Czas na nową opowieść

Rzut oka na mapę Starego Kontynentu pokazuje: po lądzie Unia Europejska rozwijać może się tylko na wschód. Rozszerzenie w innym kierunku, choć możliwe, zmusza do przekraczania zbyt wielu granic. A tylko w państwach położonych między wschodnią granicą Unii a Rosją można znaleźć cechy charakterystyczne Europy.

30.03.2010

Czyta się kilka minut

Wschodnia Europa znalazła się w obrębie chrześcijaństwa - które przez stulecia konstytuowało tu cywilizację i ciągle jest dla niej ważne - już w X wieku. Stało się to przed rokiem 1054, a więc w czasach, gdy podział na chrześcijaństwo wschodnie i zachodnie nie był oczywisty. Zresztą nie Rzym czy Paryż, lecz Konstantynopol zdawał się wtedy ośrodkiem cywilizacji; jego upadek miał nastąpić za 500 lat. Prawosławny teolog i polski dyplomata Michał Klinger pisał trzy lata temu na tych łamach: "Jeśli chcemy odnaleźć korzenie Europy, nie możemy ich szukać jedynie w części zachodniej, złączonej w jedności Kościoła rzymskiego. Europa rodziła się nie tylko w Italii, Galii, Brytanii, Hiszpanii i Germanii, ale także jest córą Bizancjum. Promieniowało ono najwyższą kulturą, zintegrowaną w jedności Kościoła wschodniego, innego, »soborowego« typu, na tereny Pontu, Bałkanów i Słowian" ("TP" nr 4/07).

Zapomniane dziedzictwo

Historię piszą jednak zwycięzcy - i ci, którzy wiedzą, "co było potem". Dlatego historia Zachodniej Europy wydaje nam się ważniejsza. Ale tysiąc lat temu nie było to oczywiste. Północno-Zachodnia Europa była prowincją świata. I nie od początku było przesądzone, którą Europę historycy nazwą "młodszą". Starczy porównać najstarsze polskie budowle z kamienia z np. zapierającym dech soborem sofijskim w Kijowie, by zrozumieć, że kijowski Włodzimierz nie wybrał gorzej, gdy postanowił przyjąć chrześcijaństwo z Bizancjum.

Jednym ze skutków znalezienia się Europy Wschodniej w zasięgu prawosławia była cyrylica - jednak inny niż łaciński alfabet stosują także choćby Grecy. Warto też pamiętać, że alfabet stworzony na bazie głagolicy św. Cyryla pozwolił prawosławnej słowiańszczyźnie pisać w jej językach na kilkaset lat wcześniej, niż udało się to Polakom. Ale też w Europie Wschodniej można znaleźć miasta lokowane na prawie magdeburskim i to na linii wschód-zachód biegły przez stulecia ważne szlaki łączące Europę z mitycznym Orientem.

Z Londynu do Kijowa nie było wtedy daleko. W książce "Atlandyda, tak nie daleko" Stefan Bratkowski przedstawia dzieje wczesnej Rusi i pisze o ludziach z XI w., że "ich Europa nie jest zbyt duża. Bizantyjscy Rusowie walczą we Włoszech, islandzcy Normanowie nad Bohem, Sasi biorą udział w rabowaniu Kijowa. To świat bardzo otwarty, przynajmniej dla rozbójników. Ale dla kupców także".

Znamienne są też związki dynastyczne, wtedy narzędzie polityki: pokazują, jak wiele krwi wschodnioeuropejskiej płynęło w rodach rządzących Europą Zachodnią. W Polsce chyba co drugi Piast miał za żonę ruską księżniczkę, a Jagiellonowie wywodzili się wprost ze Wschodu. Jednak który Francuz wie, że królowie francuscy składali przysięgę na pisaną głagolicą Ewangelię, którą niepiśmiennemu mężowi Henrykowi I przywiozła w XI w. Anna Kijowska - umiejąca pisać i czytać w obu alfabetach córka Jarosława Mądrego i szwedzkiej księżniczki? Bez pomocy tegoż Jarosława nasz Kazimierz Odnowiciel nie postawiłby na nogi osłabłego państwa piastowskiego. Kijów był wtedy jednym z największych miast Europy.

