Ciągłość i zerwanie

Trudno się spodziewać, by dla tradycjonalisty, który uważa liturgię trydencką za Mszę Wszechczasów, "pseudoliturgia posoborowa mogła stać się zwyczajną formą liturgii eucharystycznej.

24.07.2007

Czyta się kilka minut

fot. KNA-Bild /
fot. KNA-Bild /

Uważna lektura motu proprio "Summorum Pontificum", jak i towarzyszącego mu listu Benedykta XVI do biskupów wyraźnie pokazuje, że problem przywrócenia tzw. Mszy trydenckiej nie ogranicza się do kwestii przywiązania do starej liturgii: łaciny i odprawiania plecami do zgromadzenia. Chodzi o sprawy o wiele bardziej fundamentalne: rozumienie Eucharystii i eklezjologię soborową, relację Kościoła do świata. Świadczą o tym także reakcje tradycjonalistów, tych katolickich i tych od abp. Lefebvre'a.

Jeden ryt czy dwa

Papież stwierdza, że oba Mszały, zarówno ten promulgowany przez Piusa V i na nowo wydany przez Jana XXIII (trydencki), jak i ten zatwierdzony przez Pawła VI (posoborowy) są "dwiema praktykami jedynego rytu rzymskiego". Oba są według niego wyrazem tego samego lex orandii, czyli prawa modlitwy, i jako takie "żadną miarą nie doprowadzą do podziału w lex credendi, czyli prawie wiary Kościoła". Benedyktowi XVI bardzo zależy, by oba porządki traktowane były z tą samą teologiczną kwalifikacją, dlatego podkreśla, że nie jest właściwe mówienie o istnieniu dwóch rytów, lecz o podwójnym używaniu jednego i tego samego rytu. (Jednak niejakie pierwszeństwo daje Papież liturgii posoborowej, nazywając ją normalną postacią Liturgii Eucharystycznej).

Czy rzeczywiście jedni i drudzy, tzn. uczestnicy nowej i starej liturgii wierzą tak samo? Ks. Stefan Maessen z Bractwa św. Piusa X (lefebryści) w analizie porównawczej starej i nowej Mszy pisze wprost: "Nie mielibyśmy (...) żadnego prawa odrzucać nowego obrzędu mszalnego jedynie z powodu nostalgii, przyzwyczajenia, czy choćby dlatego, że tak zwana »stara« msza miałaby być lepsza od »nowej«. Prawo i obowiązek odmówienia celebracji nowej liturgii możemy czerpać jedynie z faktu zagrażania przez nią naszej wierze, a nawet wierze całego Kościoła". Krytyka tradycjonalistyczna wobec Novus Ordo Missae zmierza wprost do stwierdzenia, że ryt posoborowy nie jest de facto Mszą katolicką.

Przepaść

Kard. Alfons Maria Stickler, zwolennik liturgii przedsoborowej, sens zarzutów tradycjonalistycznych wyraża następująco: "W odpowiedzi na herezję protestancką Msza Piusa V uwyraźnia centralną prawdę o Mszy świętej jako Ofierze, opierając się na dyskusjach teologicznych i poszczególnych orzeczeniach Soboru [trydenckiego]. Msza Pawła VI (...) kładzie raczej nacisk na integralną część Mszy - na Komunię, czego efektem jest przekształcenie Ofiary w coś, co może być nazwane posiłkiem". W niejakim uproszczeniu można powiedzieć, że dla tradycjonalistów nowa Msza stała się z ducha protestancka. To z tego założenia wynika krytyka odwrócenia się kapłana twarzą do ludu, wprowadzenia elementów wspólnototwórczych (wspólne "Ojcze Nasz", znak pokoju) i zwulgaryzowania liturgii poprzez ułatwienie jej zrozumienia.

