Człowiek z lampą

Nie ma chyba człowieka nieznającego nietzcheańskiej przypowieści o śmierci Boga. W "Radosnej wiedzy" ten ojciec współczesnego ateizmu opowiada o szalonym człowieku, który w środku słonecznego dnia zapala latarnię i wbiega na rynek miasteczka, wołając: "Szukam Boga, szukam Boga". Nadczłowiek wykrzykuje całemu światu, że Boga nie ma. Twierdzi, że każdy z nas zabił Boga i dzięki temu wszyscy zostaliśmy wreszcie uwolnieni od boskiego światła. Pozostało jedynie cień Boga. W następstwie tego wydarzenia ludzkość doznała ulgi, szczęścia, rozweselenia, jutrzenki. Każdemu wolno wszystko. Prawdziwe jest to, co irracjonalne. Człowiekowi pozostaje pokonać jeszcze tylko ten cień Boga kładący się na ludzkiej historii.

12.08.2007

Czyta się kilka minut

Piszę o tym wszystkim, bo Ewangelia stawia nas wobec pytania, co robić, gdy doświadczamy braku obecności Boga w naszym życiu. "Niech będą przepasane wasze biodra i zapalone wasze pochodnie" - zachęca Jezus. To cudowny obraz, jakże inny i jak dalece bardziej optymistyczny od nihilistycznej przypowieści niemieckiego filozofa. Pochodnia zapalona przez ucznia Jezusa nie jest lampą absurdu. To światło nadziei i wyczekiwania. Nie ma w tym zachowaniu cienia oszustwa i wprowadzania w błąd. Jest to wyraz logiki Ewangelii: Bóg może nas zaskoczyć w każdej chwili naszego życia, przechodząc obok nas nawet wcześniej, niż się go spodziewamy. Nie wszystko nam wolno. Nie wolno dać się zaskoczyć. Nie wolno przeoczyć spotkania. Nie wolno spać.

Przypowieść, a właściwie trzy przypowieści o powrocie pana z uczty weselnej, to na pierwszy rzut oka proste opowiadania o rzeczach ostatecznych. Zaskakuje jednak brak mowy o wyścigu z czasem, o straszeniu karą za ewentualne grzechy. Bo Ewangelia Jezusa nie jest wychowaniem do strachu i obsesji, ale Dobrą Nowiną o wolności i wypełnianiu powinności chrześcijanina w pełnej wolności. Ewangeliczni słudzy, wyczekujący swojego Pana z lampami w rękach, to wolni ludzie, którzy pracują w domu niebędącym ich własnością. Pracują w Kościele, a Kościół jest Chrystusa, a nie jego sług. Słudzy jedynie czekają aktywnie na Pana i umożliwiają innym spotkanie Go.

Jedno z oskarżeń, jakie Nietzsche, a za nim wielu współczesnych krytyków chrześcijaństwa rzuca wierzącym, jest takie, że na ich twarzach nie maluje się doświadczenie autentycznej i niezafałszowanej wiary. To poważny zarzut i śmiem twierdzić, że znajduje swoje uzasadnienie wszędzie tam, gdzie ludzie wiary, zamiast z płonącą lampą nadziei, wychodzą do innych z jakimś - przepraszam za kolokwializm - kopciuchem, przy którym ani ogrzać się nie można, ani zobaczyć drogi w ciemności swojego życia. Bo ludzie zawsze pójdą za światłem i za lampą, która świeci. Ważne, żeby to było światło Chrystusa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2007