Cnota zapomniana

Dowiadywałem się. Nikt nie pamięta nazwiska Tadeusz Hollender. A przecie jeżeli “gruba kreska" przyczyniła się do zapomnienia o wielu dawnych niegodziwościach, dlaczego mamy zapominać o cnotach?.

04.01.2004

Czyta się kilka minut

Tadeusz Hollender, urodzony w 1910 roku, był jednym z literatów lwowskich i żeby go krótko określić - “wesołkiem", który łączył fikanie koziołków wierszem i prozą z miłością do prawdy. Nieduży, brzydki, z kaczym nosem, nie mógł uskarżać się na odrzucenie go przez płeć piękną. Lewicowiec, występował przeciwko polityce dyskryminacji Ukraińców, Żydów i Białorusinów. Był pierwszym redaktorem pisma “Sygnały", później współredagował to pismo z Karolem Kurylukiem i stale zasilał je swoimi utworami. W latach 30., nie pamiętam daty, wygrał konkurs na wiersz ogłoszony przez “Wiadomości Literackie", co przyczyniło mu prestiżu w Warszawie. Został współpracownikiem “Szpilek" pod redakcją Zbigniewa Mitznera i obracał się w kołach lewicowo-liberalnych, nota bene romansując z poetką należącą do tych kół - Zuzanną Ginczanką.

Jego lewicowość zdawała się przygotowywać go do roli, którą odegrało wielu poetów po zajęciu Lwowa przez Armię Sowiecką w 1939 roku. On jednak zachował się zupełnie inaczej. Codziennie przychodził do “starego" Związku Literatów, gdzie wbrew polityce władz urzędował wierny przedwojennym obyczajom Ostap Ortwin (krytyk literacki i niegdyś przyjaciel Stanisława Brzozowskiego), podczas kiedy przedwojenni literaci tłoczyli się w założonym przez władze sowieckie nowym związku pisarzy. Miał więc Hollender szansę pojechania na białe niedźwiedzie, ale postępował tak według logiki wesołka, który robi to, co mu się podoba, bo nie lubi kłamać. Udało mu się jednak uniknąć wywózki na Wschód i po zajęciu Lwowa przez Niemców przeniósł się do Warszawy. Stał się jednym z najbardziej popularnych autorów podziemia, czytając swoje wiersze na wielu wieczorach autorskich, a podobał się, bo były to przeważnie wiersze satyryczne, wyśmiewające zarówno hitleryzm, jak sowietyzm. Mówiono, że jego antysowieckie wiersze komuś tam bardzo się nie podobały i że jego aresztowanie przez Niemców było wynikiem donosu środowisk dbałych o utrzymanie szacunku dla Wielkiego Brata.

Znałem dość dobrze Hollendra, bo należał, wespół z Anną Świrszczyńską, do poetów przez nas respektowanych. Nota bene razem ze Świrszczyńską otrzymał jedną z podziemnych nagród.

Nieprawdziwa jest teza, że lewicowość zmiękczała niektórych inteligentów, czyniąc ich mało odpornymi na powaby naszych wschodnich sąsiadów. Hollender był w dostatecznym stopniu anarchistą, żeby przeciwstawiać hasłom i programom swoją dumę wesołka. Aresztowany i osadzony na Pawiaku, w swojej celi okazał się niewyczerpanym recytatorem i opowiadaczem baśni. A nawet dawał kurs o bogach starożytnej Grecji. Znałem, krążący w podziemiu, jego wiersz pt. “Kato", o Grecji jako o kraju, do którego na pewno powróci po wojnie, i to razem z kobietą. Ten wiersz i obraz Hollendra z jakąś dziewczyną sprawił, że wiadomość, która do nas dotarła, była szczególnie dotkliwa. Rozstrzelano go w maju 1943 roku w ruinach getta razem z całą grupą więźniów. W tej grupie był bliski mi człowiek - Mieczysław Kotarbiński, malarz, młodszy brat profesora Tadeusza Kotarbińskiego.

Wiersz Hollendra, który cytuję, nie był wtedy, kiedy powstał, tj. tuż przed wojną, czymś niezwykłym, bo reprezentował niezależną lewicowość w sporze z hasłami mocarstwowymi i etnocentryzmem. Zapewne ta mieszanka składników przyczynia dzisiaj trudności zrozumienia. Ale byli przecie tacy ludzie, myślę - rodem głównie z Żeromskiego, a zwłaszcza z jego “Przedwiośnia".

Ojczyzna

Któż cię jutro spamięta, ogromne nazwisko,

jaki błękit wytrzyma twe ogniste krzyże,

nas jeszcze sobą gnieciesz, do nas schodzisz blisko,

bijąc w szyby zawieją wspomnień o Sybirze.

Ciebie - słupem ognistym widzieli w męczarniach,

gdy śmierć spadała pętlą spod gałęzi dębów,

ciebie tłoczył robociarz w podziemnych drukarniach,

a czytywał cię nocą zaciskając zęby.

Tobie legł na bateriach, sobą drogę mościł

pierwszy chłop w czarnym dymie wściekłych detonacji,

umiano umrzeć za ciebie, kochanko wolności,

trójkordonowa fikcjo wszystkich emigracji.

I szeptano wciąż - jutro. I mówiono - rano,

że wolnością, równością jak młodość się sprężysz,

a zbudziłaś się oto matką jaśnie panów,

białorączków, rycerzy, pomników i księży.

Przeciw synom się własnym pancerzysz przeszłością,

pomnikami obrastasz, a głodem zagrażasz,

co poczniesz z naszym buntem, co z naszą młodością,

stającą przeciw tobie, a przy twych ołtarzach.

Na tłumy bezrobotnych, prących ulicami

spoglądasz mocarstwowym, kamiennym obliczem...

- Miliony odepchniętych! - nie dla nas, nie dla nich

dymią twoje kominy i załgane znicze.

Komu w twych magazynach, stalowa i lotna,

śpi śmierć konna, powietrzna, polowa i piesza...

- Ojczyzno mocarstwowa! Pani bezrobotna!

Wdowo po powieszonych! Któryż raz ich wieszasz.

Chmurz się groźnie, a błyskaj spiżowo nad nami,

włócz nami jak chmurami po skrwawionym niebie!

- My pod twoje pomniki kładziemy dynamit,

aby rozmiótł twe kłamstwa, a ukazał - Ciebie!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2004