Teologiczno-liturgiczną różnicę między starą a nową Mszą trafnie ujął europoseł Marcin Libicki w wypowiedzi dla "Tygodnika". Dla tradycjonalistów Eucharystia nie jest uobecnieniem Wieczernika i Kalwarii, czyli ofiarą i ucztą, lecz przede wszystkim uobecnieniem Męki Pańskiej, stąd też zupełnie inne jest rozumienie uczestnictwa: "Msza nie polega przecież na dialogowaniu, ale na kontemplowaniu" - mówi Libicki. W kontemplowaniu łacina wcale nie przeszkadza, przeciwnie - pomaga. Jak wielka jest przepaść między zwolennikami jednej i drugiej liturgii dobrze widać choćby na internetowym forum "TP", gdzie po indulcie papieskim rozgorzała dyskusja. Z jednej strony mamy "integrystę", który pisze, że "ksiądz może odprawić Mszę Świętą zupełnie sam. Wierni nie są do tego niezbędni". Z drugiej użytkownik o nicku "sobieszczak", dla którego "Msza św. to nie tylko modlitwa i ofiara Bogu składana, ale również communio (...). Jego Ciało i Krew stają się obecne pośród wiernych, a potem są przez nich przyjmowane".

Idea Benedykta XVI o równorzędności obu sposobów sprawowania liturgii wydaje się więc dla tradycjonalistów nie do zaakceptowania. Oba wyrazy kultu w rozumieniu tradycjonalistów dzieli dogmatyczna przepaść. Dowodów takiej postawy jest aż nadto. Jeszcze przed ogłoszeniem motu proprio przełożony Bractwa św. Piusa X, bp Bernard Fellay powiedział: "Rzym oświadczył, że chce szanować nasz szczególny charyzmat, a my chcemy, aby ten charyzmat stał się normą dla wszystkich". Zabrzmi to dość drastycznie, choć w tej perspektywie logicznie: ostatecznym celem niektórych radykalnych tradycjonalistów wcale nie jest tzw. uwolnienie Mszy Piusa V, ale zakazanie Mszy Pawła VI.

Granica ustępstwa

Papież 1 lutego powołał we Francji Instytut Dobrego Pasterza, posiadający prawo do wyłącznego korzystania z przedsoborowych ksiąg liturgicznych. Jego kapłani odprawiają jedynie "po staremu". Status Instytutu jest jednak wyjątkowy. Benedykt XVI przypomina bowiem, że "aby żyć w pełnej wspólnocie, również księża ze wspólnot przywiązanych do dawnego obrządku nie mogą - jako zasady - wykluczać odprawiania Mszy według nowych ksiąg. Kłóciłoby się bowiem z uznaniem wartości i świętości nowego rytu całkowite odrzucenie jego samego".

Polskie środowisko tradycjonalistyczne zdaje się całościowo odrzucać nową Mszę. Marcin Libicki mówi w "Tygodniku" o "pseudoliturgii Mszy posoborowej", a trudno domniemywać, by dla kogoś, kto uważa liturgię trydencką za Mszę Wszechczasów, "pseudoliturgia" mogła stać się "formą zwyczajną" liturgii eucharystycznej. Nic dziwnego, że po ogłoszeniu motu proprio bp Fellay powiedział, iż wyraża gotowość do dialogu z Rzymem celem "rozważenia spornych kwestii doktrynalnych", spór bowiem nie jest liturgiczny, lecz dogmatyczny. Naiwnością byłoby więc przypuszczać, by tradycjonaliści zgodzili się bez zastrzeżeń ze zdaniem Benedykta z listu do biskupów, iż "nie ma żadnej sprzeczności między jednym a drugim wydaniem Mszału Rzymskiego".

Ta sprzeczność jest zauważalna chyba także i dla Papieża. Jak czytamy w motu proprio, Mszę św. można sprawować według jednego lub drugiego mszału "jakiegokolwiek dnia, wyjąwszy Triduum Święte". Pojawiło się wiele głosów przestrzegających przed powrotem antyjudaistycznej retoryki z Wielkiego Piątku. Problem relacji do judaizmu i teologicznej interpretacji roli Żydów w Męce Pańskiej, tudzież kwestia ich nawracania, należy do listy punktów spornych w dyskusji z lefebrystami. Wprowadzenie faktycznego zakazu sprawowania liturgii wielkopiątkowej wg starego Mszału problemu nie rozwiąże, jedynie uniemożliwi głoszenie w liturgii słów, które przez Żydów uważane są za obraźliwe.

