Rzeczpospolita Ruska

Prof. ANDRZEJ GIL: Prawosławna tradycja Pierwszej Rzeczypospolitej, uosabiana przez Metropolię Kijowską, nie miała nic wspólnego z Moskwą. To były dwa odrębne światy. Kreml zawłaszcza dziś jej dziedzictwo.

30.03.2018

Czyta się kilka minut

Światosław Szewczuk, ukraiński patriarcha Kościoła greckokatolickiego – powstałego w wyniku unii brzeskiej w 1596 r. – prowadzi procesję Niedzieli Palmowej w Kijowie, 5 kwietnia 2015 r. / IGOR GOLOVNOV / ALAMY / BEW
Światosław Szewczuk, ukraiński patriarcha Kościoła greckokatolickiego – powstałego w wyniku unii brzeskiej w 1596 r. – prowadzi procesję Niedzieli Palmowej w Kijowie, 5 kwietnia 2015 r. / IGOR GOLOVNOV / ALAMY / BEW

TOMASZ TARGAŃSKI: W powszechnym odczuciu pojęcie „ruski” utożsamiane jest dziś z pojęciami „rosyjski” czy „moskiewski”. Kiedyś było inaczej?

ANDRZEJ GIL: Pojęcie „ruski” oznacza świat ludzi, których spadkobiercami są dzisiejsi Ukraińcy i Białorusini. Tamci Rusini, żyjący na terenie państwa polsko-litewskiego, nie mieli wiele wspólnego z Moskwą-Rosją oraz z dzisiejszymi Rosjanami. To były dwie różne rzeczywistości. Rozdzielała je granica pomiędzy państwem polsko-litewskim a państwem moskiewskim.

Jak wyglądała ta ruska mozaika pod koniec XIV stulecia, w przeddzień unii polsko-litewskiej?

Ruś jako jedność polityczna należała już wtedy do przeszłości. Zachodnia część terenów podległych Metropolii Kijowskiej, wraz z Kijowem, była we władaniu Wielkiego Księstwa Litewskiego i Korony Królestwa Polskiego. Zaś wschodnia część była podzielona między szereg lokalnych księstw, m.in. moskiewskie, twerskie czy nowogrodzkie. Z czasem wszystkie one dostały się pod dominację książąt moskiewskich. Stąd utrwalił się podział na dwie odrębne przestrzenie wschodnio­słowiańskie: „ruską: polsko-litewską” i „russką: moskiewską”. W tamtych czasach to wyznanie decydowało, kim się było, a głównym elementem tożsamości „zachodnich” Rusinów była przynależność do Metropolii Kijowskiej.

Kiedy po raz pierwszy pojawia się termin „russki” w odniesieniu do księstwa moskiewskiego, który z czasem oznaczać będzie tyle co „­rosyjski”?

To ciekawa sprawa, opisana niedawno przez świetnego rosyjskiego historyka prof. Borysa Klossa. Wcześniej funkcjonowała hipoteza, że współczesna nazwa „Rossija” pochodziła od średniowiecznych Greków. Zdaniem Klossa powstała ona w Rzeczypospolitej, w środowisku kijowskiego duchowieństwa prawosławnego. Tam na przełomie wieków XVI i XVII, pod wpływem kultury sarmackiej – która kazała stosować charakterystyczne podwojenie liter, np. w nazwiskach Poczobutt czy Radziwiłł – średniowieczne greckie słowo „Rhōssía” zmieniło się w „Россия”. Środowisko kijowskich duchownych przeniosło je do Moskwy, gdzie z czasem zostało przyjęte na poziomie państwowym w połowie XVII stulecia.

Wielkie Księstwo Litewskie, mimo nazwy, było w większości państwem Rusinów. Jak ono wyglądało w dobie unii z Polską?

Na terenie Wielkiego Księstwa mamy do czynienia z ogromną przewagą ludności ruskiej, górującej kulturowo nad elementem litewskim. W chwili chrztu Litwy i zawiązania jej unii z Polską Rusini byli chrześcijanami już od czterech wieków. Wykształcili silną tożsamość, zakorzenioną w Bizancjum i kulturze greckiej. W efekcie część elit litewskich szybko się rutenizowała i przyjmowała prawosławie. Wspólnie z dr. Skoczylasem postawiliśmy tezę o Rusi jako trzecim faktycznym członie państwa polsko-litewskiego, silniejszym niż Litwa rozumiana w sensie etnicznym.

