Czas łamanego słowa

W ostatnich latach coraz częściej zdarzają się odejścia z kapłaństwa i życia zakonnego. Gdy odchodzi ktoś młody i mało znany, traktuje się to jak jego prywatną sprawę (choć to nie do końca prawda). Gdy odchodzi postać znana, wybucha skandal.

23.10.2005

Czyta się kilka minut

Odwołanie, żeby nie powiedzieć złamanie przez odchodzących z kapłaństwa danego niegdyś słowa - jest ewidentne. Ma wymiar i prawny, i społeczny. Rzeczywistych, duchowych i ludzkich przyczyn tak drastycznego kroku nie wolno jednak osądzać. Jeżeli nie potrafimy osądzić własnego sumienia, jakże usiłować osądzić sumienia brata: “Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią. Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc" (Rz 4, 4-5).

Nie jest też - jak się wydaje - rzeczą słuszną zrzucać całą odpowiedzialność na pojedynczą wspólnotę (np. tę, gdzie w ostatnich latach przebywał eks-ksiądz) czy konkretne osoby (np. bezpośrednich przełożonych). I chociaż niezręczności czy błędy jednostek są nieraz oczywiste, nie byłoby uczciwe szukać w nich wytłumaczenia dla całości sytuacji. Otoczenie opowiada czasem o odchodzących z kapłaństwa jakieś fakty i opinie, ale służy to nie tyle wyjaśnieniu problemu, ile emocjonalnemu uspokojeniu.

Należy dostrzec również sytuację cywilizacyjną, w jakiej się znaleźliśmy, a która sprzyja łamaniu danego słowa. Bo żyjemy właśnie w czasach - by tak rzec - “łamanego słowa". Wypowiadane uroczyście przyrzeczenia wobec przedstawicieli Kościoła, w obecności świadków, rodziny i przyjaciół, w odświętnych szatach, przed pięknie ozdobionymi ołtarzami - dla wielu znaczą dziś niewiele. Pokusa niedotrzymania słowa wpisała się w życie społeczne i przenika do świadomości czy podświadomości wierzących. Jeżeli nawet dobrowolnie i uroczyście dajemy słowo, jednocześnie mamy przekonanie, że w ostateczności można je odwołać. Ta postawa wiąże się z kryzysem wartości religijnych: “Fundamentalne więzi, co podtrzymywały ludzką wspólnotę - rodzinę, religię - zostały wyszydzone lub gwałtem rozerwane. (...) Istnienie ludzkie zostało zredukowane do jego czysto naturalnych określników, a przez to osoby ludzkie stały się całkiem wymienialne niczym cegły w ścianie" - zauważa Leszek Kołakowski. Wyrażenie o cegłach i ścianie brzmi drastycznie, ale uderza w sedno problemu łamania słowa.

Wierność słowu

Pilny postulat stanowi wychowanie do odpowiedzialności za dane słowo. Kiedy bowiem składamy śluby, przyjmujemy święcenia, zawieramy małżeństwo albo decydujemy się na dziecko - dajemy słowo. Używając wyrażeń św. Ignacego Loyoli, mówimy: “Chcę i pragnę, i taka jest moja dobrze rozważona decyzja".

Komu dajemy słowo? Po pierwsze, Chrystusowi. Zobowiązujemy się wobec Niego, że będziemy wierni w miłości Jemu oraz tym, z którymi On nas zwiąże zgodnie z naszym powołaniem. Konsekwencją danego słowa ma być realizowanie konkretnych celów, które ono określa, oraz kierowanie się normami i zasadami, na które dobrowolnie wyrażamy zgodę. Dając słowo, przyrzekamy zarazem, że będziemy robić wszystko, aby go dotrzymać.

Dajemy słowo Bogu we wspólnocie Kościoła. A ponieważ wszyscy jesteśmy jego członkami, “gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki" (1 Kor 12, 26). Gdy współbrat odchodzi ze wspólnoty, nie możemy udawać, że nic się nie stało. Banalizowanie przez wspólnoty diecezjalne czy zakonne wystąpień z kapłaństwa nie wystawia im dobrego świadectwa.

