Czarna dziura

Polska nie potrafi uporać się ze sprawą więzień CIA. Od pięciu lat sprawa ośrodków, w których miało dochodzić do tortur, tli się i wybucha na nowo. Od pięciu lat cierpi na tym wiarygodność państwa.

10.08.2010

Czyta się kilka minut

Politycy lewicy i ludzie tajnych służb próbowali zbyć sprawę żartami. Boeing 737, którego CIA używała do transportu więźniów, zjawiał się w Szymanach? Przecież tam jest za krótki pas, by tak duża maszyna mogła bezpiecznie lądować. Samoloty CIA lądowały jednak na mazurskim lotnisku? No tak, ale tylko po to, żeby zatankować. Z samolotów wysiadali ludzie i odjeżdżali w stronę oddalonych o 20 kilometrów Kiejkut, gdzie znajduje się ośrodek polskiego wywiadu? Wszystko prawda, ale nie ma w tym nic dziwnego: w Kiejkutach są wygodne wille, w których ludzie CIA mogli spędzać urlopy po wyczerpujących akcjach.

Dziś sprawy nie załatwią podobne tłumaczenia. Za chwilę minie pięć lat od pojawienia się pierwszych doniesień o tym, że oficerowie amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej mieli w Polsce bazę (tzw. czarną dziurę), w której przetrzymywali i torturowali osoby podejrzane o terroryzm. Prześledźmy, co do tej pory udało się ustalić na temat tej tajemniczej historii, i zastanówmy się, w jakim stopniu realne jest to (o takiej możliwości wspominała w zeszłym tygodniu "Gazeta Wyborcza"), że były prezydent Aleksander Kwaśniewski i były premier Leszek Miller odpowiedzą za sprawę "więzień CIA" przed Trybunałem Stanu.

Bomba wybucha

Grudzień 2005 r. Za chwilę, po dziesięciu latach, fotel prezydenta zwolni Aleksander Kwaśniewski, już wiadomo, że jego następcą będzie Lech Kaczyński. Rządzić, po Leszku Millerze i Marku Belce, zaczyna PiS. Ale o Polsce jest głośno nie tylko z powodu zmiany władzy. Zachodnie media, powołując się na organizacje ochrony praw człowieka, podają, że w latach 2002-03 Amerykanie mieli w Polsce bazę, w której trzymali i torturowali podejrzanych o terroryzm.

Sprawa jest niebezpieczna. Polscy wojskowi są w Afganistanie i Iraku. Realna jest obawa, że rebelianci w jednym albo drugim kraju będą szukać zemsty na naszych żołnierzach.  Czym prędzej, jeszcze w grudniu 2005 r., za zamkniętymi drzwiami zostaje zwołana komisja ds. służb specjalnych. Jej gośćmi są m.in. sprawujący od niedawna nadzór nad służbami minister Zbigniew Wassermann i świeżo upieczony szef wywiadu Zbigniew Nowek. Informacji na temat "więzień CIA" wysłuchuje ledwie dwóch posłów - Roman Giertych z LPR i ludowiec Zbigniew Sosnowski, inni członkowie komisji zostają za drzwiami (nie mają certyfikatów dostępu do ściśle tajnych informacji).

Relacje ze spotkania są rozbieżne. Sosnowski przed dwoma laty opowiadał mi, że obyło się bez sensacji. - Nie było informacji, że w Polsce znajdowały się więzienia. Nie było mowy o tym, że dochodziło do łamania prawa - stwierdził. Giertych wyciągnął inne wnioski. Posłał pisma do Wassermanna i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, w których zażądał pełniejszych wyjaśnień. Dlaczego? - Bo informacja Nowka wskazywała na istnienie ośrodka CIA za zgodą lewicowych władz - tłumaczył mój rozmówca.

Notatka polskiego wywiadu

Wiosną 2006 r., a więc kilka miesięcy po posiedzeniu komisji, Wassermann niespodziewanie zaprosił do siebie Ziobrę oraz prokuratora krajowego Janusza Kaczmarka. Na miejscu czekał już szef wywiadu Nowek. Żaden w wymienionych nie chciał o tym spotkaniu rozmawiać pod nazwiskiem. Jeden z jego uczestników nieoficjalnie: - Wassermann dał Ziobrze teczkę, w której znajdował się dwustronicowy dokument Agencji Wywiadu.

