Człowiek, który rysował bez przerwy

Każdy, kto rysuje, choćby i kiepsko, w skrytości ducha chce być Feliksem Topolskim.

14.04.2009

Czyta się kilka minut

Feliks Topolski - królewski malarz, rysownik i kronikarz. Można by go wziąć za kolegę Rubensa czy van Dycka, gdyby nie to, że świetnie sobie radził w epoce Beatlesów. Brylował w "Ziemiańskiej" i w Pałacu Buckingham, na początku lat 60. był nawet przez chwilę gwiazdą TV (inna rzecz, że działo się to, zanim telewizja odkryła swoje prawdziwe przeznaczenie - którym jest taniec na lodzie). Dziś Topolski jest zapewne najsłynniejszym z zapomnianych artystów.

***

Jakieś 10 lat temu szef wysłał mnie do Muzeum Narodowego, żebym zamówił kilka reprodukcji rysunków Topolskiego. Nazwisko mojego szefa otwierało w Muzeum wiele drzwi - w sensie dosłownym. Miłe panie długo prowadziły mnie korytarzami i przejściami niedostępnymi dla publiczności, nim wreszcie trafiłem do pracowni fotograficznej. Z tekturowego pudła wyłoniły się płachty pożółkłego papieru poskładane niczym mapa. Litografie Topolskiego pochodziły z lat 50. i 60. Dokumentowały podróże na Kubę, do Azji, Stanów Zjednoczonych. Z plątaniny linii powstawały kształty: błotnik dżipa, trzcinowa laska kolonialnego oficera, portret Mao.

Miałem wrażenie, jakbym dotykał czegoś bardzo starego, szkiców Daumiera niemalże. Jedynym ukłonem w stronę epoki Warhola były plamy koloru w tle, mocno już teraz wyblakłe. Jakieś gwiazdy, pasy, telewizyjne ekraniki. Najwyraźniej mało kto oglądał te rzeczy w ciągu ostatnich 30 lat i czułem przez skórę, że cel mojej wizyty budzi w muzealnikach lekkie zdumienie.

- Co też wam wpadło do głowy z tym Topolskim? - spytał ktoś. Bąknąłem w odpowiedzi, że zjawisko jest ciekawe, trochę zapomniane, a w ogóle to będzie dobrze wyglądać w gazecie. Cóż miałem powiedzieć? Że każdy, kto rysuje, choćby i kiepsko, w skrytości ducha chce być Feliksem Topolskim?

***

- To było moje przekleństwo, zmora - mówi Tomasz Kuczborski, grafik i projektant. Rozmawiamy w jego warszawskim studiu. - Kiedy zdawałem na Akademię, mama (Inka Kuczborska, malarka) oglądała moje rysunki i bez przerwy powtarzała: "Pamiętaj, że Feliks zawsze miał ze sobą szkicownik. Cały czas rysował. Bezustannie. W knajpie, na spacerze, w sklepie. Jeśli nie będziesz tak robił, to żaden z ciebie grafik"... Dla niej, dla mojej mamy, był tylko jeden wielki rysownik. Feliks Topolski. Felek, jej kolega z roku.

- A ty jak uważasz? - pytam.

- Myślę, że wniósł coś do rysunku. Może nie tyle, co Dürer, ale wniósł na pewno.

Topolski urodził się w roku 1907. Studiował w pracowni Tadeusza Pruszkowskiego. W 1928 r. Antoni Słonimski pisał tak: "Cóż to za chłopcy, którzy malują jak diabły, jak majstry, jak młode bogi? To uczniowie Tadeusza Pruszkowskiego. Ta grupa młodych malarzy weszła do malarstwa polskiego falangą zwycięską. Pomijam już sprawę talentów, ale cóż za rzetelność, szlachetność, powaga w traktowaniu zagadnień...". Inna rzecz, że przygotowując w 1975 r. wydanie "Kronik Tygodniowych", Słonimski zweryfikował swoją opinię: "niestety sporo należałoby ująć. Przesada, trochę złego smaku, może zwykłe kumoterstwo, urok osobowości Pruszkowskiego. Wpływ jego nie tylko w malarstwie, ale w sposobie życia był tak nieodparty, że uczeń jego, znakomity Feliks Topolski, do dziś dnia wypina piersi, mówi stylem zawiłym i ubiera się jak Pruszkowski w 1925 r., nawet gdy w 1975 r. idzie na drinka z księciem Edynburga".

No, tak. Pruszkowski był osobowością, pedagogiem i mistrzem. A także - jakbyśmy dziś powiedzieli - specjalistą od zamówień publicznych. Razem ze swoimi studentami dekorował budynki, pawilony wystawowe, wnętrza polskich transatlantyków. Gdy zginął podczas okupacji, zostały po nim obrazy, ogromny dom w Kazimierzu z pracownią przystosowaną do pracy nad monumentalnymi płótnami i legenda pierwszego polskiego artysty, który miał własny samolot.