Porzucenie tiary

W ten sposób dochodzimy do drugiego dna sporu, które trafnie zidentyfikował o. Enzo Bianchi na łamach "La Reppublica". Zastanawia się on: czy przypadkiem tradycjonaliści "nie chowają się za zasłoną posttrydenckiego obrzędu, ponieważ nie chcą zaakceptować innych realiów, występujących dziś w Kościele, szczególnie po Soborze? Czy Mszał Piusa V nie stanie się rzecznikiem rewindykacji sytuacji nieistniejącej już w Kościele i w społeczeństwie? Czy Msza Piusa V nie jest dla wielu Mszą określającą ich tożsamość?". Świadomość tego problemu widoczna jest w papieskim liście. "Wszyscy wiemy - pisze Benedykt XVI - że w ruchu kierowanym przez arcybiskupa Lefebvre'a wierność dawnemu Mszałowi stała się zewnętrznym znakiem rozpoznawczym; powody tego pęknięcia, które tu powstało, tkwiły jednak znacznie głębiej".

Tradycjonaliści uznają Sobór Watykański II za powód aktualnego kryzysu Kościoła, a nie początek jego nowej wiosny. Otwarcie się na świat, ruch ekumeniczny, zaniechanie dążeń do konwersji Żydów: oto przejawy tego kryzysu. Poglądy te doskonale współbrzmią z konserwatyzmem politycznym. "Być tradycjonalistą - pisze w książce »Głos skrajny« lider polskich monarchistów Adrian Nikiel - to znaczy przeciwstawiać się światu, domenie Księcia Ciemności. Ten świat wysadził w powietrze nasz Kościół. Dzisiaj kłamie, że obecne centrum handlowe ze szkła, stali i betonu jest naszym dawnym Kościołem, którego symbolem była gotycka katedra. Ale między Jedynym, Świętym, Rzymskim i Apostolskim Kościołem a modernistycznym Kościołem montiniańskim [Giovanni Montini to Paweł VI - przyp. A.D.] istnieje przepaść!".

Być może rzeczywiście jest to głos skrajny i odosobniony, gdyż wśród zwolenników prawicy mamy do czynienia z dużym zróżnicowaniem postaw wobec kwestii reform soborowych. Trzeba jednak przyznać, że antagonizm, by nie powiedzieć - wrogość wobec świata jest tym, co łączy tradycjonalistów religijnych z politycznymi.

Swoistym wyrazem tego antagonizmu jest Msza trydencka akcentująca ofiarę złożoną przez Chrystusa. Tymczasem nowa Msza jest nieustannym źródłem odnawiania i przemiany świata, bo przecież "bliskie jest Królestwo Boże". Wyraźnie akcentuje to choćby architektura sakralna. Stara Msza doskonale wpisuje się w klasyczny układ kościelnej nawy: świątynia jest niejako statkiem (navis - statek), który ma poprzez wzburzone wody tego świata bezpiecznie dopłynąć do portu zbawienia. Architektura posoborowa, zwłaszcza na zachodzie Europy, zmierzała raczej ku świątyniom budowanym na planie koła, symbolizując żywą komórkę wspólnoty Kościoła, która winna się dzielić, pączkować i w konsekwencji przemieniać świat.

Tradycjonaliści nie chcą przemieniać świata, chcą w tym świecie konserwować wartości. Teologiczne zrównanie starej i nowej Mszy w rozumieniu wielu umożliwia pełnoprawną obecność w Kościele jednej i drugiej wizji świata. Taka legitymizacja obu postaw może dodać odwagi przeciwnikom tak ważnych inicjatyw Kościoła, jak dialog międzyreligijny czy inkulturacja. Nie pozostanie też bez wpływu na dyskusję o sposobie uprawiania przez katolików polityki, czy też relacji państwo - Kościół. Nie bez przyczyny jednym z najbardziej krytykowanych przez tradycjonalistów soborowych gestów było zaprzestanie używania przez Pawła VI tiary: symbolu świeckiej władzy papieży nad światem.

Tęsknota za sacrum

Benedykt XVI wspomina w swoim liście jeszcze jedną grupę zwolenników dawnej liturgii. Mówi o tych osobach, "które otwarcie uznawały zobowiązujący charakter Soboru Watykańskiego II, pragnęły jednak także przywrócenia formy, ich zdaniem, świętej Liturgii; było to przede wszystkim spowodowane tym, że w wielu miejscach nie stosowano się wiernie do przepisów nowego Mszału, ale wręcz rozumiano je jako zgodę, a nawet zobowiązanie do twórczości, która często prowadziła do zniekształcenia Liturgii poza dopuszczalne granice". Echo tego problemu słyszymy chociażby w tekście Jarosława Dudycza ("Dialog prawie niemożliwy", "TP" 28/07), który poddaje krytyce spotkania lednickie, a czyni to z punktu widzenia uczestnika Mszy trydenckich.

