Gdy ratuje morderca

To opowieść, jak 85 lat temu Rafael Leónidas Trujillo – człowiek odpowiedzialny za śmierć tysięcy Haitańczyków i wielu opozycjonistów z Dominikany – okazał się wybawcą dla kilkuset Żydów.

25.06.2023

Czyta się kilka minut

Jeden z ocalonych Żydów Felix Koch (po lewej) i jego pracownicy przygotowują się do wiercenia w lasach w pobliżu Sosúa. Dominikana, 1945 r.  / ARCHIVE OF THE JEWISH COMMUNITY AND MUSEUM OF SOSUA
Jeden z ocalonych Żydów Felix Koch (po lewej) i jego pracownicy przygotowują się do wiercenia w lasach w pobliżu Sosúa. Dominikana, 1945 r. / ARCHIVE OF THE JEWISH COMMUNITY AND MUSEUM OF SOSUA

Wśród miejsc, gdzie uchodzącym przed niemieckim nazizmem Żydom udało się znaleźć schronienie, jest kilka mało znanych. O ocaleniu uchodźców w chińskim Szanghaju pisałem na łamach „Tygodnika” (powszech.net/ szanghaj). Jeszcze mniej znana jest historia tych, którzy trafili na wyspę na Morzu Karaibskim – do Republiki Dominikańskiej.

Jedynie sympatia

Zacznijmy od lipca 1938 r. Wówczas to, w odpowiedzi na prześladowania, jakie spotykały Żydów w Niemczech i świeżo anektowanej Austrii, z inicjatywy prezydenta USA Franklina D. Roosevelta zwołano konferencję we francuskiej miejscowości Évian-les-Bains. Miała otworzyć nowe drogi emigracji dla Żydów niemieckich i austriackich.

Wzięli w niej udział przedstawiciele 32 krajów, którzy wyrazili sympatię dla losu prześladowanych, jednocześnie przedstawiając powody, dla których ich państwa nie mogą przyjąć bardziej znaczącej grupy żydowskich emigrantów. Australia zadeklarowała nawet, że ponieważ nie boryka się dotąd z rasowymi problemami, to nie chce przenosić ich na swój grunt. Także USA nie zdecydowały się na rozluźnienie polityki wobec uchodźców.

Istotna była tu także postawa Wielkiej Brytanii, która od czasu I wojny światowej zarządzała Palestyną – oczywistym celem emigracji dla żydowskich syjonistów. Londyn był jednak zainteresowany, by zmniejszać, a nie zwiększać żydowskie kwoty emigracyjne. Wynikało to z coraz bardziej radykalnej arabskiej reakcji na żydowskie osadnictwo.

Roosevelt był rozczarowany zwłaszcza brakiem zainteresowania emigracją żydowską ze strony Ameryki Łacińskiej. Głosy sympatii dla losu Żydów płynące także z tego regionu nie zostały poparte chęcią przyjęcia samych uchodźców.

Rzeź Pietruszkowa

Wśród tych 32 państw był jednak wyjątek: Rafael Leónidas Trujillo Molina, dyktator Dominikany, wyraził gotowość do wpuszczenia do swego państwa ogromnej – jak na ten kraj – liczby 100 tys. żydowskich emigrantów. Brat dyktatora Virgilio Trujillo Molina, który reprezentował Dominikanę, określił inicjatywę Roosevelta jako pomysł, który zasługuje na życzliwe przyjęcie przez wszystkie „myślące i czujące” narody świata.

Decyzja Trujillo – dyktatora pielęgnującego swój kult jednostki, opisanego później sugestywnie w powieści Mario Vargasa Llosy – mogła wydać się zaskakująca. Nie cieszył się on opinią humanitarnego przywódcy. W 1937 r. nakazał swojej armii zabijać Haitańczyków. Masakrę tę nazwano później Rzezią Pietruszkową (hiszp. La Masacre del Perejil); nazwa miała pochodzić od słowa pietruszka (perejil), które żołnierze kazali wypowiadać, by sprawdzić pochodzenie podejrzanych. Posługujący się językiem kreolskim, bazującym na francuskim, Haitańczycy inaczej wymawiali hiszpańską literę „r”. Nie ma pewności, czy istotnie stosowano podobne testy, ale ofiary liczono w tysiącach. Zginęło wtedy według różnych szacunków od ośmiu do trzydziestu tysięcy ludzi.

Ofiarami tej czystki etnicznej padli zresztą nie tylko Haitańczycy, ale też ludność afro-dominikańska, której przodkowie pochodzili z Haiti. Ze względu na reakcję międzynarodową, Trujillo wycofał się z kandydowania w wyborach prezydenckich w 1938 r., w praktyce jednak zachował pełnię władzy.

