Co świat w tym widzi

Izraelskie seriale opowiadają o słabo znanej naszemu widzowi rzeczywistości zrozumiałym językiem współczesnej telewizji. A jednocześnie odbijają problemy, z którymi zmagamy się wszyscy.

12.07.2021

Czyta się kilka minut

Na pierwszym planie Lior Raz, jako Doron Kavillio, w serialu „Fauda” (sezon 1) / NETFLIX / MATERIAŁY PRASOWE
Na pierwszym planie Lior Raz, jako Doron Kavillio, w serialu „Fauda” (sezon 1) / NETFLIX / MATERIAŁY PRASOWE

Do 1993 r. w Izraelu był tylko jeden kanał telewizji. Liczący około 9,3 mln mieszkańców kraj nie jest wielkim rynkiem telewizyjnym. Mimo to w ostatnich latach izraelska produkcja serialowa szturmem zdobywa rynki globalne. Także polski.

Netflix ma w swojej bibliotece między innymi „Faudę” – serial o specjalnej jednostce antyterrorystycznej Izraelskich Sił Obronnych – oraz „Shtisel”, serial obyczajowy przedstawiający rodzinę ultraortodoksyjnych Żydów z Jerozolimy. W portalu HBO możemy obejrzeć m.in. telewizyjną superprodukcję „Dolina Łez”, dokonującą rozliczenia z wojną Jom Kippur. Po treści z Izraela sięga też Apple.tv. Platforma najpierw pomogła wyprodukować szpiegowski serial „Teheran”, a następnie oniryczny thriller „Poszukując Alice”.

Od formatów do własnych produkcji

Izrael jest obecny w międzynarodowym obiegu telewizyjnym od ponad dekady. Z tym że najpierw przede wszystkim jako eksporter telewizyjnych formatów, adaptowanych później przez zagraniczne telewizje.

Szlak przetarła „Terapia” (2005-08), serial pokazujący Izrael pierwszej dekady XXI wieku z punktu widzenia gabinetu terapeutycznego. Bohaterem jest psycholog, który zmaga się z problemami swoich pacjentów i własną terapią. Serial został przeniesiony w amerykańskie realia przez HBO w 2008 r. Pierwszy sezon z Gabrielem Byrne’em w głównej roli okazał się sukcesem wśród publiczności i krytyków. Lokalne oddziały HBO na całym świecie, od Brazylii po Europę Wschodnią, wyprodukowały własne wersje „Terapii”. W Polsce powstała w ten sposób produkcja „Bez tajemnic”.

Najbardziej udanym formatem z Izraela okazał się „Homeland” (2011-20). Amerykański serial przedstawia agentkę CIA, która odkrywa, że amerykański żołnierz, uwolniony po latach z niewoli islamistów, traktowany w Stanach jako bohater wojenny, może być tak naprawdę agentem wroga. Serial oparty jest na izraelskiej produkcji „Więźniowie wojny” (2009-12). Amerykańska produkcja okazała się hitem, często wymieniana jest jako jeden z lepszych seriali dekady. Dość swobodnie traktuje materiał z izraelskiego oryginału, który skupia się przede wszystkim na trudnościach okaleczonych przez wojnę i niewolę bohaterów z powrotem do normalnego życia w cywilu. Produkcje na podstawie „Więźniów wojny” przygotowały także telewizje w Rosji i Indiach.

To, że Izrael stał się eksporterem formatów, wynikało ze specyfiki tamtejszego rynku telewizyjnego końca pierwszej dekady XXI w. Izraelskie produkcje musiały mieścić się w niewielkich budżetach. Nie mogły przyciągać widzów inscenizacyjnym rozmachem czy efektownymi scenami akcji. Twórcy musieli więc konkurować oryginalnymi scenariuszami, odważnie łamiącymi konwencje i oczekiwania widzów. A scenariusze wzbudziły zainteresowanie amerykańskich producentów, mogących wyłożyć większe pieniądze.

Kontrowersyjny przełom

Przełomem w obecności produkcji z Izraela na globalnych rynkach było zakupienie przez Netfliksa w 2016 r. „Faudy” – pierwszego globalnego serialowego hitu w języku hebrajskim, budzącego przy tym od początku ostre polityczne kontrowersje. Zwolennicy chwalili realistyczne ukazanie relacji izraelsko-palestyńskich i ceny, jaką obie strony płacą za terror z jednej i odpowiadającą na niego przemoc państwa z drugiej strony, za przeciągającą się okupację terenów palestyńskich i militaryzację polityki Izraela. Choć „Fauda” opowiadana jest wyraźnie z izraelskiego punktu widzenia, nie demonizuje Palestyńczyków, stara się dostrzec ich motywacje i pokazuje, jak przemoc Izraela rodzi radykalizm po drugiej stronie. Serial okazał się zresztą przebojem w kilku państwach arabskich: Jordanii, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Libanie.