Kościół w Polsce nie przeżył w latach Soboru i bezpośrednio po nim okresu liturgicznego nowinkarstwa. Odwrócenie się kapłana twarzą do ludzi nie wywołało ani zbytniego entuzjazmu, ani zbytniego oporu. Proces dokonywał się płynnie. W krajach Europy Zachodniej nadużycia w sprawowaniu Novus Ordo wielu wiernych popchnęły w kierunku tradycjonalizmu, w którym odnaleźli zagubiony liturgiczny porządek. Także i dzisiaj - jak przypomina Papież - wśród nowych pokoleń jest wiele osób, które odkrywają starą Mszę, "odczuwają jej atrakcyjność i odnajdują w niej szczególnie właściwą dla siebie formę spotkania z Tajemnicą Najświętszej Eucharystii".

Czy jednak poszukiwanie sacrum w liturgii musi prowadzić do Mszy przedsoborowej? Sam Benedykt proponuje poszukiwanie jakichś form pośrednich, mówi o wzajemnym wzbogacaniu obu wyrazów rytu rzymskiego, zaleca poszukiwanie takich zmian, aby "w czasie odprawiania Mszy według Mszału Pawła VI mogła się ujawnić w silniejszy sposób, niż to często było dotychczas, owa sakralność, która przyciąga wielu do dawnego obrządku". Intencją Benedykta jest więc zachęcenie do takiego sprawowania liturgii posoborowej, by nie trzeba było sięgać do sakralności rodem z tradycji łacińskiej.

Za krótki skok

Wydaje się, że satysfakcję z decyzji Benedykta XVI mogą wyrazić jedynie ci, którzy do starej Mszy przywiązani są z powodów stricte liturgicznych, ci, którzy przychodzą na nią, bo odnajdują w niej doświadczenie sacrum odpowiednie do kształtu ich duchowości, i tacy, dla których liturgia jest bardziej przestrzenią kontemplacji niż aktywnego uczestnictwa. Oni jednak, jak się wydaje, są gotowi uczestniczyć także w liturgii posoborowej, byleby była pozbawiona kapłańskich eksperymentów i wolnej kreatywności, wyłączona z przestrzeni wspólnotowej. Taka Msza będzie wtedy wystarczająco solenna, podniosła, misteryjna. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by i nową Mszę odprawić po łacinie, z chorałem gregoriańskim, a nawet - jeśli ktoś dobrze rozumie tego sens - plecami do ludu i twarzą ku wschodowi! (pisałem o tym w tekście "Plecami do Boga?", TP 12/07).

Zdaje się jednak, że przywiązanie do Mszy trydenckiej wynika raczej z racji natury dogmatycznej (myślę tu bardziej o kapłanach) i z negatywnego nastawienia do posoborowej wizji Kościoła i świata (świeccy). Dla jednych i drugich decyzja Benedykta XVI jest - jak wyraził się bp Fellay - historycznym "skokiem w dobrym kierunku", ale skokiem zapewne niewystarczającym. Papież nie ukrywał, że celem udzielonego indultu jest "wewnętrzne pojednanie w łonie Kościoła".

Czeka nas teraz dyskusja najistotniejsza z możliwych, bo o naturze Eucharystii. Pierwsze deklaracje zostały już poczynione. Kard. Dario Castrillón Hoyos, przewodniczący Papieskiej Komisji "Ecclesia Dei" (zajmującej się kontaktami z tradycjonalistami) w wywiadzie dla "30 Giorni" powiedział, że teraz również zwolennicy abp. Lefebvre'a powinni zaakceptować soborową reformę liturgiczną. Nie mogą obecnie zaprzeczać wartości i ważności posoborowej liturgii mszalnej. "Powinno to być jasne" - podkreślił kardynał.

Jasne niestety nie jest. Bp Fellay już zakomunikował, że "potwierdzenie przez Ojca Świętego ciągłości Vaticanum i nowej Mszy z niezmienną Tradycją Kościoła zmusza nas do kontynuowania dyskusji doktrynalnej". Dla Benedykta istnieje ciągłość i dwa oblicza jednej Eucharystii. Dla tradycjonalistów: zerwanie i dwie różne Msze, a właściwie jedna - trydencka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2007