***

W przedwojennej Warszawie Topolski znał wszystkich (i tak miało pozostać - już po jego śmierci "Times" napisze: "he knew everyone"). Pracował dla "Cyrulika Warszawskiego", ilustrował "Polski słownik pijacki" Tuwima. W 1935 r. "Wiadomości Literackie" wysłały go do Londynu, żeby uwiecznił srebrny jubileusz króla Jerzego V. Gdy kilka lat później polscy pisarze schronią się na Wyspie, Słonimski, niepewny swojej angielszczyzny, będzie notował pointy dowcipów na mankietach koszuli. Topolski nie zaznał takich upokorzeń: za niego mówiły rysunki. W 1935 r. skierował się prosto do George’a Bernarda Shawa. Dramaturg zobaczył przykłady prac (czy używano już wtedy słowa "portfolio"?) i z miejsca zlecił przybyszowi wykonanie ilustracji do swoich sztuk.

Angielski biograf twierdzi, że po kilku latach zachwyt minął, a przyjaźń przygasła. Jednak artysta miał już wtedy innych protektorów i klientów. Zaś słowa GBS, że Topolski "jest prawdopodobnie największym z impresjonistów pracujących w czerni i bieli", trafiły do wszystkich artykułów, jakie kiedykolwiek o Feliksie napisano.

  • *** 
  •  

Wojna przyniosła Topolskiemu tytuł "War Artist" i mundur polskiego oficera (podchorążówkę artylerii kończył w 1931 r.). Jako korespondent dotarł wszędzie: był w Azji, na Bliskim Wschodzie, w konwoju do Archangielska i w Kujbyszewie. Podczas bombardowań Londynu został ranny, ale rysował dalej. Czołgi i samoloty. Marynarzy i generałów. We Włoszech szkicował osiołka i ciężarówki na górskiej szosie. Z wyzwolonego Paryża wysyłał widok ulicy i księdza biegnącego w rozwianej sutannie. Z Belsen - obraz niemieckich strażników, wrzucających do dołu wychudzone zwłoki. Z Norymbergi - portrety nazistów na ławie oskarżonych. Wszystko ukazywało się w prasie, a potem w wydaniach albumowych. Tylko w latach wojny stworzył trzy takie zbiory. W 1947 r. otrzymał brytyjskie obywatelstwo. Wkrótce też znalazł nowe ujście dla swojej rysunkowej nadaktywności. W 1953 r. założył "Topolski’s Chronicle", osobisty obrazkowy dwutygodnik. Będzie go wydawał przez kilkadziesiąt lat, korzystając z pomocy Krystyny i Czesława Bednarczyków, właścicieli legendarnej Oficyny Poetów i Malarzy.

- Kiedy go poznałem, na początku lat 70. - opowiada Kuczborski - rysował na sepiowo-ochrowych ingresach. Używał sangwiny i czarnej kredki, czasem także białej. Zwłaszcza biała była piekielnie trudna w reprodukcji. Bardzo trudny druk, ale Bednarczykowie jakoś dawali sobie z tym radę. Kupili nawet specjalne prasy, tylko po to, żeby odbijać "Kroniki". Nadzwyczajni ludzie! Praca Topolskiego podążała dwoma torami. Uwieczniał pompę i celebrę dworu Windsorów. W Pałacu Buckingham wymalował fresk przedstawiający koronację Elżbiety II, przyjaźnił się z księciem Filipem, portretował lordów i członków rodziny królewskiej. Można w tym dostrzec ironię: gdy w Polsce jego przyjaciele zmagali się z socrealizmem, Topolski został artystą dworskim. W ścisłym, a nie obelżywym znaczeniu tego słowa.

Równocześnie podróżował po świecie. Z Afryki, Ameryki i Azji przywoził do Londynu obrazy wojen, konfliktów i ruchów społecznych, przy których londyńskie karoce i niedźwiedzie czapy gwardzistów stawały się coraz bardziej anachroniczne. Czy był artystą zaangażowanym? Patrząc na "Kroniki", można pomyśleć, że tak naprawdę interesowało go widowisko, teatr historii i jego aktorzy.

***

- Starszy pan, ale pełen wigoru - opisuje Kuczborski. - Tweedowa marynarka. Wyglądał jak Herkules Poirot bez wąsów. Za to jego dzieci - to już był prawdziwy "swinging London". Żadne nie mówiło po polsku. Daniel był kapitanem wioślarskiej drużyny Oksfordu. Jego siostra miała na imię Tessa... Jeździła przepięknym samochodzikiem, kupionym przez ojca. To był morris mini moke, taki dżip, terenówka na podwoziu mini morrisa - rozmarza się.

W połowie lat 70. artysta musiał ograniczyć podróże, ale nałóg rysowania nie minął. Przeciwnie, można pomyśleć, że jeszcze się nasilił. W ogromnej pracowni pod mostem kolejowym (Hungerford Bridge) zaczął swój ostatni i największy obraz.

