grzebać w księgach rachunkowych i wyrzucać z pracy skorumpowanych urzędników.

W grudniu 2022 r., tuż przed Bożym Narodzeniem (w RPA wypada ono w środku lata), De Ruyter ogłosił niespodziewanie, że się poddaje i odchodzi z pracy. Powiedział, że nie mogąc się doprosić wsparcia u rządzących, nie zaprowadzi porządku w stajni Augiasza, jaką stał się Eskom. Kilka tygodni temu w wywiadzie telewizyjnym stwierdził zaś, że koncern – podobnie jak koleje, linie lotnicze czy poczta – został opanowany przez przestępcze kartele, powiązane z notablami z rządzącej partii. Kradną firmowe pieniądze, węgiel, olej napędowy, a nawet miedziane druty na przewody dla sieci energetycznych, przechwytują rządowe kontrakty, zawyżają ich wartość, a większość pozostaje wyłącznie na papierze.

To dlatego – mówił De Ruyter – dwie nowe, wybudowane za miliardy dolarów, największe na świecie elektrownie węglowe, które miały ulżyć energetyce, oddano do użytku z wieloletnim opóźnieniem, a ledwie ruszyły, zaraz zaczęły się psuć. De Ruyter oskarżył kartele o sabotaż – miały niszczyć energetyczną infrastrukturę po to, by dostać kolejny rządowy kontrakt na ich naprawę.

Uznał, że przestępcze kartele pochodzą z prowincji Mpumalanga, dawnego Transwalu, węglowego zagłębia kraju. Za króla Mpumalangi uchodził David Mabuza, od lat podejrzewany o korupcję i szemrane interesy. W 2018 r. Mabuza pomógł Ramaphosie wygrać walkę o prezydenturę, a w podzięce otrzymał posadę wiceprezydenta. Pod koniec roku, po głośnej dymisji De Ruytera, Mabuza nieoczekiwanie ustąpił ze stanowiska. „Złodziejstwo przeżarło Eskom do szpiku kości. Politycy i policjanci są w zmowie ze złoczyńcami – obwieścił w telewizji De Ruyter. – Mówiłem o tym ministrom i doradcom prezydenta, ale wszystko jak grochem o ścianę”.

Kilka godzin po złożeniu dymisji De Ruyter zasłabł w biurze Eskomu w Johannesburgu. W szpitalu lekarze znaleźli w jego krwi ślady cyjanku, którym ktoś zaprawił mu poranną kawę.

Stan nadzwyczajnie wyjątkowy

W marcu działacze AKN i ministrowie podali De Ruytera do sądu. Oskarżyli go, że doprowadził do kryzysu energetycznego, żeby obalić rząd. A także o to, że zamiast zająć się remontami elektrowni węglowych, dał sobie zawrócić w głowie „zieloną energetyką”, zachwalaną przez bogatych liberałów z Zachodu.

Żaden inny kraj świata nie jest tak bardzo zależny od energetyki węglowej – w RPA aż trzy czwarte prądu pochodzi z elektrociepłowni. Naczelnym wrogiem „zielonej energetyki” jest Gwede Mantashe, minister energetyki i górnictwa, jeden z najważniejszych polityków kraju. Broni jak lew monopolu Eskomu, utrąca pomysły budowy elektrowni atomowych, farm wiatrakowych i słonecznych.

W grudniu 2022 r. Ramaphosa posłał wojsko do sześciu elektrowni, które De Ruyter wskazał jako zawłaszczone przez przestępcze kartele. Dokonano kolejnych aresztowań. Ekonomiści ostrzegają, że brak prądu wyhamuje gospodarkę, że już w tym roku nie zanotuje wzrostu (a wcześniej wróżono wzrost siedmioprocentowy). Czarnowidze przepowiadają, że RPA czeka uliczna rewolucja, a w przyszłorocznych wyborach partia Mandeli straci władzę.

Na początku lutego prezydent orzekł, że kryzys energetyczny zagraża istnieniu państwa, i ogłosił stan nadzwyczajny. Pozwala on obejść uciążliwą biurokrację, wydać prawa zezwalające na budowę prywatnych elektrowni, wiatraków napędzających prąd, wprowadzić ulgi dla właścicieli domów, którzy pokrywają dachy panelami słonecznymi. Ramaphosa powołał też specjalnego ministra od prądu. Straci pracę, gdy sprawi, że prąd znów na stałe pojawi się w południowoafrykańskich domach.

Życie bez wtyczki

– Plan wyłączania prądu podawany jest z tygodniowym wyprzedzeniem. Cała sztuka polega na tym, żeby się do niego dostosować – mówi Lisa. – Mam lampę na baterie, kuchenkę gazową, taką, jaką się kiedyś zabierało pod namiot, a przede wszystkim przenośną elektrownię – podręczny zasilacz, który ładuję, gdy jest prąd, i z którego korzystam, gdy prąd wyłączają. Dzięki niemu mam stały dostęp do internetu i światło w pokoju, w którym stoi zasilacz, mogę zagotować wodę na herbatę. Kawę parzę rano, póki jeszcze jest prąd, i trzymam ją w termosie.