Kompleksy, czyli owoc i konfitura

Trudno mówić za innych ludzi Zachodu. Ale jest powodem do wstydu, jak łatwo Polacy zapomnieli, ile zawdzięczają wschodniemu dziedzictwu. Narzuciliśmy sobie pogląd, że cywilizacja i kultura szły jednokierunkowo: z zachodu na wschód. Wybitnym dziełem średniowiecza jest więc "Pieśń o Rolandzie", a "Słowo o wyprawie Igora" w szkołach nie istnieje - choć dla polskiego licealisty opowiada o wydarzeniach znacznie bliższych. Nawet lektura Pawła Jasienicy nie jest wyjątkiem: ileż w "Polsce Piastów" starań, by pokazać, że kraj nie urwał się sroce spod ogona i zwrócony był na zachód. Fakt: w czasach, gdy status Ziem Odzyskanych zdawał się niepewny, pewne sformułowania miały inny sens. Ale usilne podkreślanie, że drzwi gnieźnieńskie, kolumna strzelneńska czy płyta wiślicka nie ustępują dziełom Zachodu i mogłyby "stanowić chlubę każdego ze starych grodów niemieckich, francuskich czy włoskich", pokazuje, że i Jasienica nie był wolny od kompleksu wobec Zachodu. Tego, z którego próbował wyleczyć nas Gombrowicz, gdy pisał w "Dzienniku", że "porównywać Mickiewicza z Dantem lub z Szekspirem to porównywać owoc z konfiturą, produkt naturalny z produktem przetworzonym".

Jednak nie wszyscy zapomnieli. Upominał się o to dziedzictwo w "Młodszej Europie" prof. Jerzy Kłoczowski. Pisał, że "jeśli wybitny historyk dzisiejszej Ukrainy, Ihor Szewczenko, mówi, że nie ma Ukrainy i Białorusi bez Bizancjum i Polski, to śmiało można mu odpowiedzieć, że i dzieje Polski od XIV w. są nie do zrozumienia bez komponentu rusko-ukraińskiego czy też litewsko-białoruskiego". W publicystycznej formie prof. Andrzej Romanowski opisał kiedyś w "Gazecie Wyborczej" spotkanie Polski i tego, co pozostało z Rusi po najeździe Mongołów. Jego efektem "stał się ów zrost, który sprawił, że przez całe stulecia trudno było określić, gdzie kończy się Polska, a zaczyna Ukraina".

Kłoczowski i Romanowski przypominają niby znany, ale zapoznany fakt: Matka Boska Częstochowska - to ikona bizantyńska.

Mainstream i margines dziejów

Ale świat bizantyńsko-słowiański przegrał - militarnie, gospodarczo i kulturowo. Na skutek własnej gnuśności, wewnętrznych sporów, kostyczności, a czasem pod wpływem sił napierających z zewnątrz (Mongołowie, Turcy Seldżuccy, Moskwa) - główne średniowieczne ośrodki Wschodniej Europy upadają. Pada Kijów (w 1240 r.; Mongołowie), pada kupiecka republika Nowogrodu (podbita w 1471 r. przez Iwana III, a w 1570 r. zniszczona przez Iwana IV), wreszcie pada Konstantynopol (1453 r.; Turcy), promieniujący wcześniej na pół kontynentu. Podział Europy staje się faktem - z niego wynika wiele podziałów późniejszych.

Wraz z tym upadkiem, porażki doznaje opowieść o Wschodzie. Historię piszą kronikarze w zimnych klasztorach Zachodniej Europy, a z ich perspektywy, którą z czasem przejmiemy i my, prowincjonalne potyczki w Bretanii lądują w mainstreamie narracji, przybierają postać kamieni milowych dziejów. Zaś dramaty państw setki kilometrów na wschód lądują na marginesie. "W ciągu wielu wieków, kiedy nad Morzem Śródziemnym powstawały i upadały królestwa, a niezliczone generacje przekazywały sobie wyrafinowane rozrywki i grzechy, mój kraj rodzinny był puszczą, odwiedzaną na brzegach tylko przez okręty wikingów. Położony był poza zasięgiem map i należał do baśni" - tak Czesław Miłosz objaśniał w "Rodzinnej Europie" mieszkańcom Zachodu, skąd pochodzi.

Tak, jest w tym wiele winy - jeśli można to rozpatrywać w kategoriach winy - mieszkańców Wschodniej Europy, że ich ziemie nie stały się w nowożytnej Europie pełnosprawnym "płucem" kontynentu. Zachodniej Europie pomogły geografia, dynastyczne zawirowania w odległym stepie, szczęście. Ale czy nie było tu odrobiny zdrady i odwrócenia się plecami?

