Coś więcej

Władze kościelne upomniały się o przestrzeganie przepisów liturgicznych. Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, kard. Francis Arinze skierował list do inicjatorów Drogi Neokatechumenalnej, nakazując zrezygnowanie z niektórych praktyk obecnych w liturgii tego ruchu. Dokument, noszący datę 1 grudnia 2005 r., został przed kilkoma dniami podany do publicznej wiadomości. W tym samym czasie media ujawniły wystosowane przez abp. Stanisława Dziwisza do proboszczów przypomnienie (Pro memoria) o Mszach w góralskiej oprawie. Metropolita krakowski podkreśla w nim, że elementy góralskiej tradycji mogą się pojawiać w liturgii, lecz tylko w sposób bardzo wyważony i dopuszczony przez normy liturgiczne. Niedopuszczalne jest m.in. zastępowanie zatwierdzonych tekstów czytań mszalnych tłumaczeniami na gwarę góralską. W przeżywaniu liturgii występuje naturalne napięcie między dążeniem do tego, aby Eucharystia była jak najbliżej współczesnego człowieka, a troską o to, by nie zagubić jej istoty.

09.01.2006

Czyta się kilka minut

ARTUR SPORNIAK: - W liście do inicjatorów Drogi Neokatechumenalnej kard. Francis Arinze nakazuje zerwać z niektórymi utrwalonymi w tym ruchu praktykami liturgicznymi. Dlaczego?

O. TOMASZ KWIECIEŃ: - Wśród ruchów powstałych w Kościele na fali odnowy soborowej Droga Neokatechumenalna jest tym, który do liturgii wprowadził najdalej idące innowacje. Jak rozumiem, intencją było "przywrócenie" Eucharystii pierwotnej formy rytualnej, opisanej w II w. przez św. Justyna, czyli formy uczty. Takie podejście jest jednak dyskusyjne, bo na bazie świadectwa Justyna trudno jasno określić szczegóły celebracji. Także traktowanie liturgii przede wszystkim jako uczty może przesłonić obecny w Eucharystii od początku jej sens ofiarniczy. Reagowanie na pojawienie się nadużyć czy dwuznaczności w liturgii to normalna praktyka Kościoła.

NADUŻYCIA

- Na czym polegały te nadużycia?

- Neokatechumenat wprowadził do liturgii bardzo dużo komentarzy. Długie komentarze przed czytaniami oraz coś, co nazywano "echem Słowa": po wysłuchaniu czytań mszalnych każdy może powiedzieć, jaki rezonans Słowo Boże w nim wywołało. Zacierał się zatem sens homilii celebransa i liturgia Słowa bardzo się przedłużała. To czyniło wyraźną dysproporcję między dwiema głównymi częściami Mszy.

Zmieniono także sposób sprawowania Eucharystii: nie odbywa się ona przy poświęconym i zawierającym relikwie ołtarzu, tylko przy normalnym długim stole nakrytym obrusem. Zazwyczaj zresztą nie w kościołach, ale w salkach parafialnych, zwłaszcza w Polsce. To, jak rozumiem, ma się zmienić. Używano także wyłącznie drugiej Modlitwy Eucharystycznej, gdyż twierdzono, że jest ona najstarsza, co jest nieporozumieniem.

- Dlaczego?

- Druga Modlitwa Eucharystyczna stworzona została w oparciu o tzw. kanon Hipolita, zawarty w dokumencie znanym jako "Tradycja Apostolska", który odzwierciedla praktykę liturgiczną rzymskiego Kościoła z połowy III w. Tyle że z kanonu Hipolita w drugiej Modlitwie została tylko prefacja, czyli pierwsza część dziękczynna. Reszta jest tak zmodyfikowana, że trudno w niej rozpoznać czcigodną poprzedniczkę. Gdybyśmy chcieli używać naprawdę najstarszych tekstów Kościoła rzymskiego, powinniśmy sięgnąć do Kanonu rzymskiego, czyli pierwszej Modlitwy Eucharystycznej. Z drugiej modlitwy należałoby wtedy wziąć tylko prefację.

Następnym nadużyciem jest sposób przyjmowania Komunii Świętej: konsekrowane postacie chleba i wina (czerwonego) uczestnicy liturgii przyjmowali z rąk celebransa, siedząc wokół tego długiego stołu. Zdarzyło mi się widzieć - choć wiem, że to w neokatechumenacie uznawane jest za nadużycie - uczestników liturgii podających sobie Kielich z rąk do rąk.

