Beria na językach bezpieki

Dwa polityczne trzęsienia ziemi, do których doszło w Związku Sowieckim w 1953 roku, zachwiały całym obozem komunistycznym. Najpierw zmarł Stalin, a po trzech miesiącach zgasła gwiazda Ławrientija Berii.

05.08.2013

Czyta się kilka minut

Ławrientij Beria ze Swietłaną, córką siedzącego z tyłu Stalina; 1935 rok. / Fot. DOMENA PUBLICZNA
Ławrientij Beria ze Swietłaną, córką siedzącego z tyłu Stalina; 1935 rok. / Fot. DOMENA PUBLICZNA

Oile śmierć tyrana z Kremla była do przewidzenia, o tyle aresztowania, procesu i następnie fizycznej eliminacji Berii – głównego nadzorcy sowieckiego aparatu terroru – nikt się nie spodziewał. Ogłoszona przez agencję prasową TASS 10 lipca 1953 r. wiadomość o „zdemaskowaniu zbrodniczej antypartyjnej i antypaństwowej” działalności Berii i aresztowaniu go (26 czerwca) była jak grom z jasnego nieba – dla wszystkich. Także dla funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego PRL.

DROGA CZEKISTY

Urodzony w 1899 r. Ławrientij Beria był ikoną sowieckiego totalitaryzmu – w swoim czasie najwyższym po Stalinie kapłanem komunistycznej antyreligii i krwawym architektem nowożytnego bestialstwa. Zapamiętano go jako pozbawionego zasad moralnych bezideowego karierowicza, którego cechowały wiarołomność, mściwość i despotyzm.

21-letni Beria trafia do Czeki (prekursorki GPU, NKWD i KGB) w 1920 r. Jego karuzela awansu kręci się szybko: już w roku 1926 zostaje szefem GPU Gruzji, w 1931 – przedstawicielem OGPU na Zakaukaziu, w 1932 – I sekretarzem Zakaukaskiego Komitetu Krajowego partii bolszewickiej, w 1934 – członkiem jej Komitetu Centralnego. Beria uczestniczy w Wielkim Terrorze (1937-38), jego czekistowską gorliwość i brutalność docenia Stalin, który w 1938 r. mianuje go następcą Nikołaja Jeżowa na stanowisku ludowego komisarza spraw wewnętrznych [odpowiednik ministra – red.].

Jako nowy szef NKWD, Beria zaczyna od czystki i reorganizacji „firmy”. Potrafi być elastyczny; rewiduje np. część spraw z okresu Wielkiego Terroru. „Mały Stalin” – jak go nazywają – sprawnie zarządza nieludzkim systemem GUŁagu. Ma też Beria swoją „polską kartę”. To m.in. z jego inicjatywy Stalin podejmuje w 1940 r. decyzję o zamordowaniu polskich oficerów-jeńców; stoi on też za masowymi deportacjami z lat 1939-41, odpowiada za zbrodniczą Obławę Augustowską w 1945 r. i powojenne represje w Polsce.

Beria, sprawny w krwawym rzemiośle, awansuje; zostaje wicepremierem (1941 r.), marszałkiem (1945 r.) i członkiem Biura Politycznego (1946 r.). Po śmierci Stalina chce przejąć pełnię władzy. W tym celu dokonuje politycznej wolty, forsując względną liberalizację polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Ale obawy politycznych rywali przed wzmocnieniem „aparatu” i rozliczeniami przypieczętowują jego los.   

NIEWIARA I TRWOGA

Upadek Berii latem 1953 r. był tak sensacyjny, że wywołał w Polsce lawinę plotek i komentarzy. Dokładne okoliczności jego aresztowania – a potem procesu i śmierci – nie były znane (zresztą nie są znane do dziś). Nastroje monitorowała tajna policja, której „gorące serca, zimne głowy i czyste ręce” (idealne cechy czekisty według jej twórcy, Feliksa Dzierżyńskiego) zostały stworzone do kontroli mieszkańców „czerwonego raju” nad Wisłą.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że resort inwigilował także własne szeregi, starając się wychwycić wszystko, co wykraczało poza sztampę oficjalnego języka propagandy. Być może latem 1953 r. partyjna wierchuszka obawiała się, że polityczne tąpnięcie na Kremlu wywoła wstrząsy wtórne także w rodzimej bezpiece.

W tej sytuacji Wojewódzkie Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) zostały zobligowane przez wiceministra Romana Romkowskiego do przysyłania meldunków dotyczących wypowiedzi funkcjonariuszy MBP i milicji na temat „zdemaskowania” Berii. A ludzie resortu, podobnie jak ogół społeczeństwa, reagowali najpierw niedowierzaniem, co – jak raportował przykładowo szef WUBP w Kielcach – wynikało z nieprawdopodobieństwa upadku Berii: „Pracownicy podejrzewali w pierwszej chwili, że wiadomości te mogą pochodzić z audycji radiowych państw imperialistycznych”.

Wprawdzie wątpliwości rozwiał komunikat Polskiego Radia, potwierdzający doniesienia o aresztowaniu Berii – raportował szef kieleckiej bezpieki – lecz „pracownikom [resortu] trudno się było początkowo z tym pogodzić. Wypowiadali się oni w formie zdziwienia, że wróg potrafił się tak długo maskować i zająć tak poważne stanowisko w Partii i Rządzie”.

Z kolei szef WUBP w Krakowie utyskiwał (koślawą polszczyzną), że u jego mniej uświadomionych politycznie podwładnych komunikat o Berii „wywołał trwogę, że tak wysoko postawiona osobistość, przez niektórych uważana, iż po śmierci tow. Stalina obejmie ster rządu, dopuściła się zdrady interesów międzynarodowego proletariatu”.

