Cud Szanghaju

Wśród szczęśliwców, którym ta chińska metropolia zapewniła przetrwanie, byli europejscy Żydzi. To opowieść o nich.

16.08.2021

Czyta się kilka minut

Sześcioletni Harry Fiedler, urodzony w Szanghaju w lipcu 1940 r. Jego rodzice Oskar i Berta półtora roku wcześniej uciekli z Wiednia. Dzielnica Hongkou, ok. 1946 r. / HARRY FIEDLER / DZIĘKI UPRZEJMOŚCI UNITED STATES HOLOCAUST MEMORIAL MUSEUM
Sześcioletni Harry Fiedler, urodzony w Szanghaju w lipcu 1940 r. Jego rodzice Oskar i Berta półtora roku wcześniej uciekli z Wiednia. Dzielnica Hongkou, ok. 1946 r. / HARRY FIEDLER / DZIĘKI UPRZEJMOŚCI UNITED STATES HOLOCAUST MEMORIAL MUSEUM

Alfred Cohn, który przyjechał tu jako dziecko, wspominał po latach, że jego rodzice najbardziej chcieli uciec do Belgii lub Szwajcarii. Cohnowie, austriaccy Żydzi, próbowali wszystkiego: chodzili do konsulatów, prosili. Na końcu okazało się, że nie ma miejsca na świecie, w którym byliby bezpieczni i które by ich przyjęło – poza Szanghajem.

Historia ta zaczyna się w drugiej połowie lat 30. XX w., gdy coraz więcej Żydów z Niemiec, a potem także z Austrii i Czechosłowacji, zajętych przez III Rzeszę, zdaje sobie sprawę, że nie ma tu już dla nich miejsca. Narodowi socjaliści gotowi są zadowolić się ich przymusową emigracją. Na razie.

Wybór Żydzi mają niełatwy. Pomijając nieliczną grupę syjonistów, którzy chcą dostać się do Palestyny, pozostali usiłują po prostu znaleźć bezpieczne miejsce. Ale większość krajów, które są dla nich pierwszą opcją, jak USA czy Kanada, nie chce ich przyjąć. Eric Reisman z Wiednia pamięta szok, jakiego doznał, gdy będąc z ojcem w konsulacie Chin usłyszał od azjatyckiego dyplomaty, że zostaną wpuszczeni do Szanghaju (konsul ten, Ho Feng-Shan, umożliwił wyjazd tysiącom austriackich Żydów). Wprawdzie po wybuchu wojny chińsko-japońskiej w 1937 r. wojska japońskie oblegały i później okupowały Szanghaj, ale także Japończycy nie blokowali żydowskiej emigracji.

Decyzja nie była łatwa. Wiedza Żyda z Niemiec czy Austrii o Chinach była znikoma. Inge Rosenthal wspominała, że gdy jej ojciec powiedział znajomemu, iż wyjeżdża do Szanghaju, ten uznał go za szalonego. Znajomy zginął potem w Auschwitz.

Miejsce za łapówkę

Podjąwszy już decyzję, uchodźcy musieli zdobyć bilety, aby pokonać trasę do miejsca oddalonego o 7 tys. km. Do września 1939 r. mogli płynąć liniami niemieckimi i japońskimi z Hamburga lub włoskimi i holenderskimi z Genui lub Triestu. Holenderskie linie jako jedyne pozwalały, by uchodźcy nie zostawiali wszystkich swoich pieniędzy na pokładzie.

Emigrowano indywidualnie, rodzinami lub w grupach. Ograbieni z majątku przez III Rzeszę, pasażerowie często byli traktowani przez załogi ekskluzywnych statków z atencją. Tak było w przypadku grupy 187 Żydów, która wyruszyła z Triestu na luksusowym liniowcu. Rejs trwał niemal miesiąc, a w Bombaju zastała ich wieść o nocy kryształowej – pogromach w III Rzeszy. Uświadomiła im, że postąpili słusznie.

Niektórzy, już bez oszczędności, odkrywali, że mogą łatwo spieniężyć zegarki i aparaty fotograficzne. Dzięki temu rodzina Witting mogła wynająć w Singapurze szofera, by zwiedzić miasto i zoo. Ale nie zawsze podróż przebiegała gładko. Niekiedy załoga odnosiła się do żydowskich pasażerów z pogardą, a warunki były fatalne. Jednak nawet wtedy mogli uważać się za szczęściarzy: miejsca na statkach rezerwowano kilka miesięcy wcześniej, a bilety sprzedawano po paskarskich cenach. Czasem trzeba było dać za nie także łapówkę. Jedna z żydowskich pasażerek zdobyła miejsce, wręczając obrazy impresjonistów.

