Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przez internety przewalają się tysiące bardzo zabawnych memów poświęconych wiadomemu powrotowi na tarczy, z ziemi brukselskiej do Wolski, przy którym to powrocie bęcki, jakie Barcelona sprawiła PSG, to pieszczoty czułego kochanka. Postanowiłam jednak nie być jak ta koza, co skacze na rosochatą polską wierzbę. Wierzba ta bowiem tak się pochyliła , że już nawet minister Szyszko nie jest potrzebny do dalszych zniszczeń. Ani żaden z jego 150 bażantów. Liczne kozy zresztą i tak już ją obsiadły, więc wygląda jak drzewo arganowe w Maroku.
Nie będę więc kolejną kozą i nie będę się napawać Schadenfreude, choć kusi. Niechaj inni się martwią o to, czy za parę lat znów będziemy potrzebować paszportu, by pojechać do Czech, i co to oznacza, że prezes zabrania Tuskowi używać barw niezwyciężonych biało-czerwonych (oprócz tego, że pycha kroczy przed upadkiem, co zawsze warto przypominać).
Polski spór zarzuciłam na rzecz lektur. I dziś chcę o jednej napisać. Gdy krytykuje się działania prezesa PiS, często wysuwa się argument, że nic nie wie o życiu prawdziwych ludzi, bo go właściwie nie doświadczył. Żony mu brak, no i brak mu dzieci. Gdyby miał, to na pewno nie byłby taki (jaki?). Jakkolwiek od PiS-u dzielą mnie hektary (co najmniej tyle, ile ma na własność minister Szyszko), to ów argument zawsze budził mój sprzeciw. Uważam go nie tylko za niesprawiedliwy wobec tych, którzy wybrali inny niż rodzina sposób na życie, ale i za totalnie chybiony. A książka Rosemary Sullivan „Córka Stalina” dostarcza mi kolejnych dowodów. Taki Stalin bowiem to był człowiek tak rodzinny, że doprawdy mógłby zawstydzić niejednego współczesnego tatę na ojcowskim. Nie tylko spłodził dzieci własne, ale i adoptował cudze. Do swojej córki Swietłany pisał listy z Soczi: „Posyłam Ci granaty, mandarynki i owoce kandyzowane. Jedz i się raduj, moja gospodyni. Melduję Ci towarzyszko gospodyni, że byłem w Tbilisi jeden dzień, odwiedziłem moją mamę i przekazałem jej od Ciebie i Wasi ukłony. Czuję się nieźle i całuję Was oboje. Wkrótce się zobaczymy. Nikczemny Sekretarz Gospodyni Swietłanki, biedny wieśniak J. Stalin”. Rodziny Swanidze (pierwszej żony Stalina, zmarłej w 1907 r.) i Alliłujewów (żony drugiej) spędzały czas z dyktatorem, a to w Soczi, a to na daczy w Zubałowie albo tej w Kuncewie. Zdjęcia przedstawiają uśmiechniętych ludzi na werandach pięknych domów, w otoczeniu zieleni. Sielanka jak z Czechowa.
Sullivan pisze o Swietłanie: „Matka odnosiła się do niej dość chłodno, ale ojciec ofiarowywał jej dokładnie ten rodzaj uczucia, którego tak bardzo pragnęła. (...) Nazywał ją swoim wróbelkiem albo muszką. Padała mu do kolan, a on podnosił ją, obsypywał pocałunkami i głaskał czule”.
Kryzys w rodzinie zaczął się po samobójczej śmierci matki Swietłany, Nadii Alliłujewej w roku 1934, śmierci, która nieznacznie tylko poprzedziła czasy wielkiego terroru, gdy represje dotknęły niemal wszystkich uczestników czechowowskiej sielanki. Jednak więzi rodzinne w domu psychopaty i mordercy były tak silne, że nawet gułag i tortury, jakim poddawano członków rodziny Stalina, nie zmieniły ich stosunku do niego. Powracający do Moskwy po latach zesłania na fali odwilży ciotki i wujowie Swietłany utrzymywali (jak wielu innych zresztą więźniów gułagu), że ich zdaniem Stalin o niczym nie wiedział, bo za machinę represji odpowiadali wyłącznie jego perfidni doradcy, tacy jak Beria. Jedyną zaś, która się rodzinie wymknęła i podjęła niszczącą ją samą refleksję nad rolą ojca, była Swietłana. Jej ucieczka z ZSRR i publikacja autobiograficznej książki o życiu na Kremlu były jednym z największych dyplomatycznych skandali lat 60. Córka Stalina, która ukrywa się w USA, to był bolesny policzek.
Późniejsze życie Swietłany na Zachodzie to raczej pasmo klęsk i prób ucieczek przed przeszłością, zakończone śmiercią w domu spokojnej starości w Wisconsin w 2011 r. Duch ojca ścigał ją całe życie i nie raz mawiała, że wolałaby być córką stolarza.
Ojcowie i córki – to temat rzeka. O przemożnym wpływie ojców na udane mniej lub bardziej życie (zwłaszcza rodzinne!) córek napisano wiele. O zazdrości wobec tych, którym udało się wskoczyć na pozycję córeczki tatusia, o rozpaczy tych przez ojca porzuconych. Książka o losach Swietłany Alliłujewej to rzecz smutna jak wczesna zima na placu Czerwonym. Posiadanie dzieci nie czyni człowieka lepszym. ©