„Indios” kontra „czarni”

Jako motywację jego gestu wobec Żydów najczęściej podaje się właśnie to, że zniesławiony Trujillo był zainteresowany poprawą wizerunku, zwłaszcza wobec USA. Konferencja w Évian była ku temu okazją.

Paradoksalnie, jednym z motywów dyktatora był jednak także rasizm, od którego nie były wolne elity dominikańskie i sam Trujillo. W kraju dominowała ludność pochodzenia mieszanego, ­europejsko-indiańsko-afrykańskiego, którą określano mianem metysów (hiszp. mestizos). W ich dowodach tożsamości wpisano Indios, starając się uniknąć aluzji do ich afrykańskiego pochodzenia, które łączyło ich z Haitańczykami.

Ci ostatni, poza swoim krajem, zasiedlali też dominikańskie terytoria pograniczne, zwykle pracując tam przy uprawie trzciny cukrowej. Z racji na utrudniony kontakt tych terenów z dominikańskimi centrami, region ten zmierzał w stronę „haityzacji”. Z wypowiedzi i dokumentów wydawanych przez dominikańskie instytucje widać, że obawiano się „degeneracji rasowej” Dominikany za przyczyną „czarnych” haitańskich emigrantów. Sugerowano, że Haitańczyków należy wywieźć do Gujany Francuskiej czy Afryki – pomysły w pewnym stopniu podobne wobec przedwojennych idei rozwiązania „kwestii żydowskiej”.

Kulturę haitańską postrzegano bowiem jako zaprzeczenie wartości kultywowanych w Dominikanie. Jej mieszkańcy mieli być biali, „hiszpańscy” i katoliccy, a Haitańczycy czarni, pochodzić od niewolników, wyznawać voodoo i oddawać się kazirodczym praktykom. Ta „inność” Hatitańczyków stała się istotna dla tworzenia tożsamości Dominikańczyków.

Trujillo wzmocnił i wykorzystał te antagonizmy dla swych korzyści politycznych, co zaowocowało także wspomnianą Rzezią Pietruszkową.

„Pożądane elementy rasowe”

Negrofobia panująca w społeczeństwie Dominikany przysłużyła się sprawie żydowskich uchodźców, gdyż Żydzi postrzegani byli przede wszystkim jako biali Europejczycy. Trujillo, który nie chciał u siebie w państwie ciemnoskórych, nie miał nic przeciw „wybieleniu” dominikańskiej populacji za pomocą środkowoeuropejskich Żydów.

Gorzką ironią było, że przemawiając podczas uroczystości podpisania aktu przekazania ziemi żydowskiej agencji osadniczej, dyktator wspomniał, iż osadnictwo będzie korzystne i dla kultywacji ziemi, i dla rozwiązania problemu etnicznego, gdyż imigranci niosą ze sobą pożądane elementy rasowe.

Uciekający przed niemieckim rasizmem Żydzi mieli więc zawdzięczać swoje ocalenie dominikańskiemu rasiście, który na ich szczęście inaczej niż Hitler definiował „problem rasowy”. Trujillo, który wspierał Kościół katolicki (z wzajemnością) i wrogo odnosił się do łączonych z Haitańczykami kultów ­voodoo, nie miał też zastrzeżeń wobec judaizmu.

Inicjatywa Trujillo nie we wszystkich kręgach żydowskich wzbudziła entuzjazm. Syjoniści jak zwykle byli niechętni wszelkiemu osadnictwu poza Palestyną. Inni sądzili, że sprawa może skończyć się podobnym fiaskiem, jak utworzenie w 1934 r. Żydowskiego Obwodu Autonomicznego w Związku Sowieckim (władze komunistyczne chciały tak przeciwdziałać ruchowi syjonistycznemu).

Z widokiem na Statuę

W sierpniu 1939 r. Trujillo ogłosił, że jest gotów przyjąć pierwszych 500 osadników, ale żydowscy uchodźcy przybyli do stołecznego Ciudad Trujillo dopiero wiosną 1940 r.

Niektóre z grup żydowskich trafiały na Dominikanę przez USA. Felix Bauer, który był w takiej grupie, wspominał szok, jakiego doznał, gdy on – traktowany wcześniej jako podczłowiek – na statku był grzecznie obsługiwany przez kelnerów w białych rękawiczkach.

Późniejsze wspomnienia z jego podróży nie są jednak już tak pozytywne. Docierając bowiem do USA, uchodźcy z ekscytacją podziwiali ze statku Statuę Wolności, aby ku swemu rozgoryczeniu dowiedzieć się, że nie zostaną wpuszczeni na stały ląd i pozostaną jedynie przez chwilę na słynnej Ellis Island. Stąd przez Puerto Rico dotarli na Dominikanę.

