Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wiemy, że stan demokracji w dzisiejszym świecie jest kiepski, ale politycy sterowani przez media przyczyniają się walnie do tego. Media bowiem przede wszystkim judzą albo zupełnie nie dbają o rzeczywiste zasady fair play w prowadzeniu debat czy prezentowaniu kandydatów. W miniony czwartek taki poważny błąd zdarzył się - skądinąd wyjątkowo obiektywnej - telewizji TVN, kiedy to postawiono dwa pytania o poparcie. Tuskowi o niechciane poparcie Jerzego Urbana, a Kaczyńskiemu o chciane poparcie polityczne Samoobrony z Lepperem na czele. To są zupełnie nierówno ważne sprawy i dziennikarze nie powinni tak mieszać. Zresztą Kaczyński wykorzystał to także bez przestrzegania zasad równowagi i sumienności. Ale cała ta kampania, a ponadto - lub nawet tym bardziej - kombinacje w Sejmie i przesunięcie powołania marszałka, nieznane targi o rząd i wszystko razem są tak dalekie od demokracji, jak ja od księżyca.
Polacy, chociaż tylko ich mniejszość, dokonali pewnego wyboru. A politycy po prostu decyzję wyborców zlekceważyli. Jarosław Kaczyński nie został premierem i wszystko dalej jak wyżej. Jestem przekonany, że politycy wszystkich ugrupowań (SLD i Borowski tym razem najmniej winni) za to sowicie zapłacą, szacunek do nich maleje w oczach, zaufanie już znikło. Okazuje się, że mamy przed sobą małych kombinatorów (szczególnie w PiS), a nie mężów stanu. Jak na początek rządzenia, to więcej głupstw popełnić nie było można. Wielkie zwycięstwo obozu solidarnościowego zamieniło się w wielki bałagan i kompromitujące targi, do których w dodatku dopuszczono Samoobronę.
Jeżeli politycy tak pojmują swoją rolę, czyli wypełnianie woli wyborców jako przez nich wynajęci kierownicy życia państwowego, to po pierwsze, zwyczajnie wyborców oszukali i zdołali to zrobić w cztery tygodnie, czyli poszło im to oszukiwanie bardzo sprawnie, a po drugie, już podważyli swoją i tak bardzo słabą (z racji frekwencji wyborczej) legitymizację demokratyczną. Albowiem demokracja to władza nas wszystkich i ponieważ nie możemy jej wszyscy pełnić, więc wybieramy przedstawicieli, ale nie po to, żeby oni kombinowali w kuluarach i sprzedawali lub kupowali poparcie. Wiem, że się tak dzieje często, ale nie aż tak spektakularnie jak w Polsce. Nie chcę całego zła przypisywać jednej partii, myślę jednak, że koalicjanci dla ratowania demokracji i własnej twarzy powinni zademonstrować znacznie ostrzej swój sprzeciw wobec takich manipulacji, bo inaczej de facto też w nich uczestniczą.
Jeżeli takie są początki, to koniec będzie żałosny. I to sprawia, że po raz kolejny Polacy wcale się nie cieszą ze zwycięstwa, czyli z przegranej postkomunistów. Jakoś nigdzie - ani w prasie, ani w rozmowach - śladu radości czy dumy nie wykryłem. Dominuje niepokój, który narasta z dnia na dzień, że niestabilność, prywata i kłótnie zdominują polskie życie polityczne w najbliższych latach. A my chcielibyśmy tak niewiele. Chcielibyśmy w miarę sprawnego, w miarę uczciwego rządu, który sumiennie wykonuje to, co do niego należy. I chcielibyśmy Sejmu, który by tworzył lub uchwalał dobre ustawy w miarę szybko. I prezydenta, który by w miarę skutecznie pilnował, żeby nikt nie czynił głupstw oraz w miarę nieźle nas reprezentował na świecie.
Ale nie ma żadnej nadziei na realizację tych oczekiwań, w związku z czym proponuję teraz dać politykom ostatnią szansę i wzywam do tego wszystkie media (wiem, że bezskutecznie): przestańmy się nimi interesować przez trzy miesiące. Niech się nie popisują, ale niech pracują, a jak z tej szansy nie skorzystają i za trzy miesiące będą zachowywali się tak jak przez ostatnie cztery tygodnie, to trzeba im tak przyłożyć, żeby poczuli raz na zawsze.