Ziobro czytał, potem podał papiery Kaczmarkowi. Dokument potwierdzał, że w Polsce było więzienie CIA.

Kolejny obecny na naradzie: - W notatce i w czasie krótkiej rozmowy nie było mowy o więzieniach, torturach, przetrzymywaniu więźniów. Była mowa o lądowaniu amerykańskich samolotów w Szymanach, ale te samoloty lądowały też w Hiszpanii, Niemczech i Wielkiej Brytanii.

Jeśli było tak, jak chce ostatni z wymienionych, to zastanawiające jest, po co minister wezwał szefa wywiadu i dwóch najważniejszych prokuratorów? Po to, żeby mówić z nimi tylko

o lądowaniach samolotów, co opisywały wcześniej gazety? Wątek dokumentu Agencji Wywiadu, który pojawił się na tamtej naradzie, jest istotny. Śledztwo w sprawie "więzień CIA" prowadzi od dwóch lat prokuratura w Warszawie. Z ostatnich przecieków, które wydostają się do prasy, wynika, że właśnie dokument Agencji Wywiadu ma być jednym z mocnych dowodów na istnienie "czarnej dziury CIA" na Mazurach w latach 2002-03.

Tymczasowy skład

Co wiadomo o ośrodku CIA w Polsce? Oficjalnie niewiele. Dwa lata temu, będąc reporterem "Dziennika", rozmawiałem z człowiekiem służb, mocno ustosunkowanym w środowisku lewicy.  Przytoczę jego opowieść w całości: "CIA miała od 2002 r. swoją bazę w Polsce, do której przewożeni byli ludzie podejrzani o terroryzm. Miejsce to znajdowało się w wydzielonej strefie ośrodka szkolenia wywiadu w Kiejkutach. Dostęp do tej strefy mieli tylko Amerykanie. Nawet jedzenie i picie dla więźniów i amerykańskiej obsługi nie pochodziło z Polski. Przywożono je z Frankfurtu. Co dokładnie działo się za zamkniętymi drzwiami? Czy więźniów torturowano? Nie sądzę, żeby taka wiedza była w Polsce, nawet na najwyższych szczeblach. Amerykanie mieli pełną dowolność działania i nikt ich nie kontrolował. Z tego, co wiem, nie było żadnej umowy o czasowym przekazaniu tego terenu ludziom z CIA. Wszystko odbywało się »na twarz«, a formalną podkładką była ogólna umowa o współpracy polskich i amerykańskich służb. Duża amerykańska ekipa, głównie ludzi z CIA, zajmująca się koordynacją przerzutu więźniów, rezydowała w ośrodku pod Warszawą, który należy do jednego z urzędów państwowych. Oczywiście o obecności Amerykanów i ich więźniów w Kiejkutach wiedzieli Miller i Kwaśniewski. Akceptowali to. Czy wiedzieli o torturach, agresywnych zachowaniach wobec podejrzanych o terroryzm? Nie wydaje mi się. Amerykanie wmówili im, że ta strefa będzie czymś w rodzaju składu, miejscem przetrzymywania więźniów przed przewiezieniem ich do miejsc przeznaczenia. A Polacy nie sprawdzali, jak było naprawdę. Panowało pełne przyzwolenie dla działań Amerykanów. Dlaczego? Postkomunistyczna lewica, żeby uwiarygodnić się przed Waszyngtonem, gotowa była na wiele - posłanie wojsk na wojnę z terroryzmem, kupno myśliwców F-16, a nawet obronę płk. Kuklińskiego wbrew własnemu elektoratowi. A dla Amerykanów Kiejkuty były idealnym miejscem po drodze z Afganistanu i Bliskiego Wschodu. Duży, rygorystycznie chroniony teren oddalony od wielkich miast. W pobliżu lotnisko w Szymanach. No i co najważniejsze: przyjazna polska administracja gotowa do lojalnej współpracy z USA".

Drugie źródło, wysoki rangą oficer wywiadu: "Ośrodek szkolenia wywiadu w Kiejkutach podzielony jest na sektory. Poruszanie się po obiekcie zależy od stopnia wtajemniczenia. Dla gości dostępna jest jedna strefa, dla uczniów następna, potem kolejna zona, do której kursanci już nie mają wejścia, i tak dalej. W ośrodku jest też strefa zero. To kilka willi w lesie. One zostały wynajęte Amerykanom w 2002 r. Nie bardzo było wiadomo, co ludzie z CIA tam robią. Było natomiast jasne, że są, bo często przyjeżdżały do nich furgonetki z przyciemnianymi szybami".

