Piotrowa łódź zmienia kierunek

Benedykt XVI przejdzie do historii jako papież liturgicznego remanentu,a może wręcz rewolucji. Nie jest to droga Jana Pawła II.

15.04.2008

Czyta się kilka minut

Benedykt XVI z amerykańskimi biskupami w bazylice Niepokalanego Poczęcia, Waszyngton, 16 kwietnia 2008 r. /fot. KNA-Bild /
Benedykt XVI z amerykańskimi biskupami w bazylice Niepokalanego Poczęcia, Waszyngton, 16 kwietnia 2008 r. /fot. KNA-Bild /

Watykanista Marco Politi mówił w rozmowie z "Tygodnikiem", że wybór kard. Ratzingera na papieża "wyrażał przekonanie o konieczności dania Kościołowi chwili spokoju po pontyfikacie tak gigantycznym". Tymczasem od kwietnia 2005 r. trudno mówić o spokoju. Papież (wraz z watykańskimi dykasteriami) podejmuje decyzje i działania, które wywołują burze. Przypomnijmy choćby ekumeniczne zawirowania po papieskiej rezygnacji z tytułu "patriarcha Zachodu"; sprzeciwy Indian po słowach, że krzewienie chrześcijaństwa w Ameryce nie wiązało się z narzuceniem kultury z zewnątrz; oburzenie świata islamu po wykładzie w Ratyzbonie; krytyczne głosy po odwołaniu spotkania z Dalajlamą; spory wokół sprawy "przywrócenia do łask" Mszy trydenckiej...

Charakterystyczne, że do "wybuchów" dochodzi w znacznej mierze w odniesieniu do spraw, które zajmowały Jana Pawła II i które w jakiejś mierze uważał on za rozwiązane albo co do których okazał się "papieżem przełomu". Najważniejsza i najbardziej brzemienna w skutki będzie tu sprawa liturgii, jak mówił Sobór - "szczytu i źródła życia Kościoła".

Benedyktowi XVI nie o spokój chodzi, ale o uporządkowanie Kościoła po pontyfikacie, owszem, gigantycznym, ale też w pewnym sensie szalonym, naruszającym jasne zdawałoby się kategorie. Symboliczne gesty Jana Pawła II, jak modlitewne spotkania z przywódcami innych religii w Asyżu, pocałunek złożony na Koranie czy ustawianie się papieża w jednym szeregu z innymi zwierzchnikami chrześcijaństwa podczas spotkań ekumenicznych, prowokowały skrajne interpretacje. W niejednym środowisku wyrażano niepokoje o katolicką tożsamość, dodatkowo znajdującą się pod naporem globalizacyjnego relatywizmu. Fakt, że w ostatnich latach pontyfikatu Jana Pawła II watykańskie dykasterie publikowały dokumenty przypominające tradycyjne nauczanie Kościoła (przypomnijmy słynną deklarację "Dominus Iesus"), dowodzi, że Kuria Rzymska poważnie traktowała te niepokoje. Poważnie traktuje je też Benedykt XVI i tu należy widzieć jedną z głównych przyczyn jego zwrotu ku sprawom liturgii, w której najgłębiej ma wyrażać się katolicka tożsamość.

Jaki Kościół, taka liturgia

To chyba nie przypadek, że Jan Paweł II wymieniając w Testamencie "teologiczne" wydarzenia pontyfikatu, mówi o dialogu międzyreligijnym i ekumenizmie, a nie wspomina o liturgii. Liturgia, odnowiona liturgia, nie przedstawiała problemu, z którym - inaczej niż w przypadku dialogu międzyreligijnego i ekumenizmu - musiał się mocować. Jego wcześniejsze wypowiedzi na ten temat, choćby encyklika "Ecclesia de Eucharistia" czy listy apostolskie z okazji rocznic soborowej Konstytucji o Liturgii, są klarowne: kształt zreformowanej liturgii odpowiada zamysłowi Soboru Watykańskiego II, który - pisał w "Novo millennio ineunte" - "został dany jako niezawodna busola".

Soborowa wizja Kościoła znalazła wierne odbicie w reformie liturgicznej - nauczał Jan Paweł II. To dlatego reformę tę zamiennie określał jako "posoborową" i "soborową" - "posoborowa", bo chronologicznie dokonała się po Soborze; "soborowa", bo wiernie nawiązuje do eklezjologii Vaticanum II. A skoro tak, to liturgia nie potrzebuje zasadniczych zmian, bo musiałoby to prowadzić do zmian w wizji Kościoła.