Aby dane słowo mogło trwać, musi nieustannie czerpać ze Słowa Wcielonego. Słowo, które daliśmy Jezusowi, możemy zachować tylko dzięki Jego mocy i łasce. Św. Ignacy Loyola w kontemplacji rozpoczynającej drugi tydzień “Ćwiczeń duchownych" włoży w usta króla: “Ten, co chciałby pójść za mną, powinien zadowolić się tym samym pożywieniem, co i ja, tym samym napojem i odzieżą itd. Podobnie winien tak samo jak ja pracować za dnia, a czuwać po nocy itd., aby wreszcie stał się uczestnikiem mego zwycięstwa, jak był uczestnikiem moich trudów". To odpowiedź, co robić: trwać z Chrystusem i zadowalać się tym, do czego On nas zaprasza i co On sam nam daje.

Aby dotrzymać słowa, musimy pielęgnować sztukę obcowania z Jezusem na co dzień. Musimy być jak ci, którzy naprawdę się kochają - i zawsze znajdą tysiące sposobów, aby każdego dnia potwierdzać wzajemną miłość. Gotowi są do trudów i ofiar.

Ubóstwo i cierpienie

Św. Ignacy pisze, że mamy “zadowolić się pożywieniem" oraz “napojem i odzieżą", jakich używa Król, czyli ubogi Jezus. I choć Chrystus nie gardził posiłkami przy bogatym stole, jednak częściej obcował z ubogimi, z nimi się utożsamiał. Doświadczenie ubóstwa i braku to jeden z najskuteczniejszych ewangelicznych sposobów trwania w jedności z Jezusem.

Ludzka niewierność bierze się dziś także ze zmysłowego i konsumpcyjnego przesytu. Łatwy dostęp do wszelkich dóbr od dnia ślubu czy prymicji wcale nie ułatwia wzięcia odpowiedzialności za siebie i powierzonych sobie ludzi: żonę, męża, dzieci, parafian, penitentów, wychowanków. Im większa obfitość do użycia (zużycia), tym szybciej wielu traci rozsądek. Bogactwo, jakiekolwiek by nie było, przewraca w głowie ludziom, którzy nie znaleźli oparcia w najgłębszych wartościach. Św. Paweł powie: “Wiedza wbija w pychę" (1 Kor 1, 8). Jezus przestrzega: “Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego" (Mt 19, 24).

Dlatego zakonodawcy kładli nacisk na zachowanie ubóstwa. Ignacy Loyola w Konstytucjach Towarzystwa Jezusowego pisze: “Ubóstwo należy miłować jako mocny mur zakonu i zachowywać je w jego czystości, na ile za pomocą łaski Bożej będzie to możliwe. Wróg ludzkiej natury chcąc osłabić to przedmurze i ochronę, które Bóg Pan nasz dał zakonom przeciw niemu i innym nieprzyjaciołom zakonnej doskonałości, usiłuje zazwyczaj zmienić te prawa, które w sposób właściwy ustanowili pierwsi założyciele".

Ubóstwo nie jest największym wyrzeczeniem. Kiedy człowiek jest świadomy celu, łatwo się na nie zgodzi. O wiele trudniej przyjąć cierpienie, którego nie wybieramy, ale które przychodzi do nas wbrew woli. Cierpienie należy do istoty naśladowania Jezusa: gdyby Jego uczeń unikał za wszelką cenę cierpień, nie byłby wierny. To cierpieniem Jan Paweł II zdobył zaufanie świata: odsłaniało ono czystość jego intencji, wielkoduszność, bezgraniczne zaufanie Bogu, miłość do ludzi, współczucie dla chorych i cierpiących, troskę o młodych. O wierność cierpieniu modlił się w swoim “Testamencie": “Wyrażam najgłębszą ufność, że (...) Pan udzieli mi każdej łaski potrzebnej, aby sprostać wedle Jego Woli wszelkim zadaniom, doświadczeniom i cierpieniom, jakich zechce zażądać od swego sługi w ciągu życia".

Pokarm wspólnoty

Aby dotrzymać słowa, potrzebujemy wspólnoty - jej wsparcia, świadectwa wiary, braterskich i przyjacielskich więzi. Jak pokazuje doświadczenie, porzucenie żony czy męża, dzieci, albo odejście z zakonu czy kapłaństwa zaczyna się zwykle od rozluźnienia więzi ze wspólnotą. Po takim wydarzeniu wspólnota zakonna czy kapłańska powinna - w imię uczciwości - postawić sobie pytanie: czy spełnia właściwie zadania wobec swoich członków? Wspólnota, w której członkowie nie karmią się życzliwym dialogiem, szacunkiem, wsparciem czy wspólną modlitwą, stopniowo umiera.