Skoro komponent ruski w Rzeczypospolitej był tak silny, to jak tłumaczyć brak jego reprezentacji politycznej?

Zdecydował czynnik religijny. Jeśli władcą był katolik, to z natury rzeczy faworyzował współwyznawców. Po zawarciu unii z Koroną Polską w 1385 r. Litwini tworzyli elitę polityczną, gdyż byli katolikami. Przez to w teorii prawosławni Rusini mieli ograniczony dostęp do szeregu urzędów. Ale praktyka pokazała, że elita ruska w pełni uczestniczyła w sprawowaniu władzy w Wielkim Księstwie. W istocie to było państwo litewsko-ruskie. A jeśli chodzi o strukturę ludności, polsko-rusko-litewskie.

Stawiacie tezę, że rolę reprezentacji politycznej Rusinów pełniła instytucja religijna, czyli Metropolia Kijowska.

Metropolia integrowała ich wewnętrznie i wyrażała ich interesy na zewnątrz. Miała też wiele atrybutów instytucji politycznej. Na czele stał metropolita, zależny w teorii tylko od króla, władcy Rzeczypospolitej. Miała aparat administracyjny pod postacią hierarchii cerkiewnej i sprawną strukturę terytorialną. A także obejmowała swymi granicami ogromny obszar państwa polsko-litewskiego. Co istotne, opiekunem Metropolii Kijowskiej i reprezentantem interesów prawosławnych, a później unitów, był król. Nie była to teoria, np. katoliccy królowie dwukrotnie fundowali ruskie diecezje. Wszyscy królowie aż po Stanisława Augusta Poniatowskiego dbali o Metropolię Kijowską, gdyż uznawali się za spadkobierców dawnych książąt ruskich.

Jakie znaczenie miało utworzenie w Moskwie niezależnego patriarchatu w 1589 r.?

Patriarchat ten powołano w niekanonicznych okolicznościach. Gdy patriarcha Konstantynopola przyjechał do Moskwy, wtrącono go po prostu do więzienia i poddawano, mówiąc delikatnie, presji, aż wyraził zgodę. Utworzenie tego patriarchatu miało znaczący wpływ polityczny na Europę Wschodnią. Odtąd Moskwa mogła oddziaływać na cały świat ruski i wszystkich prawosławnych Rusinów, także tych mieszkających w Rzeczypospolitej.

Unia brzeska z 1596 r. zajmuje ważne miejsce w dziejach Europy Wschodniej. Dziś uważa się, że połączenie Cerkwi prawosławnej, istniejącej na terenie I Rzeczypospolitej, z Kościołem katolickim wykopało przepaść między katolikami a prawosławnymi i pchnęło tych drugich w objęcia Moskwy.

Unia to jeden z najbardziej mitologizowanych epizodów naszej historii. Mitów jest tu tak wiele, że zapominamy o realiach epoki. Królem był wtedy Zygmunt III z dynastii Wazów, jego celem było odzyskanie tronu Szwecji, choć daleki był od dążenia do nawracania swej szwedzkiej ojczyzny na katolicyzm. Z kolei Kościół katolicki po reformach trydenckich stawał się Kościołem triumfującym, gotowym do „odrobienia” strat, jakie poniósł w wyniku Reformacji. Wbrew obiegowej opinii głównym zagrożeniem dla prawosławia nie był wtedy katolicyzm, lecz wyznania protestanckie. Elity ruskie masowo przechodziły do Kościołów reformowanych.

Pod koniec XVI w. przed wspólnotą ruską w Rzeczypospolitej były więc dwa wyjścia: nie robić nic i czekać, ale to była droga do samozniszczenia, lub zaryzykować i poświęcić coś, aby uratować to, co było możliwe do uratowania. Unia z Kościołem katolickim była realizacją tej drugiej drogi.

Unia brzeska spowodowała jednak „rozłam świata” ruskiej ortodoksji.