- Czy nie tak czynili Apostołowie podczas Ostatniej Wieczerzy?

- Tego nie wiemy. W ciągu dwóch tysięcy lat chrześcijaństwo wykształciło własne formy rytualne. Utopijny w gruncie rzeczy postulat powrotu do "pierwotnej" formy liturgii w praktyce ignoruje dzieje chrześcijaństwa, a w konsekwencji działanie Ducha Świętego w historii.

Apostolska gorliwość wspólnot neokatechumenalnych budzi szacunek. To w większości świeccy, którzy na terenach całkiem zdechrystianizowanych potrafią dla Jezusa i Kościoła dokonywać rzeczy zupełnie niezwykłych. Ale nie są wspólnotami kościelnymi sui iuris, czyli posiadającymi odrębny, wykształcony w toku historii obrządek liturgiczny, jak Kościół melchicki na Bliskim Wschodzie czy greckokatolicki na Ukrainie. Swoją drogą, dojrzała reakcja odpowiedzialnych neokatechumenatu na decyzje wyrażone przez kard. Arinze pokazuje, że nie będzie to wielki problem dla tych wspólnot.

OFIARA I UCZTA

- Jeśli Eucharystia jest "szczytem i źródłem Kościoła", jak głosi ostatni Sobór, to ewangelizacyjne owoce neokatechumenatu jakby potwierdzają jego liturgię. Czy nie należałoby ich raczej pochwalić i wspierać?

- Nie umniejszając zasług neokatechumenatu ani nie porównując jednego z drugim, wiara i nabożeństwo Świadków Jehowy także przekłada się na życie. W tym przypadku nie o to chodzi. Chodzi o coś, co się nazywa "sentire cum Ecclesia", czyli o myślenie, czucie, wyobraźnię religijną, która bierze pod uwagę całość Kościoła. Faktem jest, że wspólnoty neokatechumenalne mają czasem tendencję do izolowania się i pewien kłopot sprawia im uczestniczenie w normalnym życiu Kościoła. Stąd polecenie kard. Arinze, by przynajmniej w jedną niedzielę w miesiącu wspólnoty uczestniczyły w Mszy parafialnej. Zresztą list nie był zaskoczeniem. Jego treść jest owocem rozmów między Kongregacją i odpowiedzialnymi za neokatechumenat. Kardynał wskazuje w nim, co zrobić, aby wspólnoty neokatechumenalne, zachowując swoją specyfikę, nie utraciły katolickiego i rzymskiego charakteru liturgii.

- Czy to nie jest równanie w dół?

- Dlaczego od razu "w dół"? Znam przynajmniej kilka środowisk kościelnych, w których liturgia sprawowana jest tak, że mogłoby to być akurat równanie w górę. Nie wydaje mi się, żeby równaniem w dół było przypominanie o ofiarnym charakterze Eucharystii, o normach Mszału, które obowiązują wszystkich, i zadbanie o bardziej sakralny charakter Komunii Świętej.

- Bardziej sakralny, czyli jaki?

- Taki, który wyraża większy szacunek wobec Eucharystii: podejść, uklęknąć lub ukłonić się, a nie spożywać na siedząco. Takie są zresztą najstarsze opisy przyjmowania Komunii. W języku gestu to chyba oczywiste, że coś, przed czym wstajemy i do czego podchodzimy, jest ważniejsze od tego, przy czym siedzimy.

- Ale dzięki temu liturgia neokatechumenatu podkreśla moment wspólnotowy, który trudno dostrzec w naszych parafiach.

- Nie zgadzam się z tym. Tu nie chodzi o moment wspólnotowy, tylko o podkreślenie charakteru ucztowania we Mszy świętej.

- Czy to jest coś złego?

- Nie, dopóki nie zapomni się o charakterze ofiarnym Eucharystii.

- Ważniejszym?

- W dokumentach Kościoła mowa jest przede wszystkim o tym, że Eucharystia jest udziałem w Ofierze Paschalnej Chrystusa. To punkt bardzo istotny dogmatycznie. Na co oba momenty wskazują? Uczta - na wspólnotę, i to wychyloną nie tylko ku sobie nawzajem, ale przede wszystkim ku Chrystusowi przychodzącemu w paruzji; ofiara - na uczestnictwo w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. One nie wykluczają się, ale w liturgii musi być między nimi równowaga.