Pierwszą społeczność imigrantów utworzono w dystrykcie Sosúa w regionie Puerto Plata, na dawnej plantacji bananów United Fruit Company, która liczyła 26 tys. akrów ziemi. Teren kupił wcześniej od kompanii sam dyktator, po czym podarował go Dominikańskiemu Stowarzyszeniu Osiedleńczemu (Dominican Republic Settlement Association; DORSA).

Stowarzyszenie pozytywnie oceniło ofiarowane miejsce. Z bogatą roślinnością, imponującą plażą i urokliwą Zatoką Sosúa, czarowało tropikalnym pięknem, a w powietrzu unosił się zapach palonej kawy. W okolicy rosły banany, mango, papaje, awokado i cytrusy. Dla dzieci uchodźców był to raj.

„Tu nikt na mnie nie pluł”

Ci, którzy tu osiedli, musieli ciężko pracować. Bywalcy wiedeńskich i berlińskich kawiarń zaczęli uprawiać ziemię, karczować tropikalny las i zajmować się bydłem. Ale przynajmniej nie doświadczyli prześladowań.

Zamieszkali w przygotowanych przez DORSA barakach. Niektóre przeznaczono dla grup po 60 mężczyzn; inne aranżowano tak, by nadawały się dla rodzin i par. Posiłki spożywano wspólnie.

Mimo wymagającej pracy i uciążliwości związanych z byciem uchodźcą, z niektórych relacji oraz z licznych zachowanych fotografii wyłania się dość sielski obraz życia w kolonii, obejmujący nie tylko pracę, ale też edukację, rozrywki i życie religijne. W szkole dzieci obchodziły zarówno święta żydowskie, jak i dominikańskie. Społeczność była wspierana przez fundusze DORSA. Koegzystencja z dominikańskimi sąsiadami układała się z reguły więcej niż poprawnie, choć obie strony różniło niemal wszystko: język, obyczaje, nawyki żywieniowe. Na wyspie nie było jednak antysemityzmu i już samo ciepłe przywitanie przez lokalną ludność stanowiło ogromny kontrast wobec tego, jak traktowani byli w Europie. Ruth Kohn, która dotarła tu z Niemiec, wspominała: „Przybyłam do Sosúa i mogłam chodzić po ulicach, gdzie nikt na mnie nie pluł. Po raz pierwszy poczułam się jak istota ludzka”.

Niektórym dawały się we znaki upały. Przed malarią chronili się, wlewając naftę do zbiorników wodnych w dżungli w trakcie wylęgu komarów.

Później, z racji na strukturę społeczności z wielką przewagą mężczyzn, część z nich znalazła sobie dominikańskie żony – co chyba było po myśli dyktatora.

Niewielu szczęściarzy

Wbrew deklaracjom Trujillo liczba uchodźców nigdy nie przekroczyła tysiąca osób – pozostając więc znacznie mniejszą niż tych, którzy koniec końców dotarli do Argentyny, Boliwii czy Brazylii. Za to liczba wiz dominikańskich wydanych Żydom wyniosła ok. 4 tys., a one też ratowały życie: ułatwiały wydostanie się z opanowanej przez Niemców Europy.

Na to, że na Dominikanę nigdy nie przybyły tysiące Żydów, złożyło się wiele przyczyn, m.in. organizacyjnych, związanych z przygotowaniem miejsca osiedlenia, z wybraniem odpowiednich osadników, z dotarciem na wyspę, z biurokracją (kwestie wiz tranzytowych i innych pozwoleń), a przede wszystkim z wybuchem II wojny światowej.

Ponadto w 1942 r. Brooking Institution z Waszyngtonu w raporcie o osadnictwie na Dominikanie ocenił możliwości absorpcyjne wyspy na 5 tys. uchodźców. Wzbudziło to oburzenie Trujillo. Jednak spór ten nie miał już znaczenia – jeszcze w październiku 1941 r. Niemcy zakazali Żydom wyjazdu ze wszystkich podporządkowanych sobie terytoriów.

Wcześniej, w maju 1940 r., Włochy odmówiły zaokrętowania żydowskim pasażerom, co uniemożliwiło jednej z grup osadniczych dotarcie na Dominikanę włoskim liniowcem „Neptunia” (miał płynąć z Genui). Nie pomogła interwencja dominikańskiego dyplomaty Telesfora R. Calderona: protestując, oświadczył, że Żydzi są niezbędni dla Dominikany. Szczęśliwie dla części z nich DORSA znalazła kosztowny transport lotniczy do Hiszpanii, potem koleją do Lizbony, skąd można już było wypłynąć do Ameryki.

Inne gorączkowe próby podejmowane przez DORSA, by sprowadzić z Europy rodziny osadników, zwykle kończyły się fiaskiem. Niewielu było takich szczęściarzy jak rodzina Arnoldi, która w październiku 1941 r. zdążyła wyjechać pociągiem z Berlina do Francji, stąd do Lizbony i dalej na Dominikanę. W Lizbonie Arnoldi wciąż bali się, że wojska niemieckie wkrótce dotrą i tutaj.