Koleją przez Sowiety

Wybuch wojny zamknął morską drogę dla żydowskich emigrantów, niektórzy podejmowali więc liczącą dziesięć tysięcy kilometrów podróż przez Związek Sowiecki – do Władywostoku lub chińskiego miasta Dalian nad Morzem Żółtym, a dalej statkiem do Szanghaju. Inni decydowali się na statek z Marsylii do Sajgonu, a stąd do Chin.

Świat, z którym stykali się w czasie podróży, był skrajnie odmienny od znanego – o ile dorosłych zwykle przerażał, o tyle dzieciom jawił się jak przygoda. Ralph Hirsch wspominał, że gdy przybył z rodziną koleją do miasta Manzhouli w Mandżukuo (państwie, które Japończycy utworzyli w okupowanej części Chin), poczuł się jak w świecie powieści Karola Maya. Ulicami wędrowały wielbłądy, a Azjaci w futrzanych czapach dosiadali długogrzywych kuców. Jego matka nie podzielała entuzjazmu, przerażał ją nocleg w hotelu pełnym pluskiew.

Drogę przez Związek Sowiecki pokonywali też żydowscy uchodźcy z Polski. Gdy Wehrmacht zajął połowę Polski (druga przypadła Stalinowi), niektórzy zdołali uciec na Litwę, a gdy Sowieci zagarnęli Litwę, zwrócili się o pomoc do konsula Holandii Jana Zwartendijka, od którego otrzymali fikcyjną wizę do karaibskiego Curaçao. Dokument wystawiano tylko po to, by mieli pretekst do przejazdu przez państwo sowieckie i wjazdu do Japonii. Z wizą do Curaçao uchodźcy szli więc do japońskiego konsula w Kownie, Chiunego Sugihary, z prośbą o wizę tranzytową przez Japonię, którą otrzymywali. Umożliwiała ona podróż koleją transsyberyjską do Władywostoku. Stąd jednak nie pływały statki pasażerskie do Japonii i istniało ryzyko utknięcia w mieście lub bycia odesłanym.

Polski ambasador

Niektórym uchodźcom z Polski udało się dostać statkiem do japońskiej Tsuragi i dalej pociągiem do Kobe. Tu pomoc dla nich organizował polski ambasador w Tokio, Tadeusz Romer. Powołał specjalny komitet, który miał zapewniać opiekę uchodźcom. Romerowi udało się też uzyskać dla części z nich wizy do Kanady, USA, Ameryki Południowej i Środkowej oraz certyfikaty do Palestyny. W Kobe uchodźcy traktowani byli dobrze. Żydom ortodoksyjnym udało się nawet otworzyć tu jesziwę, szkołę talmudyczną, którą później przenieśli do Szanghaju, gdzie kontynuowała działalność w sefardyjskiej synagodze Domu Aarona. Jesziwa Mir – tak nazwana, bo pierwotnie działała w miasteczku Mir koło Nowogródka – była jedyną jesziwą z Europy Wschodniej, która nienaruszona przetrwała wojnę.

Romer przeniósł się potem do Szanghaju, gdzie dalej pomagał uchodźcom. Wspominał, że do Tokio przez Władywostok trafiło 2,3 tys. osób z Polski, w większości Żydzi.

Przybysze z Niemiec, Austrii czy Polski traktowali początkowo Szanghaj jako przystanek. Nie byli świadomi, że są w grupie szczęśliwców, która uciekła w ostatniej chwili.

Szanghaj, miasto szczególne

Było to wtedy miejsce niezwykłe: jedyna w swoim rodzaju mieszanka przywiązania do tradycji z gorączkowym podążaniem za nowoczesnością. A także miasto bajecznych fortun i niewyobrażalnej nędzy.

Na mocy traktatów narzuconych Chinom przez obce mocarstwa istniała tu tzw. Strefa Międzynarodowa: mająca pewne uprawnienia samorządowe, pozostawała pod formalną zwierzchnością Chin. Tuż obok wyrosła tzw. koncesja francuska (Guangzhouwan). Oba dystrykty, zamieszkane głównie przez Europejczyków, stanowiły najbardziej zamożne i nowoczesne dzielnice, które aż do 1941 r. oszczędzała japońska okupacja.