Biznesmeni w kajdankach

Właśnie o takich samochodach z "przyciemnianymi szybami" opowiadała Mariola Przewłocka, była dyrektorka na lotnisku w Szymanach. Auta wjeżdżały na pas po wylądowaniu maszyn, a pracownicy lotniska mieli zakaz zbliżania się do samolotów.

Dziś jest jasne, że nie były to zwykłe maszyny. W Szymanach "siadał" m.in. Gulfstream o numerze N379P, ochrzczony "Ekspressem Guantanamo" -  słynna maszyna, którą CIA przewoziła podejrzanych o terroryzm. Krok po kroku, na światło dzienne wychodzą kolejne szczegóły. W lipcu tego roku Helsińska Fundacja Praw Człowieka dostała bardzo interesujące odpowiedzi na pytania zadane polskiej Straży Granicznej. Obrońcy praw człowieka chcieli wiedzieć, ile osób wysiadało i wsiadało w Szymanach do samolotów, które światowa prasa rozszyfrowała jako maszyny używane do transportu więźniów. Odpowiedzi pograniczników okazały się zaskakująco dokładne. Wynika z nich, że Gulfstreamy i Boeingi, którymi w tajnych akcjach posługiwała się CIA, od grudnia 2002 do lipca 2003 r. przywiozły na Mazury w sumie 20 osób.

Wszystko jest dokładnie rozpisane. I tak np. "Ekspress Guantanamo" lądował w Szymanach 8 lutego 2003 r. Przywiózł siedem osób z Rabatu (Maroko). Odlatując do Larnaki, zabrał cztery. Opisywane odpowiedzi Straży Granicznej są pierwszym, jawnym dokumentem mówiącym o tym, że z samolotów CIA wysiadali na Mazurach pasażerowie. Kim byli? Pogranicznikom deklarowano, że są biznesmenami. "Rzeczpospolita" w zeszłym roku dotarła do świadka, który widział w 2003 r. w Szymanach "biznesmenów", których przywieziono Gulfstreamem. - Z samolotu wyprowadzano osoby zakute w kajdanki, z opaskami na oczach - relacjonowała ta osoba. Jej zeznania, jak twierdzi "Rz", znajdują się w aktach polskiego śledztwa.

Chalid i krajowa woda

Z przecieków, które wyszły z CIA do amerykańskiej prasy, wynika, że w Polsce przetrzymywano "grube ryby" terroryzmu. Najważniejszą postacią był - dziś blisko 50-letni - obywatel Kataru Chalid Szejk Mohammed, główny organizator zamachów

z 11 września. To on wymyślił jednoczesne ataki samolotami na ważne obiekty w Nowym Jorku i Waszyngtonie.

Chalid wpadł w 2003 r. na terenie Pakistanu. Informator, który go wystawił (opisywany jako "niepozorny wieśniak"), dostał z rąk szefa CIA czek na 25 mln dolarów i nowe życie w USA. Terrorysta, również w Polsce, miał być poddawany waterboardingowi - torturze polegającej na kontrolowanym podtapianiu. Na to, że był przetrzymywany w naszym kraju, wskazuje relacja, którą złożył po latach wysłannikom Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. - Widziałem śnieg na ziemi. Myślę, że tym krajem była Polska. Raz dostałem butelkę wody z nieodlepioną etykietką. Był na niej adres e-mailowy kończący się skrótem ".pl". Także system centralnego ogrzewania był przestarzały, taki jakiego można oczekiwać tylko w byłych krajach bloku komunistycznego - mówił Katarczyk.

W Polsce miał być także przetrzymywany i torturowany Abu Zubajda, szef logistyki Al-Kaidy. Według "New York Timesa" jego i Chalida przesłuchiwał w Polsce Deuce Martinez, specjalista od karteli narkotykowych.