W wyniku unii brzeskiej Metropolia Kijowska została włączona do Kościoła katolickiego, co dla części prawosławnych było nie do przyjęcia. Stąd dla wielu ortodoksów Rusinów unia oznaczała odejście nie tylko od prawosławia, lecz także od ruskiej tożsamości. Ale realia były nieubłagane. Z jednej strony była wspólnota wiernych licząca kilka milionów ludzi, a z drugiej globalny katolicki Kościół. Zwolennicy unii podjęli ryzyko i w 1596 r. w Brześciu ogłoszono powstanie nowej wspólnoty: unitów, tj. katolików obrządku wschodniego. Z perspektywy trzeba przyznać, że unici wykorzystali szansę i osiągnęli ogromny sukces. Doszło do tego, że w XVIII w. pod względem liczby parafii była to największa w Rzeczypospolitej wspólnota wyznaniowa, większa od łacińskiego katolicyzmu.

W wiekach XVI i XVII na arenę z impetem wkracza Kozaczyzna. Pan uważa, że ruch Kozaków niewiele miał wspólnego z tradycją ruską.

Kozacy byli produktem pogranicza słowiańsko-tureckiego, u swego zarania mieli więcej wspólnego ze światem islamskich koczowników niż z Rusią. Problem Kozaków pojawił się w chwili, gdy Rzeczpospolita chciała objąć swe wschodnie województwa ściślejszą kontrolą. Zaczął się proces zasiedlania stepowych pustkowi, pojawiły się liczne miasta i wsie, temu zaś towarzyszyło wprowadzanie prawa. W tym nowym porządku, niemającym nic wspólnego z późniejszym zachodnioeuropejskim kolonializmem, Kozacy byli elementem destruktywnym. Podjęta przez nich walka z modernizacją – wprowadzaną nie tylko polskimi, ale i ruskimi rękoma – była typowym konfliktem między siłą nastawioną na niszczenie, a w najlepszym razie na pasożytowanie na wspólnotach miejskich i wiejskich z jednej strony oraz nowym porządkiem ekonomiczno-politycznym z drugiej. Kozacy stali się grupą nieprzystosowaną społecznie, ich walka na początku nie wpisywała się ani w model konfliktu religijnego, ani narodowego. Dopiero splot okoliczności politycznych dał im możliwość wystąpienia w roli obrońców prawosławia. Na początku Kozacy byli dość obojętni w kwestiach religijnych.

Dla wielu Ukraińców Chmielnicki i Kozaczyzna są jednym z pierwszych ogniw w łańcuchu walk o ukraińską narodowość. Pan widzi to inaczej.

To niezwykłe, jak bardzo mit przesłania tu realia epoki. Dziś patrzymy na wojny Chmielnickiego jak na konflikt polsko-ukraiński. Ale dla współczesnych była to w dużej mierze wojna Rusi z Rusią. Ówczesna Kozaczyzna była zaprzeczeniem wolności religijnej. Projekt Chmielnickiego był wykluczający, bo uwzględniał tylko prawosławnych Rusinów. W jego państwie, gdyby powstało, nie byłoby miejsca dla Żydów, Polaków (katolików i protestantów), a zwłaszcza dla Rusinów unitów. Rozumieli to doskonale unici. Podczas bitwy pod Beresteczkiem w 1651 r. unicki biskup chełmski Jakub Susza, zwracając się do Rusinów walczących po stronie Rzeczypospolitej, mówił, że to oni są „prawdziwą Rusią” w przeciwieństwie do tych, którzy niszczą ją wespół z muzułmańskimi Tatarami, rozpętując bratobójczą wojnę.

W 1686 r., w wyniku tzw. pokoju wieczystego z Rosją, Kijów został oderwany od Rzeczypospolitej, a Metropolia Kijowska znalazła się we władaniu patriarchy z Moskwy. Czy rywalizacja o „serca i umysły” Rusinów była przegrana?