„Cześć wam, Generalissimusie!”

Do osadników w Sosúa docierały skąpe wieści z Europy. Uprawiając dominikańską ziemię, żyli w niepewności co do losu rodzin. Koniec wojny uczcili nabożeństwem dziękczynnym w swojej synagodze. Jednak na próżno oczekiwali na wieści od krewnych. Wkrótce odkryli, że ich światy, które tam zostawili, przestały istnieć. Jak wielu innych dźwigali ciężar bycia garstką uratowanych.

Tymczasem Rafael Trujillo, który nigdy nie zaprzestał zabijania oponentów, szczycił się swoim wsparciem dla Żydów. Istotnie przyczyniło się to w pewnym stopniu do poprawy jego wizerunku. Jeszcze w 1942 r. University of Pittsburgh nagrodził go tytułem doktora honoris causa, do czego przyczynił się związany z tą uczelnią Leon Falk, prezes DORSA.

Na początku lat 50. DORSA wystosowała list wdzięczności za pomoc okazaną emigrantom, który wręczono Trujillo podczas przyjęcia wydanego na jego cześć w klubie „Lotos” w Nowym Jorku. Wzięło w nim udział czterech wcześniejszych żydowskich uchodźców, którzy na tę okazję przylecieli z Dominikany.

Podczas uroczystości amerykański dyplomata James G. McDonald wspomniał rezultat konferencji w Évian: „Tylko jeden [kraj] złożył konkretną ofertę. To, przepraszam, że to powiem, nie był mój własny kraj. Nie była to Wielka Brytania. Nie była to Francja. To nie był żaden kraj europejski. To był mały kraj naszego przyjaciela, Generalissimusa. Zaproponował azyl. Jego kraj otworzył swoje wrota. Szalała wojna. Niewielu było w stanie uciec Hitlerowi. Ale gdyby w moim kraju i większych krajach świata panował duch porównywalny z tym, który okazał Generalissimus, setki tysięcy – może miliony – użytecznych istnień mogły zostać uratowane. Istnień takich jak te, tych czterech osadników, którzy są tu dzisiaj, aby oddać wam cześć, Generali- ssimusie”.

Rafael Trujillo zginął w zamachu w 1961 r.

„Dzielimy triumf Dobroczyńcy”

Historia ta pokazuje, że czasem „rozpoznawanie drzewa po owocach” bywa złożoną kwestią: człowiek odpowiedzialny za śmierć tysięcy Haitańczyków i wielu dominikańskich opozycjonistów, dla kilkuset Żydów okazał się – za sprawą swych kalkulacji – wybawcą.

Jeden z ocalonych, Felix Koch, opisał to tak: „Felix Koch mógł być popiołami, a teraz w wieku 83 lat rozciąga się powoli w Tai Chi w ogrodzie Bed in Breakfast w Sosúa w Republice Dominikańskiej pomiędzy kwitnącą bugenwillą a drzewem pomarańczowym (...) Mógł być popiołami, gdyby Trujillo z Republiki Dominikany nie rzucił zaklęcia wspaniałomyślności pomiędzy 1940-1943”.

Trudno się dziwić, że Żydzi z Sosúa nie protestowali przeciw rządom Trujillo, a nawet go wspierali. Doceniali bezpieczeństwo, które im oferował, włącznie z parasolem ochronnym, jakim nie cieszyli się rodowici obywatele Dominikany. Oczywiście widzieli, kim jest Trujillo i jak postępuje z opozycją. Jeden z badaczy porównał ich sytuację do gości, którzy, doświadczając kłótni gospodarzy, nie chcą się w nią mieszać. Jeden z ocalonych Luis Hess powiedział: „Byłem wdzięczny Trujillo. Jeśli morderca ocali twoje życie, to mimo wszystko musisz mu być wdzięczny”.

Na jednym z zachowanych zdjęć widać paradę i maszerujących w białych strojach uchodźców żydowskich. Niosą transparent z hiszpańskim napisem: „Hemos encontrado una nueva patria. Siempre agradecidos compartimos el triunfo del Benefactor”. Czyli: „Znaleźliśmy nową ojczyznę. Na zawsze wdzięczni dzielimy triumf Dobroczyńcy”.

Ten termin, Dobroczyńca, był jednym z najczęściej używanych w okresie kultu Trujillo. ©

 

Autor jest historykiem i religioznawcą, pracuje w Muzeum Stutthof w Sztutowie. Ostatnio wydał książki: „Kto przez ogień. Żydowskie świadectwa ze Stutthofu” (2022) oraz „Szatan i demony: wyobrażenia starożytnych żydów i chrześcijan” (2023). Jest także autorem powieści – thrillerów metafizycznych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Gdy ratuje morderca