Benedykt XVI jednak szybko zajął się zmianami w liturgii. Dla tych, którzy znali jego poglądy z czasów, gdy był kardynałem i prefektem Kongregacji Nauki Wiary, nie było to zaskoczeniem. Zaskakujący okazał się radykalizm podjętych przez Papieża kroków.

Zaczęło się od tzw. uwolnienia Mszy trydenckiej, co Benedykt XVI ogłosił w lipcu ub.r. listem apostolskim "Summorum pontificum". To, co dla Jana Pawła II było jedynie wyjątkiem od reguły: warunkowa możliwość sprawowania liturgii trydenckiej, w lipcu 2007 r. zostało "unormalnione" i "unormowane" przez jego następcę. W liście do biskupów Benedykt podkreślił, że liturgia stara i nowa stanowią "podwójne używanie jednego i tego samego rytu". Tu już nie chodzi o decyzję prowizoryczną, w sensie tzw. papieskiego indultu (odstąpienie od tego, co z prawnokościelnego punktu widzenia jest normą), jak w przypadku uchylenia przez Pawła VI i Jana Pawła II tradycjonalistom "furtki" do starej Mszy. Obecny papież w istocie "zrównał" obie liturgie.

Pytania o tożsamość

W tym kontekście rodzą się jednak ważne pytania. Co począć z wizją Kościoła, która kryje się za starą liturgią? Czy ta, która nosi na sobie "blaski i cienie" burzliwych czasów kontrreformacji, odpowiada sytuacji Kościoła naszych czasów? "Która teologia laikatu jest normatywna - pytał Zbigniew Nosowski na łamach "Więzi" (nr 8-9/07) - starej liturgii, gdzie świeccy są biernymi uczestnikami Mszy celebrowanej przez kapłana, czy nowej, gdzie są (przynajmniej teoretycznie) aktywnym współpodmiotem celebracji; która teologia słowa Bożego i historii zbawienia jest obowiązująca: liturgii trydenckiej, gdzie praktycznie nieobecne są czytania ze Starego Testamentu, czy liturgii odnowionej, gdzie co niedziela (a nawet częściej) Kościół korzysta ze skarbów Pierwszego Przymierza; która wizja ekumenizmu jest właściwa: ta ze starego Mszału, gdzie modlimy się za »schizmatyków i heretyków«, czy ta, w której nazywamy ich »braćmi wierzącymi w Chrystusa«?". Która - można pytać dalej - teologia judaizmu jest normatywna: starej liturgii, z modlitwą, by Bóg "oświecił ich [Żydów], aby poznali Jezusa Chrystusa" (tekst po zmianach Benedykta XVI, wcześniej modlono się o nawrócenie "ludu zaślepionego"), czy nowej liturgii, gdzie modlimy się, by Bóg, "pomógł im wzrastać w miłości ku Niemu i w wierności Jego Przymierzu"? Która teologia innych religii jest właściwa: starego Mszału, który ich wyznawców nazywa "poganami" i "bałwochwalcami", z "nieprawością w sercach" czczących "swoje bałwany", czy nowego Mszału, modlącego się, "aby niewierzący w Chrystusa, postępując zgodnie z sumieniem, znaleźli prawdę; i abyśmy przez wzrost we wzajemnej miłości (...) stali się w świecie doskonalszymi świadkami Twojej miłości"?

Pytania można mnożyć. Jeśli obie liturgie są normalne i normatywne, to czy oznacza to, że - przykładowo i z jednej strony - powinienem uważać innych chrześcijan i inne chrześcijanki za braci i siostry w Chrystusie, "których uświęcił jeden chrzest" (jak w nowej liturgii); że mogę się z nimi modlić i uczestniczyć we wspólnych nabożeństwach; że mogę czcić pamięć ich męczenniczek i męczenników; że mogę pamiętać, iż mój Kościół (w wyjątkowych sytuacjach) może udzielać im Komunii św., a jednocześnie i z drugiej strony - czy powinienem mieć ich za "schizmatyków i heretyków"? Jak jedna tożsamość katolicka może udźwignąć ciężar takiego napięcia, takiej wewnętrznej, mówiąc delikatnie, nieprzystawalności doktryn?