Począwszy od 1927 r., gdy Szanghaj uzyskał własny zarząd miejski, miasto przeżywało szybki rozwój; swoje filie chętnie zakładały tu światowe banki. Od 1865 r. było tu oświetlenie gazowe, od 1881 r. telefony, a od 1908 r. tramwaje. Od lat 70. XIX w. wychodziła tu pierwsza chińska gazeta „Shenbao” („Nowości z Szanghaju”).

W latach 30. metropolia liczyła 3,5 mln mieszkańców. Była to obejmująca ponad 50 narodowości mozaika ludzi i języków, wieża Babel lat 30. Ruchem ulicznym kierowali sikhowie, departamentami policji Brytyjczycy, Amerykanie przyjeżdżali sprzedawać tu benzynę, Francuzi dostarczać kosmetyki, a japońskie prostytutki szukać klientów. Ukształtowała się grupa zasiedziałych cudzoziemców zwanych Shanghailander. Mieszkało tu także wielu Japończyków (najwięcej w tzw. Małym Tokio). Po objęciu władzy w Rosji przez bolszewików przybyli tu również liczni rosyjscy uchodźcy.

Miasto miało niepowtarzalny koloryt. Tłoczono się w pijalniach herbaty, oglądano uliczne teatry. Wędrując ulicami nocą, można było wyczuć aromat opium (bogaci palili w domach, biedni w obskurnych palarniach). Królowały riksze, ale po mieście jeździły też limuzyny i autobusy.

Wszystko w nadmiarze

Wbrew trwającej od 1937 r. wojnie liczba rozrywek oferowanych przez Szanghaj była imponująca – obejmowała niezliczone kabarety, teatry, variétés i kluby nocne. Rozwijał się przemysł filmowy: kręcono chińskie filmy, wyświetlano najnowsze hollywoodzkie produkcje. Nie brakowało przedstawień ulicznych: monodramów, teatrów lalek, pokazów małp, połykaczy ognia i mnóstwa innych rozrywek.

Mikrokosmos Szanghaju wydawał się posiadać wszystko w nadmiarze i dotyczyło to również przestępczości. W portowym mieście o władzę walczyły gangi i triady, a grupy komunistów trwały w nieustannej wojnie z nacjonalistami (jedni i drudzy walczyli też, rzecz jasna, z Japończykami). W mieście pełno było nie tylko palarni opium, lecz także domów publicznych (tych ostatnich już w XIX w. było półtora tysiąca) i jaskiń hazardu. Szanghaj był też azjatyckim centrum handlu bronią.

Ulice roiły się od zawodowych żebraków, których wystarczyłoby, aby założyć osobne miasto. Prostytutki o artystycznych przydomkach, określane mianem bażantów, rekrutowały się głównie spośród chińskich wieśniaczek, które przybyły zwabione obietnicą pracy. Największym ich skupiskiem była Huile Li, Aleja Łączonej Przyjemności.

Nawet pomijając prostytucję, miasto cieszyło się złą sławą, jeśli chodzi o obyczaje. Jeden z nastoletnich uchodźców wspominał po latach, iż matka powiedziała, że o ile nie zabrania mu spotykać się z dziewczętami, to jednak powinien pamiętać, aby nazajutrz po każdej randce wziąć zastrzyk przeciw chorobom wenerycznym.

Bagdadczycy chcą pomóc

Gdy żydowscy uciekinierzy zaczęli napływać do Chin, zastali tu innych Żydów.

Pierwsi żydowscy emigranci pojawili się w Szanghaju jeszcze w XIX w. i byli to Żydzi z Imperium Osmańskiego, których określano mianem Baghdadi (bagdadczycy). Przybyli w interesach, praktykowali sefardyjski judaizm. To oni zbudowali okazałą synagogę Ohel Rachel.

Najczęściej powodziło im się dobrze, czasem znakomicie. Rodziny Kadoorie, Sassoon czy Hardoon należały do finansowej elity. Jak Victor Sassoon, wywodzący się z bagdadzkiej rodziny, która w XIX w. dorobiła się fortuny na handlu opium. Sassoon, absolwent Cambridge, wielbiciel koni, aut i najzamożniejszy człowiek w mieście, zainwestował w Szanghaju. Zasłynął jako playboy, a także budowniczy bodaj najbardziej luksusowego hotelu w Azji: jego Cathay Hotel był znany z ekscentrycznych imprez i gościł sławy, w tym Charliego Chaplina.