Rok 1686 jest podwójnie tragiczny. Z jednej strony włączono bowiem tę część Metropolii Kijowskiej, która pozostała przy Rosji, w granice Patriarchatu Moskiewskiego. Z drugiej zaś strony prawosławni w Rzeczypospolitej poddani zostali kontroli tegoż Moskiewskiego Patriarchatu, przez co Kreml uzyskał nad nimi także wpływ polityczny. Tym samym Rzeczpospolita utraciła możliwość oddziaływania na sytuację na wschodzie. Później, w XVIII stuleciu, Moskwa świetnie rozgrywała kwestię prawosławnych na niekorzyść Polski.

Wskazujecie, jak duże różnice dzieliły prawosławie moskiewskie i kijowskie. Jak to się ma do „wspólnoty” Rosjan, Ukraińców i Białorusinów oraz idei „russkiego miru”, tak silnie promowanego dziś przez rosyjską Cerkiew?

Rzekoma wspólnota Ukraińców, Białorusinów i Rosjan jest hasłem politycznym, ona ma na celu podkopać poczucie ukraińskiej i białoruskiej odrębności. Prawosławna tradycja Rzeczypospolitej, uosabiana przez Metropolię Kijowską, nie miała nic wspólnego z Moskwą. To były dwa odrębne światy. Inne obyczaje liturgiczne, inne świątynie, ikony, święci. Przypomnijmy, że Cerkiew rosyjska nakazywała w XVII w. powtórne chrzczenie nie tylko katolików czy protestantów, ale też prawosławnych pochodzących z Rzeczypospolitej, Bałkanów czy ziem greckich. Głównym wrogiem rosyjskiej Cerkwi był jednak Kościół unicki. Dlatego wszędzie, gdzie było to możliwe, był on prześladowany i niszczony. Ostatnią unicką diecezję – chełmską – na terenie Imperium Rosyjskiego zlikwidowano w 1875 r.

Dlaczego Rosja od wieków zawłaszcza tradycję Rusi i kijowskiego chrześcijaństwa?

Tak kiedyś, jak i dziś Rosja potrzebuje ideologicznej podbudowy pod politykę ekspansji. Dlatego wykorzystuje ideę „russkiego miru”. To manipulacja. Nie było i nie ma takiej wspólnoty. W ustach Putina „russkij mir” niewiele różni się od świata sowieckiego, to narzędzie czysto polityczne. Gdy spełni swą rolę, kremlowscy polit-technolodzy wynajdą nowe hasła.

Na czym polega znaczenie Rusi w dziejach Europy Środkowo-Wschodniej?

Tradycja ruska – rozumiana jako tradycja prawosławnej i potem unickiej Metropolii Kijowskiej – jest rozdziałem historycznie zamkniętym, ale niezmiernie ważnym w dziejach naszego regionu. Była ona wyjątkową próbą połączenia elementów świata bizantyjsko-ruskiego z intelektualną tradycją Europy Zachodniej. Tradycja ruska była też alternatywą dla moskiewskiego prawosławia, które chciało zjednoczyć pod sobą cały świat ruski. Historia pokazała, że to się nie udało. Nie ma i nigdy nie było jednej Rusi. Dlatego nikt nie może jej – tak współcześnie, jak i w kontekście historycznym – zawłaszczyć. Na szczęście. ©

TO MOCNY GŁOS w obronie autentycznego dziedzictwa Rusi, ruskiej tożsamości i kultury. Gdy książka „Kościoły wschodnie w państwie polsko-litewskim w procesie przemian i adaptacji. Metropolia Kijowska w latach 1458–1795” ukazała się kilka lat temu, nie wzbudziła zainteresowania poza gronem historyków. Tymczasem jej przesłanie staje się dziś coraz ważniejsze – w sytuacji, gdy propaganda Kremla utożsamia Ruś z Rosją i wykorzystuje jej pamięć dla agresywnej polityki, kreując ideę „wspólnoty ruskiej = rosyjskiej”. Autorzy, Polak i Ukrainiec – prof. Andrzej Gil z KUL i dr Ihor Skoczylas z Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie – ukazują dzieje Rusi w innym świetle, pokazując ją jako istotną część składową federacji polsko-litewskiej, a potem Pierwszej Rzeczypospolitej. Proponują też inne spojrzenie na wojny Chmielnickiego: widzą w nich bratobójczy konflikt wewnątrzruski, a nie tylko polsko-ukraiński. © TT

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2018