Upadek Kijowa to oczywiście wynik najazdu Mongołów. Były to czasy, gdy przyprawy i tkaniny można już było sprowadzać inną drogą - krzyżowcy wyrąbali Zachodowi nowe szlaki do Lewantu, Kijów można było spisać na straty. Nowogród Wielki być może by się obronił, gdyby Kazimierz Jagiellończyk udzielił mu oczekiwanego wsparcia w walce z Iwanem III. A dzieje starań Konstantynopola o wsparcie zachodnich chrześcijan znaczą puste obietnice, targi, intrygi włoskich republik i rzymska Schadenfreude. W 1453 r. żołnierze z Zachodu nie przyszli z odsieczą. Choć wcześniej Grecy zapłacili "cenę żądaną za pomoc Zachodu", to "zostali oszukani" - mówi Steven Runciman w pracy "Upadek Konstantynopola".

Moskwa wchodzi do gry

Klęska wschodniej części kontynentu rozegrała się przy bierności Zachodu. Jeśli nawet nie zawsze można tu mówić o złej woli - ówczesnych realiów nie należy mylić z dzisiejszymi, wspólnota chrześcijańska to nie było NATO czy UE - to z pewnością owa obojętność wpłynęła na stosunek Zachodniej Europy do jej wschodniej siostry. Aby spać spokojnie, trzeba było przekonać siebie, że to terytoria barbarzyńskie.

Ale historyczna narracja nie lubi próżni. Było komu sięgnąć po niepotrzebne, zdawałoby się, dziedzictwo. Zrobili to władcy Moskwy, rosnącej w siłę dopiero od XIV w.: przywłaszczyli sobie tradycję Kijowa i Bizancjum, "zbierając" ziemie ruskie i ogłaszając się Trzecim Rzymem. Później Rosja sięgać zaczęła po ideę jedności słowiańskiej, która uzasadniać miała jej dominację już nie tylko na ziemiach ruskich. Historyk Henryk Głębocki w "Kresach imperium" szczegółowo opisał to "dopasowanie słowianofilskiej utopii do wyzwań epoki".

Nie sięgnęło po to dziedzictwo państwo polsko-litewskie. Jagiellońska polityka, będąca tak naprawdę cieniem osiągnięć Giedyminowiczów i Kazimierza Wielkiego, przegrywała z Moskwą - pisał o tym niedawno w "Tygodniku" Krzysztof Strachota ("TP" nr 1/10). Rzeczpospolita Obojga Narodów sukcesywnie oddawała Moskwie pozycje, z najważniejszym Kijowem w 1667 r. Oddawała pole nie tylko dlatego, że Moskwa była silniejsza. Polscy i spolszczeni magnaci zlekceważyli pewną tradycję i wiarę - sami strojąc się w piórka przedmurza chrześcijaństwa. Musiało się to obrócić przeciw nim - ostrzem miecza i pióra. Czy "Taras Bulba" Mikołaja Gogola nie oddaje żadnej prawdy?

Głową w mur

Pogarda dla zacofanego Wschodu, dla niepiśmiennych chłopskich narodów, apogeum osiągnęła w XX w. Idea Drang nach Osten, nie mówiąc już o rasistowskich bzdurach o niesieniu europejskiej cywilizacji na wschód, podszyta była wielowiekową tradycją. A wcześniej była jeszcze polska kolonizacja (opisana m.in. przez Daniela Beauvois), była katolizacja, były przemarsze wojsk szwedzkiego króla, francuskiego cesarza, pruskich i habsburskich armii - wszystko to, przy pominięciu praw religijnych, narodowych czy później państwowych ludzi zamieszkujących to terytorium.

Jakby na potwierdzenie tezy o barbarzyńskim Wschodzie, tu zmaterializował się komunizm. On rzeczywiście dołożył "cegiełkę" do zacofania tych ziem i pogrążenia ich w mroku. Ale Zachód na to przystał: porządek jałtański był swoistą kontynuacją wielowiekowej tradycji braku zainteresowania. Narody Europy Środka miały więcej szczęścia: uratowały własną, choć ułomną państwowość i uznawano je za zapóźnione, ale europejskie.

Zważmy: ta sama (zasłużona) instytucja raz nazywała się Radio Wolna Europa, a raz, gdy nadawała po ukraińsku czy białorusku, tylko Radio Swoboda. Słowo "Europa" widać było tu nie na miejscu.

Jerzy Giedroyc wspominał, jak pewien wpływowy Amerykanin pytał go, ile chce pieniędzy, by nie wydawać książek po ukraińsku - gdy Giedroyc właśnie takową chciał wydać. Było to w czasach "zimnej wojny". Historia starań Giedroycia i Miłosza, aby przekonać Zachód, że jest coś takiego jak Wschodnia Europa, i że tam też był barok - to historia walenia głową w mur.