“Ten, co chciałby pójść za mną (...) winien tak samo jak ja pracować za dnia..." - mówi król z ignacjańskiej kontemplacji do tych, którzy chcieliby pójść za nim. Jesteśmy powołani pracować pośród ludzi. Jezus gromadzi nas, aby nas rozesłać. Każda wspólnota apostolska jest “ku rozproszeniu". Kapłan nie może izolować się od ludzi. Żyje dla nich. Ma ich podnosić na duchu, pocieszać, pomagać rozumieć siebie i innych, jednać z Bogiem. Jesteśmy wzięci z ludu i wysłani do ludu.

Ale i my potrzebujemy ludzi. Jezus dał nam siebie nawzajem. Gdy wspólnotę kapłańską opuszczają jej członkowie, czy to nie znak, że żyje ona tylko dla siebie? Czy nie uprawia idolatrii kapłaństwa? Potrzebujemy świadectwa wiary i modlitwy ludzi, którym służymy, szczególnie w chwilach wewnętrznych wahań i wątpliwości wiary. Kiedy ogarnia nas lenistwo w modlitwie, jak wszystkich innych ludzi, dla których sprawujemy Msze, mogą nas wtedy zachęcić do zmagania o wierność w modlitwie.

Matka Teresa z Kalkuty była świętą, stąd też wielkim zaskoczeniem były jej listy do kierownika duchowego, opublikowane dopiero po śmierci. Uskarżała się w nich na wątpliwości w wierze: “Niebo nic dla mnie nie znaczy, wygląda, jakby było puste. Chciałabym być nikim, nawet dla Boga". Ale - jak podkreślała - w nocy wiary dobry Bóg nie zostawił jej bez światła. Byli nim ubodzy. Pozostała wierną Bogu, ponieważ pozostała wierna ubogim. Wiedziała, że to nie ona jest wielkim dobroczyńcą ubogich, ale ubodzy są jej dobroczyńcami. I nam wierni często dają o wiele więcej, niż my im.

Zwycięstwo o. Musiała

Na zakończenie chciałbym przytoczyć przykład codziennego zmagania o wierność kapłańską. To fragmenty osobistego “Notatnika" o. Stanisława Musiała. Znalazłem go przypadkowo wśród rzeczy przeznaczonych do wyrzucenia po jego śmierci. Ot, stary, niemiecki, niedatowany kalendarz “Jahr um Jahr" (rok, miesiąc i dzień należy pisać samemu), formatu 10 x 15 cm i czarnego koloru, z nielicznymi notatkami pisanymi drobnym pismem - maczkiem, którego nie sposób odczytać bez lupy. Ze względu na osobisty charakter notatek całość nie nadaje się na razie do publikacji.

Jednym z tematów poruszanych na łamach “Notatnika" jest problem doktoratu: choć ostatecznie o. Stanisław go nie napisał, praca nad nim była szczególnym miejscem zmagania o wierność. W życiu duchowym bowiem nie sam skutek naszych zmagań jest najważniejszy, ale wytrwałość w walce. W życiu wielu z nas przegrana z ludzkiego punktu widzenia okazuje się z innej perspektywy, szczególnie z perspektywy śmierci - łaską. Wierzę, że tak było w przypadku wielu “porażek" o. Stanisława.

“13 maja 1982, czwartek. Przedziwna jest Maryja na drogach swego wspomagania. Ile spraw się ułożyło w ostatnich dniach, kilku tygodniach czy nawet miesiącach. To wszystko chyba nie na darmo. Czegoś Pan oczekuje ode mnie. Czy mogę Go zawieść? Rozpocząłem dzień z Najświętszą Panną Mszą św. w Frauenkirche o godz. 8.45 i zakończyłem “pielgrzymką" (z hotelu Eder) na Marienplatz pod jej figurę na kolumnie z XVII w. Deo Gratias.

22 maja 1982, sobota. Muszę przeorganizować mój czas. W takim tempie i nieładzie nie skończę pracy za rok. Tymczasem: sześć miesięcy, jak miecz Damoklesa, wiszą nad mą wiedzą. Muszę się wylegitymować doktorskim świstkiem papieru. Pogodny religijnie dzień. Przy wieczornej modlitwie nad tekstem Augustyna - olśniewające oglądy doczesności i wieczności: ze źródła Serca Pana trzeba mi pić. Panie, nie jestem godzien.