CZYTAJ TAKŻE: STRONA ŚWIATA, AUTORSKI SERWIS WOJCIECHA JAGIELSKIEGO >>>

 


– Pilnuję, żeby pozałatwiać wszystkie sprawy i wrócić do domu, zanim wyłączą prąd, bo wtedy nie działają windy, a mieszkam na ósmym piętrze – ciągnie Lisa. – Kiedy wyłączają prąd, lepiej w ogóle nie wychodzić z domu, bo przestaje działać sygnalizacja świetlna, na drogach robi się bałagan i ludzie tkwią w wielogodzinnych korkach. Gasną światła, a wtedy na skrzyżowania wychodzą bezdomni oraz żebracy i za opłatę „co łaska” kierują ruchem, rozładowują korki, wskazują, kto ma ruszać, a kto czekać na swoją kolejkę. Żyję sama, więc jest mi łatwiej. Nie wyobrażam sobie, jak miałabym żyć bez prądu z z gromadką dzieci.

Z piątką dzieci i mężem Godblessem w niewielkim domu na przedmieściach Johannesburga mieszka Loretta. 15 lat temu przyjechała tu z pogrążonego w biedzie Zimbabwe. Godbless okazał się jednak wałkoniem. Rzadko bywa w domu. Loretta może liczyć tylko na siebie.

Niełatwe i tak życie Loretty stanęło na głowie, gdy zaczęły się przerwy w dostawach prądu. Ciepłe posiłki jej dzieci jedzą wieczorem, a i to pod warunkiem, że Loretta zdąży coś przyrządzić, zanim wyłączą prąd. Nie stać jej na generator czy przenośny zasilacz, jaki ma Lisa, a tym bardziej na panele słoneczne za parę tysięcy dolarów, jakie na dachach zakładają bogaci. Dzieci Loretty często odrabiają lekcje przy lampie naftowej, a gdy prąd pojawia się w środku nocy, Loretta budzi je i gna pod prysznic. Kiedy prądu nie ma, nie ma też bieżącej wody.

Loretta bierze prysznic w pracy, w Sandton, najlepszej dzielnicy Johannesburga, gdzie jest fryzjerką. Prąd mają z generatorów. Cały Sandton, elegancki, bogaty i wyniosły, rozbrzmiewa ich warkotem i śmierdzi spalinami jak Lagos, Akra czy Kinszasa, afrykańskie metropolie, na które Johannesburg patrzył jeszcze niedawno z góry. Tylko dzięki generatorom pracują drogie sklepy, restauracje, banki i biura, działają elektroniczne kasy, a zamożni klienci, którzy zapomnieli już, co to gotówka w kieszeni, mogą nadal płacić za zakupy kartami kredytowymi.

Ostatni stopień zasilania | Paliwo do generatorów pomnaża jednak koszty. Właściciel niewielkiej drukarni z sąsiedztwa zapożyczył się na kupno generatora. Ale cały zarobek wydawał na paliwo, długu nie miał już z czego oddać i w końcu zamknął interes. Zamknęła się też pobliska lodziarnia. Nie da się wyrabiać lodów bez zamrażarek. Również szef Loretty coraz częściej przebąkuje, że zacznie zwalniać ludzi. Loretta modli się, żeby nie padło na nią.

Nawet największe firmy telefonii komórkowej, MTN i Vodacom, skarżą się, że potężne generatory, na które tracą majątek, nie wystarczą i bez stałego prądu nie będą w stanie zapewnić łączności ani dostępu do internetu. Domagają się od władz, żeby wyłączono je z reglamentacji prądu i dostarczano im go bez żadnych przerw, poza kolejką. Tego samego żądają właściciele kurzych ferm (drób jest najtańszym i najpowszechniejszym w RPA źródłem białka zwierzęcego), którym z zimna padają kurczęta. Oraz właściciele winiarni, sadów, plantacji kukurydzy, tytoniu i trzciny cukrowej, którzy bez prądu nie mogą nawodnić pól.

Wielkim firmom, a także szpitalom i instytucjom niezbędnym do funkcjonowania państwa rząd prądu może i nie wyłączy, ale szarakom ze średniego i drobnego biznesu będzie go wydzielał jak wszystkim, choć to oni są fundamentem gospodarki. Co mają powiedzieć piekarze albo mleczarze, którzy bez nieprzerwanych dostaw prądu obyć się nie mogą? A właściciele sklepów warzywnych, mięsnych i rybnych, a także ich dostawcy, farmerzy i rybacy? Pójdą z torbami, jeśli sami będą musieli wytwarzać niezbędny dla chłodni prąd w generatorach, napędzanych coraz droższym dieslem.

Latem, wyjątkowo w tym roku upalnym (wypada w czasie europejskiej zimy), właściciele zakładów pogrzebowych wezwali rodziny zmarłych, by z powodu przerw w dostawach prądu zakłócających pracę chłodni w kostnicach nie zwlekały z pochówkiem najbliższych, a najlepiej odprawiały pogrzeby już w dniu zgonu.

Ciemność służy za to przestępczości. Odcięte od prądu nie działają systemy alarmowe i kamery, strzegące domów i sklepów przed plagą włamań i napadów rabunkowych. Mrok na ulicach sprawia, że rabusie stają się zuchwalsi. Już wkrótce, zimą, będzie jeszcze gorzej, bo zmierzch zapadać będzie wcześniej.

– Powiadają, że Ramaphosa jest światełkiem w tunelu – mówi Lisa, a w jej głosie pobrzmiewa sceptycyzm. – Żeby tylko to światełko nie okazało się reflektorami pociągu pędzącego z naprzeciwka, prosto na nas.©℗ 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Bez światła