Benedykt XVI w liście do biskupów, komentarzu do "Summorum pontificum", napisał: "Nie ma żadnej sprzeczności między jednym a drugim wydaniem [Piusa V i Pawła VI] Mszału Rzymskiego". Jak rozumieć to stwierdzenie w kontekście powyższych pytań?

Co wolno papieżowi

Kard. Joseph Ratzinger nie raz podkreślał konieczność przywrócenia Kościołowi liturgii trydenckiej. W 2001 r., w benedyktyńskim klasztorze Fontgombault, tradycjonalistycznym ośrodku zwolenników zreformowania zreformowanej liturgii, mówił: "to, co było aż do 1969 r. właściwą liturgią Kościoła, czymś najświętszym dla nas wszystkich, nie może po 1969 stać się - na mocy niewiarygodnego pozytywizmu - czymś nie do przyjęcia. (...) powstaje jednak problem: w jaki sposób uregulować używanie obu rytów?". Podkreślmy: kardynał starą liturgię i liturgię nową jeszcze w 2001 r. zdawał się mieć za dwa ryty!

Odpowiedź na postawione przez niego pytanie znajdujemy w "Summorum pontificum": rozwiązaniem okazała się rezygnacja z nazywania starej liturgii i liturgii odnowionej osobnymi "rytami", a uznanie ich za dwie formy jednego jedynego rytu rzymskiego. Taki krok papieża jest nowością w dziejach liturgii Kościoła.

Po pierwsze, innowacją jest ustanowienie starej liturgii "nadzwyczajną formą liturgii". Andrew Cameron-Mowat, jezuicki liturgista z Uniwersytetu Londyńskiego, na łamach "The Pastoral Review" pisał: "Jest liturgiczną i być może kanoniczną nowością, że to, co wcześniej było »zwyczajne«, teraz staje się »nadzwyczajne«". Nowością jest także uznanie starej liturgii i nowej liturgii za "podwójne używanie jednego i tego samego rytu". Cameron-Mowat: "Poprzednio dozwolone było celebrowanie rytów rzymskiego, mozarabskiego czy ambrozjańskiego (by ograniczyć się do najsłynniejszych), nie zaś »używań«, które są wariantami jednego rytu".

Determinacja Benedykta XVI, by uwolnić liturgię trydencką, doprowadziła go do nieznanej wcześniej formy papieskiej ingerencji w historię liturgii. A jest to również ingerencja, która dokonała się bez odwołania do zasady kolegialności biskupów, tj. do zasady ich wspólnego, na czele z biskupem Rzymu, kierowania Kościołem. Trudno zharmonizować to z poglądem kard. Ratzingera, że podstawą i źródłem teologii kolegialności biskupów jest eklezjologia eucharystyczna, tj. że kolegialność wyrasta z liturgii. Problem w tym, że wielu biskupów krytycznie odnosiło się i odnosi do powrotu Mszy trydenckiej.

Spór o kolegialność jest bodaj najważniejszym teologicznym sporem toczącym się w Kościele od Soboru Watykańskiego II. Warto podkreślić, że kard. Ratzinger - prywatnie i jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary - był jednym z głównych uczestników tego sporu. Do historii przejdzie jego publiczna gorąca i niedokończona debata na ten temat z biskupem, a potem kardynałem Walterem Kasperem, przewodniczącym Papieskiej Rady Popierania Jedności Chrześcijan. Kard. Kasper przestrzegał przed odrodzeniem w Kościele przedsoborowego rzymskiego centralizmu.

Wielu teologów, ale też biskupów i kardynałów, uważa, że Watykan od dawna, także podczas poprzedniego pontyfikatu, zawęża doktrynę kolegialności Soboru Watykańskiego II. Że stara się ograniczyć zakres współodpowiedzialności i współdecydowania biskupów za kierowanie Kościołem. Sądzę, że to jedna z głównych przyczyn, dla których część biskupów krytycznie zareagowała na "Summorum pontificum" i uwolnienie Mszy trydenckiej. Sytuacja stała się tak poważna, że w listopadzie 2007 r. abp Malcolm Ranjith, sekretarz watykańskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, mówił wręcz o narodzinach "rebelii przeciwko papieżowi" i "grzechu pychy, czyli jednym z grzechów ciężkich". "Istnieją - podkreślił - diecezje i kraje, a nawet wysocy dostojnicy kościelni, którzy nie posłuchali Benedykta XVI" w sprawie Mszy trydenckiej.