24 maja 1982, poniedziałek. Święto Matki Bożej de la Strada. Powierzam Jej mą trudną drogę ku Chrystusowi. Trudną - bo są pewne sprawy przydrożne, które mnie chcą zwieść z tej drogi. (...) Powierzam Jej drogę do mojej tezy, sprawdzianu mego poczucia odpowiedzialności. (...)

14 stycznia 1984, sobota. Którego, choć nie widzieliście, miłujecie (1 P 1, 8a). Panie Jezu, wyzwól we mnie odpowiedzialność za me życie. Daj mi siłę woli do rozpoczęcia na dobre tezy. Od lat ją noszę w sobie jak rozżarzony węgiel, w który dmucham i chucham, ale nie mogę go ująć twardo w rękę. Wyprowadź mnie, Panie, na szerokie wody ducha poprzez bramę cierpienia, którą stanęła przede mną teza. Od dzisiaj chcę uchwycić się dwóch desek »salutis« [ratunku] oburącz: Wielki Różaniec - ku uroczystościom Zesłania Ducha Świętego. 7 godzin pracy jako »przygotowanie« do Mszy św. Tak mi dopomóż, Chryste, Matko Strapionych, Pani Pocieszenia! (...)

26 sierpnia 1984, niedziela, godz. 10.30. Matko Najświętsza, Matko Pocieszenia, Pani Pięknej Miłości w Obrazie Nowosądeckim, staję przed Tobą, jak niegdyś, przed wieloma laty, modliłem się całym sercem przed Tobą, latem 1952, wyprowadź mnie z mych zaułków życiowych i wprowadź w bezbrzeżne Królestwo Miłości Twego Syna: w służbę wierną, radosną - wszystkim, czym jestem. Po przyjeździe do kraju chcę moje pierwsze kroki skierować ku Tobie, by odnowić swe oddanie. Daj mi przylgnąć do Twego Syna - poprzez Ciebie - niepodzielnym sercem, a czas utracony na drogach nieprawości nadrobić gorliwą służbą dla Boga.

13 stycznia 1985, niedziela, godz. 21.30. Jeszcze jeden zryw. Czyżby to bój ostatni? O tezę? O więcej, o wszystko? Niczym nie mogę sobie wytłumaczyć niemożności powrotu do pisania pracy doktorskiej - niemożności przełamania się i wzięcia za pióro, czy w ogóle wglądnięcia w to, co napisałem. Panie Jezu - »Podnieś rączkę, Boże dziecię...«. Może stać się muszę dzieckiem - jak ON - by podnieść rękę do pisania, do pracy, bo pisanie jest mą pracą. Tobie, Matko Pocieszenia, powierzam mój nowy zryw... ku Twemu Świętu Zwiastowania... Wszystka pomyślność w zdaniu: [Którego, choć nie widzieliście, miłujecie]. Stwórz we mnie serce czyste, Panie. (...)

17 marca 1994, czwartek. Tyle lat upłynęło. Narosło [...] trochę dobra, ale na kruchych nogach. Z jakąkolwiek pracą coraz gorzej. [...] Wewnętrznych rozterek nie widać końca. C’est la vie; c’est ma vie. Trzeba ten wóz życia dociągnąć do końca. Zapewne niewiele się już zmieni. Byle nie całkiem na gorsze. Postanowienia: zajmować się tym, co do mnie należy, nie mówić o nikim źle we wspólnocie, w prowincji, w Kościele, o ludziach, zabrać się do tezy, zbierać materiały do książki o Chrystusie, o historii Żydów".

Miłość do Jezusa i Jego Matki, duchowa przejrzystość, krytyczny (chciałoby się powiedzieć: zbyt krytyczny) stosunek do siebie leżały u podstaw wierności o. Musiała. W jednym z listów do przyjaciół napisał: “Zakon jest dla mnie wszystkim". I choć bywał niełatwym partnerem w dialogu, jednak zawsze był partnerem uczciwym. Często w “Notatniku" powtarza po łacinie słowa z Pierwszego Listu św. Piotra: “Quem cum non vidertis, diligitis". “Którego, choć nie widzieliście, miłujecie" (1, 8a). To był nie tylko motyw przewodni jego notatek, ale i całego życia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2005