Litewskie oczyszczenie

Polska ma problem ze sprawą "więzień CIA" - sprawa tli się od lat, co pewien czas wybucha na nowo, wciąż pojawiają się kolejne doniesienia na ten temat. Na Zachodzie silne jest przekonanie, że władze w Warszawie nie współpracowały z komisją Parlamentu Europejskiego, która zajmowała się sprawą ośrodków CIA. Polska taktyka uważana jest za pokrętną, nieszczerą. Nasi sąsiedzi Litwini zastosowali inną. W zeszłym roku w amerykańskich mediach pojawiły się wiarygodne informacje, że ośrodki CIA były również na Litwie. Komisja śledcza parlamentu w Wilnie pod koniec 2009 r. przeprowadziła błyskawiczne śledztwo. W półtora miesiąca posłowie przesłuchali 56 świadków. Okazało się, że na Litwie Centralna Agencja Wywiadowcza miała dwa więzienia, przez które przewinęła się nieustalona liczba osób podejrzanych o terroryzm. Wyświetlenie tych faktów nie osłabiło Litwy, nie zagroziło jej bezpieczeństwu. A właśnie argument bezpieczeństwa jest często podnoszony przez przeciwników wyjaśnienia sprawy w Polsce: "Nie mówmy o tym, bo terroryści się na nas zemszczą".

Do mnie trafia argument Ryszarda Bugaja, który nie zgadza się z taktyką "ciszej nad tą sprawą". - W świecie istnieje przekonanie, że te więzienia u nas były. Terrorystom to wystarczy, nie potrzebują oficjalnych potwierdzeń. Zagrożenie ściągnęli na Polskę ci, którzy się na te więzienia zgodzili, o ile oczywiście one u nas były. A nie ci, którzy teraz chcą wyjaśnień - mówił Bugaj, który przed 2008 r. kilka razy próbował zainteresować prokuraturę ośrodkami CIA. Śledztwo prokuratorskie zaczęło się dwa lata temu. Czy jego finałem może być osądzenie Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera przed Trybunałem Stanu? Śmiem wątpić. I to nie tylko dlatego, że Trybunał jest instytucją, która przez 20 lat istnienia wolnego państwa nie miała praktycznie żadnych dokonań. Inny powód uważam za ważniejszy: nie sądzę, by zachowały się dowody, że ewentualny ośrodek CIA w Kiejkutach działał przy formalnej zgodzie prezydenta lub premiera.

Inna sprawa, czy obaj nieoficjalnie wiedzieli przynajmniej o części działań CIA na Mazurach. Zapewne tak. Tym bardziej że szefem Agencji Wywiadu i faktycznym gospodarzem Kiejkut był Zbigniew Siemiątkowski, szczególnie blisko związany z Aleksandrem Kwaśniewskim.

Nie o wszystkim władze w Warszawie musiały wiedzieć. Prawdopodobnie amerykański ośrodek działał na podstawie ogólnej umowy o współpracy między służbami wywiadowczymi Polski i USA. W niczym to jednak nie usprawiedliwia polskiej strony: de facto oznaczałoby to, że zgodziliśmy się na wyjęcie spod krajowej jurysdykcji kawałka terenu w Polsce i oddania go do wyłącznej dyspozycji oficerom służb obcego kraju. Którzy być może torturowali więźniów, co szczególnie po polskich doświadczeniach XX wieku jest trudne do zaakceptowania.

Ostrożny jak Kwaśniewski

Ciekawe, że sam Aleksander Kwaśniewski zaczął ostatnio prezentować bardziej zniuansowane stanowisko na temat drażliwej kwestii. Zmianę akcentów widać w krótkiej i ostrożnej wypowiedzi, której były prezydent udzielił przed tygodniem "Gazecie Wyborczej":

- Czy w ramach współpracy Polska mogła dać Amerykanom zgodę na więzienia i tortury?

- Amerykanie nigdy nas o taką zgodę nie pytali.

- Mogli to robić bez naszej zgody?

- Nie mam żadnej informacji, by w Polsce Amerykanie torturowali więźniów.

W ustach polityka nie są to twarde zaprzeczenia. Kwaśniewski nie mówi "absolutnie zaprzeczam, że CIA więziła u nas podejrzanych o terroryzm". Czas powiedzieć prawdę o "więzieniach CIA" w Polsce, wyswobodzić się z tej sprawy choćby tak, jak zrobiła to Litwa. Im dłużej będziemy chowali głowę w piasek, tym potem wstyd będzie większy.

Michał Majewski jest publicystą weekendowego dodatku "Rzeczpospolitej" - Plus/Minus.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2010