FASADA I KULISY

W tajnej notatce z 17 lipca 1953 r. dyrektor gabinetu ministra w MBP ppłk. Michał Drzewiecki zaznaczał, że aresztowanie Berii funkcjonariusze resortu przyjęli w całym kraju w zasadzie ze zrozumieniem. „Byli pełni podziwu i uznania dla KPZR, że zdemaskowała wroga i postawiła sprawę otwarcie przed całym narodem, chociaż zajmował on tak poważne stanowisko. Widzieli w tym siłę i hart ideologii Partii komunistycznej” – uspokajał Drzewiecki.

Ale po tej semantycznej fasadzie, opartej zapewne na oficjalnych wypowiedziach, w notatce pojawiły się tony niepokojące, wskazujące na – jednak – dezorientację w szeregach bezpieki i milicji. Niemal we wszystkich województwach funkcjonariusze wiązali aresztowanie Berii z tzw. sprawą lekarzy. Komentowano, że musieli oni w istocie odpowiadać za śmierć Stalina, a Beria – ochrzczony już mianem „agenta imperializmu” – tuszował ich przestępstwa i doprowadził do ich uwolnienia, czym chciał ośmieszyć Związek Sowiecki przed światową opinią publiczną.

Jak widać, stworzona jeszcze za życia Stalina czarnosecinna legenda o spisku lekarzy-Żydów na życie wodza trwała w najlepsze. Inna sprawa, że trafiła na żyzną glebę: właściwie w całym okresie PRL antysemickie nastroje nie były niczym niezwykłym w resortowych „dołach” (i nie tylko). W wielu komentarzach funkcjonariusze akcentowali kwestię rzekomego żydowskiego pochodzenia Berii (w istocie był Gruzinem).

Ludzie bezpieki zupełnie trafnie uważali, że po śmierci Stalina doszło na Kremlu do rozdźwięku i walki o władzę. Szczególny niepokój resortowych analityków mogła wywołać sformułowana przez ich kolegów po fachu ocena, że Kraj Rad nie jest już tak silny „jak za życia towarzysza Stalina”. Inni pracownicy UB uważali, że usunięcie ze sceny politycznej Berii pociągnie za sobą podobne działania wymierzone także w innych członków kremlowskiego aparatu władzy. Pytano też, jak wielu zwolenników miał Beria w Związku Sowieckim.

BERIA, GOMUŁKA, SLÁNSKÝ...

Co ciekawe, wielu funkcjonariuszy – zwłaszcza tzw. operacyjnych – zadawało pytania „specjalistyczne”: interesowano się np. tym, czy Beria był faktycznie powiązany z „imperialistami”, czy został przez nich zwerbowany, od kiedy datowała się jego wroga działalność. O siwe włosy mogły przyprawić kierownictwo MBP dociekania, czy „Beria od początku maskował się, czy też uczciwie pracował, a ostatnio stał się wrogiem”, „w jaki sposób można dokonać werbunku człowieka zajmującego tak wysokie stanowisko” i „w jaki sposób doszło do rozpracowania takiej figury jak Beria”.

Obawiano się, że sprawa „prawej ręki Stalina” może skutkować kłopotami w codziennej pracy operacyjnej, związanej np. z werbunkiem agentury. Funkcjonariusze Wydziału I UBP na m.st. Warszawę byli zaniepokojeni, że Beria mógł zdekonspirować siatkę agentów – sowieckich i z krajów tzw. demokracji ludowej – oraz zdradzić Zachodowi arkany pracy komunistycznego wywiadu.

W świecie plotek wyrażanych przez ludzi bezpieki rodziły się czasem fantasmagorie. Byli tacy, którzy aresztowanie Berii wiązali ze sprawami Władysława Gomułki, Trajczo Kostowa, Rudolfa Slánský’ego – wszyscy trzej liderzy komunistyczni stali się we własnych krajach (PRL-u, Bułgarii i Czechosłowacji) ofiarami dintojry w partyjnych szeregach; Kostow i Slánský jej nie przeżyli – a nawet ze sprawą Josipa Broz Tity. Oceniano, że między nimi wszystkimi musiało istnieć jakieś sekretne porozumienie.

***

Aby uspokoić nastroje i „wyjaśnić” funkcjonariuszom okoliczności upadku Berii, resort zorganizował – przy pomocy organizacji partyjnych – we wszystkich WUBP-ach kampanię (dez)informacyjną. Partyjni sekretarze omawiali więc „ujawnienie wrogiej działalności Berii”, łącząc je np. z masowymi protestami w NRD w czerwcu 1953 r.; ich pacyfikację nadzorował w Berlinie osobiście Beria. Mówiono też o zachowaniu „czujności rewolucyjnej”, podnoszeniu poziomu ideologicznego i walorach krytyki oraz samokrytyki w resorcie.

Dzięki podobnym zabiegom stan niepewności w resorcie minął. Z pomocą przyszła też historia. Ci spośród funkcjonariuszy MBP, którzy znali przeszłość partii, uważali, że kierownictwo sowieckie „demaskuje zdrajców narodu” i tego rodzaju wypadki były już notowane – przypomniano sprawy Lwa Trockiego i Gienricha Jagody, jednego z poprzedników Berii. Na janczarach systemu lincz polityczny nie robił wrażenia – c’est la vie. 


Dr BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest historykiem, specjalizuje się w dziejach najnowszych Polski. Redaktor „Przeglądu Archiwalnego IPN”, pracuje w IPN w Warszawie. Pisze książkę o antykomunistycznej konspiracji młodzieżowej w Warszawie (1944–1989).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2013