Cztery złote do wydania

Jeden z billboardów zapewnia, że najwięcej możliwości otwiera się w Katowicach, inny parę metrów dalej, że w Gdańsku "to się żyje".

13.05.2008

Czyta się kilka minut

Po drodze dowiaduję się jeszcze, gdzie mogę się ubezpieczyć, dzięki której firmie wyjechać na wakacje, że jakiś hipermarket sprzedaje po korzystnych cenach pomidory, a pewna farba zmieni mnie w blondynkę...

Nie zmienię koloru włosów, nie pobiegnę po pomidory, wyjazd w ramach tzw. turystyki masowej mógłby być moją ostatnią podróżą... Patrzę na billboardy nie jak konsument, ale widz, i za każdym razem zastanawiam się, czy naprawdę reklamodawcy i wykupujący powierzchnię czy czas antenowy producenci wierzą, że "to działa". Należę prawdopodobnie do wyjątkowo opornej mniejszości, bo generalnie jednak "działa" - przekonuje o tym Vadim Makarenko, dziennikarz "Gazety Wyborczej" od lat zajmujący się problemami marketingu i mediów, autor książki "Tajne służby kapitalizmu".

Niech nas nie zmyli nieco IPN-owski tytuł (widać słowa "służby" czy "tajne służby" podwyższają sprzedaż) - służby nie są tajne, raczej my, konsumenci, z reguły mało interesujemy się sposobami, dzięki którym firmy zdobywają o nas informacje. I tak, np. grzebią nam w śmieciach, "pobierając" zawartość kubłów do badania albo płacąc za to bezdomnym. Przy okazji dowiadują się nie tylko tego, czy używamy kostki toaletowej (swego czasu to był bardzo poważny problem - Polacy tego wynalazku nie używali i specjaliści od sprzedaży zachodzili w głowę, dlaczego), ale poznają np. rozmiary tytoniowej kontrabandy w Polsce, marnotrawstwa papieru czy żywności.

Reklama nie polega na kłamstwie, ale na precyzyjnym rozpoznaniu naszych potrzeb, aspiracji i poszukiwań. Ma idealnie trafić w braki, dlatego właśnie agencje reklamowe chcą poznać ludzkie życie nawet w najdrobniejszych szczegółach. Czy można oszukiwać? Rafał Krzysztof Ohme, psycholog, jako pierwszy w Polsce zajmujący się tzw. neuromarketingiem (podłącza diody do skroni badanych, by poznać wpływ emitowanych reklam na zachowanie mózgu), mówi wprost: "Można wcisnąć człowiekowi najgorszy kit. Ale oszukany nie tylko nie kupi od nas niczego więcej, ale jeszcze opowie o tym znajomym, którzy również będą nastawieni przeciwko firmie. Dlatego reklama, która kłamie, jest tak niebezpieczna".

By nie kłamać, a trafiać, używa się np. "cieni" - osób, które zamieszkują na kilka dni w domach badanych, by poznać ich życie od środka. Krępujące? Ależ skąd. Podobno "życie na pokaz" kończy się po kilku godzinach. A potem? Potem może być np. tak: "Widziałam perfumy »Kobako« w innym sklepie, ale za 46 złotych, a tu 42 złote. 4 złote to zawsze kostka masła i chleb. Może ja to śmiesznie przeliczam, nie wiem, ale niby dlaczego płacić więcej, 4 złote to są rajstopy przecież, no nie?". Inny cień jeździł z pewną starszą panią po bułki do hipermarketu, bo tam były 40 groszy tańsze niż w osiedlowym sklepie. A jeszcze inny usłyszał: "Taki Mann to pewnie z 5 tys. miesięcznie zarabia. Myślisz, że więcej? No, może 6-7 tys. No bo przecież nie więcej?". Tymczasem: "W warszawskich biurowcach, gdzie powstaje większość produktów, usług oraz kampanii reklamowych, w garniturze za 3 tys. złotych czy urlopie za 8-10 tys. złotych nie ma nic niezwykłego. Czasem można odnieść wrażenie, że to różne planety, gdzie wydaje się różne waluty".

Rozmowy bynajmniej nie dotyczyły tylko zarobków i wydatków - nie omijały właściwie żadnego tematu, tak jakby badacz był pierwszą osobą w życiu tych ludzi, która miała ochotę i czas ich wysłuchać. Książka odkrywająca mechanizmy zbierania informacji o tym, co jest "cool", "trendy" czy "w porzo", siłą rzeczy opisuje też podzielony świat dzisiejszej Polski - w tym przypadku: tej oszczędzającej na wszystkim i tej, która robi wszystko, by oszczędzającym na groszach coś jeszcze sprzedać. Nie jest to podręcznik, jak szybko sprzedać, ani poradnik, jak nie dać się nabrać. Raczej napisana z humorem i dystansem do tematu książka o świecie, wbrew pozorom, nierzucającym się w oczy, ale wytwarzającym instrumenty, dzięki którym widza można zamienić w konsumenta. Nawet bez udziału jego świadomości.

Vadim Makarenko, Tajne służby kapitalizmu, Kraków 2008, Znak.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (20/2008)