Romanowski pisał: "Cokolwiek będziemy mówić o »zdradzie jałtańskiej«, wolny Zachód stale się o nas upominał. To tylko nieszczęsna Ruś została - wśród milczenia narodów - stratowana przez Rosję. Ale czy nie była też tratowana przez Polskę? Los Ukrainy powinien być - dla świata, ale przede wszystkim dla Polaków - wielką lekcją pokory".

Jeśli kiedykolwiek jeszcze Europę coś łączyło, od Londynu po Kijów, była to walka z Hitlerem. Narody Wschodniej Europy, doświadczone także przez Stalina, poniosły wielką ofiarę, by Zachód mógł po 1945 r. być tym, czym był i do dzisiaj jest.

Ofiara pozostała bez wdzięczności.

"Wschodniość", nowa narracja

Dziś rzeczywiście kultura Wschodniej Europy jest uboższa i nierzadko małpuje Zachód: styl życia, piosenka, film... Ale Europa powinna odczuwać coś na podobieństwo bólów fantomowych, powinna odczuwać brak jakiejś swej części - "płuca", jak mówił Jan Paweł II. Czasem chyba odczuwa. Nieprzypadkowo sukces w Europie odnoszą ci twórcy, którzy nie małpują zachodniej popkultury, ale mają do zaproponowania coś oryginalnego. A "stara Europa" się zestarzała, potrzebuje świeżej krwi. Gdzie jej szukać? Starczy rzut oka na mapę.

Dla części Europy jałtański porządek jest już wspomnieniem. Kraje Europy Środkowej, które w 1989-91 r. wkroczyły mniej więcej na tę ścieżkę, jaką idzie Polska, niwelują przepaść. Rzecz jednak nie tylko w podobnie urządzanych toaletach i braniu kredytów w filiach tych samych banków. Rzecz także w opowieści i wizji historycznej. Gdy wielkie historie narodowe pisane były w XIX w., żaden z narodów słowiańskich nie miał własnego państwa - tylko Rosja, potężna i narzucająca własną historię. Dzisiejsze spojrzenie Zachodu na Wschód naznaczone jest jej narracją. Na szczęście w Polsce wychodzą książki proponujące inną opowieść, jak wspomniane "Kresy Imperium" Głębockiego (2006 r.), "Rosja i narody" Wojciecha Zajączkowskiego (2008 r.), "Atlantyda..." Bratkowskiego (2009 r.) - by wymienić kilka.

Potrzeba, aby także zachodni Europejczycy pojęli, że dzieje Europy są nie do zrozumienia bez komponentu wschodniego. Rozumiał to kiedyś Giedroyc, który szukał porozumienia także z Rosjanami. Nie wstydził się swej wschodniości i to pozwalało mu na dialog z Rosjanami na tyle skuteczny, że przekonał rosyjskich emigrantów i dysydentów, by w 1977 r. podpisali deklarację przyznającą nierosyjskim narodom ZSRR prawo do niepodległości (o tym, że Giedroyc ogarniał swą wizją także Rosję, nie zawsze chce się nad Wisłą pamiętać).

Być może, akceptując naszą "wschodniość", dziś łatwiej byłoby nam rozmawiać z Rosjanami. Bo gdy oni podnoszą argument słowiański, czujemy się zagrożeni. Tego strachu można się wyzbyć właśnie przez zaakceptowanie komponentu wschodniego w Polsce. Byłaby to droga do dialogu z Rosją bez kompleksów i strachu, a więc do pojednania. Namawiał do tego nie tylko Giedroyc, ale i Jan Paweł II. Przezwyciężenie podziału Europy było jednym z celów jego pontyfikatu. Prof. Grzegorz Przebinda tak pisał w swej "Większej Europie": "Słowiańskie nauczanie Jana Pawła II - dziedzica najlepszych tradycji Rzeczypospolitej Obojga Narodów i kontynuatora uniwersalizmu Cypriana Norwida - może także stanowić przezwyciężenie kilku istotnych wschodniosłowiańskich stereotypów narodowych, w tym przede wszystkim polskiej i ukraińskiej niechęci wobec »azjatyckiej Rosji«".

Kwestia zadośćuczynienia

Dla polskiej tożsamości to wręcz niezbędne, aby przekonać Zachodnią Europę o konieczności zadośćuczynienia narodom Wschodniej Europy - za stulecia pogardy i ignorancji.