Jako absolwent angielskich szkół i były żołnierz brytyjski (ranny w służbie imperium), Victor Sassoon czuł się bardziej Brytyjczykiem. Jednak gdy Elly Kadoorie poprosił go o pomoc dla uchodźców, w pełni się w nią zaangażował: poza przekazaniem pieniędzy, udostępnił swoje fabryki jako noclegownie, a dużo uchodźców zatrudnił w swoich firmach. Pomoc Sassoona, Kadooriego i innych Baghdadich umożliwiła wielu uchodźcom przetrwanie w Szanghaju.

Poza „bagdadczykami” w mieście była też spora kolonia żydowskich emigrantów z Rosji, którzy uciekli przed pogromami i prześladowaniami przez komunistów. Niektórzy z nich także okazali się ofiarni dla rodaków z Niemiec, Austrii i Polski.

Europejczyk patrzy na Chiny

Pierwszym, co uderzało, był zapach. Składały się na niego potrawy smażone na oleju, kadzidła, a także to, co wydziela przelewający się ulicą tłum. Na wielu Europejczykach miasto robiło odpychające wrażenie. Ale niektórzy je widzieli tak, jak urodzona w 1917 r. w Wiedniu Annemarie Pordes, mieszkanka koncesji francuskiej, która w pamiętnikach pisała: „Nie dało się nie pokochać tego miasta od pierwszego wejrzenia... Widziałeś główną drogę ze zbudowanymi w stylu zachodnim domami, a tuż za nią małe chińskie chaty, zbudowane z chropowatego kamienia, gliny lub po prostu bambusa... Zapewniały one schronienie pod jednym dachem dla ludzi, ich świń i kurcząt”.

Zwykle po przybyciu uchodźcy otrzymywali pewną pomoc od Komitetu Żydowskiego. Niemal dla każdego z nich pobyt tu wiązał się z pogorszeniem statusu materialnego, czasem z życiem w nędzy. Nikt z nich nie znał chińskiego, mało kto angielski. Mogli się zastanawiać, czy podjęli właściwą decyzję. Latem atakował ich wilgotny i upalny klimat, a zimą obfite deszcze. Przerażały ich warunki higieniczne, w jakich żyła większość Chińczyków. Dotykały ich choroby: dyzenteria, cholera, tyfus, malaria, szkarlatyna; niekiedy na nie umierali.

Najbogatsi lub najbardziej zaradni byli w stanie szybko przenieść się do Strefy Międzynarodowej, najbiedniejsi trafiali do zaadaptowanych baraków. Większość mieszkała w charakterystycznych dla miasta szeregowych domkach, dwu- i trzypiętrowych. Z reguły nie miały one kanalizacji, dlatego, jak notował pewien Europejczyk zwiedzający miasto, wszędzie przed wejściami do budynków stały przenośne pojemniki na ekskrementy (opróżniali je ubodzy kulisi, aby później sprzedać nieczystości jako nawóz).

Zarabiano na różne sposoby: jedni sprzedawali chleb i konserwy z przydziału na Rynku Żywności Tilanqiao, innym udało się założyć małe biznesy. Ci, których nie stać było na żywność, korzystali z kuchni dobroczynnych (finansowali je m.in. amerykańscy Żydzi). Życie było tu tanie, jeśli tylko miało się dolary amerykańskie, a te niektórzy uchodźcy dostawali od krewnych z zagranicy. Jeden dolar wystarczał na tygodniowe wyżywienie rodziny, a za sto dolarów miesięcznie można było żyć w dostatku.

W mieście widać było trwającą wojnę. W niektórych miejscach na szubienicach wisieli Chińczycy, ofiary Japończyków. Gdzieniegdzie leżały zawiniątka z ciałami dzieci, których ubogich rodziców nie stać było na pogrzeb.

Teksty z pamięci

Mimo wszystkich uciążliwości rozwijało się życie kulturalne. Uciekinierzy żydowscy funkcjonowali we wspólnotach wyodzących się z krajów, z których przybyli. Ci z Niemiec i Austrii organizowali więc życie kulturalne w języku niemieckim, a w otwieranych przez wiedeńskich Żydów kawiarniach można było posmakować tortu Sachera.