- Przestrzeń pod arkadami mostu była gigantyczna - mówi Kuczborski - takie połączenie pracowni z magazynem. Topolski malował tam akrylami na wielkich tekturach czy dyktach. Mimo całego respektu, jakim go darzyłem, trochę mniej mi się to podobało niż jego rysunki. Nawet matka mówiła, że gdy maluje, Feliks traci świeżość swojej kreski.

***

"Memoirs of Century" - to coś jak "Panorama Racławicka" wymalowana na ścianach labiryntu. Wizualna kronika XX wieku. 180 metrów bieżących obrazu. Setki twarzy, postaci i scen. "Będziecie potrzebować przewodnika, żeby coś z tego zrozumieć" - przestrzegają informatory turystyczne. Swojego megaobrazu Topolski nie zdołał już dokończyć, chociaż pracował nad nim przez 15 lat, aż do śmierci. Zmarł w sierpniu 1989 r., kilka tygodni przed upadkiem żelaznej kurtyny i przedwczesnym końcem XX stulecia.

Atelier pod mostem Hungerford artysta przekazał miastu, jednak praca wykonana na nietrwałych podobraziach zaczęła niszczeć. Potrzeba było uporu dzieci Topolskiego oraz dotacji z Heritage Lottery Fund, by 10 marca 2009 r. "Topolski’s Century" ponownie otwarto dla publiczności. Uroczystość była huczna. Recenzje - powściągliwe. Podkreślano wysokie koszty konserwacji, rozmach i historyczne walory dzieła. Tylko trudno dziś znaleźć kogoś, kto uznałby je za dobre malarstwo.

***

Pytam Miladę Ślizińską z Centrum Sztuki Współczesnej, czy sądzi, że londyńska ekspozycja może mieć jakieś znaczenie dla współczesnych artystów. Próbuję uzyskać odpowiedź twierdzącą. Wspólnie staramy się znaleźć jakieś potwierdzenie, ale nie jest to łatwe.

- Fotografia, także fotografia wojenna, zdobyła mocną pozycję w świecie sztuki. Fakt, że ktoś zamiast fotografować rysuje, nie daje mu już żadnej przewagi, nie jest szczególną wartością. Chociaż oczywiście może się to podobać, zwłaszcza bardziej konserwatywnym odbiorcom. Ale wie pan, mnie Topolski najsilniej kojarzy się z Erykiem Dahlbergiem, XVII-wiecznym oficerem i rysownikiem, który wędrował ze szwedzką armią i podczas Potopu dokumentował fortyfikacje, zamki, oblężenia. W Szwecji ryciny na podstawie jego rysunków kupowałam za bezcen, bo antykwariusz sądził, że faceci z podgolonymi głowami to jacyś Indianie...

- A komiksy? - próbuję. - Są dziś tacy autorzy jak Joe Sacco albo Guy Delisle, którzy robią komiksowe reportaże z Palestyny, Birmy, Korei.

- No, tak - zgadza się Milada - komiksy to jest jakiś trop. A także blogi rysunkowe. Trudno Topolskiego nie porównywać z Warholem, to przecież ta sama epoka - dodaje - ale proszę spojrzeć, co Warhol robił ze zdjęciami, nagłówkami gazet, jak je multiplikował, przekształcał. A Topolski? To tylko rysunkowa sprawność ręki. Sprawność i niewiele ponadto.

***

Nie zrobimy z Topolskiego prekursora nowej sztuki. Pewnie by się tym nie zmartwił. Może też nie starczyć dla niego miejsca w Panteonie Wielkich Twórców. Zostanie nam historia o człowieku, który przez trzy czwarte stulecia nie wypuścił ołówka z dłoni, zrobił karierę niczym Wilhelm Sasnal i chyba nieźle się przy tym bawił.

Feliks Topolski (1907, Warszawa - 1989, Londyn) był rysownikiem-reportażystą. Od 1935 r. mieszkał w Anglii, w 1947 r. przyjął obywatelstwo brytyjskie. Podczas II wojny światowej jako oficer Armii Polskiej i korespondent wojenny dokumentował Bitwę o Anglię. Rysował także w ZSRR, na Bliskim i Dalekim Wschodzie, w Niemczech i we Włoszech, śledząc wydarzenia polityczne i społeczne.

19 marca br. - po trwającej dwa lata przebudowie, której koszt przekroczył 3 miliony funtów (wśród mecenasów znalazł się Instytut Adama Mickiewicza) - w obecności burmistrza Londynu Borysa Johnsona otwarto galerię Feliksa Topolskiego "Memoire of the Century", znajdującą się pod łukami mostu Hungerford niedaleko dworca Waterloo. Oglądać w niej można cykl malowideł na płytach pilśniowych, dokumentujących najważniejsze wydarzenia i postaci XX w. - obrazy, ustawione w rodzaj labiryntu, mają w sumie długość ok. 200 m, zaś ich wysokość sięga 6 m.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2009