- Ofiara jest jednak tylko środkiem do zbawienia - bardzo ważnym, nawet niezbędnym. Niemniej obrazem zbawienia i życia przyszłego jest przecież uczta. Czy liturgia, która nacisk kładzie na ofiarę, nie myli przemijającego środka z nieprzemijającym celem?

- Bardzo bym się lękał nazywać Chrystusowy Krzyż "przemijającym środkiem". To wydarzenie jest jak źródło dla strumienia. Ciągle bije, czerpiąc wodę z głębin, o których wciąż wszystkiego nie wiemy, bo za tajemnicą Krzyża stoi tajemnica Trójcy. Lubię ten obraz, bo łatwo sobie wyobrazić, co się stanie, gdy odetniemy się od źródła. A w naszej liturgii krzyż ciągle stoi na środku stołu ołtarzowego (takie są przynajmniej przepisy). Z Ofiary, symbolizowanej przez krzyż, wypływa nasza zdolność do zebrania się wokół stołu braterskiego symbolizowanego przez ołtarz. Do myślenia daje fakt, że pierwotny Kościół bardzo szybko, jeszcze w czasach apostolskich, odszedł od celebracji Eucharystii w takiej formie, jak była ona sprawowana podczas Ostatniej Wieczerzy. Oddzielił także celebrację liturgii eucharystycznej od celebracji uczty, czyli agapy, która odbywała się po liturgii. Świadectwo tego znajdziemy w 1. Liście św. Pawła do Koryntian. Logika jest taka: uczta braterska, czyli wyraz wspólnoty, wynika z liturgii rozumianej ofiarniczo, a nie odwrotnie.

GRANICE DOWOLNOŚCI

- Sensem liturgii jest więc...

- ...uczestniczenie w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa oraz przyjmowanie Jego Ciała i Krwi. To sens podstawowy i fundamentalny. Liturgia uobecnia ofiarę, która się dokonała na Krzyżu i dopełniła w Zmartwychwstaniu. Wszystko inne jest drugorzędne. Musimy sobie uzmysłowić, że dotykamy rzeczywistości, której sami nie wymyśliliśmy, tylko która została nam dana przez Chrystusa. Różne tradycje liturgiczne różnie rozkładają akcenty, ale ten podstawowy wątek liturgii musi pozostać nienaruszony.

- Jakie są zatem w praktyce granice dowolności i innowacji w liturgii?

- Precyzyjnie określa je Mszał Rzymski.

- Ale chyba nie na zawsze?

- To, co zawarte zostało w obecnym Mszale, jest wyrazem wiary, która jest niezmienna, i pewnej szczególnej tradycji. Tradycja jest żywa, rozwija się. Ale nie chodzi przecież o to, by ciągle zmieniać liturgię dla samej zmiany. Ona czemuś służy, jest czegoś wyrazem. Nie jest własnością jakiejś wspólnoty czy księdza, lecz całego Kościoła. Mówi współczesności: "tak", ale dodaje, że oprócz tego "tak" jest jeszcze coś więcej. Jeżeli będziemy sprawować ucztę, zapominając o ofierze, to przestaniemy celebrować tajemnicę Chrystusa, a zaczniemy celebrować siebie.

- Na czym zatem polegał sens liturgicznej reformy soborowej?

- Odróżniłbym reformę soborową od posoborowego sposobu wprowadzenia jej w życie. Uważam, że właśnie sposób przeprowadzenia reformy doprowadził do myślenia, że wszystko wolno zmieniać. Rywalizowały tu dwie koncepcje rozumienia liturgii. Istotę jednej kard. Ratzinger pokazał kiedyś, używając analogii ogrodniczej: przyrównał liturgię do drzewa, które się rozrasta i którego gałązki trzeba od czasu do czasu przycinać, żeby dobrze owocowało i rosło. Czasami też trzeba coś na nim naszczepić. Druga analogia przyrównuje liturgię do mechanizmu, który można rozkręcić, coś w nim poprzestawiać, wyjąć, dodać i na nowo skręcić, sądząc, że po takich przeróbkach będzie działał sprawniej. Mam wrażenie, że po Soborze niestety zwyciężyła koncepcja "mechanizmu".