Przekonanie, że oryginalny jest tylko Zachód, a Wschód co najwyżej może go naśladować, prowadzi do schizofrenii. Postrzegamy siebie jako część Zachodu, ale przezeń lokowani jesteśmy na Wschodzie. Prof. Maria Janion pisała w "Niesamowitej Słowiańszczyznie", że "dość powszechnemu odczuciu niższości wobec »Zachodu« przeciwstawia się w obrębie tego samego paradygmatu mesjanistyczna duma w postaci narracji o naszych wyjątkowych cierpieniach i zasługach, o naszej wielkości i wyższości nad »niemoralnym« Zachodem, o naszej misji na Wschodzie. Taka opowieść jest zamkniętym kołem niższości i wyższości".

Być może nasze kompleksy są wynikiem bólów fantomowych, które odczuwamy po utraconej wschodniej tożsamości. Być może szansą na wyleczenie się z nich jest dowartościowanie słowiańsko-bizantyńskiego komponentu - w Polsce i w Europie.

Gdy mowa o opowieści, trudno wielkie kwantyfikatory przekuć na konkret. Czy wielka wizja Europy może się zmieścić w kwotach euro przyznawanych krajom Europy Wschodniej na dostosowanie się do acquis communautaire? Tak, może - ale tylko wtedy, jeśli pieniądzom towarzyszyć będzie przekonanie Zachodu, że Wschód ma swe miejsce w dziejach. Rosjanie mawiają: "piwo biez wodki, diengi na wieter". Polityka wschodnia Unii bez wewnętrznego przekonania, po co się ją robi, będzie właśnie piwem bez wódki.

W niedawnym wywiadzie dla "Tygodnika" amerykański polityk Ronald D. Asmus mówił: "słysząc o integracji Polski z Zachodem na początku lat 90., przeciętny Niemiec czy Amerykanin doskonale wyczuwał, o co chodzi. Dziś, gdybym zaczął rozmawiać o integracji Ukrainy czy Gruzji z właścicielem sklepu mięsnego w Brukseli, gdzie zwykle robię zakupy, postawiłby oczy w słup. Ta idea nie przemawia do wyobraźni Europejczyków" ("TP" nr 8/10).

No więc - czas już, aby przemówiła.

Zmarnowane okazje się mszczą

A moment jest bardzo sposobny. Słabość Rosji sprawia, że prężyć muskuły może ona jedynie retorycznie - chyba że w grę wchodzi mała i samotna Gruzja. Część rosyjskich elit wciąż tego chce, inna część gotowa jest szukać dialogu. W wyniku słabości Kremla na terytorium Wschodniej Europy tworzy się próżnia - kulturowa, ekonomiczna i polityczna. Czy Europa zdoła ją zapełnić? Sondaże pokazują, że mieszkańcy tych ziem tego chcą. "Podczas gdy marzenie o członkostwie w UE wciąż pozostaje atrakcyjne dla jej sąsiadów, Europa więcej czasu spędza na omawianiu perspektyw niż na podkreślaniu wspólnej europejskiej tożsamości, którą dzieli ze Wschodnią Europą" - pisali Nicu Popescu i Andrew Wilson w swym raporcie dla European Council on Foreign Relations. I zaznaczali, że w tym samym czasie Rosja powtarza argumenty o braterstwie.

Z drugiej strony, w Rosji coraz poważniej brzmią głosy - choćby doradcy Dymitra Miedwiediewa, Igora Jurgensa - wzywające do modernizacji i europeizacji. Czy będziemy gotowi wyjść im naprzeciw, czy zamkniemy się w przekonaniu o "azjatyckiej Rosji"? Otwarcie się na Europę Wschodnią nie jest kwestią litości nad uboższymi krewnymi, ale kwestią interesów kontynentu - jego bezpieczeństwa i dobrobytu.

Zmarnowane okazje się mszczą. Dziś Europę ze wschodu na zachód łączą współczesne "szlaki handlowe", wielkie rurociągi. Władimir Putin proponuje nowe drogi do skarbów Wschodu: czarnego złota i błękitnego paliwa. Czy zagraża to Wschodniej Europie - jak niektórzy alarmują? Czy Kijów znów zostanie zapomniany, jak w XIII w., czy w Rosji znów wygra autorytaryzm? Być może nie, jeśli dokona się akt zadośćuczynienia, akt wpisania dziejów Wschodniej Europy do wspólnej europejskiej tożsamości. A kolejnym rozdziałem tych dziejów powinno być członkostwo krajów Europy Wschodniej w Unii Europejskiej.

ANDRZEJ BRZEZIECKI jest redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Nowa Europa Wschodnia", stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2010