W tym kontekście znacząco brzmią słowa Josepha Ratzingera, który w książce "Duch liturgii" pisał: "Po Soborze Watykańskim II powstało wrażenie, że w sprawach liturgii papież może właściwie wszystko, szczególnie jeśli działa w imieniu soboru powszechnego. Ostatecznie w świadomości Zachodu idea odgórności liturgii, która nie jest podatna na dowolne jej »robienie«, w dużym stopniu zanikła. (...) Pełnomocnictwo papieża nie jest nieograniczone, znajduje się na służbie świętej tradycji. (...) Wielkość liturgii polega właśnie na jej niedowolności".

Marini musi odejść

Jan Paweł II daleki był od poglądu, że w odnowionej liturgii tkwią błędy, z konieczności prowadzące do nadużyć. W obliczu zaniedbań w sprawowaniu liturgii wzywał nie do "reformy reformy", ale do większej wierności zasadom odnowionej liturgii, która jest kryterium i punktem odniesienia.

Taki pogląd poprzedniego papieża znalazł wyraz urzędowo-praktyczny: za jego pontyfikatu na czele watykańskiej "strażniczki" liturgii Kościoła - Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów - stali, przynajmniej liturgiczni, konserwatyści: kardynałowie Jorge A. Medina Estévez i Francis Arinze. Ich stanowisko równoważył jednak Mistrz Papieskich Ceremonii Liturgicznych abp Piero Marini, w środowiskach tradycjonalistycznych uznawany za progresistę. To znaczące, że najbliższymi liturgicznymi współpracownikami Jan Pawła II byli przedstawiciele różnych (równoważących się) opcji.

Jeden z aspektów tego paradoksu ukazał niedawno John Allen, watykanista tygodnika "National Catholic Reporter", na przykładzie jednej z papieskich liturgii w Meksyku w 2002 r. (scenariusz tej liturgii, rzecz jasna, musiał uzyskać aprobatę abp. Mariniego). Oto wśród rzucanych konfetti i dźwięków gorącej muzyki pojawia się grupa tancerzy z plemienia Indian Zapotec. W środku starsza kobieta, szamanka, z naręczem ziół dokonuje rytualnego oczyszczenia, egzorcyzmu zwanego limpia. Chodzi - podkreślmy - o indiański obrzęd wyrzucania złych duchów. W końcu czyni to również w odniesieniu do głównego celebransa - Jana Pawła II. Na ten widok Allen chwycił za telefon i zadzwonił do znajomego z Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Jego rozmówca wypowiedział trzy słowa: "Marini must go!" - "Marini musi odejść".

Abp Piero Marini odszedł ze stanowiska papieskiego ceremoniarza w październiku 2007 r., a na jego miejsce Benedykt XVI mianował ks. Guido Mariniego. Obaj sytuują się na liturgicznych antypodach. Abp Piero Marini, uznawany, powtórzmy, za "progresistę", z wykształcenia jest liturgistą (doktorat); całe kapłańskie życie przed objęciem funkcji ceremoniarza papieskiego w 1987 r. poświęcił sprawom liturgii. Ks. Guido Marini nie kształcił się w liturgice, ale w prawie kanonicznym (doktorat) i w psychologii środków masowej komunikacji.

Reforma do reformy

Kard. Ratzinger nie krył sympatii do tradycjonalistycznego ruchu "reformy reformy liturgicznej". Uważał, że w samej odnowionej liturgii znajdują się miejsca niejednoznaczne, błędne, podatne na nadużycia itp. W klasztorze Fontgombault krytykował promowanie "fałszywej twórczości, która nie jest kategorią liturgii". Chodzi o pozostawianie celebransom swobody w konstruowaniu - "robieniu", jak z dezaprobatą lubił powtarzać kardynał - niektórych aspektów liturgii. "W nowym mszale - mówił - znajdujemy dość często sformułowania w rodzaju: sacerdos dicit sic vel simili modo [kapłan mówi w ten czy podobny sposób]..., albo: hic sacerdos potest dicere [kapłan może powiedzieć]... (...) wraz z tą fałszywą wolnością (...) niszczy się jedność liturgii i jej kościelność". Kolejny liturgiczny krok Benedykta XVI zapewne skieruje się w stronę oczyszczenia liturgii z tego rodzaju formuł.