KORZENIE

- Czy jednak nie szabat jest dla człowieka? Mam wrażenie, że trzymając się tak ściśle przepisów, trochę jakbyśmy mówili: człowiek jest dla liturgii.

- Przypominają mi się słowa modnej ostatnio piosenki zespołu "Coldplay": człowiek może dostać to, czego chce, ale nie to, czego naprawdę potrzebuje. Oczywiście, że liturgia jest dla człowieka, ale to nie znaczy, że każdy może przy niej majstrować. Zwrócę uwagę na dwa wątki. Pierwszym jest znaczenie tradycji. Liturgia ze swej natury nie odzwierciedla tylko i wyłącznie tego, co ja czy moje pokolenie myśli o Bogu. Ona ma mnie także uczyć, że Duch Święty w Kościele działa przez dwa tysiące lat, a nie tylko na początku i teraz, a pośrodku był okres błędów i wypaczeń. To, co się w tej historii zdarzyło, ma znaczenie także dla nas. Trudno nam to przyjąć, bo jesteśmy produktami społeczeństw w dużej mierze wykorzenionych - nastąpiły migracje, zmiany granic, wojny, utrata więzi międzypokoleniowej. Obcując z tradycją, zaczynam siebie umiejscawiać w wiekowej społeczności, do której należę. I liturgia też ma mi dawać poczucie przynależności. Chesterton mówił, że tradycja to jest demokracja poprzez wieki, która broni nas przed tyranią współczesności. To znaczy, że ci, którzy żyli przed nami, również wrzucili swoją kartkę do urny i ich głos też musi być policzony. Jesteśmy zobowiązani nie tylko wobec tych, którzy teraz z nami żyją, ale także wobec tych, którzy nas poprzedzili i którzy przyjdą po nas.

Dlatego Kościół - to drugi ważny wątek - oprócz oficjalnej liturgii, która zawsze będzie nieco konserwatywna, ma także coś, co się nazywało kiedyś paraliturgią, a teraz pobożnymi ćwiczeniami ludu chrześcijańskiego. Tu jest miejsce na to, czego oczekuje się często od liturgii - na wyrażenie siebie poprzez wspólnotę, która jest "tu i teraz", ma takie a nie inne cele, zmartwienia i radości. Te dwie rzeczywistości się dopełniają: z jednej strony poprzez liturgię obcuję z czymś, co przerasta mnie i moje pokolenie, a z drugiej dzięki "paraliturgii" mam także coś, co wyraża mnie i moje pokolenie. Ciekawe jednak, że po Soborze nastąpił zanik pobożnych nabożeństw.

- Liturgia Kościoła celebruje wszystkie najważniejsze tajemnice chrześcijańskie: stworzenie, Wcielenie, Śmierć i Zmartwychwstanie. O ile moglibyśmy powiedzieć, że stworzenie i Wcielenie jest twórczością, o tyle Śmierć i Zmartwychwstanie ma charakter nie tyle źródłowy, co naprawczy. Dlaczego liturgia ma celebrować bardziej odnowienie niż tworzenie? Czy to nie twórczość jest istotą rzeczywistości?

- Mam poczucie, że cały czas odpowiadam "tak, ale jest jeszcze więcej". Myślę, że właśnie na tym polega katolickość liturgii. Ona chroni owo "jeszcze więcej". Odnowienie jest czymś więcej niż stworzenie. W Chrystusie otrzymaliśmy więcej, niż straciliśmy w Adamie. O tym mówi Paweł, i o tym mówi liturgia. A poza tym musimy uważać, by nie traktować liturgii jedynie jako prowadzącej w głąb tego stworzonego i tworzonego świata, ona prowadzi także do świata przyszłego...

- "Nowej ziemi i nowego nieba".

- Oczekujemy przemiany, co oznacza również pewną formę kryzysu. Ten świat musi - od tego nie uciekniemy - przeżyć swoją Paschę. Podobnie każdy z nas. Katechizm mówi o śmierci chrześcijanina słowami mojego ulubionego liturgisty Jeana Corbon: to, co chrześcijanin przez całe swoje życie robił pod postaciami znaków sakramentalnych, kiedy umiera i przechodzi do Ojca, dokonuje się w nim egzystencjalnie. Jego pascha sakramentalna staje się jego paschą egzystencjalną - rzeczywistym przejściem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2006