Żydowska prasa przeżywała rozwój: ukazywała się po niemiecku, angielsku, rosyjsku, hebrajsku i w jidysz. Po polsku wychodziło „Echo Szanghajskie”. Grupa Żydów z Polski, która dotarła tu z Kobe w 1941 r., a w której byli znani aktorzy, jak Shoshana Kahan, ożywiła teatr jidysz. Ponieważ brakowało tekstów sztuk, starano się je odtwarzać z pamięci (tak Kahan uczyniła z tekstem „Dzieje Tewji Mleczarza”), a uchodźcy-pisarze tworzyli nowe. Niektóre, jak „Obca ziemia” („Fremde Erde”), opowiadały o problemach uchodźców i ich relacjach z lokalną ludnością.

Dużym sukcesem, który zawdzięczano „bagdadczykom”, było utworzenie Szkoły Szanghajskiego Żydowskiego Stowarzyszenia Młodych. Istniały tu też organizacje syjonistyczne, w tym wyjątkowo silny prawicowy Betar. W 1938 r. oddział 600 betarczyków, pod dowództwem betarowych oficerów, jako milicja pełnił straż przy międzynarodowych obiektach – była to wówczas jedyna na świecie legalnie istniejąca żydowska „siła zbrojna”.

Poza sporadycznymi przypadkami kontakty uchodźców z chińską ludnością były ograniczone (Żydzi z reguły nie opanowywali chińskiego, za to Chińczycy posługiwali się często mieszkanką językową umożliwiającą podstawową komunikację). Większość Żydów, walcząc o przetrwanie, nie była skłonna pochylać się nad problemami Chińczyków, zwykle cierpiących niewyobrażalną nędzę. Chlubny wyjątek stanowili tworzący w jidysz poeci, jak Josef (Josl) Mlotek i Jacob H. Fishman, którzy poświęcili wiersze losowi kulisów.

Ponieważ jesteśmy orientalni

Żydowskie życie w Szanghaju miało jedną zasadniczą przewagę nad okupowaną przez III Rzeszę Europą – tutaj było po prostu życie. Nie było tu też antysemityzmu. Religijni Żydzi obchodzili święta. Aż do 1943 r. mogli czuć się zupełnie wolni.

W tym właśnie roku Japończycy utworzyli wydzieloną strefę dla Żydów. Panowały tu ciężkie warunki, ale wciąż nieporównywalne np. z gettami w okupowanej Polsce. Miejsce to nie było zresztą typowym gettem, poza Żydami zamieszkiwała je olbrzymia liczba Chińczyków. Władze japońskie nie zmuszały do mieszkania w nim Żydów sefardyjskich i rosyjskich, teren ten zaś gettem nazwali sami uchodźcy, a nie Japończycy. Nieobecny był w nim też rasistowski wydźwięk, jaki towarzyszył europejskim żydowskim dzielnicom. Japończycy nie represjonowali Żydów (w przeciwieństwie do ludności chińskiej), zdarzało im się przychodzić na uroczystości i imprezy sportowe w strefie żydowskiej.

Natomiast III Rzesza o nich nie zapomniała: jej funkcjonariusze rzekomo nawet usiłowali przekonać japońskich sprzymierzeńców, aby ich wymordować, wywożąc łodziami na morze i zatapiając. Szczęśliwie Japończycy nie wykazali entuzjazmu wobec tej idei. Jedna z anegdot dotycząca relacji żydowsko-japońskich wspomina, że rabin Shimon S. Kalish, zapytany przez japońskiego gubernatora, dlaczego Niemcy tak nienawidzą Żydów, miał odpowiedzieć błyskotliwie: „Weil mir senen orientalim” („Ponieważ jesteśmy orientalni”), co miało wywołać uśmiech na kamiennej dotąd twarzy przedstawiciela Dalekiego Wschodu.

Ostatecznie do 1941 r. znalazło tu schronienie ok. 20 tys. żydowskich uchodźców z Europy Środkowej, w tym około tysiąca z Polski. Po wojnie niemal wszyscy opuścili Chiny. Fakt, że przeżyli w tak niezwykły sposób, amerykański historyk David Kranzler nazwał „cudem Szanghaju”. ©

Autor jest pracownikiem naukowym Muzeum Stutthof w Sztutowie, zajmuje się judaizmem i historią Żydów. Autor książki „Angels as Warriors in Late Second Temple Jewish Literature”. Pracuje nad książką o emigracji żydowskiej przed II wojną światową. Jest też autorem trillerów metafizycznych, m.in. Denar dla Szczurołapa”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2021