W książce "Duch liturgii" kardynał wskazywał z kolei na negatywne konsekwencje usytuowania ołtarza między celebransem a wiernymi i odprawiania liturgii przez księdza "twarzą do ludu". Wraz z tym zabiegiem zerwano z istotnym ukierunkowaniem liturgii na Wschód, który symbolizuje Chrystusa. Innymi słowy, głównym "aktorem" odnowionej liturgii jest nie Chrystus, ale duchowny. To trzeba naprawić - podkreślił Ratzinger. W jaki sposób? Owszem, "błędem byłoby całościowe odrzucenie przekształceń zaistniałych w naszym stuleciu (...). Istotną kwestią jest jednak wspólne zwrócenie się na Wschód w czasie Modlitwy eucharystycznej". Pytał: "Czy mamy więc teraz wszystko na nowo przestawić?". I odpowiadał: "Nic przecież nie jest tak szkodliwe dla liturgii, jak właśnie ciągłe jej »robienie«, nawet jeśli wydaje się, że chodzi o rzeczywistą odnowę". Zatem przestawienie ołtarza nie wchodzi w rachubę, ale możliwe jest zwrócenie się księdza i wiernych podczas Modlitwy Eucharystycznej ku krzyżowi, symbolicznemu Wschodowi. "Do prawdziwie absurdalnych zjawisk ostatnich dziesięcioleci zaliczam fakt, że krzyż jest odstawiony na bok, aby nie zasłaniał kapłana. Czy krzyż przeszkadza Eucharystii? Czy kapłan jest ważniejszy od Chrystusa? Ten błąd należy naprawić możliwie jak najszybciej".

Co ważne, pierwszy krok w tę stronę Benedykt XVI zrobił 13 stycznia, w uroczystość Chrztu Pańskiego [zob. zdjęcie na str. 20 - red.]. Innowacyjną celebrację wyjaśnił wówczas ks. Guido Marini: Papież nie sprawował Mszy trydenckiej, bo korzystał z posoborowego Mszału Pawła VI. "Mogą zaistnieć - stwierdził Marini - szczególne okoliczności, w których, ze względu na warunki artystyczne miejsca i jego wyjątkowe piękno, wypadałoby odprawiać Eucharystię przy dawnym ołtarzu, gdzie zachowana jest właściwa orientacja akcji liturgicznej". Mamy wtedy do czynienia nie tyle z odwróceniem się celebransa plecami do wiernych, ile ze wspólnym zwróceniem się ku Chrystusowi. "Trzeba pamiętać - tłumaczył papieski ceremoniarz - że kapłan pozostaje w takiej postawie stosunkowo niedługo. Podczas całej Liturgii Słowa celebrans zwrócony jest jak zwykle twarzą do ludu, wskazując w ten sposób na dialog zbawienia, jaki Bóg nawiązuje ze swym ludem. Nie jest to więc żaden powrót do czasów minionych, ale przywrócenie sposobu celebracji, który żadną miarą nie podważa nauczania czy wskazań współczesnego Kościoła".

***

Papieżowi nie chodzi tylko o przywrócenie starej Mszy, o której jako kardynał powiedział w Fontgombault, że "jest punktem odniesienia, kryterium (...) semaforem". W komentarzu do "Summorum pontificum" napisał: "obie formy używania Rytu Rzymskiego mogą się wzajemnie wzbogacać". Nowy Mszał może wzbogacić stary, ale stary - będąc punktem odniesienia, kryterium, semaforem - jeszcze bardziej może wzbogacić nowy, wszak to nie odnowiona liturgia jest kryterium dla starej, ale odwrotnie.

Jan Paweł II, przypomnijmy, wskazywał na liturgiczne błędy i zaniedbania, ale podkreślał, że jest to wynik niewłaściwej realizacji zasad zreformowanej liturgii. W 2003 r.­ w liście z okazji 40. rocznicy soborowej Konstytucji o Liturgii Świętej apelował o "duszpasterstwo liturgiczne prowadzone w całkowitej wierności (ad una piena fedelt?) nowym obrzędom".

Dr hab. Józef Majewski jest teologiem i medioznawcą, profesorem Uniwersytetu Gdańskiego, wykładowcą Wyższej Szkoły Zarządzania w Gdańsku, redaktorem "Więzi" i stałym współpracownikiem "TP", nominowanym do tegorocznej nagrody dziennikarskiej "Ślad" im. bp. Jana Chrapka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2008