Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Był brak empatii, brak zrozumienia i brak chęci podjęcia dialogu – i to w pierwszym rzędzie z polskiej strony”, powiedział w wywiadzie dla Deutsche Welle nowy polski ambasador w Czechach, Mirosław Jasiński, komentując genezę sporu o Turów. I na tym zakończyła się jego misja dyplomatyczna – premier kazał go zdymisjonować, rzecznik rządu wyjaśnił, że słowa ambasadora były „skrajnie nieodpowiedzialne”, wicepremier Jacek Sasin huknął zaś nawet o „bezrefleksyjnym powielaniu obcej narracji”. W ten sposób relacje polsko-czeskie wskoczyły w stare, wykoślawione tory.
Tymczasem ugodowa wypowiedź Jasińskiego nie mogła zaskoczyć w Czechach nikogo, bo jego zdanie podziela tam nie tylko prawie cała klasa polityczna, ale także opinia publiczna. Lekceważąc sąsiadów, Polska przedłużyła turoszowskiej kopalni koncesję na wydobycie na podstawie analizy kosztów środowiskowych, przeprowadzonej tylko na wąskim wycinku spornego obszaru. Praga, która starannie odrobiła lekcje z prawa unijnego, ma więc w ręku wszystkie argumenty w sporze. Jeśli Warszawa zamiast kompromisu będzie nadal szukać okazji do awantur, które można okazyjnie sprzedać wyborcom, Czesi nie będą przeszkadzać.
Rachunek za Turów płacimy my. Już na 200 mln zł. ©℗