Przeciwnicy „Faudy” – głównie związani z aktywistycznymi środowiskami propalestyńskimi – uważają, że serial przedstawia głęboko zafałszowany obraz okupacji Zachodniego Brzegu przez Izrael, usprawiedliwia łamanie praw człowieka, promuje myślenie o relacjach Izraela z arabską ludnością w wyłącznie militarnych kategoriach. Palestyński, lecz silnie obecny w kilku krajach zachodnich ruch BDS – nawołujący do ekonomicznego i kulturalnego bojkotu Izraela w celu wymuszenia na nim respektowania praw ludności palestyńskiej – wezwał nawet Netflix, by wycofał „Faudę”. Zdaniem ruchu serial to po prostu podżeganie do przemocy wobec Palestyńczyków.

Kto ma rację? Wbrew zarzutom aktywistów, widzącym w tej produkcji propagandową kampanię armii izraelskiej, twórcy i producenci serialu musieli walczyć przez kilka lat o jego realizację. Początkowo nikt w ten projekt nie wierzył – telewizyjni decydenci byli przekonani, że ludzie nie chcą oglądać produkcji o konflikcie izraelsko-palestyńskim, zwłaszcza takiej, która tyle miejsca poświęca stronie palestyńskiej i gdzie tak często słychać arabski. „Fauda”, nawet jeśli skłania widza, by kibicował izraelskim siłom specjalnym, jednocześnie pokazuje koszty i ostateczną daremność polityki skoncentrowanej wyłącznie na rozwiązaniach militarnych.

Trudno jednak nie zauważyć też ograniczeń tej wizji konfliktu bliskowschodniego. Pisząca dla „Guardiana” specjalistka od regionu Rachel Shabi zarzuca serialowi, że zupełnie nie widać w nim codziennej uciążliwości izraelskiej okupacji Zachodniego Brzegu – murów, punktów kontrolnych, ciągłych kontroli – oraz szerszego, politycznego kontekstu konfliktu. „Fauda” z jednej strony stara się pokazać motywacje Palestyńczyków, z drugiej przedstawia ich najczęściej jako fanatyków bez żadnego realistycznego planu politycznego. Jest głosem twórców, którzy nawet jeśli pragną pokoju z Palestyńczykami, to nie potrafią sobie wyobrazić, by po tamtej stronie był jakikolwiek racjonalny partner, z którym dałoby się go zawrzeć.

W cieniu konfliktu

Izraelskim produkcjom często zarzuca się obojętność na perspektywę palestyńską, uleganie uprzedzeniom i orientalistycznym stereotypom. Te zarzuty nie zawsze są słuszne. Ciekawym przykładem jest wspomniany „Teheran”. Oferuje on efektowną, szalenie wciągającą – nawet jeśli pełną nie zawsze do końca wiarygodnych zwrotów akcji – historię agentki Mossadu, Tamar (gwiazdorska rola nieznanej wcześniej Liv Sultan), wykonującej tajną misję w Teheranie. Nie mamy wątpliwości, komu kibicować, kto reprezentuje siły dobra, a kto zła.

Równocześnie serial przedstawia daleką od stereotypów wizję irańskiego społeczeństwa – choć z oczywistych powodów Teheran na ekranie zagrały Ateny. Gdy plan A Tamar się sypie, młoda kobieta szuka pomocy u swojej ciotki – która, inaczej niż ojciec dziewczyny, została w Iranie, poślubiła muzułmanina i przyjęła islam. Produkcja przypomina, że obok konfliktu Iran i Izrael łączą bliskie związki, pokazuje społeczność pochodzących z Iranu obywateli Izraela, z której wywodzi się Tamar, i mieszkających wciąż w Iranie Żydów.


CZYTAJ TAKŻĘ

JAKUB MAJMUREK: Uciec jak najbliżej>>>


 

W pewnym momencie izraelska agentka ukrywa się wśród grupy młodych Irańczyków. Są bardzo podobni do niej czy młodych ludzi z Zachodu. Studiują, słuchają zachodniej muzyki, nienawidzą reżimu ajatollahów, pragną godnej pracy, wolności politycznej, nie chcą władzy dyktującej im, z kim mają spać i jak mają się bawić. Tamar trafia na nielegalną, pełną używek imprezę rave, nawiązuje intymną relację z opozycyjnym hakerem. Oglądając ich historię widzimy inny, bardziej demokratyczny i wolnościowy Iran.

„Dolina Łez” dokonuje z kolei rozliczenia z wojną Jom Kippur, jednym z najbardziej traumatycznych wydarzeń w izraelskiej historii. Wojna z 1973 r. rozbiła obraz Izraela, jaki sami jego obywatele wytworzyli sobie po wygranej wojnie sześciodniowej (1967): jako regionalnego, niepokonanego mocarstwa, które dzięki wojskowej i technologicznej przewadze oraz odwadze swoich liderów może dowolnie kształtować rzeczywistość regionu.

Serial miał premierę jesienią 2020 r. Krytycy zwracali uwagę na historyczne analogie. Pandemia, zmęczenie konfliktem z Iranem i Palestyną także skłaniały do pytań o to, czy obraz samych siebie, jaki Izraelczycy zbudowali sobie w „dekadzie Netanjahu” – jako kraju start-upów, który dzięki sile swojej armii i sojuszowi z Trumpem może ignorować żądania strony palestyńskiej – nie jest fundamentalnie błędny. Czy oparta na nim polityka nie skończy się katastrofą gorszą niż wojna z 1973 r.

Najbardziej krytyczną wizję konfliktu bliskowschodniego przedstawiają „Nasi chłopcy” (HBO) – najwybitniejszy serial izraelski. Premier Netanjahu oskarżył go o antysemityzm i wezwał do bojkotu emitującej go stacji. Serial oparty jest na faktach: w czerwcu 2014 r. trzech izraelskich nastolatków zostało zamordowanych przez terrorystów z Hamasu. Ich śmierć zmobilizowała radykalną izraelską prawicę. Kilka dni po pogrzebie chłopców w ramach odwetu na Palestyńczykach młody mężczyzna i jego dwóch nastoletnich kuzynów porwali z arabskiej dzielnicy wschodniej Jerozolimy szesnastoletniego chłopca, Mohammeda Abu Khdeira, którego następnie zamordowali, a ciało podpalili.

Serial rekonstruuje te wydarzenia. Patrzymy na nie z dwóch punktów widzenia: rodziny ofiary oraz jednostki Shin Bet zajmującej się zwalczaniem żydowskiego terroryzmu. Inaczej niż w „Faudzie”, źródłem zagrożenia nie jest polityczny islam, ale terror skrajnie prawicowych Żydów. Terror, który nie potrzebuje partii politycznych ani paramilitarnych organizacji i do którego uruchomienia wystarczy kampania nienawiści w mediach społecznościowych oraz kilka gotowych do przemocy jednostek.

„Nasi chłopcy” pokazują też doskonale, jak sprawa palestyńskiego nastolatka zostaje upolityczniona przez obie strony. Rząd Netanjahu naciska, by służby zbadały, czy sprawa nie ma jednak kryminalnego, a nie politycznego charakteru. Zatroskany wizerunkiem Izraela ­­obywatel rozsiewa w internecie dezinformację, sugerując, że Abu Khdeir był homoseksualistą i został za to zamordowany przez własną rodzinę. Palestyńscy liderzy naciskają z kolei na rodzinę Mohammeda, by nie współpracowała z izraelskim wymiarem sprawiedliwości. Zależy im wręcz, by ten zawiódł i nie ukarał zabójców – w ten sposób śmierć nastolatka będzie można wziąć na sztandar walki z izraelską władzą we wschodniej Jerozolimie.

Izraelskie zwierciadło

Zabójcy Abu Khdeira wywodzili się ze środowiska ortodoksów, ojciec głównego sprawcy prowadził jesziwę. W ortodoksyjnym środowisku rozgrywa się też mniej polityczny, zainteresowany obyczajową obserwacją „Shtisel”. Jego sukces w Izraelu krytycy tłumaczyli tym, iż daje on wgląd świeckiej części społeczeństwa w słabo znany świat ortodoksów – mniejszościowej, żyjącej obok społeczeństwa grupy, która w ostatnich latach wywierała nieproporcjonalny wpływ na politykę kraju. Podobne powody mogą stać za sukcesem izraelskich seriali na świecie. W dobie nadpodaży dobrych i świetnych produkcji widzowie szukają obrazów zdolnych zaskoczyć ich czymś specjalnym, oferujących wejrzenie w nieznany świat i jednocześnie będących zwierciadłem, w którym możemy zobaczyć własne problemy.

Izraelskie produkcje opowiadają o słabo znanej widzowi z naszego regionu rzeczywistości zrozumiałym językiem współczesnej telewizji. A przy tym odbijają problemy, z którymi zmaga się dziś cały świat. Nie tylko izraelskie społeczeństwo podzielone jest na grupy, które z trudem się porozumiewają (świeccy–ortodoksi, prawica–lewica, Żydzi–Arabowie), nie tylko ono zmagało się w ostatniej dekadzie z hegemonią prawicowo-populistycznej polityki.

Konflikt bliskowschodni jest co prawda specyficzny dla Izraela, ale niejedna współczesna demokracja też czuje się uwikłana w sytuację bez wyjścia – od problemu nierówności po kryzys klimatyczny. W połączeniu z rewolucją w dystrybucji treści związaną z ekspansją platform VOD tworzy to dla izraelskich produkcji wyjątkową szansę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2021